Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Frank Miller. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Frank Miller. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 7 grudnia 2025

All Star Batman i Robin Cudowny Chłopiec

Jestem cholernym Batmanem!


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

To, że Batman jest psychopatą, uzależnionym od swej wieloletniej traumy, sugerowało już wielu twórców na przestrzeni lat. Jedną z najbardziej radykalnych realizacji tej teorii zaprezentowali Frank Miller i Jim Lee w 2005 roku. Człowiek Nietoperz w wersji „All Star” został znienawidzony przez fanów, którzy woleliby widzieć go raczej za murami Azylu Arkham niż na ulicach Gotham. Zobaczmy, o co poszło.

Rok 2005 był dla DC Comics okresem szczególnym. Na jego koniec zapowiedziano „Nieskończony kryzys”, czyli wielki powrót multiwersum. Ziemia Jedyna, scalona z wielu jej wariantów w 1985 roku podczas „Kryzysu na nieskończonych ziemiach”, miała być znowu powielona. Wydawnictwo szukało możliwości rozwoju i swobody w tworzeniu „elseworldów”, czyli alternatywnych historii niezobowiązanych do trzymania się wspólnego kontinuum. Dodatkowo w kinach lada chwila miał pojawić się „Batman Begins” Christophera Nolana, a kolejny rok przynieść miał „Superman Returns” Bryana Singera. Lepszego momentu na zwiększenie sprzedaży być nie mogło. Nowe projekty wydawnicze aż prosiły się o realizację.

niedziela, 22 grudnia 2024

Spawn

Piekielne lata Todda McFarlane'a


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.



Todd McFarlane był obok Jima Lee najpopularniejszym twórcą czasów TM-Semic. Zarówno w Polsce, jak i na świecie – do dziś jest (żywą) legendą. To on wymyślił bohatera najdłużej wydawanej w pełni autorskiej serii komiksowej w Stanach Zjednoczonych. Każdy fan komiksu superbohaterskiego słyszał o demonicznym przybyszu z samego dna piekieł, który zaprzedał duszę diabłu. Oto Spawn.

niedziela, 18 lutego 2024

Martha Washington. Jej życie i czasy. Wiek XXI


Za dużo wolności


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Lata osiemdziesiąte przyniosły tak zwaną „mroczną erę komiksu amerykańskiego”, czyli poważniejsze, brutalniejsze i – no właśnie – mroczniejsze historie przeznaczone dla dorosłego odbiorcy. Frank Miller i Dave Gibbons to jedne z najgłośniejszych nazwisk tego okresu – nic dziwnego zatem, że pod koniec dekady weszli w kooperację. Efekt? Przygody niejakiej Marthy Washington.

czwartek, 9 listopada 2023

Batman Spawn

Tylko dla zatwardziałych fanów


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Chcesz lepszych wyników finansowych i wyższej sprzedaży? Zrób crossover! Historie przetaczające się przez kilka różnych, równolegle wydawanych serii to chleb powszedni amerykańskich wydawnictw komiksowych. Zwykle dotyczą one tytułów tylko jednego uniwersum. Czasem jednak dochodzi do crossoverów wyższego poziomu – kiedy spotykają się bohaterowie komiksów różnych wydawnictw. Tak się stało chociażby w roku 1994 (i to dwukrotnie). A teraz, po dwudziestu dziewięciu latach dwójka bohaterów po raz trzeci weszła sobie w drogę. Tylko że nie wiadomo w sumie po co – nie każdy crossover jest dobrą decyzją. Nawet jeśli dotyczy Spawna i Batmana.

Egmont wydał właśnie wszystkie trzy wspomniane komiksy w jednym tomie zbiorczym. Ale – ciekawostka – to ten najnowszy, wydany na początku 2023 roku, otwiera cały zbiór. Moim zdaniem taką decyzją wydawnictwo wyznacza od razu target albumu – skierowany jest on do osób znających zarówno Batmana i Spawna oraz świadomych tego, że kiedyś już doszło do ich konfrontacji. Ja zacznę jednak od opowieści umieszczonych w zbiorze jako druga i trzecia, czyli tych najstarszych, wydanych niemal trzydzieści lat temu. Słynny Todd McFarlane rozpoczął pisanie (i rysowanie) „Spawna” niemal dwa lata wcześniej – był to najlepiej sprzedający się tytuł nowopowstałego wydawnictwa Image, które stało się bardzo szybko poważną konkurencją dla DC Comics i Marvela.

niedziela, 20 listopada 2022

300 i Xerses

To jest Sparta!!!



Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

O tym komiksie słyszał chyba każdy, nie tylko fan Franka Millera. Jego ociekające patosem i emanujące totalną „millerozą” dzieło, opowiadające o legendarnej bitwie w Wąwozie Termopilskim doczekało się ekranizacji i kontynuacji (a w zasadzie spin-offa). Dziś czytamy „300” i „Xerxesa” – dwa komiksy będące „esencją Millera w stanie czystym”. Jeden w pozytywnym, drugi w negatywnym znaczeniu.

czwartek, 31 marca 2022

Mroczny rycerz. Złote dziecko

Katastrofa


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Jak można zrujnować legendę? Frank Miller udowadnia, że to nie problem. Po całkiem niezłej „Rasie panów” napisał słabiutki i niepotrzebny nikomu prequel „Powrotu mrocznego rycerza” a teraz zaprezentował równie zbędną i jeszcze gorszą kontynuację. Teoretycznie ostatnią – ale wiadomo, jak to jest w przemyśle komiksowym. Ja mam nadzieję, że naprawdę to już koniec.

W finale „Rasy panów” Bruce Wayne został odmłodzony, ale jak się teraz okazuje nie przebiera się już za Batmana. Podobnie Superman – nie udaje już Clarka Kenta. Znowu zniknęli, nie pierwszy już raz, ale teraz wygląda na to, że na stałe. Rolę obrońcy Gotham przejęła dobrze nam znana Carrie Kelley, na którą w komiksie wszyscy wołają „Batlaska”. Ma ona na swoje usługi Batboysów – razem próbują zaprowadzić porządek w mieście ogarniętym zamieszkami. Skąd zadyma? Ano Donald Trump znowu kandyduje! I teraz uwaga – do jego ponownej elekcji chcą doprowadzić… Joker (umarł w „Powrocie…”, więc nie żyje, zatem nie powinno go tu być, ale Frank Miller ma to gdzieś) i Darkseid, mroczny władca Apokolips, jedna z najpotężniejszych istot w multiwersum DC Comics. Co tu się wyprawia? Nie jestem w stanie tego odpowiednio skomentować.

czwartek, 17 marca 2022

Mroczny rycerz. Ostatnia krucjata

Nie tędy droga


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Bohaterem słynnego „Powrotu mrocznego rycerza” jest pięćdziesięciopięcioletni Batman, który wraca do superbohaterskiego fachu po dekadzie bezczynności. Co spowodowało, że zniknął i pozwolił Gotham na stopniowe pogrążanie się w otchłani zbrodni i szaleństwa? O tym opowiada prequel arcydzieła Franka Millera„Mroczny rycerz. Ostatnia krucjata”.

W sumie wiemy co się stało. Joker zabił Robina – mówi o tym Alfred już na początku „Powrotu…”. Przypomina to oczywiście późniejszą o dwa lata, słynną historię z 1988 roku – „Śmierć w rodzinie” autorstwa Jima Starlina i Jima Aparo. Najwidoczniej pomysł uśmiercenia Cudownego Chłopca spodobał się redaktorom DC Comics. Jason Todd, drugi Robin, zginął z rąk Jokera – a właściwie z rąk czytelników, ponieważ rozwój fabuły poddano wtedy pod głosowanie. Fani minimalną ilością głosów zdecydowali, że chcą zobaczyć go martwego. Było to wydarzenie bez precedensu, szefowie wydawnictwa zastanawiali się wówczas co oni najlepszego zrobili. Ale odwrotu nie było. W 1989 pojawił się Tim Drake, czyli trzeci Robin, a fabuły komiksów z Batmanem stały się jeszcze bardziej ciemne i ponure niż dotychczas. Nic dziwnego, wszak Mroczna Era Komiksu nabierała wówczas coraz większego rozpędu.

niedziela, 27 lutego 2022

Mroczny rycerz. Rasa panów

Być człowiekiem


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„Mroczny rycerz kontratakuje”, czyli kontynuacja „Powrotu mrocznego rycerza”, wydana została w 2001 roku, czyli piętnaście lat później (w świecie komiksu minęły trzy lata). Trzeci komiks cyklu, zatytułowany „Mroczny rycerz: Rasa panów”, ukazał się znowu po piętnastu latach. I jak łatwo się domyśleć, w komiksowej rzeczywistości posunęliśmy się ponownie o trzy lata. 

Najwidoczniej jest to jakaś zasada Ziemi-31, a więc wszechświata, w którym Frank Miller osadził fabułę swych opowieści o mrocznym rycerzu – czas mija tam dokładnie pięć razy wolniej niż u nas. Miller podkreślał często, że Batman jest jego ulubionym bohaterem komiksowym, więc zakończenie całej historii powinno być epickie. Tym razem zaprosił kilku kolegów do współpracy – scenariusz pisał razem z Brianem Azzarello, za rysunki do głównych dziewięciu części odpowiadali Andy Kubert i Klaus Janson a tak zwane „tie-iny”, które należy czytać pomiędzy poszczególnymi odcinkami, zilustrowali Frank Miller, John Romita Jr. oraz Eduardo Risso. Cała opowieść, wydana została w odcinkach w latach 2015-2017 – w Polsce, już w rok po ostatnim odcinku, Egmont wydał całość w jednym wydaniu zbiorczym.

niedziela, 13 lutego 2022

Mroczny rycerz kontratakuje

Powrót do „Powrotu”


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„Powrót mrocznego rycerza” Franka Millera jest jednym z najważniejszych superbohaterskich komiksów w historii. Jest też jednym z najlepszych – jego jakości i zasługi dla rozwoju medium nie sposób przecenić. Nic dziwnego zatem, że po kilkunastu latach Frank Miller wpadł na pomysł, aby napisać kontynuację. Mroczny rycerz kontratakuje!

„Nieskończony kryzys” z 2005 roku zapoczątkował nowe multiwersum DC Comics złożone z pięćdziesięciu dwóch wszechświatów. Historie alternatywne, tak zwane „elseworldy”, otrzymały swoje „domy”. W 2007 roku podczas „Odliczania do ostatniego kryzysu”, ustalono „mocą wsteczną”, że wydarzenia „Powrotu mrocznego rycerza” działy się na Ziemi-31. Akcja „The Dark Knight Strikes Again”, wydanego w trzech częściach między grudniem 2001 a lipcem 2002 roku, dzieje się trzy lata po wydarzeniach „Powrotu mrocznego rycerza”. Bruce Wayne, po upozorowaniu swojej śmierci, zszedł do podziemia. Tam, razem ze swoją asystentką Carrie, występująca teraz jako Catgirl (w „Powrocie…” była nowym Robinem), szkoli armię „Batboys”, złożoną z byłych Mutantów. Armia Batmana ma jedno zadanie – obalić technokratyczny reżim trzymający Stany Zjednoczone w potwornym uścisku. Lex Luthor do spółki z Brainiacem steruje państwem policyjnym, na czele którego stoi – zupełnie jak u Philipa K. Dicka – prezydent-hologram. Nie ma już superherosów – niektórzy uciekli z Ziemi, inni zostali ubezwłasnowolnieni i przebywają w państwowych laboratoriach-więzieniach a jeszcze inni, ci najpotężniejsi, ulegli szantażowi i pomagają w utrzymaniu dyktatury Luthora (choć wbrew własnej woli).

niedziela, 16 maja 2021

Elektra. Assassin

Jak żywioł


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Elektra Natchios, jedna z najciekawszych żeńskich bohaterek Uniwersum Marvela pojawiła się po raz pierwszy w sto sześćdziesiątym ósmym numerze „Daredevila” autorstwa Franka Millera. Jej komiksowy „ojciec” już na starcie zasygnalizował, że Elektra nie jest i nigdy nie będzie podobna do innych superbohaterek Marvela. „Elektra Assassin”, ośmioczęściowa miniseria sprzed trzydziestu pięciu lat, utrwala kontrowersyjny wizerunek partnerki Daredevila i jest jednym z największych osiągnięć w karierze Franka Millera.

W roku 1983 Frank Miller stał na Parnasie. W lutym odszedł z „Daredevila”, gdzie zrobił rewolucję i zajął się własnym, w pełni autorskim projektem – „Roninem”. Jest to tytuł ważny w kontekście omawianego dziś albumu, gdyż wiele idei i pomysłów tam zamieszczonych rozwijanych jest właśnie tutaj. Gdy przyszedł rok 1986, gwiazda Millera świeciła chyba najjaśniej – „Powrót mrocznego rycerza” i „Daredevil: Born Again” wydawane były dokładnie w tym samym czasie i obydwa okrzyknięto wielkimi sukcesami, mierzonymi zarówno wpływami ze sprzedaży i ocenami krytyków komiksowych. Fakt jednoczesnej pracy dla dwóch wielkich molochów wydawniczych („Batman” dla DC, „Daredevil” dla Marvela) w żaden sposób nie wpłynął na jakość pracy autora. I jakby tego było mało, w tym samym roku odezwało się do niego trzecie wydawnictwo.

niedziela, 7 lutego 2021

Daredevil. Tom 4

Po rewolucji


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Frank Miller nie myśli już chyba o wielkich, przełomowych dziełach komiksowych. Sprawia wrażenie twórcy, któremu wystarczy odcinanie kuponów od swej sławy. Warto zatem cofnąć się mocno w czasie do okresu, w którym rządził i dzielił w Marvelu (i nie tylko). Po rewolucji w „Daredevilu” opadł kurz i powstała nowa jakość – nic dziwnego zatem, że Frank Miller po krótkiej przerwie wrócił do jednego ze swoich ulubionych bohaterów.

Ale zanim się temu przyjrzymy, musimy na chwilę udać się jeszcze bardziej w przeszłość – do lutego i marca 1979 roku. Wtedy to młody i nieopierzony Frank Miller zastąpił Jima Mooneya w dwóch numerach komiksu „Peter Parker. The Spectacular Spider-Man”. To właśnie tu narysował Daredevila po raz pierwszy. Śmiałek i chwilowo oślepiony człowiek-pająk ścigają złoczyńcę, który każe nazywać się „Zamaskowanym Zakapiorem” (tak, naprawdę!). To taka typowa, nieco naiwna i banalna historia z zamierzchłych czasów Marvela – standardowa superbohaterszczyzna Brązowej Ery. Ale ziarno zostało zasiane – postać Diabła z Hells Kitchen tak spodobała się Millerowi, że postanowił zrobić wszystko, aby narysować ją ponownie. I to właśnie dzięki temu bardzo udanemu występowi zaproponowano mu pracę właśnie przy „Daredevilu”.

czwartek, 21 stycznia 2021

Sin City 7. Do piekła i z powrotem

 

Łabędzi spiew

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

W ostatnim tomie „Sin City” Frank Miller zabiera nas na przejażdżkę „do piekła i z powrotem”. To najdłuższa historia z Miasta Grzechu – treści w niej nie jest jednak wcale więcej niż chociażby w „Krwawej jatce” czy „Tym żółtym draniu”. Nie jest to również najlepsza z opowieści – tak jakby Miller musiał wypełnić obowiązujący kontrakt, zamiast napisać i narysować ją prosto z serca. Ale w ostatecznym rozrachunku jest całkiem nieźle.

Wallace, długowłosy koleś, którego spotykamy po raz pierwszy na stronach „Sin City”, jest byłym marine. Ta prawdziwa maszyna do zabijania próbuje jednak żyć jak człowiek – pracuje jako grafik w jednej z miejscowych gazet. Gdy pewnej nocy pędzi obwodnicą Miasta Grzechu ratuje niedoszłą samobójczynię o imieniu Esther. Biedaczysko zakochuje się na zabój i – o dziwo – tym razem nie mamy do czynienia z femme fatale (to znaczy, kobieta fatalna obowiązkowo się pojawi, ale będzie nią ktoś inny). Gdy Esther zostaje porwana przez handlarzy ludzkim towarem, Wallace budzi w sobie bestię i rusza jej na ratunek. I to właściwie cała fabuła komiksu – nie znajdziemy tu niczego więcej, niż klasyczna opowieść o zemście, w której jeden heros rusza na niezliczone zastępy „tych złych” i robi z nimi porządek. Po drodze spotyka jadowitą uwodzicielkę (patrz „Girlsy, gorzała i giwery”); absolutnie złą przeciwniczkę przywodzącą na myśl Elektrę; skorumpowanego do cna gliniarza, którego udaje mu się trochę naprostować oraz zło tak olbrzymie, że aż groteskowe. Znaczy – standardowa opowieść ze świata „Sin City”.

wtorek, 29 grudnia 2020

Sin City 6. Girlsy, gorzała i giwery

Jedenaście strzałów

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Szósty tom „Sin City” różni się dość znacząco od poprzednich. Zamiast jednej dużej opowieści, otrzymujemy jedenaście miniatur, pisanych i rysowanych przez Franka Millera w różnych okresach pracy nad serią. Motyw przewodni? Właściwie taki sam jak we wszystkich dotychczasowych albumach – girlsy, gorzała i giwery.

Pamiętacie króciutką scenę z ekranizacji komiksu w reżyserii Roberta Rodrigueza? Noc, deszcz, światła wielkiego miasta, a ona „drży na wietrze, niczym ostatni liść na umierającym drzewie”. Josh Hartnett, przy wtórze nastrojowej jazzowej muzyki, podchodzi do najwyraźniej zaniepokojonej, stojącej na balkonie, Marley Shelton i robi to, za co bierze grube pieniądze. Ta, nie związana w żaden sposób z pozostałymi częściami filmu, scena to jedno z jedenastu opowiadań szóstego tomu – nosi tytuł „Klient ma zawsze rację”. Macie więc już ogólny obraz tego, co znajdziemy w omawianym dziś komiksie – krótkie impresje, zabawy z komiksową formą, lekko przeszarżowane (ale nie wyobrażam sobie, aby nie były) kilku- bądź kilkunastostronicowe wycieczki w najróżniejsze zakamarki Miasta Grzechu.

czwartek, 3 grudnia 2020

Sin City 5. Rodzinne wartości

Lekko dół 

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Komiksy z serii „Sin City” są jednymi z najprostszych fabularnie, wśród wszystkich jakie kiedykolwiek napisał Frank Miller. Są jednocześnie jednymi z jego najlepszych dzieł i najważniejszych osiągnięć. Omawiany dziś tom piąty, „Rodzinne wartości”, jest być może nieco słabszy niż cztery poprzednie, ale nie zmienia to faktu, że powinniśmy mieć go na półce. To przecież „Miasto grzechu”.

Dwight McCarthy, znany z drugiego i trzeciego tomu, znowu szuka guza. Tym razem udaje się do obskurnej knajpy, w której dzień wcześniej doszło do krwawych gangsterskich porachunków. Wiemy, że współpracuje z dziewczynami ze „Starego miasta”, wiemy też, że pomagać mu będzie Miho – najbardziej zabójcze metr pięćdziesiąt w kapeluszu w Basin City. Ta, władająca biegle kataną i nie biorąca nigdy jeńców, japońska wojowniczka ma być wsparciem Dwighta, na wypadek, gdyby coś poszło nie tak. Motywacje i prawdziwe zadanie bohaterów to wielkie niewiadome – spotkana w barze pijaczka-informatorka nakreśla co prawda pewne tło, na którym wydarzenia poprzedniej nocy nabierają jakiegoś tam sensu, ale nadal nie wiemy co ściągnęło Dwighta i Miho w tę niebezpieczną okolicę.

czwartek, 29 października 2020

Sin City 4. Ten żółty drań

Cokolwiek ci zrobi, nie krzycz 

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona. 

Dziś znowu czytamy „Sin City”. Poznaliśmy już brutalnego Marva i poharatanego psychicznie Dwighta. Obaj byli antybohaterami pełną gębą, nie różnili się zbytnio od bandziorów, którym stawiali czoła. Dziś spotkamy Johna Hartigana, pierwszego jednoznacznie pozytywnego mieszkańca Miasta Grzechu – zdecydowanie najmniej cynicznego i zepsutego. Być może dlatego cierpi najbardziej. 

John jest gliniarzem, który ma właśnie odejść na emeryturę. Została mu tylko jedna, ostatnia sprawa do rozwiązania – musi powstrzymać przerażającego mordercę i notorycznego pedofila, który porwał jedenastoletnią Nancy. Dlaczego nikt wcześniej nie powstrzymał zwyrodnialca? Ano dlatego, że chodzi o Roarka Juniora, syna senatora Roarka, który trzęsie całym przestępczym światkiem Basin City i ma wielkie polityczne plany co do swego syna-potwora. Hartigan nie boi się zadrzeć z najpotężniejszą rodziną w mieście, choć oznacza to tak naprawdę wyrok śmierci. Są rzeczy, na które nie wolno pozwalać – choćby przyszło za to zapłacić najwyższą cenę. Bohatera czeka niestety los gorszy niż mógłby się spodziewać. 

niedziela, 11 października 2020

Sin City 3. Krwawa jatka

Hardboiled Berserker

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

W 2005 roku na ekrany kin weszła jedna z najlepszych adaptacji komiksu w historii – „Sin City” w reżyserii Roberta Rodrigueza, wspieranego przez samego Franka Millera i (gościnnie) Quentina Tarantino. Twórca „Pulp Fiction” odpowiada nawet za reżyserię króciutkiego, kilkuminutowego fragmentu filmu – sceny w której główny bohater, grany przez Clive’a Owena, wyobraża sobie, że dyskutuje w samochodzie z trupem Benicio del Toro.

W sumie nic dziwnego, że Rodriguez „odstąpił” przyjacielowi akurat ten fragment. Filmy Tarantino stoją dialogiem, a środkowy segment filmu oparty jest o trzeci tom komiksu Franka Millera – zdecydowanie bardziej bogaty w dialogi i treściwą, noirową narrację niż dwa pierwsze. „The Big Fat Kill”, w Polsce znany jako „Krwawa jatka”, to pięcioodcinkowa historia z przełomu 1994 i 1995 roku, wydana w Polsce już dwukrotnie. Ostatnio w 2015 roku w twardej oprawie – w zeszłym roku Egmont zwiększył nakład i dzięki temu dostaliśmy możliwość uzupełnienia swoich kolekcji.

czwartek, 24 września 2020

Sin City 2. Damulka warta grzechu

Istota absolutnie zła

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Egmont regularnie zasila rynek dodrukami „Sin City”. W kwietniu tego roku mogliśmy uzupełnić swoje kolekcje o tom drugi – do niedawna biały kruk, komiks praktycznie niedostępny nawet w drugim obiegu. „Sin City. Damulka warta grzechu” to druga wyprawa do najgorszego miejsca na Ziemi, w którym mieszkają najgorsi ludzie jakich możemy sobie wyobrazić. A wśród nich jedna kobieta, która sama o sobie mówi, że jest istotą absolutnie złą.

Zanim jednak ją spotkamy, poznamy Dwighta McCarthy’ego, byłego dziennikarza, który kiedyś o mało nie dostał Pulitzera, a teraz walczy o pozostanie trzeźwym i przetrwanie każdych kolejnych dwudziestu czterech godzin. Dwight jest obecnie prywatnym detektywem, trzaskającym z ukrycia fotki niewiernym mężom. Wieczorami poci się w swoim zbyt małym, zatęchłym mieszkanku i rozpamiętuje przeszłość. Najgorsze są noce – w ciągu dnia czas można jakoś zabić, ale gdy zachodzi słońce nie ma dokąd uciec przed samym sobą. Dwight był kiedyś „potworem”, pijakiem, brutalnym zabijaką i beznadziejnie zakochanym facetem, którego ukochana Ava doprowadziła na skraj przepaści. Stracił wszystko, pracę, pieniądze, szacunek – został mu tylko ból, nienawiść, cierpienie i beznadzieja. Aż do pewnego wieczora, kiedy to w jego małej klitce zadzwonił telefon. Oto powraca przeszłość – Ava, kobieta fatalna, damulka warta grzechu, najbardziej toksyczna i kłamliwa osoba, jaką można spotkać w Sin City. Prosi, wręcz błaga o pomoc swojego byłego, oszukanego i zdradzonego kochanka. On wie, że powinien odłożyć słuchawkę, że nie czeka go nic innego, niż kolejne stopnie piekła. I co robi? Goli się, choć nie musi, zmienia ciuchy i jest w umówionym miejscu grubo przed czasem.

czwartek, 16 lipca 2020

Superman. Rok pierwszy

Komiks niepotrzebny

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Wydawnictwo Egmont stawia mocno na „DC Black Label”, nową serię wydawniczą Detective Comics, która z założenia ma wypełnić lukę po zamkniętym niedawno „DC Vertigo”. Trzy dotychczas wydane w Polsce komiksy tego nowego imprintu nie prezentują niestety równego, wysokiego poziomu. Właśnie ukazał się tytuł czwarty – „Superman. Rok pierwszy” ze scenariuszem Franka Millera i rysunkami Johna Romity Jr. Jak wyszło?

Frank Miller jest żywą legendą i jego pojawienie się w „DC Black Label” było tylko kwestią czasu. Gdy dołącza do niego taki gość jak John Romita Jr. wydawać by się mogło, że mamy przepis na sukces. Niestety nie jest tak kolorowo – nowemu originowi Supermana sporo brakuje do najlepszego dzieła duetu wspomnianych panów, czyli komiksu „Daredevil. The Man Without Fear”. „Rok pierwszy” składa się z trzech części, które w skrócie możemy opisać jako: Smallville, Metropolis i to, co pomiędzy.

niedziela, 14 czerwca 2020

Daredevil. Tom 3

Zmierzch rewolucji

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Scenariusze i rysunki Franka Millera wywindowały „Daredevila”, niewidomego marvelowskiego bohatera, na szczyt popularności. Wiosną 1983 roku, po zakończeniu swego udziału serii, Frank Miller mógł przebierać w ofertach – komiks o Diable z Hells Kitchen okazał się trampoliną do sukcesu także dla niego. W trzecim tomie „Daredevila” od Egmontu zapoznamy się z finałem millerowskiego runu i kilkoma kolejnymi projektami autora.

Drugi tom skończył się na dziewięć numerów przed końcem ery Millera. Autor zdecydował się wówczas na bardzo niecodzienny i ryzykowny krok – zabił Elektrę. Nalegał na to bardzo mocno i tłumaczył niezadowolonym włodarzom Marvela, że tak naprawdę planował to już na samym początku, gdy tylko wymyślił postać dzielnej wojowniczki. Elektrę zabija Bullseye, który płaci za to niemal najwyższą cenę – ląduje w szpitalu z połamanym kręgosłupem i paraliżem. Tymczasem Kingpin cały czas rozwija przestępcze imperium, rozpaczliwie próbując uleczyć swą żonę Vanessę, która wpadła w katatonię podczas niefortunnego pobytu w kanałach Nowego Jorku. Gdzieś z oddali dobiega nas gniewny pomruk Zakonu Dłoni, zapowiadający, że jego członkowie nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Oszalały z bólu Daredevil próbuje odnaleźć się w świecie po Elektrze i nadal prowadzi podwójne superbohaterskie życie.

niedziela, 19 kwietnia 2020

Ronin

Magia w przewodach

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„To najbardziej kretyńska historia, jaką w życiu słyszałem” - tak mówi jedna z postaci występujących w komiksie „Ronin”. Usłyszała właśnie krótkie streszczenie tego, co się do tej pory wydarzyło. Czy rzeczywiście jest aż tak dziwacznie? Zajrzyjmy do pierwszego, w pełni autorskiego komiksu Franka Millera – sześcioodcinkowej opowieści, wydanej przez Detective Comics między lipcem 1983 a sierpniem 1984 roku. Cyberpunk spotyka średniowieczną Japonię.

Swą fascynację orientem (w szczególności Japonią), jego kulturą, sztuką, historią, filozofią, kodeksem samurajów i sztukami walki autor wyraził już w poprzedzającym „Ronina” „Daredevilu”. Szczególnie mocno intrygowała go „instytucja” ronina, czyli samuraja z czasów feudalnej Japonii, który stracił swego pana – a tym samym cel życia. Jedną z historii o takim, wyrzuconym poza nawias społeczeństwa, średniowiecznym wojowniku była manga z pierwszej połowy lat siedemdziesiątych – „Kozure Okami”, wydana w Polsce jako „Samotny wilk i szczenię” w 2006 roku przez nieistniejącą już Mandragorę. Frank Miller był zafascynowany wspomnianą mangą, a japoński sposób opowiadania obrazem stał się potem kluczowy w „Roninie”. Z drugiej strony doceniał również ówczesny komiks europejski z Moebiusem na czele – wpływ prac Jeana Girauda na „Ronina” jest niezaprzeczalny. Frank Miller dokonał niesamowitej fuzji wschodniej i zachodniej sztuki komiksowej i jednocześnie wpasował się idealnie w rodzący się na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nowy nurt w popkulturze – cyberpunk.