Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
W 2005 roku na ekrany kin weszła jedna z najlepszych adaptacji komiksu w historii – „Sin City” w reżyserii Roberta Rodrigueza, wspieranego przez samego Franka Millera i (gościnnie) Quentina Tarantino. Twórca „Pulp Fiction” odpowiada nawet za reżyserię króciutkiego, kilkuminutowego fragmentu filmu – sceny w której główny bohater, grany przez Clive’a Owena, wyobraża sobie, że dyskutuje w samochodzie z trupem Benicio del Toro.
W sumie nic dziwnego, że Rodriguez „odstąpił” przyjacielowi akurat ten fragment. Filmy Tarantino stoją dialogiem, a środkowy segment filmu oparty jest o trzeci tom komiksu Franka Millera – zdecydowanie bardziej bogaty w dialogi i treściwą, noirową narrację niż dwa pierwsze. „The Big Fat Kill”, w Polsce znany jako „Krwawa jatka”, to pięcioodcinkowa historia z przełomu 1994 i 1995 roku, wydana w Polsce już dwukrotnie. Ostatnio w 2015 roku w twardej oprawie – w zeszłym roku Egmont zwiększył nakład i dzięki temu dostaliśmy możliwość uzupełnienia swoich kolekcji.
Oto Dwight McCarthy, znany dobrze z poprzedniego tomu – „Damulki wartej grzechu” – kiedy to stracił kompletnie głowę dla najbardziej fatalnej kobiety jaką kiedykolwiek wymyślił Frank Miller. Dwight pomaga właśnie pozbyć się swojej przyjaciółce, jej „chłopaka”, na którego wołają „Jackie Boy”. Jackie i jego kumple, naćpani niemal do nieprzytomności, po nauczce odebranej od Dwighta, „ruszają w miasto” – pełni agresji, brutalnej chuci i z niską zawartością krwi w alkoholu. Pech (albo i celowe działanie) chciał, że trafili to „Starego miasta”, czyli miejsca, w którym żądzą „panienki”. Za kasę zaprowadzą cię do raju, ale gdy przeholujesz wepchną ci przyrodzenie do gardła. Dwight dociera tam również – z liderką ciężko uzbrojonych prostytutek, łączyła go kiedyś bardzo intymna, choć wybuchowa, relacja. I wtedy wszystko przybiera bardzo, bardzo zły obrót. Rozpoczyna się preludium do tytułowej „krwawej jatki” – przemoc narasta, aby w finale eksplodować na niesłychaną skalę.
Dwight McCarthy jest tu trochę innym bohaterem niż w przywoływanym tomie drugim. Jest o wiele bardziej pewny siebie i wygadany wręcz do przesady – jeszcze nikt w dotychczasowych komiksach z „Miasta grzechu” nie miał tyle do powiedzenia. Mamy do czynienia z komiksem w stylu „hardboiled”, gdzie stany psychiczne Dwighta wręcz kreują elementy rzeczywistości, a on sam w bardzo rozbudowanych monologach wewnętrznych, stara się kiełznać własną percepcję i ratować własną psychikę. Oczywiście zanim wpadnie w berserkerski szał, tak samo jak większość postaci występujących w komiksie. Frank Miller postawił też mocno na dialogi – pisze je z werwą i zapałem ale i odrobiną zrozumiałego patosu i przesady. Scena w mieszkaniu Shellie, to wręcz esencja narracyjnego rozbuchania autora. Genialna, emocjonująca, do czytania na okrągło – jakże świetnie i wiernie odwzorowana przez Rodrigueza w filmie. Trudno oprzeć się magnetyzmowi nieodżałowanej Brittany Murphy.
Komiks wypełniony jest po brzegi przemocą, krwią, fizycznym bólem, roznegliżowanymi, kobiecymi ciałami, wrakami samochodów oraz trupami przysypanymi łuskami po nabojach i zaściełającymi ziemię. Wszystko skąpane w strugach lejącego się nieustannie deszczu, okryte ciemnością nocy z rzadka przetykaną wyładowaniami błyskawic. Pioruny biją najczęściej tak, aby oświetlać postać drobniutkiej Miho, japońskiej dziwki władającej kataną lepiej niż Panna Młoda u Tarantino, albo wykrzywione w grymasie bólu (lub wściekłości) twarze bohaterów. Szkoda, że nie ma tym razem Marva, olbrzymiej i brutalnej ćmy barowej, która mi osobiście już zawsze kojarzyć się będzie z Mickeyem Rourke’em – ale jest za to tak samo wielki Manute, który jeszcze nie pozbierał się po utracie swej szefowej. No i jest fajna zapowiedź komiksu „300”, który wyjdzie trzy lata po „Krwawej jatce” a na razie jest tylko luźnym pomysłem w głowie Franka Millera.
„Ogień, maleńka. Oboje w nim spłoniemy. Zabije i mnie i ciebie. Na tym świecie nie ma miejsca na taki ogień. Jeśli dzisiejszej nocy będę musiał zginąć za ciebie, zrobię to” – w taki oto sposób rozmawiają ze sobą bohaterowie komiksu. Dobrze to znamy i inaczej nie chcemy. „Zawsze będziemy mieli Basin City” – chciałoby się dodać na zakończenie, pod wpływem klimatu czarnego kryminału. Ale musimy wiedzieć, że możemy to zrobić tylko my, trzymający w rękach przelaną na papier fikcję. Mieszkańcy Miasta Grzechu skazani są na cierpienie i śmierć – wszyscy i bez wyjątku.
Tytuł: Sin City. Krwawa jatka
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Frank Miller
Tłumaczenie: Tomasz Kreczmar
Tytuł oryginału: Sin City Volume 3: The Big Fat Kill
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania: styczeń 2015 (2019 dodruk)
Liczba stron: 178
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: II
ISBN: 9788323728115
W sumie nic dziwnego, że Rodriguez „odstąpił” przyjacielowi akurat ten fragment. Filmy Tarantino stoją dialogiem, a środkowy segment filmu oparty jest o trzeci tom komiksu Franka Millera – zdecydowanie bardziej bogaty w dialogi i treściwą, noirową narrację niż dwa pierwsze. „The Big Fat Kill”, w Polsce znany jako „Krwawa jatka”, to pięcioodcinkowa historia z przełomu 1994 i 1995 roku, wydana w Polsce już dwukrotnie. Ostatnio w 2015 roku w twardej oprawie – w zeszłym roku Egmont zwiększył nakład i dzięki temu dostaliśmy możliwość uzupełnienia swoich kolekcji.
Oto Dwight McCarthy, znany dobrze z poprzedniego tomu – „Damulki wartej grzechu” – kiedy to stracił kompletnie głowę dla najbardziej fatalnej kobiety jaką kiedykolwiek wymyślił Frank Miller. Dwight pomaga właśnie pozbyć się swojej przyjaciółce, jej „chłopaka”, na którego wołają „Jackie Boy”. Jackie i jego kumple, naćpani niemal do nieprzytomności, po nauczce odebranej od Dwighta, „ruszają w miasto” – pełni agresji, brutalnej chuci i z niską zawartością krwi w alkoholu. Pech (albo i celowe działanie) chciał, że trafili to „Starego miasta”, czyli miejsca, w którym żądzą „panienki”. Za kasę zaprowadzą cię do raju, ale gdy przeholujesz wepchną ci przyrodzenie do gardła. Dwight dociera tam również – z liderką ciężko uzbrojonych prostytutek, łączyła go kiedyś bardzo intymna, choć wybuchowa, relacja. I wtedy wszystko przybiera bardzo, bardzo zły obrót. Rozpoczyna się preludium do tytułowej „krwawej jatki” – przemoc narasta, aby w finale eksplodować na niesłychaną skalę.
Dwight McCarthy jest tu trochę innym bohaterem niż w przywoływanym tomie drugim. Jest o wiele bardziej pewny siebie i wygadany wręcz do przesady – jeszcze nikt w dotychczasowych komiksach z „Miasta grzechu” nie miał tyle do powiedzenia. Mamy do czynienia z komiksem w stylu „hardboiled”, gdzie stany psychiczne Dwighta wręcz kreują elementy rzeczywistości, a on sam w bardzo rozbudowanych monologach wewnętrznych, stara się kiełznać własną percepcję i ratować własną psychikę. Oczywiście zanim wpadnie w berserkerski szał, tak samo jak większość postaci występujących w komiksie. Frank Miller postawił też mocno na dialogi – pisze je z werwą i zapałem ale i odrobiną zrozumiałego patosu i przesady. Scena w mieszkaniu Shellie, to wręcz esencja narracyjnego rozbuchania autora. Genialna, emocjonująca, do czytania na okrągło – jakże świetnie i wiernie odwzorowana przez Rodrigueza w filmie. Trudno oprzeć się magnetyzmowi nieodżałowanej Brittany Murphy.
Komiks wypełniony jest po brzegi przemocą, krwią, fizycznym bólem, roznegliżowanymi, kobiecymi ciałami, wrakami samochodów oraz trupami przysypanymi łuskami po nabojach i zaściełającymi ziemię. Wszystko skąpane w strugach lejącego się nieustannie deszczu, okryte ciemnością nocy z rzadka przetykaną wyładowaniami błyskawic. Pioruny biją najczęściej tak, aby oświetlać postać drobniutkiej Miho, japońskiej dziwki władającej kataną lepiej niż Panna Młoda u Tarantino, albo wykrzywione w grymasie bólu (lub wściekłości) twarze bohaterów. Szkoda, że nie ma tym razem Marva, olbrzymiej i brutalnej ćmy barowej, która mi osobiście już zawsze kojarzyć się będzie z Mickeyem Rourke’em – ale jest za to tak samo wielki Manute, który jeszcze nie pozbierał się po utracie swej szefowej. No i jest fajna zapowiedź komiksu „300”, który wyjdzie trzy lata po „Krwawej jatce” a na razie jest tylko luźnym pomysłem w głowie Franka Millera.
„Ogień, maleńka. Oboje w nim spłoniemy. Zabije i mnie i ciebie. Na tym świecie nie ma miejsca na taki ogień. Jeśli dzisiejszej nocy będę musiał zginąć za ciebie, zrobię to” – w taki oto sposób rozmawiają ze sobą bohaterowie komiksu. Dobrze to znamy i inaczej nie chcemy. „Zawsze będziemy mieli Basin City” – chciałoby się dodać na zakończenie, pod wpływem klimatu czarnego kryminału. Ale musimy wiedzieć, że możemy to zrobić tylko my, trzymający w rękach przelaną na papier fikcję. Mieszkańcy Miasta Grzechu skazani są na cierpienie i śmierć – wszyscy i bez wyjątku.
Tytuł: Sin City. Krwawa jatka
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Frank Miller
Tłumaczenie: Tomasz Kreczmar
Tytuł oryginału: Sin City Volume 3: The Big Fat Kill
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania: styczeń 2015 (2019 dodruk)
Liczba stron: 178
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: II
ISBN: 9788323728115
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz