Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 100 naboi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 100 naboi. Pokaż wszystkie posty

piątek, 2 kwietnia 2021

100 naboi. Brat Lono

El Mariachi Death Metal


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„100 naboi”, ze scenariuszem Briana Azzarello i rysunkami Eduarda Rissa, to jedna z najlepszych komiksowych serii pod szyldem „DC Vertigo”. Dokładnie sto odcinków wydawanych przez dokładnie dziesięć lat – wszystkie autorstwa dwójki wspomnianych twórców. W 2013 roku, cztery lata po zakończeniu serii, wracają oni do wykreowanego przez siebie uniwersum – w małym meksykańskim miasteczku o nazwie Durango dzieje się źle. Zresztą jak wszędzie w świecie „100 naboi”.

Jednym z najbardziej charakterystycznych bohaterów stuodcinkowej opowieści o walce o władzę nad całym światem był Lono. Wielki, silny, bezlitosny i skrajnie niebezpieczny zabójca – członek „Minutemanów”, specjalnie wyselekcjonowanej grupy gwarantującej spokój w szeregach organizacji, od której zależały losy naszego świata. Minutemani już nie istnieją, a Lono, po latach życia na krawędzi i brodzeniu po pas we krwi swoich ofiar, postanawia żyć inaczej. Od trzech lat mieszka na terenie parafii ojca Manny’ego w Durango. To małe meksykańskie miasteczko znajduje się w zasięgu wpływów kartelu narkotykowego – Lono żyje sobie gdzieś obok, nie miesza się w nie swoje sprawy, nie szuka kłopotów i chce po prostu przestać już być złym człowiekiem. Na bycie dobrym szans jednak nie ma żadnych.

czwartek, 16 maja 2019

100 naboi. Tom piąty

Piękna kanonada

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Przed nami piąty i ostatni tom jednej z najlepszych opowieści komiksowych w historii. Brian Azzarello i Eduardo Risso kończą wielką, stuodcinkową opowieść o tajnej wojnie wewnątrz jeszcze bardziej tajnej organizacji, odpowiadając na większość pytań, które nurtowały czytelników poprzednich tomów. Zakończenie „100 naboi” przeznaczone jest (tak jak każdy tom zresztą) tylko dla osób znających poprzednie odcinki. Podobnie jak poniższa recenzja – musimy wrócić na chwilę do końcówki czwartego tomu.

Na meksykańskiej pustyni doszło do dramatycznych wydarzeń. Dwie dążące do konfrontacji grupy zawodowych zabójców, którymi kierują coraz mniej jasne motywacje, rozminęły się o włos – jednak każda z nich wraca do Stanów Zjednoczonych z „łupem”. Dizzy Cordova wpada w ręce Gravesa i jego Minutemenów, którzy zastanawiają się, do czego tak naprawdę zmierza ta cała, zapoczątkowana przez ich szefa, vendetta przeciwko Firmie. Benito Medici, syn przywódcy Firmy, zostaje odnaleziony przez ekipę cyngli swojego ojca w miejscu, w którym nie powinien się nigdy znaleźć. Wszyscy wracają na północ, aby wziąć udział w ostatecznej rozgrywce. Prawie wszyscy – trup Wyliego Timesa, jednego z najciekawszych bohaterów całej serii, zasypywany jest stopniowo piaskiem, nawiewanym przez meksykański wiatr. Times próbował pójść po rozum do głowy i nie opowiadać się po żadnej ze stron – to, jak skończył, sugeruje, że była to zła droga.

środa, 16 stycznia 2019

100 naboi. Tom czwarty

Rozstawianie figur

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Wszyscy, którzy przystępują do czytania czwartego tomu „100 naboi”, muszą wiedzieć jedno – bez znajomości wcześniejszych części nie zrozumieją za wiele z tej historii. Ta, naprawdę epickich rozmiarów, stuodcinkowa (tytuł zobowiązuje) opowieść, za którą od początku do końca stoi tylko dwóch twórców, jest niepodzielną całością. W czwartej odsłonie pojawiają się wszystkie dotychczas poznane ważne postacie oraz kilka nowych. Zmieniają się układy sił, poszerza czytelnicza perspektywa, klarują pewne rozwiązania, a kunszt Briana Azzarella i Eduarda Rissa, choć wydawało się to niemożliwe, rośnie nieprzerwanie.

Firma to głęboko zakonspirowana i od wieków trzymająca prawdziwą, bo niewidzialną, władzę nad Ameryką organizacja. Jak wiemy z poprzednich części, trzynaście rodzin trwa w napiętym i niezbyt stabilnym sojuszu. Kiedyś było łatwiej, ich wewnętrzna „policja”, złożona z najlepiej wyszkolonych zawodowych zabójców na świecie, pilnowała wewnętrznego porządku. Dominująca w organizacji rodzina Medici wymusiła na reszcie decyzję o likwidacji tych tak zwanych „Minutemanów”. Ich przywódca, agent Graves, poprzysięga zemstę i zniszczenie Firmy. Tyle powinny wiedzieć osoby rozpoczynające przygodę z komiksem od czwartego tomu, choć ta wiedza w sumie i tak niczego nie gwarantuje.

czwartek, 13 września 2018

100 naboi. Tom trzeci

W głąb tajemnicy

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona

Trzeci tom „100 naboi” to znowu Brian Azzarello i Eduardo Risso w wysokiej formie. To dalsze dzieje wielkiego konfliktu wewnątrz tajnej organizacji, nazywanej Firmą (bądź Trustem), w której skład wchodzi trzynaście rodów. Od momentu, gdy podjęła ona nieudaną próbę pozbycia się Minutemenów (czyli wewnętrznej policji, składającej się z wyszkolonych zabójców i pilnującej porządku w organizacji), trwa cicha wojna – dowódca strażników, agent Graves, postanowił pogrążyć Trust. Autorzy komiksu prowadzą nas dalej w świat tajnej wojny Gravesa i pracującego dla Firmy pana Shepherda, którzy poczynają sobie z ludźmi jak z pionkami na szachownicy.

Zaczynamy od krótkich opowieści o sześciu ważnych bohaterach całej historii. Dizzy Cordova wraca po długiej nieobecności do domu, gdzie kolejne dzieci mają dzieci lub lądują w pace, bo nie znają innego sposobu na życie niż łamanie prawa. Poznajemy byłą dziewczynę Cole’a Burnsa, sprawdzamy co słychać w rodzinie Medici, trzymającej władzę w Firmie i patrzymy, jak powstają pierwsze rysy na gładkim jak do tej pory monolicie – kilka rodzin kombinuje, jakby tu napsuć krwi najsilniejszemu rodowi Trustu. Najważniejsze okazują się jednak historie dwóch byłych Minutemenów. Lono, psychopatyczny, wściekły na cały świat morderca, wymyka się spod kontroli obydwu stron konfliktu i zrobi wszystko, aby przetrwać. Niestety nie da się uciec od przeszłości – ona zawsze wystawi rachunek. Podobnie rzecz się ma z poznanym w poprzednim tomie znudzonym i zapijaczonym pracownikiem stacji benzynowej. Wylie Times staje się, obok Lono, kluczową postacią trzeciej odsłony.

niedziela, 17 czerwca 2018

100 naboi. Tom drugi

Strzelby, twisty, hardboiled i czubek góry lodowej

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Zanim zaczniecie czytać drugi tom zbiorczego wydania „100 naboi”, przypomnijcie sobie, czy czytaliście tom pierwszy. Jeśli tak, to czy zastanówcie się, czy pamiętacie fabułę i potraficie ją pokrótce streścić. Jeśli w którymkolwiek przypadku odpowiecie „nie” – to proponuję zamknąć tom drugi, odłożyć na półkę i zabrać się za poprzedni. Brian Azzarello i Eduardo Risso kontynuują rozpoczęte tam wątki, wyraźnie sygnalizując, że cała stuodcinkowa seria „100 naboi” to jedna, wielka historia, która nie może być czytana inaczej niż po kolei i w całości.

Na drugi tom opowieści o tajemniczym starszym facecie, rozdającym nesesery z bronią, nabojami oraz zdjęciem kogoś, kto całkowicie spieprzył obdarowywanemu życie, składa się kilka odcinków. Podobnie jak miało to miejsce w słynnym „Z archiwum X” – są historie „mitologiczne”, czyli takie, które odsłaniają tak zwany większy obraz oraz odcinki z zamkniętą fabułą, pozornie nie popychające nas w kierunku odkrycia tajemnicy. Pozornie – ponieważ tak naprawdę wszystkie one są fragmentami układanki, którą mamy nadzieję ułożyć wraz z ostatnim, setnym odcinkiem. Chcemy dowiedzieć się, na czym polega ten wielki spisek, ta wielka ogólnokrajowa (a może ogólnoświatowa) konspiracja, na której trop wpadliśmy już pod koniec pierwszego tomu. Bo przecież od tego momentu wiemy, że to nie o historie stu naboi, którymi pokrzywdzeni faszerują krzywdzących, przede wszystkim tutaj chodzi. Chcemy wiedzieć, kim jest Megan Dietrich, Minutemani, Firma, XIII oraz co łączy Shepherda, Gravesa, Lono, co u diabła wydarzyło się w Atlantic City, co odkrył pan Branch i jaką rolę ma w tym wszystkim odegrać Dizzy Cordova.

wtorek, 3 kwietnia 2018

100 naboi Tom pierwszy

Zemsta wcale nie smakuje

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.


„100 naboi” to jeden z moich ulubionych komiksów. Piętnaście lat temu zaczytywałem się egzemplarzami pożyczonymi od kumpla. Przerabiałem to po kilka razy, zachwycony rysunkami i fabułą. Teraz, gdy Egmont wydał pierwszy tom zbiorczej edycji, przyszedł czas na weryfikację. I po przeczytaniu tej ponad 450-stronicowej cegły nadal uznaję „100 naboi” za rzecz genialną. To czysta esencja tego, czym komiks jest i powinien być, wzorcowy przykład tego medium.

Wyobraź sobie, że spotkała cię w życiu wielka krzywda i niesprawiedliwość. Lądujesz niesłusznie w więzieniu, ktoś zabija ci bliską, ukochaną osobę, twoje życie zostaje zniszczone. Musisz je budować na nowo, musisz żyć, choć nie widzisz już celu. I wtedy spotykasz pewnego starszego jegomościa z tajemniczym neseserem. Facet mówi ci, że w tej walizce są dowody obciążające winnego twojej tragedii, pistolet i sto naboi. Możesz sam wymierzyć sprawiedliwość. Pociski są nie do namierzenia. Policja, nawet jeśli przyłapie cię na gorącym uczynku, otrzyma dziwny telefon i błyskawicznie wyjdziesz na wolność. Ślady twojego aresztowania zostaną nieodwracalnie usunięte.

Tak mniej więcej rysuje się fabuła każdego odcinka „100 naboi”. Wszystkie części połączone są jednym, na razie bardzo niejasnym, wątkiem – tajemniczy agent Graves rozdający walizki z bronią, bliżej nieokreślona organizacja nazywana Firmą, a w tle krystalizuje się powoli tak zwany „większy obraz”. Autorzy zabierają nas do podejrzanych dzielnic amerykańskich metropolii, do środowiska nizin społecznych, gdzie na co dzień mamy przemoc policji, porachunki gangów a wieczorem można dostać kosę pod żebro. „100 naboi” przypomina mi nieco serialowe arcydzieło, jakim było „Prawo ulicy”, choć pozbawione jest oczywiście tego gigantycznego ciężaru problematyki społeczno-obyczajowej. Świat komiksu to odrapane osiedlowe boiska do koszykówki; ciemne zaułki spowite zapachem marihuany; przepełnione place zabaw, gdzie dzieci wychowują dzieci; obskurne knajpy, z których z hukiem wylatuje co kilka minut jakiś pijak; bary ze striptizem, pełne nieszczęśliwych ludzi, uciekających od codzienności; posterunki policji, w których nie ma już miejsc w areszcie; rogi ulic pełne prostytutek, drobnych oszustów, hazardzistów, handlarzy narkotyków i skorumpowanych glin. To w końcu tanie mieszkania, w których nie znajdziemy szuflady bez spluwy w środku.