Rozliczenia z przeszłością
Dwa lata temu ukazał się pierwszy zbiorczy tom „John Constantine. Hellblazer” z „Sandman Uniwersum”. Bohater, przywrócony ponownie magicznej sferze Uniwersum DC (po nieudanym mariażu z mainstreamem podczas „The New 52”), pragnie „odnaleźć najlepszą wersję siebie”.
No, to brzmi niemal jak tytuł drugiego tomu zbiorczego. Ten pierwszy, oprócz wspomnianego wprowadzenia Johna do inicjatywy „Sandman Uniwersum”, zawierał sześć pierwszych odcinków nowej serii z jego przygodami. Drugi tom z kolei składa się z sześciu ostatnich, wydanych w drugiej połowie pandemicznego 2020 roku. To jest taki „Hellblazer” w stylu Vertigo, mroczny, niejednoznaczny, odmienny graficznie od większości współczesnego mainstreamu DC Comics i nieco inny niż ten z czasów „The New 52”. W pierwszym tomie byliśmy świadkami powrotu Johna Constantine’a – przybywa z alternatywnej rzeczywistości, w której Timothy Hunter („Księgi magii”) niszczy świat. Podobnie jak u Jamesa Delano, John wychodzi ze szpitala psychiatrycznego „Ravenscar” i rusza przed siebie. Za nim niestety podąża coś mrocznego, coś, co również przybyło z innego świata, a wobec naszego ma swoje własne plany. Choć głównie wobec Johna.