W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Zasoby uniwersum „Hellboya”, wymyślonego przez Mike’a Mignolę i rozbudowywanego przez całą rzeszę artystów, wydają się niewyczerpane. Tym razem przeniesiemy się w czasie do drugiej połowy dziewiętnastego wieku, gdzie towarzyszyć będziemy pewnemu agentowi korony brytyjskiej w polowaniu na wiedźmy i rozwiązywaniu kryminalnych zagadek z okultystycznymi, nadnaturalnymi elementami.
Mike Mignola wspominał już o niejakim sir Edwardzie Greyu zarówno w „Hellboyu”, jak i „B.B.P.O.”. Pomysł na tę postać jest konsekwencją uwielbienia starych opowieści z końca epoki wiktoriańskiej o tak zwanych „okultystycznych detektywach”. Kilka nazwisk z tych wymienianych w przedmowie do pierwszego tomu „Sir Edward Grey. Łowca czarownic” możemy kojarzyć z „Biblioteki grozy” wydawnictwa C&T – jak chociażby John Silence i Thomas Carnacki (tego najsłynniejszego, bardzo „popowego” Abrahama Van Helsinga trudno nie znać). Mignola uwielbia popkulturową estetykę dziewiętnastego wieku, a że Hellboya umieścił we współczesności – Edward Grey stał się po prostu świetnym dodatkiem do uniwersum.