środa, 27 grudnia 2017

Hellboy Tom 1

Piekielne pulp fiction

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

W grudniu 1994 roku przeczytałem komiks Batman: Sanctum legendarnego już wydawnictwa TM-Semic. Była to bardzo dziwna rzecz, jakże inna od wszystkiego, co wcześniej ukazywało się w serii o Batmanie: horror, cmentarz, katakumby, wielkie plamy cienia, mrok i zero akcji. Nie doceniłem tego wtedy. A teraz wracam do tego odcinka ze świadomością, że Mike Mignola – dokładnie w tym samym czasie, kiedy tworzył Sanctum – intensywnie pracował nad swoją pierwszą miniserią o jednym z najbardziej rozpoznawalnych bohaterów komiksowych ostatnich dwudziestu lat – Hellboyu.

Batman: Sanctum to tak właściwie opowieść o samym Hellboyu, którego przypadkowo zastąpił Człowiek Nietoperz. Estetyka, sposób prowadzenia narracji, rozwiązania fabularne – są praktycznie takie same. O czym zatem jest Hellboy? W 1944 roku przybywa do Anglii trzech przedstawicieli tajnej organizacji B.B.P.O. (Biuro Badań Paranormalnych i Obrony). Profesor Bruttenholm i jego towarzysze są na tropie tajemniczego rosyjskiego czarownika – Rasputina – pozostającego na usługach nazistowskich okultystów. Rasputin przeprowadza pewien mroczny rytuał, w wyniku którego na Ziemię sprowadzona zostaje mała, czerwona istota – Hellboy. Ten pół człowiek, pół demon dziwnym trafem pojawia się dokładnie w miejscu, gdzie przebywają członkowie Biura oraz towarzyszący im amerykański oddział. Mija pięćdziesiąt lat, Hellboy jest już potężnym, dwumetrowym siłaczem pozostającym na usługach B.B.P.O. Nazistów nie ma, o Rasputinie słuch zaginął, a nasz bohater, w towarzystwie wiekowego profesora Bruttenholma, a także takich osobników jak człowiek ryba czy kobieta władająca pirokinezą, zajmuje się likwidacją paranormalnych zagrożeń spoza naszego świata. Ale przeszłość, jak to zwykle bywa, lubi dać znać o sobie.


Pierwszy tom zbiorczego wydania przygód Hellboya zawiera dwie pierwsze miniserie autorstwa Mike’a Mignoli. Pierwsza, zatytułowana Nasienie zniszczenia, to historia wyprawy Bruttenholma na Arktykę, wizyta w przeklętym domu na mokradłach, powrót Rasputina i wstęp do wyjaśnienia przeznaczenia Hellboya. Druga – Obudzić diabła – odkrywa kolejne tajemnice sprzed pięćdziesięciu lat: nazistowską tajną organizację parającą się doświadczeniami z pogranicza nauki i czarnej magii, następny powrót Rasputina i poszerzenie wiedzy o B.B.P.O, a także samym Hellboyu. Czego tu nie ma! Rumuńskie wampiry, gigantyczne potwory z wijącymi się mackami, Baba Jaga, żelazna dziewica hrabiny Elżbiety Batory, mityczne greckie czarownice z Tesalii oraz wiedźmy Lamia i Hekate, szaleni nazistowscy naukowcy, mózgi w słoju, eksplodujące zamczyska, a wszystko przywodzi na myśl kinowe blockbustery o wampirach, takie jak Underworld czy Blade.

Na szczególną uwagę zasługują dwa motywy. Po pierwsze – genialne nawiązanie do drugiej wojny światowej i tajemnic hitlerowskiego okultyzmu. Jednymi z ulubionych komiksów Mike’a Mignoli z dzieciństwa były te o przygodach Kapitana Ameryki, który walczył z przerażającym agentem III Rzeszy, Czerwoną Czaszką. Mignola bardzo chciał, aby historie o Hellboyu równie mocno zakotwiczyć w tej tematyce. Udało się to znakomicie; hitlerowscy agenci są odmalowani naprawdę perfekcyjnie, a całość kojarzy się dodatkowo z takimi filmami jak Indiana Jones i ostatnia krucjata czy Iron Sky. Po drugie – Howard Phillips Lovecraft i jego Mitologia Cthulhu. Podobnie jak u autora „W górach szaleństwa” mamy grozę w wiktoriańskim stylu; przerażające istoty imitujące ludzi; tajemnice przeszłości, które lepiej pozostawić nierozwiązane; tajemnicze budowle ukryte głęboko za kołem podbiegunowym, a których tak naprawdę nie powinno być oraz wykraczające poza naszą zdolność pojmowania bóstwa-potwory egzystujące w innych wymiarach, które sprowadzone na Ziemię mogą wywołać totalny armagedon. Mike Mignola używa jednak spuścizny Lovecrafta przede wszystkim dla osiągnięcia pewnego estetycznego efektu, rekwizytów fabularnych i budowy specyficznego nastroju. Cała filozofia skrajnego materializmu i kosmicyzmu, tak istotna w dziełach Samotnika z Providence, pobrzmiewa gdzieś w oddali, bardzo cicho. Autor Hellboya, z całkowitą świadomością i wszystkimi konsekwencjami, kieruje się ku pulpowej stronie twórczości Lovecrafta. Idzie w stronę groszowych czasopism pierwszej połowy dwudziestego wieku, takich jak chociażby Weird Tales, gdzie publikował również inny twórca, mocno wpływający na twórczość Mignoli, ojciec legendarnego ConanaRobert E. Howard. Hellboy to komiksowa pulpa w najlepszym, wprost oszałamiającym wydaniu. Niech ten cytat: Nie wiem, co wydarzyło się tutaj w 1944 roku, ale wygląda na to, że wampiry handlowały bronią z nazistami będzie drogowskazem dla tych, którzy zastanawiają się, czy rozpocząć przygodę z tytułami o czerwonym diable.


Mike Mignola jest przede wszystkim grafikiem i to trzeba podkreślić bardzo wyraźnie. To rysownik o bardzo charakterystycznej, niemożliwej do podrobienia kresce. We wprowadzeniu do nowego wydania Scott Allie (redaktor Dark Horse Comics), nazywa Mignolę „rysownikiem rysowników”, czyli kimś cenionym wysoko wśród innych komiksowych twórców, ale już niekoniecznie wśród czytelników. Jego kadry to nieustająca gra cieni; to czerń, która upraszcza maksymalnie przekaz, niczym w Sin City Franka Millera; to bardzo proste, pozbawione niuansów rysunki i umowna scenografia, której szczegóły dopowiadać powinien już sam odbiorca. Mike Mignola przyznaje się do tego, że jego największym idolem już od czasów liceum był słynny, obdarzony również oryginalnym i rozpoznawalnym stylem, grafik – Frank Frazetta. Co i kogo rysował Frazetta? No właśnie między innymi pulpowe westerny, przygodowe opowieści grozy i science fiction, a przede wszystkim fantasy spod znaku magii i miecza – nikt inny jak Conan był jego najwdzięczniejszym „modelem”.

Wielkim plusem Hellboya jest fakt, że od samego początku planowano go jako zamkniętą całość. Nigdy nie miał być tasiemcem z nieśmiertelnym fabularnie bohaterem. To takie szatańskie bildungsroman, mówiące o dojrzewaniu, a także stopniowym odkrywaniu własnej przeszłości i tożsamości przez głównego bohatera. Mike Mignola, zapytany przed laty o to, gdzie zmierza seria, odpowiedział, że na pewno do jakiegoś końca. Jeszcze go nie zna, ale ma już w wyobraźni ostatnią scenę. Seria zakończyła się w czerwcu 2016 roku, a ja nie chcę na razie wiedzieć w jaki sposób. Co wiem już na pewno? Że śledził będę przygody Hellboya do samego końca.


Tytuł: Hellboy Tom 1. Nasienie zniszczenia. Obudzić diabła.
Seria: Hellboy
Tom: 1
Scenariusz: Mike Mignola, John Byrne
Rysunki: Mike Mignola
Tłumaczenie: Miłosz Brzeziński, Maciej Drewnowski, Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Hellboy: Seed of Destruction #1-4; Hellboy: Wake up the Devil #1-5
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania: listopad 2017
Liczba stron: 288
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: I
ISBN: 9788328127289

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz