Równia pochyła do piekła
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.
Minął już ponad rok od wydania pierwszego tomu „Venoma” Donny’ego Catesa. Solowa seria największego wroga Spider-Mana (w której, podobnie jak w ekranizacji studia „Sony”, człowiek-pająk jest mu absolutnie obojętny), uchodzi za jedną z najlepszych, jakie obecnie wydaje Marvel Comics – drugi tom tylko to potwierdza.
Krótkie streszczenie zamieszczone na samym początku komiksu wyczerpująco i klarownie tłumaczy, co działo się wcześniej i w jakim dokładnie momencie się znajdujemy. Wiemy już, że symbiont Eddiego Brocka nie jest jedyny, że Cletus Kasady alias Carnage przyprawi go niedługo o poważny ból głowy, a młodszy brat Dylan, który okazał się ostatecznie synem, zacznie odgrywać w życiu bohatera znaczącą rolę. Przedmowa wprowadza nas także w nową sytuację uniwersum Marvela czasów inicjatywy „Fresh” – potężny mroczny elf Malekith rusza na podbój Midgardu, czyli naszej Ziemi. Rozpoczyna się event znany jako „War of the Realms”.