Bardzo dobre zakończenie
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.
Rick Remender poprzez napisanie „Fear Agenta” chciał „przywrócić świetność gatunku science fiction w komiksie”. Czyli wrócić do filmowych lat pięćdziesiątych i zaanonsować swoje dzieło okrzykiem „It Came From Outer Space!”. Czy możemy tutaj mówić o „świetności”, pozostaje kwestią sporną – pewne jest jednak to, że scenarzysta poradził sobie z tematem znakomicie. Przygody Heatha Hustona, ostatniego „Agenta strachu”, to pulpowa rozrywka pełną gębą i czysta komiksowa radość.
Huston to kosmiczny kowboj, pijaczyna zaręczony z samonapełniającą się butelczyną, „cyngiel na kosmitów” do wynajęcia, międzygwiezdny podróżnik i poszukiwacz przygód. A tak naprawdę to facet próbujący zapomnieć o straszliwej traumie – kilka lat temu doszło do inwazji na Ziemię, w której zginęły miliardy ludzi, w tym jego ukochany syn. Pierwsze dwa tomy opowiadają o tym, jak to Heath trafił z powrotem na Ziemię, gdzie odnalazł niedobitków ze swojej starej drużyny. Razem próbują pokonać agresorów oraz znaleźć nowe miejsce do życia. Czego tu nie było – podróże w czasie, paradoksy czasowe, klonowanie, walki na pistolety laserowe, wielkie roboty, gadające mózgi w słojach, mackowate potwory, oślizgłe potwory, śmierdzące potwory, paszcze pełne zębów jak sztylety, pościgi międzyplanetarne, zdrady, spiski, podstępy i podchody.