Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Saga o potworze z bagien. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Saga o potworze z bagien. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 16 lutego 2025

Powór z Bagien Weina i Wrightsona

Początki ery brązu na bagnach Luizjany


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Potwór z Bagien jest flagową postacią obszaru uniwersum DC Comics, zdominowanego przez magię, grozę i tajemnicę. Jego korzenie (metaforyczne, choć kto wie – może i dosłowne) sięgają początków Brązowej Ery Komiksu, kiedy to zalecenia Comic Code Authority były przestrzegane już coraz mniej, a do komiksów powoli wracały treści tak bardzo wyklęte na początku lat pięćdziesiątych. Potwór z ciałem utkanym z błota, porostów, mchów i grzybów rusza na podbój amerykańskiego rynku komiksowego.

Mamy rok 1970 – Len Wein, młody, dwudziestodwuletni, będący u progu kariery twórca wpada na pomysł kolejnej opowieści do jednej z ówczesnych antologii komiksowej grozy. Wymyśla postać Alexa Olsena, naukowca z epoki wiktoriańskiej, przemienionego w szare, bagniste monstrum. Alex zabity podstępnie przez Damiena Ridge’a, swego kolegę z laboratorium, wrzucony do bagna i odrodzony w niewytłumaczalny sposób pod postacią tytułowego „Potwora z Bagien”, może już tylko oglądać, jak jego dawny „przyjaciel” zajmuje jego miejsce u boku nadal rozpaczającej żony Lindy. Ośmiostronicowa, krótka opowieść o Alexie, ratującym Lindę z rąk planującego jej morderstwo Damiena, a potem uciekającym w głąb luizjańskich bagien przy wtórze jej przeraźliwego krzyku, opublikowana została w lipcu 1971 roku w dziewięćdziesiątym drugim zeszycie antologii „House of Secrets”. Len Wein zaprosił do projektu swego rówieśnika, też dopiero rozpoczynającego karierę Berniego Wrightsona i razem pobili rekord sprzedażowy miesiąca. Włodarze DC Comics nie spodziewali się takiego sukcesu, no kto by pomyślał, może warto pójść za ciosem?

czwartek, 10 października 2024

Potwór z bagien. Zielone piekło

Potop ostateczny


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.


Dobrze, że w „DC Black Label” coraz częściej pojawiają się historie nie związane z Batmanem. Uwielbiamy mrocznego rycerza – to nie ulega wątpliwości. Ale DC Comics to nie tylko Gotham albo ogólnie pojęta superbohaterszczyzna. To również przepastne bagna na amerykańskim odludziu, w których Len Wein i Bernie Wrightson powołali do życia jedną z najsłynniejszych postaci magicznego zakątka uniwersum. Oto opowieść z alternatywnej przyszłości świata, w której zielone monstrum może być ostatnią nadzieją ludzkości.

„Potwór z bagien. Zielone piekło” to trzyczęściowa, alternatywna (jak na „DC Black Label” przystało), opowieść z przyszłości uniwersum DC Comics. Przyszłości, która nie musi się oczywiście ziścić – podobnie jak wszystkie inne postapokaliptyczne wizje popkultury. Ta omawiana dzisiaj, autorstwa Jeffa Lemire’a (scenariusz) i Douga Mahnke (rysunki), przypomina nieco film „Waterworld” z 1995 roku – ale jest o wiele bardziej psychodeliczna i przerażająca. Ziemia zalana jest wodą, dokładnie tak, jak przekazuje to Biblia – tylko jedna góra (w sumie może być ich więcej, nie wiadomo) wystaje ponad powierzchnię wody. Na jej pomniejszających się z roku na rok zboczach żyje prawdopodobnie ostatnia ludzka społeczność – skazana na zagładę z powodu systematycznie podnoszącego się poziomu wody. Nękana przez bezlitosnych piratów, zgłaszających się po coroczny trybut, próbuje odnaleźć sens swej egzystencji i choćby mały promyk nadziei na lepsze jutro.

niedziela, 20 czerwca 2021

Potwór z bagien Scotta Snydera

Kolejny spektakl w teatrze końca świata

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Jeden z najdziwniejszych i najoryginalniejszych bohaterów świata Detective Comics już raz gościł w naszym cyklu. „Bilety w pierwszym rzędzie na koniec wszechświata” – to tu właśnie, przy dźwięku rozpadającej się rzeczywistości, zajęliśmy się „Sagą o potworze z bagien” Alana Moore’a. Run „Maga z Northampton” jest najważniejszy i najlepszy w dziejach rzeczonego Potwora, ale warto zwrócić uwagę na inne interpretacje tejże postaci. Jak chociażby na tę autorstwa Scotta Snydera – jego „Potwór z bagien” ukazał się w naszym kraju pod koniec 2020 roku w imponującym rozmiarami wydaniu zbiorczym. I znowu mamy do czynienia z totalną apokalipsą.

Potwór z bagien jest postacią nierozerwalnie związaną z uniwersum DC. Narodził się w roku 1971 na łamach pulpowego magazynu „The House of Secrets” – wydawnictwo Detective Comics, zaskoczone entuzjastycznym odzewem, rok później powołało do życia osobną serię z Potworem w roli głównej. Przez kolejne trzydzieści pięć lat pojawiły się aż cztery serie ze „Swamp Thing” w tytule, ale tylko trzy z nich (w tym ta najdłuższa, najlepsza i najsłynniejsza seria druga) opowiadały o przygodach Aleca Hollanda, naukowca–botanika, wynalazcy specjalnej formuły wspomagającej rozwój roślin, który przemieniony został w gigantyczne, zielone monstrum. Po „erze Moore’a” nie można było już nie nawiązywać do jego kreacji – wszyscy następujący po nim autorzy w mniejszym lub większym stopniu komentowali i rozwijali jego założenia. W roku 2011, po pięcioletniej przerwie, powołano do życia piątą serię o „Potworze z bagien” – wersja Scotta Snydera zdaje się być najciekawszą z wszystkich, które powstały po roku 1987, kiedy to Alan Moore zakończył swój wkład w komiksową „biografię” Potwora.

niedziela, 8 grudnia 2019

Czarna Orchidea

Roślinny kryzys tożsamości

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.


Dzisiaj Neil Gaiman. „Czarna orchidea” jest jego pierwszym komiksem napisanym dla Detective Comics. Autor „Amerykańskich bogów” dał tu upust swojej fascynacji „Sagą o potworze z bagien” Alana Moore’a, dzięki której w ogóle został scenarzystą komiksowym. No i pojawia się znowu Dave McKean – jeszcze sprzed niesamowitego „Azylu Arkham”. Panowie stworzyli dzieło, które bezpośrednio utorowało drogę jednemu z najważniejszych komiksów w dziejach – „Sandmanowi”.

Gaiman poznał McKeana w 1986 roku, podczas podróży na jakiś kolejny konwent komiksowy. Szybko nawiązali współpracę – jej efektem miała być antologia „Bright New British Anthology Comic”, która ostatecznie nigdy nie została wydana. W międzyczasie szukali szczęścia u wydawców (również amerykańskich) – ich prace zostały docenione przez Paula Gravetta, redaktora popularnego w Wielkiej Brytanii magazynu komiksowego „Escape”. Gravett zaproponował im napisanie kilkustronicowego komiksu na dowolny temat. W efekcie powstało dzieło pięćdziesięciostronicowe, które w zamyśle Gaimana, miało dotrzeć przede wszystkim do osób, które w ogóle nie czytają komiksów. „Violent Cases” wychodzi w czerni i bieli w 1987 roku (wstęp napisał sam Alan Moore) i zostaje zauważone za oceanem. Oniryczna opowieść narratora (łudząco podobnego do samego Gaimana), który wygrzebuje z mroków pamięci wspomnienia swego magicznego i zarazem niepokojącego dzieciństwa, przetarła szlaki do międzynarodowej kariery obydwu twórców.

niedziela, 18 sierpnia 2019

Saga o potworze z bagien

Bilety w pierwszym rzędzie na koniec wszechświata

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.


Na początku lat osiemdziesiątych, pewien stojący u progu kariery scenarzysta komiksowy z Northampton w Anglii zaczął opowiadać na nowo historię Marvelmana. Była to brytyjska wersja popularnego amerykańskiego superbohatera, któremu odmówiono racji bytu w rodzimym kraju. Dość infantylna i uproszczona fabularnie seria nabrała głębi i zwróciła się ku dojrzałemu odbiorcy. Alan Moore, bo to o nim mowa, „zrobił to po swojemu”. Niecałe dwa lata później kolejny, tym razem amerykański, bohater zaczął intensywnie dojrzewać pod egidą Moore’a, który postanowił „dokonać w serii kilku zmian”. „Potwór z bagien” rozpoczął nowe życie.

czwartek, 27 czerwca 2019

Dni pośród nocy

Pięć minut

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„Dni pośród nocy”, zbiór pięciu komiksowych historii ze scenariuszami Neila Gaimana, wydany został przez DC Vertigo dokładnie dwadzieścia lat temu. Jest to rzecz powstała na fali wielkiej popularności „Sandmana”, który w latach dziewięćdziesiątych wstrząsnął całym komiksowym światem – seria o Śnie zakończyła się, a rynek chciał po prostu więcej.

Najwięksi i najbardziej oddani fani chcą znać wszystko, co wyszło spod ręki ich ulubionego twórcy. Wydawcy z kolei chcą eksploatować każdego autora, który dopiero co wszedł na szczyt Parnasu i razem z nim intensywnie przeżywać okres „jego pięciu minut”. „Midnight Days” jest dokładnie takim zbiorem – zbudowanym z pięciu mniej znanych i praktycznie niedostępnych komiksów z początkowego okresu kariery Gaimana. Odpowiada on za scenariusz w każdym z nich (w ostatnim, najdłuższym jest współscenarzystą), natomiast rysowników mamy kilku.