Kropka nad i
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Dotarliśmy w końcu do ostatniego, dziesiątego tomu „Punisher MAX” od Egmontu. Po pasjonującej, długiej opowieści ze scenariuszem Jasona Aarona i rysunkami Steve’a Dillona, którą poznaliśmy w tomach ósmym i dziewiątym, dostaniemy teraz mnóstwo króciutkich, nie powiązanych ze sobą fabularnie odcinków. Stawiamy kropkę nad i.
Tom dziesiąty to prawdziwe zatrzęsienie scenarzystów i rysowników. Najpierw sześć strzałów sygnowanych logiem „Punisher MAX”, wydanych między sierpniem 2009 a październikiem 2010 roku. Frank rozprawi się z bestiami kręcącymi filmy „snuff” na szczycie ekstremalnie strzeżonego wieżowca; dorwie płatną zabójczynię i jej pamiętniki; pojedzie na wakacje do Walii, gdzie skorumpowany oddział S.A.S. handluje narkotykami przywiezionymi z Afganistanu; rozjedzie swym wozem bojowym gang motocyklowy i zainspiruje dwóch kolesi w jednych z najlepszych odcinków całego zbioru. Pierwszym natchnionym będzie księgowy-everyman Joe, szukający po kłótni z żoną pocieszenia w salonie masażu „Happy Ending” a drugim obrzydliwy psychopata – każdemu z nich spotkanie z Pogromcą przyniesie dokładnie to, na co zasłużyli.