Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Literackie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Literackie. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 3 sierpnia 2025

Miasta pod skałą

Piekło nigdy nie będzie puste


Pierwsze wydanie „Miast pod skałą” miało miejsce już dwadzieścia lat temu. Pamiętam, że złożoność i wielość zagadnień, a także erudycja autora, trochę mnie wówczas przytłoczyły. Marek S. Huberath jest twórcą, do literatury którego warto wracać po latach, z nieco większym bagażem lektur i doświadczeń. Wróćmy więc.

Osiem lat temu coś tam już pisałem o jego twórczości. „Druga podobizna w alabastrze”, „Balsam długiego pożegnania” i „Gniazdo światów” – religia, wiara, eschatologia, sztuka, turpizm i cielesność. Niby nie przystające do siebie elementy – choć tylko pozornie. Marek S. Huberath, znany polski fizyk i jednocześnie literat, siedem lat po „Gnieździe światów” wydał „Miasta pod skałą” – swoją najbardziej ambitną powieść w karierze (choć gdy sześć lat później, w 2011 roku, wyszedł „Vatran Auraio”, można byłoby się o to spierać). 

Głównym bohaterem „Miast pod skałą” jest profesor Humphrey Adams, stypendysta rzymskiego Uniwersytetu La Sapienza, badający prace Rajmunda Llulla. Mistrz Llullius, trzynastowieczny teolog, chciał nawracać muzułmanów przy użyciu swoich nieszablonowych, zdecydowanie nieortodoksyjnych nauk. Adams chce przede wszystkim ustalić, czy istniał kiedykolwiek niejaki Alonzo Zurramaga, filozof jeszcze bardziej kontrowersyjny, rzekomo uczeń mistrza Llulla – tropy nieodmiennie wiodą do Watykanu. Czy Stolica Piotrowa skrywa jakieś tajemnice? Zapewne, choć takiej, którą odkryje nasz bohater, nikt nigdy by się nie spodziewał. Profesor Adams, niczym słynna Alicja, znajduje w ogrodach watykańskich małe, stare drzwiczki z napisem „Silvestere” – prowadzą one nie tylko do podziemi Watykanu, ale wręcz do innej rzeczywistości. Adams, wraz z poznaną po drodze francuską przedszkolanką o imieniu Lillianne trafia do dziwacznego, fantasmagorycznego „Rzymu na opak”. Wmawia sobie cały czas, że śni, że leży gdzieś nieprzytomny w podziemiach. Jak inaczej wytłumaczyć wizję Wiecznego Miasta autokratycznie rządzonego niby przez głupawego figuranta o imieniu Nero, a w rzeczywistości przez dystopijną milicję z niejakim „Człekoustem, nadobywatelem Uombocco” na czele? Tylko w śnie (koszmarze) możliwe są takie historie jak tworzenie wyroczni z czaszek pierworodnych, budowa żywego człowieka z prochu ziemi czy małżeństwa z dwoma żonami pełniącymi skrajnie odmienne, bardzo symboliczne, role.

sobota, 27 stycznia 2018

Kiedy była porządną dziewczyną

Jajo mądrzejsze od kury?

Główną bohaterką książki „Kiedy była porządną dziewczyną” jest kobieta. Po raz pierwszy jak do tej pory – przynajmniej jeśli weźmiemy pod uwagę powieści Philipa Rotha z najnowszej serii Wydawnictwa Literackiego.  Lucy Nelson urodziła się mniej więcej w połowie lat trzydziestych dwudziestego wieku w rodzinie, do której wyjątkowo trafnie pasuje porzekadło, że z nią „najlepiej wychodzi się na zdjęciach”.

Jej ojciec to pijak-pasożyt, który nie potrafi zapewnić bytu rodzinie. Bije żonę, okrada swojego teścia, który łaskawie przyjął go pod swój dach i przesiaduje w knajpie. Matka jest kobietą ubezwłasnowolnioną, nie potrafiącą postawić się mężowi. A może wcale nie chce, może ten emocjonalny masochizm jej odpowiada? Dziadkowie Lucy, to ludzie z zasadami, o których bardzo głośno mówią, ale rzadko kiedy w pełni wprowadzają je w życie. To kołtuny, które doprowadziły dulszczyznę do perfekcji. „Wszystkie problemy musimy załatwić pod własnym dachem, do porządnego domu nie przyjeżdża policja”. Na zewnątrz uśmiech dla sąsiada, wewnątrz zgnilizna i zakłamanie.

Lucy nie godzi się na taki układ. Nienawidzi ojca, nie rozumie postawy matki, przeraża ją dwulicowość dziadków. Gdy poznaje młodego chłopaka, weterana II wojny światowej, Roya Bassarta i zaczyna darzyć go uczuciem, postanawia, że nie popełni błędów swoich rodziców. Życie jednak bardzo mocno weryfikuje jej założenia – Lucy szybko zachodzi w ciążę i razem z Royem muszą ułożyć sobie życie na nowo. Jak na porządnych członków amerykańskiej społeczności przystało. Jednak Roy to duże dziecko, mistrz słomianego zapału, facet-beksa, pozostający pod głębokim wpływem swojej równie zakłamanej rodziny.

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Droga

Gdyby moje serce mogło być z kamienia…

Gdy wyobrażamy sobie następstwa wielkich kataklizmów, które kiedyś spotkały lub mogą spotkać naszą planetę i które prawdopodobnie usuną nasz gatunek z powierzchni ziemi, mamy zazwyczaj nadzieję, że świat wyliże rany i się odbuduje. Być może bez człowieka, być może za miliony lat, ale kiedyś pył opadnie, ziemia się oczyści i może nastąpi reset. Ostatnia powieść Cormaca McCarthy’ego to postapokalipsa, która nie daje takiej nadziei. Świat się kończy, tradycyjnie przejmującym skomleniem. Umiera jednak ostatecznie, bez szans na odrodzenie. A razem z nim umiera ludzkość, która zarówno jako całość jak i suma jednostek nie znaczy nic wobec obojętnego na jej istnienie wszechświata. 

Świat został spopielony w niewyjaśnionej bliżej katastrofie. Po kilku latach od zagłady bezimienny ojciec i jego syn wędrują przez spustoszoną krainę, w kierunku morskiego wybrzeża. Być może uda im się tam nie zamarznąć z zimna podczas nadchodzącej zimy. Na świecie nie ma zwierząt a z roślin zostały tylko zwęglone kikuty. Niemożliwe jest rozpoznanie pór roku i ledwie odróżniamy pory dnia. Nie widać słońca na niebie przykrytym chmurami popiołu, nocami zalegają egipskie ciemności a z zimna pękają kamienie. Spotykani przez podróżników ludzie to tacy sami, umierający z głodu i pragnienia nieszczęśnicy albo zwyrodnialcy i potwory w ludzkiej skórze, kanibale z konieczności i ich ofiary. Wszędzie mrok, popiół, trupy, krew, mróz, deszcz, głód, ból, przerażenie, śmierć. 

piątek, 11 sierpnia 2017

Teatr Sabata

Bohater ostatniej wydanej w Polsce powieści Philipa Rotha to ponad sześćdziesięcioletni koneser kobiecego ciała. Mickey Sabat, podobnie jak David Kepesh z Konającego zwierzęcia, jest zdeklarowanym poligamistą, trzymającym się w życiu tylko jednego celu - zrobić sobie dobrze. Wydarzenia z początku powieści stawiają go w bardzo niewygodnej, ale co ważniejsze, w przełomowej sytuacji. Kochanka Sabata, z którą od lat zdradza on swoją uzależnioną od alkoholu żonę, stawia mu ultimatum. Dość chędożenia na lewo i prawo, Mickey ma zdeklarować swoją wierność, zostawić żonę i o zgrozo zostać monogamistą. Koniec tolerancji dla życiowych dionizjów Sabata wynika z tego, że kochanka umiera na raka i chce go mieć przy sobie. Fakt ten powoduje lawinę retrospekcji, wspomnień i wewnętrznych monologów głównego bohatera, w których odkrywamy historię jego życia oraz poznajemy jego skomplikowany charakter.

Sabat jest chyba najbardziej rozpustnym i pozbawionym zahamowań hedonistą wśród bohaterów powieści Rotha. Czego on nie nawywijał w życiu – uwiódł młodą studentkę, nagrał przeprowadzoną z nią pikantną i lubieżną rozmowę telefoniczną, został oskarżony o demoralizację młodzieży i nieprzystojne publiczne zachowanie (chyba najzabawniejszy fragment książki, w którym Roth nabija się bezlitośnie z instytucji sądu i idiotycznej pruderii amerykańskiego społeczeństwa), próbuje uwieść żonę swojego najlepszego przyjaciela oraz uprawia mnóstwo seksu. Mnóstwo, mnóstwo seksu. Mickey Sabat nie szanuje innych ludzi i ich uczuć. Przede wszystkim jednak nie szanuje siebie. Gdy podejmuje próbę uporządkowania swojego życia, okazuje się, że przekracza próg stajni Augiasza. A niestety Herkulesem nie jest i nigdy nie był.

wtorek, 6 czerwca 2017

To nie jest kraj dla starych ludzi

Przyszło „nowe”

To nie jest kraj dla starych ludzi to dziewiąta, przedostatnia powieść Cormaca McCarthy’ego. Wydana została w lipcu 2005, ale jak to zwykle bywa, szerokie zainteresowanie wzbudziła dopiero po dwóch latach, kiedy to bracia Coen pokazali światu ekranizację. Dokładnie dziesięć lat temu na ekranach kin pojawił się mroczny i budzący niepokój superzłoczyńca Chigurh, sugestywnie wykreowany przez stojącego u progu kariery w Hollywood Javiera Bardema. Powieść przeczytałem dopiero teraz i siłą rzeczy miałem przed oczyma obrazki Coenów – w mojej ocenie bardzo udane i dobrze opowiadające historię starszego mężczyzny, próbującego zrozumieć coraz bardziej brutalny świat.

Starszego - bo to szeryf jest głównym bohaterem powieści i tym, na którym skupia się ciężar przesłania Cormaca McCarthy’ego. Nie Llewelyn Moss, trzydziestosiedmioletni weteran z Wietnamu, czujący żal do swego kraju o to, że ten nie zadbał o jego podstawowe potrzeby. Nie Anton Chigurh, ucieleśnione zło i symbol upadku dobrych obyczajów. To szeryf Ed Tom Bell jest zwierciadłem, w którym odbija się cała bolączka współczesnego świata. Świata, który nie jest już miejscem dla starych ludzi.

Moss znajduje na pustyni miejsce, gdzie odbyły się krwawe porachunki meksykańskich karteli. Zabiera porzuconą torbę z kilkoma milionami dolarów jako swego rodzaju rekompensatę za poniesione krzywdy i zadośćuczynienie od rzeczywistości. Ludzki odruch, jakim jest współczucie, powoduje, że wraca nocą na miejsce strzelaniny i natyka się na bandytów, próbujących ustalić co się wydarzyło. I staje się w tym momencie obiektem pościgu, który prowadzi, zerwany z łańcucha swoich mocodawców, najgroźniejszy i najbardziej przerażający antybohater McCarthy'ego – Anton Chigurh z nieodłącznym urządzeniem do zabijania bydła w rzeźni. A wszystko to obserwuje zmęczony już lekko swą pracą szeryf Bell, który podążając tropem Mossa i Chigurha, potwierdza co chwilę zasadność sentencji będącej tytułem powieści. Dlaczego?

poniedziałek, 15 maja 2017

Everyman

Everyman, najkrótsza z wydanych przez Wydawnictwo Literackie powieści Rotha, rozpoczyna się pogrzebem głównego bohatera. Wydawać by się mogło, że miał niezwykłe życie – trzy żony, gromada już dorosłych dzieci, praca, hobby. Tak naprawdę jego życie było jak życie każdego człowieka – sukcesy, porażki, proza codzienności, błędy o dalekosiężnych skutkach, których nie dało się uniknąć.

Opowieść o Everymanie jest podsumowaniem jego życia, ale równie dobrze może służyć jako podsumowanie życia każdego człowieka. Czasami niektóre biografie uznajemy za godne uwagi - zazdrościmy sławy i pieniędzy, podziwiamy za odnoszone sukcesy. Tylko, że według Rotha nie jest to najważniejsze - w końcu i tak wszyscy skończą w grobie. Roth pisze bardzo prosto, o najprostszych możliwych sprawach, o najbanalniejszych problemach ludzkiego życia. A bohater Everymana to najbardziej przeciętny i standardowy człowiek, który pojawił się w jego powieściach. Zdradzał, kochał, żałował, przepraszał, pracował, tworzył, zazdrościł, żył po prostu. I ostatecznie chorował. Powtarzające się wizyty w szpitalu spowodowane ciągłymi nawrotami choroby wieńcowej, okazują się najbardziej istotnymi wydarzeniami w jego życiu. To one stawiają granice szczęściu, to one, gdy już zaistnieją, spychają wszystkie inne  „ważne” sprawy na margines.

środa, 19 kwietnia 2017

Sodoma i Gomora

Sodoma i Gomora to ostatnie spojrzenie Cormaca McCarthy’ego na Dziki Zachód, czyli na staroświecki świat odchodzący w zapomnienie na rzecz nowoczesnego, pustego ideowo i jednocześnie przepełnionego bezmyślnym jazgotem miejsca, w którym żyjemy.

John Grady z Rączych Koni spotyka Billy’ego Parhama z Przeprawy. Obaj pracują na wielkiej farmie, której zagraża ustawowe przejęcie przez wojsko. Znaleźli w końcu spokojne miejsce, gdzie czas płynie wolno, gdzie są konie, gdzie rytm życia jest wyznaczany przez ruch słońca po niebie. I gdzie w końcu nie muszą oglądać się w strachu przez ramię. Billy, starszy, około trzydziestoletni, ma w końcu swój kawałek podłogi, swoje miejsce na ziemi. John młodszy, niespełna dwudziestoletni, okazuje się dokładnie tym samym rozgorączkowanym, inteligentnym i trochę zbyt romantycznym wrażliwcem co w pierwszej części trylogii. Spotkana w meksykańskim burdelu, szesnastoletnia Magdalena staje się jego obsesją – John próbuje wszelkimi sposobami wydostać ją z rąk alfonsa, który poprzez Magdalenę odbiera sobie dług zaciągnięty przez jej rodziców.

wtorek, 14 marca 2017

Wzburzenie

Wzburzenie to książka o czasach „sprzed”. Sprzed rewolucji seksualnej lat sześćdziesiątych, sprzed Wietnamu, sprzed Ery Wodnika, sprzed protestów antywojennych i idei pacyfizmu. Trwa wojna w Korei, mamy rok 1951 i czasy prezydenta Trumana, epokę skrajnego konserwatyzmu jako broni przed czerwonym zagrożeniem z drugiego końca świata. Philip Roth odmłodził swojego „typowego bohatera”, już nie jest to starzejący się Zuckerman z Trylogii Amerykańskiej ani Dawid Kepesh z Konającego zwierzęcia. Ale tak naprawdę to jest ten sam człowiek tylko, że wiele lat wcześniej bo u progu dorosłości. Główny bohater Wzburzenia to rówieśnik stetryczałych już z lekka protagonistów z większości poprzednich książek – jest on jednak również z epoki „sprzed”.

Marcus Messner ma osiemnaście lat. Jest synem rzeźnika z Newark (zaznaczmy, że koszernego, bo Marcus pomija ten fakt w swoim podaniu do szkoły), wychowywanym od dziecka w bardzo konserwatywnej, żydowskiej rodzinie. Rodzice chcą dla niego lepszej przyszłości, pragną aby robił coś więcej niż krojenie mięsa, najlepiej gdyby był prawnikiem. Marcus o dziwo, podziela ich zdanie i również chce tego samego (w czasach „sprzed” bunty przeciwko rodzicom należały raczej do rzadkości), przecież college i wykształcenie dadzą mu jeszcze jedną korzyść – uniknięcie koreańskiego piekła. Jednak Plan opracowany do najmniejszego szczegółu przez ojca-rzeźnika, który twierdzi, że życie i wszystkie wybory należy kontrolować nawet w najdrobniejszych elementach, aby uniknąć życiowych tragedii, przeradza się w ojcowską obsesję.

niedziela, 19 lutego 2017

Balsam długiego pożegnania

Istoty zakotwiczone

Balsam długiego pożegnania jest zbiorem opowiadań, wydanym w 2006 roku. Zawiera on całość debiutanckiego zbioru Huberatha z 1996 roku, który nosił tytuł Ostatni, którzy wyszli z raju, opowiadanie z Drugiej podobizny w alabastrze oraz cztery teksty powstałe równolegle z powieściami Gniazdo światów i Miasta pod skałą. Zbiór trochę nierówny, z dwoma opowiadaniami genialnymi i kilkoma bardzo dobrymi. Ale mimo iż trzy-cztery teksty są zwyczajnie przeciętne, nie można jednak odmówić opowiadaniom Huberatha jednej rzeczy, niezmiernie ważnej w przypadku literatury – siły oddziaływania. Nawet te opowiadania, które stawiam w drugim szeregu działają po przeczytaniu niezwykle mocno na odbiorcę, nie wietrzeją z pamięci. Jeśli dołożymy do tego spójny, ideowy przekaz, silnie naznaczony przekonaniami autora, unikanie pójścia na kompromis z czytelnikiem i bardzo oryginalną, budzącą raczej skrajne reakcje, estetykę światów przedstawionych, otrzymujemy produkt, z którym zwyczajnie należy się zapoznać.

O czym zatem pisze Huberath? Pisze przede wszystkim o człowieku, jego losie oraz o tym, co tak naprawdę oznacza człowieczeństwo. Człowiek w opowiadaniach Huberatha jest istotą marną, więzioną przez swą niedoskonałość w pozie grzesznego cierpiętnika, istotą zagubioną w świecie doczesnym, który wydaje się być tylko pewnym etapem egzystencji i w końcu istotą z góry skazaną na porażkę podczas prób człowieczeństwa, którym poddawana jest przez otaczający ją świat. Te ludzkie przywary są immanentnymi cechami naszego gatunku, nieusuwalnymi z powodu przesadnego pokładania wiary w ludzki rozum przy jednoczesnym oddaleniu się od Boga. Podobnie jak w Drugiej podobiźnie w alabastrze, autor stawia człowiekowi bardzo wysokie wymagania i nie zostawia mu żadnej podpory, mogącej ułatwić ich spełnienie. W opowiadaniach z Balsamu… nie znajdujemy namacalnego dowodu na to, że taka podpora, czyli Byt Najwyższy istnieje, Bóg jest usunięty z światów Huberatha. Ale właśnie ta jego fabularna nieobecność, rysowana pośrednio poprzez wydarzenia opowiadań, paradoksalnie umacnia jego ontologiczną konieczność i zmusza do poszukiwań. W tym zbiorze opowiadań Huberath nie pisze jeszcze bezpośrednio o Bogu, na to przyjdzie czas w Gnieździe Światów i Miastach pod skałą. Jednak samouwięzienie i zakotwiczenie ludzi w świecie doczesnym, źle pojmowanym (bo po ludzku) człowieczeństwie, pysze i bucie, wydaje się nie do przezwyciężenia bez odwołania się do boskiej pomocy.

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Przeprawa

Przeprawa jest drugą częścią tzw. trylogii pogranicza. Nie czytamy tu o dalszych losach bohatera Rączych Koni, lecz poznajemy nowego - szesnastoletniego Billy’ego Parhama. Akcja rozpoczyna się na przełomie lat trzydziestych i czterdziestych XX wieku, gdzieś niedaleko granicy Stanów Zjednoczonych i Meksyku. Rodzina Billy’ego zajmuje się hodowlą bydła i codziennym zmaganiem z Cormacowskim, ponurym światem, w którym kołdra ciągle jest za krótka a w garnku zbyt często widać dno. Na domiar złego, w okolicy zaczyna grasować oderwana od stada wilczyca, w pościg za którą rusza Billy. Pomiędzy schwytanym zwierzęciem a młodym chłopakiem zaczyna powstawać więź, dziwne instynktowne porozumienie, które pcha Billy’ego na pierwszą przeprawę przez amerykańsko-meksykańską granicę. Wilczyca, według zamysłu chłopaka, będzie tam bezpieczna, znajdzie swoje miejsce a jednocześnie nie będzie już zagrażać stadu. Ta wyprawa będzie pierwszą z trzech, które Billy podejmie - za każdym razem z innych pobudek. 

Świat pogranicza amerykańsko-meksykańskiego lat czterdziestych XX wieku to ponury, straszny sen. Wyprawy Billy’ego Parhama są jak podróż przez popioły Mordoru - wszędzie buro, brudno, głodno, zimno i potwornie daleko. McCarthy kreuje świat, który jest wręcz wynaturzony, przyprawiający o gęsią skórkę i grymas niedowierzania. Autor kładzie mocny nacisk na jeden z elementów swej filozofii, na nieistotność i banalność ludzkiego życia w świecie, które dobry Bóg opuścił. Ludzie i ich życia wymazywani są z kart powieści bez najmniejszego wahania, na pstryknięcie palcami. Okrucieństwo jest sposobem na życie podobnie jak w Krwawym Południku. Każda kolejna przeprawa Billy’ego to coraz większa trauma, nie tylko dla niego ale i dla czytelnika. Przekraczanie granicy z Meksykiem to przechodzenie pomiędzy kolejnymi kręgami dantejskiego piekła. I z każdą kolejną wyprawą przekraczamy coraz wyższy numer kręgu. Tylko, że grzesznicy nie są u McCarthy’ego karani za swoje przewiny, zazwyczaj umierają z honorami w otoczeniu rodziny. A zwykli ludzie nie mają co liczyć na jakąś ponadludzko sytuowaną sprawiedliwość – przecież wiatr nie stawia liści zdmuchniętych na trawę ponad te, które lądują w rynsztoku. One nic nie znaczą, ich upadek nic nie znaczy, świat jest ponad to.

Przeprawa jest smutniejsza i o wiele bardziej przygnębiająca niż Rącze Konie. Jest też jednocześnie bardzo do niej podobna, przez większość czasu miałem wrażenie, że czytam o tym samym. Autor dodał trochę więcej filozofii i metafizyki, dołożył beznadziei i polał krwią. Ale w ostatecznym rozrachunku wyszła jedna ze słabszych książek, trochę nużąca i tym razem nieco podcoelhizowana. Niepotrzebnie chyba. Bo delikatnie trzeszczy od tego w szwach.

W ostatniej części zatytułowanej Sodoma i Gomora spotykają się główni bohaterowie Rączych Koni i Przeprawy. Podobno najlepsza część trylogii.

Tytuł: Przeprawa
Tytuł oryginalny: The Crossing
Autor: Cormac McCarthy
Tłumaczenie: Jędrzej Polak
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: wrzesień 2012
Rok wydania oryginału: 1994
Liczba stron: 600
ISBN: 9788308048795

wtorek, 17 stycznia 2017

Zamczysko w Otranto

W połowie XVIII wieku, obok nadal obowiązujących, oświeceniowych trendów w kulturze, zaczęły pojawiać się nurty, które z sentymentem spoglądały na średniowiecze. Była to zapowiedź nadchodzącego romantyzmu, którego forpocztą okazał się Horace Walpole, angielski arystokrata, próbujący swych sił w literaturze. Zbudował wielką posiadłość w Strawberry Hill i zrobił to w taki sposób, aby architektonicznie nawiązywała do stylu gotyckiego, co stało się potem wyznacznikiem nowej tendencji w Europie. W 1764 roku kończy pisanie swej krótkiej powieści, zatytułowanej The Castle of Otranto, a Gothic Story. Od tej pory datuje się początek gotycyzmu w literaturze - prądu, który przygotował grunt pod romantyzm i gatunek horroru.

Przymiotnik „gotycki” nie kojarzył się już z barbarzyńskimi Gotami i mrokiem średniowiecza. Nadawał raczej tajemniczy, nostalgiczny, na poły fantastyczny rys rzeczownikowi, którego poprzedzał. Ogólnie przyjęło się zamykać okres gotyku wraz z początkiem XIX wieku, ale to tylko bardzo umowna cezura. Przecież Zagłada Domu Usherów Poe’go z 1839 roku to ekstrakt z tego gatunku, wręcz podręcznikowe użycie podstawowych ingrediencji – zamek spowity mgłą, otoczony błyskającymi światełkami gdzieś na moczarach, tajemnicze dźwięki i niewytłumaczalna groza, śmiertelna choroba, ożywające trupy, bicie zegarów na tle wyładowań atmosferycznych, człowiek opanowany przez dojmującą melancholię, przeszywający strach i postępujące szaleństwo. Poe w tym przypadku wyekstrahował wzorowo część gotyckiej receptury – grozę. A gotyk to nie tylko groza – to też romans, pojedynki, katakumby i podziemia, znowu romans, niewinność zagrożona ze strony lubieżnego łotra, pościgi i ucieczki a czasem nawet żartobliwe elementy. No i znowu romans.

środa, 11 stycznia 2017

Konające zwierzę

Dawid Kepesh, wykładowca literatury i publicysta, już po sześćdziesiątce, alter-ego Philipa Rotha (tak samo jak autor urodził się w 1930 roku w konserwatywnej, żydowskiej rodzinie) opowiada milczącemu słuchaczowi (czyli tak naprawdę, Tobie czytelniku) historię swego burzliwego romansu z dwudziestoczteroletnią studentką Consuelą Castillo. David to stary satyr i lubieżnik, zaciągający do łóżka nie tylko swoje studentki, ale i sporo innych przypadkowo spotkanych kobiet. Jest dogłębnie ukształtowanym przez lata sześćdziesiąte uosobieniem negacji amerykańskiego purytanizmu. Rewolucja seksualna zdybała go po trzydziestce, zatem jak sam wspomina, jego podejście do nadchodzących zmian było inne, niż pokolenia urodzonego podczas II wojny światowej. Młodzi łykali zmiany bezrefleksyjnie, na zasadzie zabawy, on natomiast w wyrachowany sposób analizował potencjalne skutki tejże rewolucji i to w jaki sposób zmienia ona jego osobowość. Sam do jej momentu był zlepkiem konwenansów i sztywnych zasad - o seks się walczyło po kątach, nie wypadało mówić o nim otwarcie a co dopiero go uprawiać. Dawida pętało konserwatywne wychowanie i naturalny ciąg do zachowań według nieformalnego kodeksu społecznego pierwszej połowy dwudziestego wieku. Przed rewolucją było ciągłe udawanie, sztuczne pozy. Trwała walka o każdy kawałek seksualnego ciasta. Trzeba było uwodzić i niemalże deprawować i niewolić, żeby utrata cnoty przez dziewczynę była jakoś usprawiedliwiona. W latach 60 wybuchła bomba – i co się dzieje?

Znikła potrzeba rytualizowania psychologicznej gry wstępnej. Seks został podany na stół z jabłkiem w pysku. Nikt nie był przyzwyczajony bo zazwyczaj kolejki stały na tyłach restauracji, gdzie wyrzucano resztki. David Kepesh bierze zatem garściami - porzuca żonę i swojego kilkuletniego syna ponieważ rozumie w końcu, że małżeństwo to więzienie. Z dwóch opcji - wolność seksualna i różnorodność partnerów, które powodują chwilowe eksplozje życia i potem ich wygaszanie, ale i również pustkę uczuciową na horyzoncie; lub życie w małżeństwie, które ci taką pustkę gwarantuje w stu procentach - David wybiera bramkę numer jeden. Skoro obie drogi prowadzą na uczuciową pustynię, to wybór małżeństwa jest tylko sposobem na samodocenienie, na realizację małżeńskiego etosu i odhaczenie swego rodzaju powinności wobec społeczeństwa. To wybór konformisty i życiowego niewolnika. Tak sobie myśli David dodając: "Czym mierzy się zdrowie małżeńskiego pożycia? Ilością śladów po zębach na języku..."

wtorek, 29 listopada 2016

Spisek Przeciwko Ameryce

Głównym bohaterem powieści jest niejaki Philip Roth, urodzony w 1933 roku w Newark Amerykanin żydowskiego pochodzenia. Ma ojca, matkę i brata o tych samych imionach i metrykach co autor książki. Znaczy - autobiografia?

A jednak nie - historia alternatywna. w 1940 roku Roosevelt nie zostaje prezydentem na trzecią kadencję, władzę w USA zdobywają izolacjoniści, ze słynnym lotnikiem Lindberghiem na czele. Stany Zjednoczone podpisują pakty o nieagresji z Państwami Osi a Żydzi w Ameryce są lekko mówiąc "zaniepokojeni". 

Ta historia alternatywna nie jest przedstawiona w wymiarze makro. Wszystkie wydarzenia obserwujemy oczyma dziecka, które na początku historii ma siedem lat a pod koniec już dziewięć. Pomińmy mało wiarygodną dojrzałość narratora, który w tak młodym, dziecinnym przecież okresie w niebywale dorosły sposób patrzył na wszystko to co działo się w Ameryce, jego rodzinie i sąsiedztwie. Roth jest pisarzem niebywale doświadczonym - używa alternatywnej wersji samego siebie do analizy społeczeństwa i pewnych mechanizmów, które mocno wymykając się wpływom jednostek, kształtują bardzo mocno sytuację ogółu, którego na organizację własnego wpływu nie bardzo stać.

piątek, 25 listopada 2016

Rącze Konie


Szósta powieść Cormaca McCarthy’ego. Trochę inna od poprzednich. Pod względem formy nic się nie zmienia. Nadal mamy to samo odpersonalizowanie ludzkich postaci, ten sam, zimny jak styczniowa noc, sposób prowadzenia narracji. Nadal jest brudno, zimno, głodno, śmierdząco i ciemno. Ale nie ma już takiego festiwalu przemocy i orgii krwi jak w Krwawym Południku.

Akcja dzieje się znowu na pograniczu amerykańsko-meksykańskim, ale gdzieś tak 80 lat później, dokładnie w 1949 roku. Ameryka rozpędza się gospodarczo po II wojnie światowej, nikomu nie chce się już kultywować kowbojskich tradycji i pracować na gigantycznych ranczach. Główny bohater, John Grady Cole, nie widząc dla siebie szansy na godne życie w Ameryce rusza wraz z kumplem do Meksyku, szukać szczęścia i pracy gdzieś na wielkich, przepastnych folwarkach. Książka mówi o dojrzewaniu, o pierwszej miłości, o szukaniu sprawiedliwości, o pragnieniu prostego życia, o rzeczywistości weryfikującej marzenia i sprowadzającej na ziemię. I o koniach, dla których John Grady Cole jest w stanie poświęcić więcej niż dla niejednego człowieka.

piątek, 18 listopada 2016

Prowadź swój pług przez kości umarłych


Olga Tokarczuk, chcąc być może odpocząć po (jak dla mnie nieudanych i przeszarżowanych) Biegunach, napisała swoją najbardziej standardową powieść od czasów E.E.. Jest to opowieść o starszej, lekko sfiksowanej pani Duszejko, mieszkającej w małym domku w Sudetach. Uciekła ona od zgiełku cywilizacji i zajmuje się opieką nad domostwami w okolicznej wsi, które w okresie zimowym pustoszeją, gdyż ich bogaci właściciele wyjeżdżają do miasta. Na pierwszy rzut oka otrzymujemy tyradę przeciwko nieuzasadnionemu okrucieństwu ludzi wobec zwierząt, mowę oskarżycielską przeciwko tradycji myślistwa, która w oczach głównej bohaterki urasta do perwersyjnej zbrodni. W miejscowości, w której mieszka pani Duszejko, rozpoczyna się festiwal śmierci, poszlaki zarysowują stawiającą włosy dęba konkluzję, a główna bohaterka zaczyna tworzyć własną interpretację zdarzeń.

Postać pani Duszejko jest dość oryginalna. Jest biedna, samotna, nie ma siły przebicia w społeczeństwie, zgłasza nieskutecznie na policję zaobserwowane przykłady okrucieństwa wobec zwierząt a w końcu usilnie próbuje przedstawić swoją Teorię wyjaśniającą zgony mieszkańców. Nikt jej nie słucha, wszyscy kiwają głową z politowaniem. Nawet czytelnik. Dlaczego?

Król


Twardoch znowu w formie. Każda jego powieść to u mnie od razu zakup obowiązkowy. I mimo iż Król na twardochowe podium (Wieczny Grunwald, Drach, Morfina) nie trafia, to czwarte miejsce ma pewne. Pochłonąłem w dwa wieczory, tak się to czyta.

Rewelacyjna, emocjonująca historia z Warszawy 1937 roku z nadchodzącą apokalipsą w tle. Mięsista proza, którą zbyt wielu internautów-czytelników deprecjonuje „ponieważ brak tej metafizyki co w Morfinie i Drachu była” a Twardoch „się stępił bo wszedł na salony”. No tak, tym razem Twardoch jest trochę mniej metafizyczny, co nie znaczy, że można Króla potraktować tylko jako zwykłą powieść o warszawskiej żydowskiej gangsterce. Jest to powieść nie tylko o żydowskim społeczeństwie w okresie swego przedwojennego warszawskiego dekadentyzmu, kiedy to Żydzi łudzili się jeszcze nadzieją że może wszystko będzie dobrze, czując jednocześnie już mocno na plecach mroźny powiew swastyki, której forpocztę stanowiła polska antysemicka organizacja RN-R Falanga. Bo czyta się to oczywiście świetnie, jako wspomnienia pewnego człowieka, który pod koniec lat osiemdziesiątych próbuje za pomocą swej zawodnej pamięci zrekonstruować wydarzenia, które były dla niego życiowym punktem zwrotnym i swoje decyzje, które podjęte wtedy, w 1937 roku, uczyniły go dokładnie kim jest teraz. Takie dosłowne spojrzenie na Króla nie powinno jednak zasłonić pewnej drugiej warstwy, której ciężko nie zauważyć.

czwartek, 17 listopada 2016

Kosmos


Kosmos należy czytać dokładnie, najlepiej na głos. A jeszcze lepiej w skupieniu wysłuchać audiobooka. Narracja Gombrowicza jest wręcz hipnotyczna, depcząca wszystko do czego się do tej pory (przynajmniej ja) przyzwyczailiśmy. Główny bohater, Witold, kierowany przymusem interpretowania i szukania znaczenia (a może raczej nadawania znaczenia) każdego elementu otaczającego go świata, przywiedziony zostaje (sam przez siebie) na skraj poczytalności. Sens raz nadany, wyzwala łańcuch skojarzeń kolejnych, kolejne sensy i znaczenia wyłaniają się z powieszonego wróbla, miodu, dyszla, kamienia przy drodze. Świat, którego każdy element coś znaczy, jest jednak zbyt obfity dla ograniczonego umysłu ludzkiego. Skoro wszystko coś znaczy, to znaczy że wszystko nic nie znaczy. Skoro tak, to idziemy do wniosku, że wszystkie przedmioty poznania są sobie równe, podmiot zatem może dowolnie żonglować znaczeniami, szukając dowolnych kombinacji i korelacji między nimi. Chaos pojęciowy, związki pomiędzy zdarzeniami i przedmiotami, nie wynikające ze zdroworozsądkowej logiki lecz ze zwykłego podobieństwa wizualnego, dźwiękowego czy językowego, rozsadzają całkowicie wewnętrzny mikro-świat Witolda.

Gombrowicz, podobnie jak Lem, mocno negował możliwość pełnego, obiektywnego poznania rzeczywistości. Różnica jednak jest taka, że Lema interesował mocno naukowy, fizykalny aspekt tego zagadnienia, oparty równie mocno na możliwościach ludzkich zmysłów i uwarunkowań kulturowych. Gombrowicz natomiast wchodzi prosto do ludzkiej głowy, skąd wypływają wszystkie tak naprawdę interpretacje otaczającej nas rzeczywistości. Nie zmysły i sensoria ludzkie go interesują, nie pieczątka przystawiona przez tysiące lat rozwoju cywilizacji. Interesuje go to co dzieje się już dalej w warstwie skojarzeń, semantyki, kombinatoryki percepcyjnej. „Prywatnego” kosmosu nie jesteśmy w stanie zbudować i utrzymać w całości – a kosmos „publiczny” to już zupełnie inna historia. A sama książka wbrew temu co się o niej pisze, nie jest wcale najtrudniejsza z całej twórczości Gombrowicza. To już Pornografia stanowi wyższy mur do przeskoczenia.

Ekranizacji nie polecam. Gombrowicz-Żuławski 1:0.

Tytuł: Kosmos
Autor: Witold Gombrowicz
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: maj 2012
Liczba Stron: 140
ISBN: 9788308049426

Pornografia


Językowo - mistrzostwo. Biorę to w całości. Jednak widzę wyraźnie, że każda kolejna książka Gombrowicza jest trudniejsza od poprzedniej. Ferdydurke i Trans-Atlantyk mogłem zinterpretować sam i mimo, iż interpretowałem to na swój niedoskonały przecież sposób to byłem w pewnym stopniu z siebie zadowolony. Pornografię niby jakoś też umiem, przecież czytać potrafię, ale każda konkluzja wydaje mi się tylko dotykaniem powierzchni pod którą kłębią się miriady znaczeń. Bardzo to hermetyczna mini-powieść, w której Gombrowicz-tytan rozmawia z krytykami siedzącymi na szczycie magicznego kłącza fasoli. A na dole ja coś tam słyszę.

Wiem jednak, że na tyle mnie to zaintrygowało, żeby do Gombrowicza wracać. Kiedyś pewnie wespnę się wyżej na tą fasolę, mam tylko nadzieję, że będzie mi się wtedy jeszcze chciało.

Tytuł: Pornografia
Autor: Witold Gombrowicz
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2011
Liczba Stron: 224
ISBN: 9788308047583

Ludzka Skaza



Ludzka Skaza to najlepsza część nieformalnej "trylogii amerykańskiej" Phillipa Rotha. Można oczywiście doszukiwać się w niej treści uniwersalnych. Że opowiada o tym, jak nasze ludzkie rozmiłowanie w nadawaniu etykiet innym, kierowanie się stereotypami i uprzedzeniami potrafi zrujnować innym życie. Że najgroźniejsi są nie przestępcy lecz ci, którzy w swoim zadufaniu obwołują się jedynymi sprawiedliwymi i wybierają się na polowanie na czarownice.

Nie zmienia to jednak podstawowej właściwości książek Rotha - autor przede wszystkim pisze o Ameryce. Jak zbiorowy amerykański sen okazuje się niespełnionym marzeniem za którym kryć się może przede wszystkim niezliczona ilość jednostkowych koszmarów. Jak polityczna nagonka na "tych strasznych komunistów" niszczy ludzkie życia. I wreszcie jak polityczna poprawność, rozrośnięta do absurdalnych rozmiarów, deformuje i wykrzywia to co powinno być proste - międzyludzkie relacje na których powinno opierać się współczesna cywilizacja.

W Ludzkiej Skazie Roth wskazuje jeszcze na jeden problem amerykańskiego społeczeństwa lat 90tych. Akcja umieszczona jest w 1998 roku, czyli w roku pamiętnej "zippergate". W roku kiedy Ameryka odetchnęła już od zagrożenia komunizmu a nie ugięła się jeszcze przed jarzmem terroryzmu. W roku w którym głównym tematem elektryzującym Amerykę były rozporkowe problemy Clintona, w roku w którym apogeum osiągnęło pewne kuriozalne zjawisko w USA, które nazwać możemy neopurytanizmem. Roth wyraźnie mówi - z dobrobytu w dupach się poprzewracało. To mają być te wielkie problemy naszego społeczeństwa? Zapomnieliście już Wielki Kryzys, Pearl Harbor, Wietnam, żyjecie zaglądając innym do sypialni i w metrykę? Ameryko powinnaś się wstydzić!

Książka znakomita, ekranizacja z Hopkinsem i Kidman słabsza wyraźnie. Ale to tylko dlatego. że zawartość intelektualna Ludzkiej Skazy niestety nie jest przekładalna na ekran kinowy bezstratnie.


Tytuł: Ludzka Skaza
Tytuł oryginalny: The Human Stain
Autor: Philip Roth
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: paźdizernik 2015
Liczba Stron: 514
ISBN: 9788308060070

środa, 16 listopada 2016

Krwawy Południk


Zło

Krwawy Południk to jedna z powieści Cormaca McCarthy’ego, których akcja osadzona jest w XIX wieku w Ameryce Północnej. McCarthy pokazuje inny Dziki Zachód niż ten wykreowany przez filmy z połowy XX wieku. Nie spotkamy tu Johna Wayne’a w świeżo wypranej i wyprasowanej koszuli, nie ma tu również Kirka Douglasa z błyszczącym uzębieniem i wypomadowanymi włosami. To nie jest także spaghetti-świat Sergio Leone, gdzie pomimo zupełnie innej estetyki niż z ta Rio Bravo, czujemy jednak w tle pastiszowe oddziaływanie łagodzące efekt przekazu. Świat McCarthy’ego to bardziej antywestern Peckinpaha i Eastwooda, tylko że przedstawiony jeszcze bardziej dosadnie, z maksymalną rozdzielczością, wręcz bijącą swoim, pociągniętym do maksimum realizmem w czytelnika.

W 1849 roku pewien piętnastoletni chłopiec, zwany przez narratora po prostu „dzieciakiem”, po ucieczce z domu od swojego ojca, wdowca-pijaka, trafia do pewnego miasteczka w północno-wschodnim Texasie. Zdany tylko na siebie, torujący sobie drogę przemocą, jako jedynym wyuczonym sposobem na życie, poznaje demoniczną postać sędziego Holdena. Charyzmatyczny, budzący respekt nie tylko swoim dwumetrowym wzrostem, lecz również inteligencją i bezwzględnością mężczyzna, urasta w oczach dzieciaka do rangi jakiegoś nadczłowieka, istoty spoza znanych mu ludzkich schematów. Sędzia Holden okazuje się być członkiem bandy łowców skalpów, której przewodzi oszalały, opętany koniecznością siania terroru John Glanton. Dzieciak dołącza do grupy Glantona i wstępuje na ścieżkę bezprawia, ścieżkę takiej makabry, która istnieje tylko w nielicznych literackich światach. Takich jak świat wykreowany przez Cormaca McCarthy’ego.