piątek, 25 listopada 2016

Rącze Konie


Szósta powieść Cormaca McCarthy’ego. Trochę inna od poprzednich. Pod względem formy nic się nie zmienia. Nadal mamy to samo odpersonalizowanie ludzkich postaci, ten sam, zimny jak styczniowa noc, sposób prowadzenia narracji. Nadal jest brudno, zimno, głodno, śmierdząco i ciemno. Ale nie ma już takiego festiwalu przemocy i orgii krwi jak w Krwawym Południku.

Akcja dzieje się znowu na pograniczu amerykańsko-meksykańskim, ale gdzieś tak 80 lat później, dokładnie w 1949 roku. Ameryka rozpędza się gospodarczo po II wojnie światowej, nikomu nie chce się już kultywować kowbojskich tradycji i pracować na gigantycznych ranczach. Główny bohater, John Grady Cole, nie widząc dla siebie szansy na godne życie w Ameryce rusza wraz z kumplem do Meksyku, szukać szczęścia i pracy gdzieś na wielkich, przepastnych folwarkach. Książka mówi o dojrzewaniu, o pierwszej miłości, o szukaniu sprawiedliwości, o pragnieniu prostego życia, o rzeczywistości weryfikującej marzenia i sprowadzającej na ziemię. I o koniach, dla których John Grady Cole jest w stanie poświęcić więcej niż dla niejednego człowieka.


Cormac McCarthy napisał powieść jak do tej pory najłagodniejszą. Patrzy z nostalgią na świat, który już odszedł i którego umowną cezurą są czasy Rewolucji Meksykańskiej, regularnie wspominanej w powieści. To ta sama tęsknota za dzikim krajem i dzikimi czasami, gdzie Sprawiedliwość, Samotność i Surowe Realia pisane są dużymi literami. To te same pejzaże, które znamy z Dzikiej Bandy Peckinpaha i Za Garść Dynamitu Leone. Nostalgia ta jednak jest gorzka, nasycona podobnym jak w pierwszych pięciu powieściach, spojrzeniem na ludzką niegodziwość, zło i przemoc panujące w świecie dzikiego zachodu. A tęsknota jest tym co pozostało ludziom, którzy utkwili mentalnie w poprzedniej epoce i nie potrafią znaleźć drzwi do nowej.

W Rączych Koniach tkwimy między światami, McCarthy żegna stary świat, ale ten nowy i tak malowany jest po staremu. Dlatego pierwsza część tzw. Trylogii Pogranicza według mnie nie zapowiada zatem istotnej zmiany kursu w twórczości autora. I bardzo dobrze, nie spodziewałem się niczego innego, nie potrzeba mi McCarthy’ego piszącego inaczej. 

Tytuł: Rącze Konie
Tytuł oryginalny: All the Pretty Horses
Autor: Cormac McCarthy
Tłumaczenie: Jędrzej Polak
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Cykl: Trylogia Pogranicza (1)
Data wydania: kwiecień 2012
Liczba Stron: 424
ISBN: 9788308048474

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz