niedziela, 3 sierpnia 2025

Miasta pod skałą

Piekło nigdy nie będzie puste


Pierwsze wydanie „Miast pod skałą” miało miejsce już dwadzieścia lat temu. Pamiętam, że złożoność i wielość zagadnień, a także erudycja autora, trochę mnie wówczas przytłoczyły. Marek S. Huberath jest twórcą, do literatury którego warto wracać po latach, z nieco większym bagażem lektur i doświadczeń. Wróćmy więc.

Osiem lat temu coś tam już pisałem o jego twórczości. „Druga podobizna w alabastrze”, „Balsam długiego pożegnania” i „Gniazdo światów” – religia, wiara, eschatologia, sztuka, turpizm i cielesność. Niby nie przystające do siebie elementy – choć tylko pozornie. Marek S. Huberath, znany polski fizyk i jednocześnie literat, siedem lat po „Gnieździe światów” wydał „Miasta pod skałą” – swoją najbardziej ambitną powieść w karierze (choć gdy sześć lat później, w 2011 roku, wyszedł „Vatran Auraio”, można byłoby się o to spierać). 

Głównym bohaterem „Miast pod skałą” jest profesor Humphrey Adams, stypendysta rzymskiego Uniwersytetu La Sapienza, badający prace Rajmunda Llulla. Mistrz Llullius, trzynastowieczny teolog, chciał nawracać muzułmanów przy użyciu swoich nieszablonowych, zdecydowanie nieortodoksyjnych nauk. Adams chce przede wszystkim ustalić, czy istniał kiedykolwiek niejaki Alonzo Zurramaga, filozof jeszcze bardziej kontrowersyjny, rzekomo uczeń mistrza Llulla – tropy nieodmiennie wiodą do Watykanu. Czy Stolica Piotrowa skrywa jakieś tajemnice? Zapewne, choć takiej, którą odkryje nasz bohater, nikt nigdy by się nie spodziewał. Profesor Adams, niczym słynna Alicja, znajduje w ogrodach watykańskich małe, stare drzwiczki z napisem „Silvestere” – prowadzą one nie tylko do podziemi Watykanu, ale wręcz do innej rzeczywistości. Adams, wraz z poznaną po drodze francuską przedszkolanką o imieniu Lillianne trafia do dziwacznego, fantasmagorycznego „Rzymu na opak”. Wmawia sobie cały czas, że śni, że leży gdzieś nieprzytomny w podziemiach. Jak inaczej wytłumaczyć wizję Wiecznego Miasta autokratycznie rządzonego niby przez głupawego figuranta o imieniu Nero, a w rzeczywistości przez dystopijną milicję z niejakim „Człekoustem, nadobywatelem Uombocco” na czele? Tylko w śnie (koszmarze) możliwe są takie historie jak tworzenie wyroczni z czaszek pierworodnych, budowa żywego człowieka z prochu ziemi czy małżeństwa z dwoma żonami pełniącymi skrajnie odmienne, bardzo symboliczne, role.


Hieronim Bosch "Ogród rozkoszy ziemskich"

Ale to jeszcze nic. Adams, uciekając przed żołdakami Człekousta, odkrywa, że koszmarna wersja Rzymu leży dopiero w połowie drogi do miejsca, w które chcąc nie chcąc musi się udać. Niewytłumaczalne przeznaczenie pcha go dalej – do krainy, w której zostaje kolejno niewolnikiem, żołnierzem, legionistą, chirurgiem polowym a ostatecznie protagonistą jakby wyjętym z campbellowskiego monomitu „Bohater o tysiącu twarzy”. Struktura fabularna „Miast pod skałą” wpisuje się w schemat „tam i z powrotem” bardzo wyraźnie – Adams, niczym tolkienowski Bilbo Baggins, wyrwany zostaje z dobrze znanego mu świata i wrzucony do świata nadprzyrodzonego, w którym musi stoczyć na końcu walkę, ulec przemianie, zdobyć nagrodę i wrócić do domu. Wizja świata w punkcie kulminacyjnym tej historii, ulokowana mniej więcej w połowie tej gigantycznej, osiemsetstronicowej powieści, to „Huberath w stanie czystym”. Sceny prosto z wojny quasi-rzymskich oddziałów, do których wcielony został Adams, z hordami kosmatych, diabłu podobnych „Czarnych” i towarzyszące temu wszystkiemu wydarzenia związane z losami całych zastępów nagich ludzi zwanych „Golcami”, są jednocześnie makabryczne i wstrząsające oraz magnetyzujące i fascynujące. Przede wszystkim jednak – co zrozumiałe – bardzo umowne.


Symbolika „Miast pod skałą” momentami jest oczywista i bardzo łatwa do odczytania. Są też fragmenty niejasne, przynajmniej dla czytelnika pobieżnie tylko zaznajomionego z treściami Starego i Nowego Testamentu, podstawami chrześcijańskiej teologii i biblijnymi apokryfami. Marek S. Huberath jest człowiekiem bardzo religijnym, co sam przyznaje i co można było wyczytać z wszystkich jego poprzednich utworów. We wszystkich wcześniej wykreowanych światach Bóg jest nieobecny, ale wpływ tej absencji tym bardziej uzasadnia Jego konieczność. Tak samo jest w „Miastach pod skałą”. Adams jest (po campbellowsku) bohaterem postawionym w sytuacji „fish-out-of-water” – czytelnik poznaje świat przedstawiony razem z nim i jest tak samo zafrasowany i zaskoczony. Mimo wszystko jednak łatwo rozpoznać w tej powieści tropy religijne, głównie eschatologiczne. Huberath zastanawia się nad sprawami granicznymi – Sądem Ostatecznym, zbawieniem, potępieniem, zmartwychwstaniem, odkupieniem win. Jego bohaterowie konfrontują się z apokalipsami – zarówno indywidualnymi, jednostkowymi jak i zbiorową, kończącą wszystko. Ale znajdziemy też w powieści dywagacje na temat zła – w przypadku Huberatha zdaje się mieć ono zdecydowanie pozaludzki, osobowy charakter. Nie znaczy to jednak, że ludzie są bez winy – oni po prostu ulegają zewnętrznemu wpływowi – to dlatego piekło w uniwersach autora zawsze jest pełne i nigdy nie nastąpi heretycka „apokatastaza”, czyli powszechne zbawienie i darowanie win u kresu czasów. 

Danse Macabre, XV w., Kościół Świętej Trójcy w Lublanie

Huberath trawestuje biblijne apokryfy, opowiada o upadłych istotach pierwszej generacji stworzenia, których Stwórca potraktował w ich mniemaniu niesprawiedliwie – wszak „druga generacja”, czyli ludzie, ma więcej przywilejów i może liczyć na wybaczenie po każdym potknięciu. Mamy wizje zaświatów rodem z obrazów Hieronima Boscha czy Williama Blake’a a także zagadkowe, pozostawiające pole do interpretacji motywy, jak wizja miejsca za ognistą ścianą, czy charakterystyka istot pozbawionych całkowicie doznań zmysłowych.

Autor regularnie wspomina postać Rajmunda Llulla – przeciwnika muzułmańskiego „awerroizmu”, twórcy maszyny logicznej do dowodzenia jedności prawd teologicznych i filozoficznych. Wiara i rozum w takim wydaniu scholastyki ekstremalnej muszą zawsze iść w parze – Huberath już wie i regularnie udowadnia, że przedsięwzięcie Mistrza Llulliusa było z góry skazane na niepowodzenie. Religia to nie nauka, wiara to nie algorytmy – to dlatego nie ma w „Miastach pod skałą” prostej mowy „tak, tak, nie, nie”. Jest symbolika, metafora, fantazja. Jedno jednak jest pewne – według Huberatha z Bogiem łatwiej jest o dobro, bez Boga łatwiej o zło. Nie trzeba się zgadzać z tą opinią oczywiście – to nie jest moja filozofia, nie w Bogu szukam podstawowego źródła moralności. Ale wizja jest to niezwykle ciekawa i sugestywna.

„Miasta pod skałą” wzbudzały zarówno zachwyty i kontrowersje. Jest turpizm, fekalia, eksploatacja cierpienia i cielesności – ale nie widzę tego na pierwszym planie. Dlatego bliżej mi tego pierwszego krańca spektrum. Tym bardziej chcę już siadać do powtórki „Vatran Auraio”.



Tytuł: Miasta pod skałą
Autor: Marek S. Huberath
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 360
ISBN: 9788381165440

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz