wtorek, 6 czerwca 2017

To nie jest kraj dla starych ludzi

Przyszło „nowe”

To nie jest kraj dla starych ludzi to dziewiąta, przedostatnia powieść Cormaca McCarthy’ego. Wydana została w lipcu 2005, ale jak to zwykle bywa, szerokie zainteresowanie wzbudziła dopiero po dwóch latach, kiedy to bracia Coen pokazali światu ekranizację. Dokładnie dziesięć lat temu na ekranach kin pojawił się mroczny i budzący niepokój superzłoczyńca Chigurh, sugestywnie wykreowany przez stojącego u progu kariery w Hollywood Javiera Bardema. Powieść przeczytałem dopiero teraz i siłą rzeczy miałem przed oczyma obrazki Coenów – w mojej ocenie bardzo udane i dobrze opowiadające historię starszego mężczyzny, próbującego zrozumieć coraz bardziej brutalny świat.

Starszego - bo to szeryf jest głównym bohaterem powieści i tym, na którym skupia się ciężar przesłania Cormaca McCarthy’ego. Nie Llewelyn Moss, trzydziestosiedmioletni weteran z Wietnamu, czujący żal do swego kraju o to, że ten nie zadbał o jego podstawowe potrzeby. Nie Anton Chigurh, ucieleśnione zło i symbol upadku dobrych obyczajów. To szeryf Ed Tom Bell jest zwierciadłem, w którym odbija się cała bolączka współczesnego świata. Świata, który nie jest już miejscem dla starych ludzi.

Moss znajduje na pustyni miejsce, gdzie odbyły się krwawe porachunki meksykańskich karteli. Zabiera porzuconą torbę z kilkoma milionami dolarów jako swego rodzaju rekompensatę za poniesione krzywdy i zadośćuczynienie od rzeczywistości. Ludzki odruch, jakim jest współczucie, powoduje, że wraca nocą na miejsce strzelaniny i natyka się na bandytów, próbujących ustalić co się wydarzyło. I staje się w tym momencie obiektem pościgu, który prowadzi, zerwany z łańcucha swoich mocodawców, najgroźniejszy i najbardziej przerażający antybohater McCarthy'ego – Anton Chigurh z nieodłącznym urządzeniem do zabijania bydła w rzeźni. A wszystko to obserwuje zmęczony już lekko swą pracą szeryf Bell, który podążając tropem Mossa i Chigurha, potwierdza co chwilę zasadność sentencji będącej tytułem powieści. Dlaczego?



Cormac McCarthy w Trylogii Pogranicza z rozrzewnieniem i pełen złych obaw o przyszłość, żegna okres Dzikiego Zachodu. Był to czas, kiedy młodzi ludzie podzielali wartości osób starszych i bardziej doświadczonych. Największymi problemami w szkole lat czterdziestych było bieganie po korytarzu, rzucie gumy i strzelanie z procy. Wartości, które kultywowano w „dawnych czasach” charakteryzowały się pewną ponadczasowością, liczyła się przyjaźń i wzajemny szacunek. Oczywiście w historiach McCarthy'ego o pograniczu amerykańsko-meksykańskim istniało zło, jako podstawowa emanacja ludzkiej duszy - ciężko na przykład po takim W ciemność uważać świat Dzikiego Zachodu za piękne i spokojne miejsce. Walka z takim złem miała jednak szanse na powodzenie – służyły do tego stałe moralne, pewne zestawy wartości a zło jako takie miało pewne uzasadnienie (vide Krwawy południk). Zło było aberracją, koszmarną nieprawidłowością, niejednokrotnie przeważającą nad środkami do walki z nim. Ale nie było normą.

W szkołach lat osiemdziesiątych króluje gwałt, rozboje, przemoc, narkotyki. Ludzie znieczulili się na symptomy zła, odwracają wzrok dokładnie w momencie, kiedy trzeba go odwrócić. Przyszło „nowe”. Dziewiąta powieść McCarthyego pokazuje jak wygląda nowy, „wspaniały” świat Ameryki lat osiemdziesiątych XX wieku. Zrujnowany przez narkotyki, czcze państwowe obietnice, brak poszanowania dla zasad, ślepotę na moralne drogowskazy. To nie jest kraj dla starych ludzi, takich jak szeryf Bell, który ucieka od rzeczywistości coraz bardziej i nie widzi sensu swej pracy.

Moss jest człowiekiem moralnie rozdartym. Z jednej strony rusza go sumienie, które paradoksalnie sprowadza na niego wszystkie nieszczęścia. Pomaga zagubionej życiowo piętnastolatce, dba o żonę. Trzyma się „starego” świata. Z drugiej jednak strony jest chciwy, zepsuty przez Stany Zjednoczone Ameryki, które przeżuły go w Wietnamie i wypluły na pyliste teksańskie bezdroża. Chigurh jest złem wcielonym, personifikacją symbolu nowego świata. W oczach szeryfa jest prawdziwym prorokiem apokalipsy, omenem nadchodzących czasów. Nie przedstawia żadnego uzasadnienia dla czynionego przez siebie okrucieństwa, wszystko robi dla idei zła i niczego więcej. Jest przy tym nieubłaganie konsekwentny i trzymający się własnego, zrozumiałego tylko jemu kodeksu. Gdyby był bohaterem z „Dungeons and Dragons”, określić można byłoby go jako „praworządny zły”. Takie zło jest o wiele bardziej przerażające, niż to nieprzewidywalne i chaotyczne. I choć zło Chigurha jest absolutne, to jedna mała rzecz pozwala go jakoś tam zdefiniować „po staremu” – zasady właśnie. Nawet jeśli są one całkowitym przeciwieństwem zasad szeryfa Bella i jego całego pokolenia.


Młodzi ludzie natomiast, są dla szeryfa sprzedajnymi, nic niewartymi gnojkami. Takich właśnie spotyka na swej drodze Moss, z którego krew leje się strumieniami i który jest na granicy śmierci. Bez skrupułów biorą od niego pieniądze za kurtkę i żądają pieniędzy za piwo, oddalając się potem ze śmiechem. Żaden nie pomógł, nie zapytał o nic. Takich właśnie spotyka Chigurh, który również za kilka dolców, kupuje sobie ich milczenie. Młode pokolenie nie zna tych wartości, których przestrzegały pokolenia poprzednie. Zło nie jest już aberracją, pozwoliliśmy mu wrosnąć w fundamenty świata, stało się jego tworzywem.

Oczywiście można polemizować z autorem. Czasem wydaje się, że Cormac McCarthy zbytnio generalizuje, trochę biadoli i przesadza w swym katastrofizmie. Albo na podstawie niezbyt reprezentatywnej próbki, ekstrapoluje moralne trendy. Jest jednak coś nieodparcie przyciągającego uwagę w tej jego apokaliptycznej idei. Podobnie jak u Burgessa, bijącego w te same dzwony w Mechanicznej pomarańczy – nawias, w który bierzemy autorskie przesłanie, często zdaje się być pisany ołówkiem a nie długopisem. Pozostała mi już tylko Droga, którą pierwszy raz czytałem kilka lat temu. Czy jest ona prostą kontynuacją tyrady McCarthy’ego i kropką nad i? Sprawdzimy niedługo.


Tytuł: To nie jest kraj dla starych ludzi
Tytuł oryginalny: No Country for Old Men
Autor: Cormac McCarthy
Tłumaczenie: Robert Sudół
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: styczeń 2014
Rok wydania oryginału: 2005
Liczba stron: 324
ISBN: 9788308053065

4 komentarze:

  1. Cormac jest rewelacyjny. Kiedyś stwierdziłem, że to taki Ketchum, tylko w innej odsłonie, bardziej skomplikowanej i głębszej. Nie czytałem tylko trylogii, Sutree i właśnie To nie jest - ale oglądałem film, który cholernie mi się podobał. Pamiętam, że swego czasu mocno szukałem książki z filmową okładką, ale była praktycznie niedostępna. Jak się już pojawiło wznowienie to miałem kupić i tak do dzisiaj się nie stało. Mnie specjalnie do tego autora namawiać nie trzeba, bo należy do grupy moich ulubionych, ale zbyt długo nic nie czytałem i trzeba to zmienić. W ogóle w tym roku muszę (i powoli to robię) wracać do starych, sprawdzonych nazwisk różnych gatunków, m.;in Ketchum, Palahniuk, McCarthy, klasyka grozy i sf.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najlepsze powieści McCarthy'ego to "W Ciemność" i "Krwawy południk". O "Drodze" się nie wypowiadam dopóki nie powtórzę.
    Trylogia to już raczej drugi szereg, podobnie jak "Suttree".
    A "To nie jest kraj..." naprawdę warto - mocno filmowa książka, szybka i pełna akcji. Najbardziej dynamiczna z wszystkich powieści tego autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie "Krwawy" i "Droga". Najsłabiej wypadł debiut. No ale jeszcze nie czytałem tych wspomnianych.
      Domyślam się, bo taki też był i film, z kapitalną obsadą. Tego Bardema to w sumie chyba dopiero wtedy przyuważyłem jako aktora, bo wcześniej nie kojarzyłem, a ta rola kapitalna. Ale jednak Lee to Lee. ;)

      Usuń
  3. Obojętność młodego pokolenia i bezsilność starego - tak odebrałem końcowe przesłanie tego filmu.

    OdpowiedzUsuń