piątek, 18 listopada 2016

Mechaniczna Pomarańcza


Właśnie drugie miejsce na podium w gatunku dystopii zostało zajęte w moim subiektywnym rankingu. Do 1984 Orwella dołącza Mechaniczna Pomarańcza Burgessa. Nad trzecim miejscem muszę jeszcze pomyśleć (choć Ray Bradbury z płonącymi książkami wydaje mi się mocnym kandydatem). 

Mechaniczna pomarańcza to po nastojaszczy horror szoł. Niektórzy narzekają, że niezrozumiała, że forma przeważa nad treścią. Nie zgadzam się.

Ten cały „nadsat” czyli język Alexa i jego kumpli ma w zderzeniu z „normalnym językiem” wzmacniać efekt różnicy pokoleń, różnicy pomiędzy dorosłością (świadomym używaniem wolnej woli z odpowiedzialnością za te wybory) i niedojrzałością (chodzeniem na łatwiznę, brakiem autorefleksji nad popełnianymi czynami). Jest podejście płaskie emocjonalnie, ograniczone wąską perspektywą i uzależnione od przemocy oraz podejście wielowymiarowe, świadome konsekwencji własnych wyborów i patrzące szerzej, poza własną osobowość i własną korzyść.

A co do formy – pomimo jej nadmiernego momentami rozbuchania, nie przysłania ona w żaden sposób treści, którą Burgess przekazuje. Przestępstwo, grzech, przemoc, gwałt jako najprostsza metoda zapewnienia sobie pieniędzy, przyjemności i w ogóle sensu egzystencji jest centralny w powieści. To porusza mocno czytelnikiem. Jeszcze bardziej jednak porusza to, że zwyrodnialcy nie widzą w tym nic złego, to jest ich sposób na życie. Alex nie jest upośledzonym umysłowo dzikusem, to przecież inteligentny, słuchający muzyki poważnej, chłopak. Brak umiejętności prawidłowego odróżnienia dobra od zła szokuje, znowu jednak nie tak bardzo jak późniejszy scenariusz tworzenia z człowieka mechanicznej (a tak naprawdę „nakręcanej”) pomarańczy (dlaczego „nakręcana” łatwo zrozumieć, dlaczego „pomarańcza” już nie). Wizja lekko przesadzona (gangi nastolatków, wobec których reszta świata pozostaje całkowicie bezradna) ale dająca do zrozumienia, że wystarczy przyzwolenie na zło a ono się rozpleni.

Trzeba też oddać co nieco tłumaczowi. Robert Stiller jest tak naprawdę współautorem polskiej wersji książki. Jak dla mnie – bezbłędna, mistrzowska robota. Tłumaczenie spójne, brawurowe i oparte nie tylko na pomysłowym zastępowaniu słów „nadsatu” Burgessa polskimi odpowiednikami. To jest cały język, stworzony na nowo przez Stillera, nowy slang, który używany jest w książce konsekwentnie, bez żadnych dziur . Trochę gorsze wrażenie robi natomiast posłowie tłumacza. Daje się on tam poznać jako zarozumiały bufon, który wie wszystko lepiej od innych. Kubrick spartolił film, wszyscy źle się zabierają za tłumaczenia, ludzie w Polsce mają zbyt małe mózgi do nauki języków obcych, Tomasz Mann to niedouczony nudziarz i obskurant, a nawet sam Burgess wykazuje ignorancję w dziedzinie języków słowiańskich. Kto wie, może i ma trochę racji, ale nadęta forma i pyszałkowaty ton powodują, że podchodzę do jego wywodów z dużym dystansem.

Tytuł: Mechaniczna Pomarańcza
Tytuł oryginalny: A Clockwork Orange
Autor: Anthony Burgess
Tłumaczenie: Robert Stiller
Wydawca: vis-a-vis/Etiuda
Data wydania: 2007
Liczba Stron: 254
ISBN: 9788389640727

2 komentarze:

  1. Jestem po lekturze i przyznam, że trochę się rozczarowałem, zbyt wysoko autorowi zawiesiłem poprzeczkę i to był mój błąd. Moje oczekiwania spiętrzyły się jak morska fala pod wpływem niezwykle wielu pozytywnych opinii. Niemniej wielkie wrażenie zrobiło na mnie tłumaczenie Stillera.
    Podzielam Twoje zdanie, że wykonał świetną robotę.

    Tłumacz ze Stillera genialny, choć czytając posłowie również odniosłem wrażenie, że trochę zadufany w sobie.

    Napisałeś: "[...](dlaczego „nakręcana” łatwo zrozumieć, dlaczego „pomarańcza” już nie)."

    W tym miejscu nie jestem pewien, czy wciąż nie udało Ci się rozwikłać tej zagadki, czy tylko wskazujesz na pogmatwaną genezę tytułu. Na wszelki wypadek napiszę.


    Burgess władał językiem malajskim, w którym "orang" znaczy "człowiek". Z "orang" już bardzo blisko do "orange". W zamyśle autora więc najprawdopodobniej chodziło o "nakręcanego człowieka", tylko ktoś się pomylił. Tak przynajmniej, mniej więcej, twierdzi Stiller w posłowiu, w którym czytamy:

    "Tamtejszym półanalfabetom zaś wyraz ten z reguły myli się z orange i tak bywa pisany."

    i dalej:

    "A Clockwork Orange oznacza w istocie nakręcanego człowieka. Tak nakręcanego jak najprostszy mechanizm sprężynowy i jak bezmyślna, nie decydująca o swym ruchu zabawka."

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdy pierwszy raz przeczytałem powieść, słowo "nakręcana" skojarzyłem od razu z tym, że mówimy o programowaniu człowieka, o warunkowaniu jego reakcji. Nie pasowała mi tylko ta pomarańcza właśnie, nie wiedziałem, że "orang" to "człowiek". Tym bardziej nie pasuje mi tu czasem używane tłumaczenie tytułu jako "Mechaniczna pomarańcza".

    A tak przy okazji - jak masz możliwość, to przeczytaj "Rozpustne nasienie". Koniecznie.

    OdpowiedzUsuń