czwartek, 12 marca 2020

BBPO Piekło na Ziemi. Tom 3

Będą już tylko częściowe zwycięstwa

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

„Piekło na Ziemi” trwa. To już trzeci zbiorczy tom opowieści o Biurze Badań Paranormalnych i Obrony, walczącym z pomiotem Ogdru Jahada – gigantycznymi potworami obracającymi w perzynę naszą planetę przy wtórze trzęsień ziemi, erupcji wulkanów i ryku tsunami. Wiemy już doskonale, że B.B.P.O. nie ma co liczyć na pomoc Hellboya – ich walka jest tym trudniejsza i bardziej desperacka.

Dużo się działo w drugim tomie. Kapitan Daimio umarł po krwawym i obłędnie narysowanym starciu z Darrylem Wendigo. Mumia Panya dalej coś knuje, Johann Kraus czuje się coraz lepiej w swoim nowym kombinezonie, Liz Sherman nadal przebywa wiadomo gdzie, a Abe Sapien jest w śpiączce i nikt nie wie, czy i kiedy się wybudzi. Pojawiło się kilku nowych bohaterów – nastoletnia Feniks potrafiąca przepowiadać przyszłość i cała zgraja „zwykłych ludzi”, czyli agentów B.B.P.O. pozbawionych jakichkolwiek supermocy, ale za to dzierżących naprawdę wielkie spluwy (albo miecze). 


Na początku trzeciego tomu Biuro rozrzucone jest po całym świecie. Świecie chylącym się ku upadkowi i rozpaczliwie wołającym o pomoc. Pierwsza historia, zatytułowana „Pustkowie”, opowiada o misji ratunkowej w Chicago – B.B.P.O. rusza na poszukiwania oddziału zaginionego w drugim tomie, w odcinku „Otchłań czasu”. Ta rasowa, mroczna postapokalipsa, dryfująca mocno w kierunku horroru, wprowadza do gry nie tylko nowego, utalentowanego rysownika w serii, ale i zapowiada jednego z najciekawszych bohaterów – niejakiego Howardsa, berserkera wywijającego hiperborejskim mieczem, niczym Conan w najdzikszym szale. „Zimny dzień w piekle” to powrót rosyjskiego odpowiednika B.B.P.O. i jego dowódcy, nieśmiertelnego Niczajki. Uratowany przez niego pod koniec ostatniego tomu amerykański oddział Biura rusza do małego miasteczka gdzieś głęboko w Rosji – oczywiście aby walczyć z potworami. Tylko że na miejscu okazuje się, że Niczajko nie powiedział im wszystkiego – ma do załatwienia jeszcze inne sprawy.


Trzecia część, „Jezioro ognia”, to historia dwóch bohaterek. Oto Liz Sherman, pozbawiona swoich mocy i poharatana w wypadku, dochodzi do zdrowia w szpitalu, gdzieś w zdewastowanym i wyludnionym mieście. Feniks tymczasem podróżuje w swoje rodzinne strony, aby „odnaleźć siebie” – na miejscu natyka się na groteskowy kult modlący się do gigantycznego jaja potwora na środku Jeziora Salton i „taką siebie”, której wolałaby nie poznać. Autorzy komiksu mocno pogłębiają charakterystyki obydwu postaci – fajnie jest obserwować powrót Liz do formy i płomieni, a także ekspresowe dojrzewanie Feniks. Zestawienie ich razem zwraca uwagę jeszcze na jedną rzecz – są do siebie niezwykle podobne i w dodatku obie przypominają mocno Jean Grey z X-Men. Tak jakby podzieliły się mocami tej jednej z najpotężniejszych mutantek Marvela, a młodsza z kobiet w dodatku przejęła jej pseudonim.

Po tej w miarę (jak na „Piekło na Ziemi”) spokojnej i stonowanej opowieści czas na potężne uderzenie. W „Królestwie Czarnego Płomienia” dochodzi w końcu do konfrontacji B.B.P.O. w najsilniejszym składzie, wspomaganego dodatkowo sojusznikami z Rosji, z siłami korporacji Zinco oraz tytułowym, potężnym i przerażającym jak nigdy przeciwnikiem. Polem bitwy staje się Nowy Jork, odcięty od reszty świata podobnie jak w „Ucieczce z Nowego Jorku” Johna Carpentera. Tylko że to, co znajdują na Manhattanie bohaterowie komiksu, w niczym nie przypomina zagrożeń, z jakimi mierzył się Bob „Snake” Plissken. Czwarta część albumu to czysta esencja serii – tak efektownie przedstawionej bitwy jeszcze w „B.B.P.O.” nie było.


Trzeci tom to środkowy fragment „Piekła na Ziemi” – rozdziału w historii B.B.P.O. zamkniętego w pięciu albumach. Jesteśmy mniej więcej na półmetku i zauważamy dość wyraźną zmianę w kreacji świata przedstawionego. Otóż nasza planeta umiera coraz szybciej – całe jej połacie zamieniają się w pustkowia, wielkie miasta płoną, zniszczone przez gargantuiczne bestie, a ludzkość upada. Jej niedobitki chowają się przed zagrożeniem, walczą o przetrwanie z innymi ludźmi a także z tym, w co niektórzy reprezentanci naszego gatunku zaczynają się zmieniać. Szczególne dosadnie widać to w mrocznym i ponurym „Pustkowiu”, gdzie mamy do czynienia niemal z zombieapokalipsą. Powstają nowe, odrażające kulty, ponieważ dotychczasowe religie, próbując opisać panujący wszędzie chaos i zło, ponoszą spektakularną porażkę. „Jeśli to nie jest koniec świata, to co nim jest?” – pyta retorycznie jeden z bohaterów komiksu i trudno nie przyznać mu racji. B.B.P.O. ciągle walczy, ale wie, że od teraz wszelkie zwycięstwa będą już tylko częściowe. 

Scenariusz do wszystkich czterech części omawianego tomu napisał etatowy już twórca „B.B.P.O.”, John Arcudi, we współpracy z samym Mignolą. Każdy odcinek rysuje inny grafik. W „Pustkowiu” debiutuje Laurence Campbell. Scott Allie napisał w przedmowie, że zajmie on w przyszłości miejsce Guya Davisa, głównego rysownika serii, który opuścił ją całkiem niedawno. Surowy, fotorealistyczny i na pierwszy rzut oka niepasujący do pulpowej rozrywki styl Campbella sprawdza się znakomicie. Jego grafiki przypominają trochę te Andrei Sorrentino, którego znamy ze współpracy z Jeffem Lemire’em („Staruszek Logan”, „Green Arrow”, „Gideon Falls”). Potem przychodzi Peter Snejbjerg ze swoim charakterystycznym, umownie kreskówkowym sposobem rysowania, a tuż za nim idzie Tyler Crook, który już całkiem dobrze zadomowił się w serii. No i na koniec mój faworyt, ulubieniec i niemal geniusz – James Harren. Chwaliłem go mocno przy okazji drugiego tomu – a tu jest jeszcze lepszy. Epicka zadyma w Nowym Jorku, o której nie chcę za dużo pisać, była zadaniem wyjątkowo trudnym – robota Harrena to absolutny majstersztyk. Oto najlepszy rysownik w historii „B.B.P.O.” – mam nadzieję, że pojawi się w kolejnych tomach.


Przygody Biura Badań Paranormalnych i Obrony to nadal ten sam komiks, który znamy z „Plagi żab” i początku „Piekła na Ziemi”. Prosty jak konstrukcja cepa, przypominający trochę „Żołnierzy kosmosu” z 1997 roku (wiem, że Heinlein był pierwszy, wiem) albo nawet „Pacific Rim”, tylko że bez tych wszystkich metalowych „jaegerów”. Tu chodzi ciągle o to samo – o potwory wielkości Godzilli (albo i większe), górujące nad płonącymi wieżowcami, mroczne kulty czekające na przybycie Ogdru Jahada i zastępy oślizgłych, śmierdzących, humanoidalnych stworzeń wyłażących co chwila ze szczelin w ziemi. I o eksterminację tychże abominacji – bez litości, bez wahania i za pomocą coraz to nowych sposobów. No i właśnie o to chodzi – dokładnie taki jest to komiks i taki ma być.

Trzeba pamiętać, że „B.B.P.O.” to wielki fragment „mignolaverse”, jak zwykło się nazywać uniwersum powołane do życia w dniu publikacji pierwszego odcinka „Hellboya”. Od marca 1994 roku rozrosło się niepomiernie i tak naprawdę, aby być na bieżąco z wszystkimi wydarzeniami tego świata, trzeba czytać wszystkie jego serie. Wspomnijmy chociażby takie komiksy jak „Lobster Johnson”, który zabiera nas do lat trzydziestych oraz „Abe Sapien” – serię, która wystartowała dokładnie w momencie zakończenia „Zimnego dnia w piekle” (przekonacie się, dlaczego akurat wtedy) i opowiada o przygodach najpopularniejszego chyba (po Hellboyu) członka Biura. A skoro o Hellboyu mowa – dokładnie w tym samym czasie, w którym dzieje się akcja trzeciego tomu „Piekła na Ziemi”, nasz czerwony diabeł przebywa w piekle. Dosłownie. I niedługo do niego zajrzymy.



Tytuł: BBPO. Piekło na Ziemi. Tom 3
Seria: BBPO. Piekło na Ziemi
Tom: 3
Scenariusz: Mike Mignola, John Arcudi
Rysunki: Tyler Crook, James Harren, Laurence Campbell, Peter Snejbjerg, James Harren
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Tytuł oryginału: B.P.R.D. Hell on Earth Volume 3
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania: październik 2019
Liczba stron: 424
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: I
ISBN: 9788328141155

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz