niedziela, 13 października 2024

Sir Edward Grey. Łowca czarownic. Tom 1

W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Zasoby uniwersum „Hellboya”, wymyślonego przez Mike’a Mignolę i rozbudowywanego przez całą rzeszę artystów, wydają się niewyczerpane. Tym razem przeniesiemy się w czasie do drugiej połowy dziewiętnastego wieku, gdzie towarzyszyć będziemy pewnemu agentowi korony brytyjskiej w polowaniu na wiedźmy i rozwiązywaniu kryminalnych zagadek z okultystycznymi, nadnaturalnymi elementami.

Mike Mignola wspominał już o niejakim sir Edwardzie Greyu zarówno w „Hellboyu”, jak i „B.B.P.O.”. Pomysł na tę postać jest konsekwencją uwielbienia starych opowieści z końca epoki wiktoriańskiej o tak zwanych „okultystycznych detektywach”. Kilka nazwisk z tych wymienianych w przedmowie do pierwszego tomu „Sir Edward Grey. Łowca czarownic” możemy kojarzyć z „Biblioteki grozy” wydawnictwa C&T – jak chociażby John Silence i Thomas Carnacki (tego najsłynniejszego, bardzo „popowego” Abrahama Van Helsinga trudno nie znać). Mignola uwielbia popkulturową estetykę dziewiętnastego wieku, a że Hellboya umieścił we współczesności – Edward Grey stał się po prostu świetnym dodatkiem do uniwersum.


Pierwszy tom zawiera połowę wszystkich wydanych do tej pory komiksów z jego przygodami. Składa się z trzech dłuższych pięcioczęściowych fabuł i trzech króciutkich, kilkunasto- lub nawet kilkustronicowych. Całość pochodzi z lat 2009-2014, czyli z czasów, kiedy to seria „Hellboy” dobiegała powoli końca a Biuro Badań Paranormalnych i Obrony zmagało się z „Piekłem na Ziemi”. Fabuły pierwszego tomu nie wpływają jednak w żaden sposób na kontinuum głównego uniwersum – ich akcje dzieją się w latach osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku. Kim jest Edward Grey? Królowa Wiktoria mianowała go w 1879 roku Agentem Korony do badań nad sprawami okultystycznymi i nadała mu tytuł szlachecki. Za plecami jednak ludzie nazywają go łowcą czarownic. Pierwszy z trzech pojedynczych odcinków pokazuje, jak to się wszystko zaczęło. Dwa pozostałe są tak nieistotne i niewnoszące zupełnie nic do całości, że pominę je w niniejszej recenzji – to na tych trzech dłuższych historiach warto się skupić.


Pierwszą napisał Mike Mignola a zilustrował dobrze nam znany z „B.B.P.O.” Ben Stenbeck, mocno nawiązujący do stylu właśnie Mignoli. „W anielskiej służbie” jest bardzo „hellboyową” opowieścią – tak jakby postać czerwonego diabła zastąpił dystyngowany detektyw w meloniku, a poza tym wszystko się zgadza. Sir Edward Grey wpada na trop przerażającej tajemnicy – członkowie saharyjskiej wyprawy, którzy w mieście starszym „tysiąc razy od Troi” (zauważcie – nie o tysiąc lat, lecz tysiąc razy, czyli miasto to istniało już trzy miliony lat temu, kiedy australopiteki biegały po Afryce) znaleźli szkielet dziwnej, humanoidalnej postaci, giną po powrocie do Londynu jeden po drugim w makabrycznych okolicznościach. Mignola bardzo wyraźnie nawiązuje tu nie tylko do „Hellboya” i „B.B.P.O” (Hyperborea i pochodzący z niej charakterystyczny magiczny miecz, zaginione cywilizacje, Szambala, okultyzm, Helena Bławatska), ale także do „Batmana. Gotham w świetle lamp gazowych” oraz „Batmana. Zagłady Gotham”. Wiecie – równoległe światy, z których zło chce się przedostać do naszego, prastare miasta, tajemnicze przejścia na Oceanie Arktycznym, gigantyczne wiry wodne, Tekeli-li! Tekeli-li! A nie, to Poe i Lovecraft przecież! Spokojnie, ci dwaj klasycy obecni byli od zawsze w sercu Mignoli – wpływali na niego zarówno podczas prac nad komiksami z Batmanem, jak i potem przy „Mignolaverse”.

„Odeszli na zawsze” to zupełnie inna opowieść. Mike Mignola zaprosił do rysowania wiekowego już Johna Severina i razem zaprezentowali western grozy, opowieść o zombie na Dzikim Zachodzie. Sir Edward Grey przybywa na poszukiwania innego agenta Jej Królewskiej Mości, zaginionego gdzieś podczas misji w Ameryce. Na dzikiej prerii, w towarzystwie pewnego rewolwerowca, stawić musi czoła magii, z którą nigdy nie miał do czynienia wcześniej. Ta środkowa historia jest najsłabsza – i od razu zaznaczam, że nie dlatego iż jest inna. Rysunki Severina to jednak nie to – być może jestem w tym przypadku zbyt subiektywny, ale zdecydowanie odstają od reszty. A sama historia jest niestety dość nudna, nieco przegadana i niezbyt zajmująca.


Za to ostatnia, „Tajemnice Bezziemi”, z nawiązką rekompensuje wszelkie niedociągnięcia. Tej najlepszej opowieści pierwszego tomu – ciekawostka – nie napisał Mignola, lecz duet Kim Newman i Maura McHugh. Ależ to jest kapitalna, lovecraftowska pod każdym względem (skojarzenia z „Widmem nad Innsmouth” uzasadnione), genialnie napisana i klimatycznie narysowana historia. Tyler Crook, znany z „B.B.P.O.”, wprowadza bardzo klaustrofobiczny nastrój i cały czas utrzymuje go przy użyciu swojej mocno kreskówkowej, wydawać by się mogło przyjaznej metody twórczej. Sir Edward Grey odkrywa straszne tajemnice prowincjonalnego, angielskiego miasteczka, którego mieszkańcy chyba nie mówią mu całej prawdy.

Pierwszy tom „Sir Edward Grey. Łowca czarownic” nie jest może tak dobry jak dwie główne serie, ale moim zdaniem zostawia w tyle chociażby „Abe Sapiena”. Gdyby całość trzymała poziom „Tajemnic Bezziemi”, ocena byłaby wyższa – ale i tak jest świetnie. Drugi, ostatni tom, w przyszłym roku.


Tytuł: Sir Edward Grey. Łowca czarownic. Tom 1
Scenariusz: Mike Mignola, John Arcudi, Kim Newman, Maura McHugh, Scott Allie
Rysunki: Ben Stenbeck, John Severin, Tyler Crook, Patric Reynolds
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Tytuł oryginału: Sir Edward Grey. Witchfinder. Omnibus. Volume 1
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania: sierpień 2024
Liczba stron: 444
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328166370

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz