Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Drugi z trzech tomów „Cody” Simona Spurriera i Matiasa Bergary to kolejna wizyta w świecie po magicznej apokalipsie – przewodnikiem jest oczywiście pewien bard, na którego wołają „Hum”. Bohater nadal nie dopiął swego, choć przecież odnalazł tę, której szukał cały pierwszy tom – swoją ukochaną żonę „opętaną przez demona”. Ale gdyby to wystarczyło cała historia zakończyłaby się na pierwszym albumie.
Świat komiksu to miejsce wypełnione niegdyś magią po brzegi – pełne było kryształowych wież, ilfów, czarodziejów i magii, zredukowanej teraz do niesłychanie cennej, zielonej substancji zwanej „akkerem”. Wszystkiemu winne „Zdławienie” – kataklizm, którego przebieg i przyczyny przybliżył nam pod koniec pierwszy tom „Cody”. Po wielkiej, apokaliptycznej w swych rozmiarach i skutkach, bitwie, piękna kraina rodem z powieści „high fantasy” zamieniła madmaxowe pustkowie, pełne bólu, krwi i przemocy. Pierwszy tom kończy się w momencie, gdy poznajemy prawdziwą naturę Serki, czyli żony barda i jej „opętania”. Serka i Hum wyruszają tropem gigantycznego miasta na kołach zwanego Gromgrodem, ciągniętego przez wielkiego, napędzanego magią olbrzyma, Gromgoga. Motywacje Serki są jasne – zemsta na „pilocie” Gromgoga, reprezentancie rasy odpowiedzialnej za jej niedolę. Motywacje Huma nie do końca – ale to już odkryjecie sami.
Podczas gdy pierwszy tom prowadził nas przez niezmierzone pustkowia świata „umierającego na zwyczajność”, tak drugi jest trochę bardziej kameralny. Bohaterowie docierają do Gromgrodu – fabuła kręci się wokół usilnych dążeń Serki do realizacji swego planu i dylematów Huma, który przez cały czas „spowiada się” głowie ilfa ukrytej w sztucznej nodze (tak!). To właśnie wszystkie te głośno wypowiadane przemyślenia i egzorcyzmy zbolałej duszy głównego bohatera stanowią bogatą (zbyt bogatą, ale o tym za chwilę) narrację komiksu.
Mniej więcej do połowy komiksu nic się nie dzieje – tak naprawdę nie dzieje się za dużo aż do samego końca. Zmiana w stosunku do poprzedniego tomu jest aż nadto widoczna – i nie chodzi tylko o „geograficzne” ograniczenie miejsca akcji, ale też i o ilość znaczących wydarzeń. Jest tylko jedno – cała reszta to ciągłe strojenie instrumentów przed rozpoczęciem koncertu. A gdy ten już się zaczyna, trwa o wiele za krótko. Nie pomaga też specyficzna narracja Huma, który snuje długie, męczące i zbyt dużo nie wnoszące do fabuły rozmyślania. Gwarantuję, że spora ilość czytelników przyłapie się na tym, że czyta te wszystkie jego wywody, już nawet nie próbując dokładnie zrozumieć o co mu chodzi, lecz aby jak najszybciej przejść do miejsca, w którym dzieje się coś istotnego. A inni po początkowych próbach rejestracji „spowiedzi” Huma, zaczną ją potem pomijać, lub uświadamiają sobie, że nic z niej nie pamiętają. Ale nie chcą czytać jeszcze raz.
Na szczęście mamy dwa całkiem spore plusy. Simon Spurrier nadal rozumie, dlaczego w ogóle chciał napisać ten komiks. Totalna zabawa symbolami i archetypami high fantasy cały czas trwa w najlepsze. „Gromgród zaatakuje dziś Wieżyce Półmroku M’Razina, Ich Wampirzy Król włada Berłem Wieczornej Posoki” – mówi Serka. „Ale kretyńskie są te nazwy z dawnych czasów” – jęczy jej mąż, który co chwila mimowolnie nabija się (ale nie złośliwie, lecz z uczuciem) z tego rodzaju schematów. To naprawdę świetne połączenie bezlitosnej kpiny z gatunku z jednoczesnym wyznaniem mu dozgonnej miłości.
Drugim, jeszcze większym atutem komiksu są ilustracje Matiasa Bergary. Genialne, nieco umowne, ciążące ku estetyce Cartoon Network, eksplodujące kolorami i przyciągające wzrok swoim bardzo atrakcyjnym, karykaturalnym rysem. Rysunki przepełnione są szczegółami, scenografią idealnie pasującą do opowiadanej historii i w pełni kontrolowanym chaosem.
Podejrzewam, że spędzicie więcej czasu na podziwianiu znakomitych prac Bergary niż zgłębianiu umysłu i motywacji Huma. On po prostu gada o wiele za dużo niż powinien i jest to potrzebne. Drugi tom kończy się takim wydarzeniem, które niestety prawdopodobnie zmusi go do kolejnych wynurzeń. No cóż, jakoś to przeżyjemy – ważne, że w ogólnym rozrachunku serię należy ocenić raczej pozytywnie.
Tytuł: Coda. Tom 2
Scenariusz: Simon Spurrier
Rysunki: Matias Bergara
Tłumaczenie: Marceli Szpak
Tytuł oryginału: Coda. Vol. 2
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Wydawca oryginału: BOOM! Studios
Data wydania: czerwiec 2020
Liczba stron: 112
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788366460560
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz