piątek, 2 kwietnia 2021

100 naboi. Brat Lono

El Mariachi Death Metal


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„100 naboi”, ze scenariuszem Briana Azzarello i rysunkami Eduarda Rissa, to jedna z najlepszych komiksowych serii pod szyldem „DC Vertigo”. Dokładnie sto odcinków wydawanych przez dokładnie dziesięć lat – wszystkie autorstwa dwójki wspomnianych twórców. W 2013 roku, cztery lata po zakończeniu serii, wracają oni do wykreowanego przez siebie uniwersum – w małym meksykańskim miasteczku o nazwie Durango dzieje się źle. Zresztą jak wszędzie w świecie „100 naboi”.

Jednym z najbardziej charakterystycznych bohaterów stuodcinkowej opowieści o walce o władzę nad całym światem był Lono. Wielki, silny, bezlitosny i skrajnie niebezpieczny zabójca – członek „Minutemanów”, specjalnie wyselekcjonowanej grupy gwarantującej spokój w szeregach organizacji, od której zależały losy naszego świata. Minutemani już nie istnieją, a Lono, po latach życia na krawędzi i brodzeniu po pas we krwi swoich ofiar, postanawia żyć inaczej. Od trzech lat mieszka na terenie parafii ojca Manny’ego w Durango. To małe meksykańskie miasteczko znajduje się w zasięgu wpływów kartelu narkotykowego – Lono żyje sobie gdzieś obok, nie miesza się w nie swoje sprawy, nie szuka kłopotów i chce po prostu przestać już być złym człowiekiem. Na bycie dobrym szans jednak nie ma żadnych.


Jak łatwo się domyślić meksykańskie pogranicze nie jest najlepszym miejscem na wyciszenie i kryjówkę przed własnymi demonami. Kartel narkotykowy potrzebuje przestrzeni do działania a ziemie katolickiej misji ojca Manny’ego nadają się do tego idealnie. Znowu wszystko odbywa się kosztem najsłabszych i niewinnych. Na terenie misji znajduje się bowiem sierociniec, miejsce niezwykle istotnie w takim mieście jak Durango, nie bez przyczyny nazywanym „miastem sierot”. Meksykańscy gangsterzy wystawiają cierpliwość Lono na wielką próbę – nietrudno zgadnąć do czego to doprowadzi.

„100 naboi. Brat Lono”, wbrew temu co podpowiada marketingowo ukierunkowany tytuł, nie jest żadnym nawiązaniem do stuodcinkowej serii. Nie ma Trustu, nie ma Minutemanów, żadnych teczek, czy nienamierzalnych pocisków. Nie musimy w ogóle znać oryginalnej serii. Jest tylko jeden bohater, który w żadnym momencie nawet nie wspomina o tamtych wydarzeniach. Więcej – pytany o przeszłość, odpowiada niezmiennie: „nie pamiętam”. To także jedna z metod powstrzymywania demonów. Tak właściwie zamiast Lono moglibyśmy mieć tutaj dowolnego osiłka i fabularnie nic by to nie zmieniło. Różnica byłaby gdzie indziej. Otóż Lono, to człowiek nie do zdarcia, niepokonana maszyna w ludzkim ciele – ktoś taki jak Punisher z serii „MAX” Gartha Ennisa, czy Kingpin u Franka Millera. Budzi respekt i lęk samą obecnością – wręcz zagina czasoprzestrzeń i nie musi nawet ruszać palcem.


„Brat Lono”, jak czytamy już na samym początku, to „opowieść o człowieku, któremu się zdawało, że nie ma nic do stracenia”. I dosłownie tak jest. Lono boi się tylko jednej rzeczy na świecie – samego siebie. Boi się do tego stopnia, że daje się każdej nocy dobrowolnie zamknąć w areszcie, bo w ten sposób nie znajdzie kłopotów. Niestety kłopoty znajdują jego i okazuje się to ostatecznie bardzo szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Bowiem tylko diabeł może pomóc katolickiej misji. 

Seria „100 naboi” była komiksem brutalnym i przeznaczonym dla dorosłego czytelnika. Brian Azzarello idzie w „Bracie Lono” jeszcze dalej. Meksyk to świat ludzi do cna zepsutych, złych i bezlitosnych – dokładnie takich, jakich spotkać możemy chociażby w „Krwawym południku” Cormaca McCarthy’ego. Sposoby zadawania bólu, rodzaje okrucieństwa i metody uśmiercania ludzi są tu tak wymyślne, że aż groteskowe. W „100 nabojach” kamera często „odjeżdżała na bok” w momencie kaźni – w „Bracie Lono” skierowana jest centralnie na krwawą łaźnię. A Eduardo Risso prezentuje to wszystko bardzo dosadnie, tak „prosto w twarz”. Autor scenariusza wspomniał w jednym z wywiadów, że skoro „100 naboi” nazywał w przeszłości „komiksem jazzowym”, to „Brat Lono” jest w takim układzie czymś w rodzaju „El Mariachi Death Metal”. 


Otrzymujemy w efekcie komiks przeznaczony dla odbiorcy w pełni świadomego z czym ma do czynienia. Autorzy wspominali, że nie tylko Lono miał dostać swój własny komiks. Zobaczymy, może jeszcze wrócimy do świata „100 naboi”.




Tytuł: 100 naboi. Lono.
Scenariusz: Brian Azzarello
Rysunki: Eduardo Risso
Tłumaczenie: Grzegorz Gołębski
Tytuł oryginału: 100 Bullets: Brother Lono
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Detective Comics
Data wydania: listopad 2020
Rok wydania oryginału: 2013 – 2014
Liczba stron: 192
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328196346

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz