czwartek, 17 grudnia 2020

Punisher MAX. Tom 1

Staruszek Frank

Spider-Man i Punisher byli pierwszymi bohaterami Marvela, jakich w 1990 roku wprowadziło na polski rynek niezapomniane wydawnictwo „TM-Semic”. Pajęczaka wszyscy znają, nawet ci, którzy komiksów nie czytają. Punishera już niekoniecznie – komiksowe eldorado ostatnich lat pozwala jednak nadrobić zaległości. W kwietniu 2017 roku Egmont rozpoczął wydawanie znakomitej serii „Punisher MAX”.

„Pogromca” pojawił się po raz pierwszy w sto dwudziestym dziewiątym numerze „The Amazing Spider-Man” z lutego 1974 roku. Trwająca wtedy Brązowa Era Komiksu nie dała mu jednak szansy zaistnieć we własnej serii. Stało się to dopiero po komiksowych rewolucjach połowy lat osiemdziesiątych – w styczniu 1986 roku wychodzi pierwszy zeszyt pierwszej serii z Punisherem w roli głównej. Skończyło się zaledwie po pięciu odcinkach, ale już po roku wystartowała seria druga. To z niej właśnie czerpało garściami „TM-Semic”. Kolejne serie miały już potem o wiele gorsze wyniki – gigantyczna popularność „Pogromcy” z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych zaczęła gwałtownie maleć. Na pomoc przybyli Garth Ennis i Steve Dillon – przyniosła ich fala oszałamiającego sukcesu „Kaznodziei”. Był rok 2000 – panowie kończyli już powoli pisanie przygód Jessego Custera i postanowili zająć się równolegle czymś nowym. Była ku temu okazja – w 1998 roku Marvel outsorcował sporą część pracy do „Event Comics”, wydawnictwa Joego Quesady i Johna Palmiottiego. Powstał wówczas nowy imprint Marvela – „Marvel Knights”, gdzie wydawano komiksy luźno związane z głównym kontinuum Marvela i przeznaczone dla nieco starszego i doświadczonego odbiorcy. To właśnie w ramach „Marvel Knights” Garth Ennis i Steve Dillon stworzyli piątą i szóstą serię „Punishera”.



W roku 2001 Marvel poszedł jeszcze dalej. Powstał kolejny imprint – „MAX Comics”, który był przeznaczony tylko i wyłącznie dla dorosłego czytelnika. Nowa inicjatywa miała po prostu pozwolić twórcom na o wiele więcej niż do tej pory. Bardzo dużo serii wyszło pod szyldem „MAX” – większość raczej nie kojarzyła się ze standardowymi, mainstreamowymi tytułami. Wyjątkiem był „Punisher” – w marcu 2004 roku wyszedł pierwszy zeszyt siódmej już serii z „Pogromcą”. Za scenariusz znowu odpowiadał Garth Ennis, tym razem bez Steve’a Dillona. Dwanaście pierwszych odcinków tejże serii składa się na pierwszy tom omawianego właśnie tytułu – „Punisher MAX” od Egmontu, wydany w kwietniu 2017 roku. Dostajemy dwie mocne, sześcioczęściowe historie, pełne przemocy, brutalności i „Ennisa na poważnie”.



Pierwsza opowieść, pod znamiennym tytułem „Od początku”, cofa nas znowu do tragicznego roku 1976, kiedy to podczas gangsterskich porachunków zginęła rodzina niejakiego Franka Castle – mniej więcej trzydziestoletniego, doświadczonego weterana z Wietnamu. Fani Marvela znają tę historię – zdruzgotany i zrozpaczony Frank ubiera kamizelkę kuloodporną i czarną koszulkę z czaszką na piersi, bierze spluwę tak wielką, że większość przeciętnych mężczyzn nie dałoby rady jej unieść i rusza urządzić piekło na Ziemi wszystkim tym, którzy na to zasługują. Tym razem trafiło na stuletniego szefa włoskiej mafii, Don Massimo Cesare. Po jatce, jaką Punisher urządził na urodzinach głowy rodziny, mafia sprowadza najgorszych cyngli jakich tylko można było znaleźć – Frank Castle ma zginąć w męczarniach. Ale Punishera szuka też inna ekipa – jego dawny współpracownik Micro spiknął się z tajną komórką CIA i chce zwerbować Franka do pracy dla rządu. Jak się domyślacie powstanie konflikt interesów, który znajdzie swe rozwiązanie w bardzo brutalnym i dość szokującym zakończeniu.

„Mała Irlandia” to opowieść druga. W Hell’s Kitchen dochodzi do zamachu bombowego i wszystko wskazuje na Irlandzką Armię Republikańską. Sprawa jest jednak dużo bardziej skomplikowana – wspomniana dzielnica staje się areną walki czterech różnych irlandzkich grup mafijnych, które próbują na swój sposób ustalić, komu należy się scheda po zmarłym jakiś czas temu bossowi. W środku całej zadymy Frank Castle, dla którego tego rodzaju sceneria jest środowiskiem naturalnym. Jeden z bohaterów mówi w pewnym momencie „Czuję się jakbym stał po jaja we krwi”. Jego kolega ripostuje – „Witaj w Irlandii”.



U podstaw „Punishera” w wersji MAX stoi jedno podstawowe założenie. Należy przedstawić rozwój postaci w czasie rzeczywistym – tak jak miało to miejsce w przypadku „Hellblazera” z DC. Mamy rok 2004 i wiemy, że do morderstwa rodziny Franka doszło w 1976 roku. Jego dzieci byłyby zatem już po trzydziestce a żona miałaby pięćdziesiąt osiem lat. Sam Frank ma zatem sześćdziesiątkę na karku, jest już stary, zmęczony, bardzo doświadczony i cyniczny tak, jak nigdy dotąd. „Punisher” w wydaniu Gartha Ennisa jest jeszcze bardziej mroczny i brutalny niż kiedykolwiek wcześniej – irlandzki scenarzysta rezygnuje tu całkowicie z żartobliwych, jajcarskich elementów, które dominują chociażby w jego „Hitmanie”. Sam Frank Castle został wykreowany na wielkiego chłopa, chodzącą kupę mięśni i kipiącej furii – to bestia w ludzkiej skórze, brzydal, potwór. Jest zły tak samo jak przestępcy, z którymi walczy – Ennis sugeruje, że nie jest tak bardzo niewinny jak mogłoby to wynikać z poprzednich serii. Jego dawny kumpel, Micro, uważa, że Frank nosi cały czas bagaż Wietnamu (co u licha tam się wydarzyło?), zatraca się roli „Pogromcy” coraz bardziej i zabija, bo lubi. Trzeba przyznać, że taki pomysł na „Punishera” jest bardzo ciekawy i zaostrza apetyt (przynajmniej mój) na kolejne tomy.

Pierwszy tom „Punisher MAX” polecam osobom dorosłym, świadomym tego, za co się zabierają. Dokładnie takiego „Punishera” chcę czytać – Ennis nie bierze jeńców, podobnie jak Frank Castle.






Tytuł: Punisher MAX. Tom 1
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Lewis Larosa, Leandro Fernandez
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Punisher MAX. Vol.1 (#1-#12)
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics (MAX Comics)
Data wydania: kwiecień 2017
Liczba stron: 288
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: I
ISBN: 9788328118607

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz