wtorek, 28 lipca 2020

Hitman. Tom 1

Na kłopoty... Tommy Monaghan!

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Gartha Ennisa nigdy dosyć! Wydawnictwo Egmont sukcesywnie sięga po jego kolejne komiksy. Tym razem czytamy „Hitmana”, którego dwa albumy wydano już kiedyś w Polsce – kilkanaście lat temu przygody płatnego zabójcy metaludzi zaprezentowała Mandragora. Kim jest i co potrafi Garth Ennis, dobrze wiemy – ale kim jest Hitman?

W 1993 roku przez wszystkie „annuale” Detective Comics (specjalne numery serii o zwiększonej objętości wydawane raz do roku) przetoczył się crossover „Bloodlines”. Na komiksowe uniwersum napadła zgraja gadopodobnych „kosmicznych pasożytów”, których przysmakiem był płyn rdzeniowy ofiar. Jednym z następstw tej inwazji było powstanie nowych superbohaterów DC, określanych jako „The New Blood”, z których tylko jeden dorobił się po trzech latach własnej serii. Mowa oczywiście o Hitmanie, który (jeszcze jako zwykły cyngiel, Tommy Monaghan) pojawił się w „The Demon Annual” w listopadzie 1993 roku. Głównym bohaterem tejże serii był demon Etrigan, diabeł-wierszokleta, irytujący czytelnika swoim nieustannym rymowaniem. Na łamach tego właśnie annuala Tommy pada ofiarą pasożyta, ale, o dziwo, nie umiera, lecz zdobywa nadludzkie moce – telepatię i rentgenowski wzrok. Gdy event „Bloodlines” się zakończył, o Hitmanie na jakiś czas zapomniano. Na szczęście tylko na chwilę.



Tommy Monaghan powraca w marcu 1996 roku – odgrywa dość istotną rolę w wydarzeniach znanych wówczas jako „Contagion”. Batman walczy z wielce oryginalnym zagrożeniem bombą biologiczną i spotyka na swej drodze irlandzkiego zabójcę na zlecenie. To prawdziwy twardziel, który nigdy nie zdejmuje czarnych okularów, odpiera nieustannie zamachy na własne życie (mafia w Gotham City zagięła na niego parol) i sam często przeprowadza ataki na swoich wrogów. Ówczesne pojawienie się zabójcy w „The Batman Chronicles #4” było zapowiedzią jego własnej serii – już w kwietniu 1996 roku startuje „Hitman”, którego wydawnicze życie trwało potem jeszcze pięć lat i zamknęło się ostatecznie w sześćdziesięciu numerach. Omawiany dziś tom pierwszy polskiej edycji „Hitmana” to jedna piąta całości.

Tommy Monaghan to irlandzki zakapior, były żołnierz, który brał udział w Wojnie w Zatoce, a teraz żyje w Gotham, zabija za pieniądze, spotyka się regularnie na pokerze lub bilardzie z innymi kumplami–zabójcami, umawia się z dziewczyną, „która nie pyta, a on nie mówi”, ucieka przed Batmanem i cały czas musi mieć oczy dookoła głowy. Przekomiczny szef gothamskiej mafii wyznaczył wielką nagrodę i sprowadził do miasta najtwardszego oprycha, z jakim Tommy miał kiedykolwiek do czynienia. Dodatkowo nasz bohater otrzymuje wielce intratne zlecenie, za które może zgarnąć okrągły milion dolarów – trop wiedzie ku Arkham, co oznaczać może tyle, że we wszystko wmiesza się na pewno człowiek–nietoperz. 


Seria „Hitman” to efekt późnej, komiksowej brytyjskiej inwazji na Stany Zjednoczone – jak pisze w przedmowie Steve Dillon, szefostwo Detective Comics było na tyle „niemądre”, szalone i odważne, że pozwoliło wyspiarzom na zabawę w Gotham City. Garth Ennis i John McCrea to Irlandczycy, podobnie zresztą jak sam Tommy Monaghan. „Hitman” od samego początku miał być mocno osadzony w realiach DC, z czego panowie wywiązali się świetnie, choć oczywiście nadali całości lekko ironiczny i karykaturalny rys. Z jednej strony mamy mroczne Gotham, w którym rządzi mafia, Batman przemyka po dachach, a z drugiej żenujące, ciągłe melorecytacje Etrigana („Marlona Brando godny zad, a we łbie z margaryny wkład”), zabawnych kolesi w kolorowych rajtuzach, demonicznych wysłanników piekieł, czy wreszcie zmiennokształtne potwory wyrywające ludziom kręgosłupy. „Hitman” to taki trochę odpowiednik Lobo w świecie Batmana (ciekawostka – Hitman i Lobo doczekali się nawet po latach wspólnego albumu, który wyszedł kilka lat temu w Polsce). Tak samo przegięty, humorystyczny, rubaszny, jajcarski i jednocześnie brutalny i dosadny.


„Hitman” jest komiksem najmocniej osadzonym w „mainstreamie DC” spośród wszystkich dzieł Ennisa. Nie może być inaczej, skoro akcja komiksu dzieje się w mieście Batmana. Jednocześnie całe uniwersum Detective Comics jest tu trzymane na dystans, ironicznie komentowane i pokazywane w dość krzywym zwierciadle. Tommy Monaghan jest jak terminator – niby zwykły człowiek, ale zabija metaludzi z nieoczekiwaną łatwością. „Ostatnimi czasy zbyt łatwo o supermoce. Sam jestem tego dobrym przykładem. Co tydzień słyszy się o takich w telewizji. Ktoś wpada do reaktora lub dowiaduje się, że jego ojciec był demonem” – mówi Hitman i zaznacza, że ciągle musi mierzyć się z jakimiś „superłotrami z przeceny”. Znalazł świetną niszę na rynku zawodowych zabójców i mocno się w niej okopał, usuwając swe cele tak, jakby spłukiwał wodę w toalecie. Strony komiksu zasypane są rozgrzanymi łuskami po nabojach i właściwie na co trzeciej pada gęsty grad kul (więcej ich było chyba tylko wtedy, gdy w „Kaznodziei” na scenie pojawiał się Święty od Morderców – notabene również postać stworzona przez Gartha Ennisa). Nic dziwnego zatem, że o Hitmana upominają się tajemnicze byty zwane „Arkannone”, czyli demony patronujące broni palnej (tak!). W „Hitmanie” superbohaterowie i superłotry są komiczni  i przerysowani – nawet Batman jest tu trochę swoją własną karykaturą. Najgorsi są tacy kolesie jak Tommy – jedzący odbezpieczone granaty na śniadanie.


„Hitman” to rozrywka bardzo prosta i zupełnie pozbawiona jakiegokolwiek „drugiego dna”, czego podczas czytania nawet nie zauważycie i nie będzie to w żaden sposób wam przeszkadzało. To forma przejściowa między „Hellblazerem” a „Kaznodzieją” – wystartowała dwa lata po tym pierwszym i dwa lata przed tym drugim. Ma wszystkie cechy obydwu komiksów – z jednej strony piekło, demony i superbohaterska otoczka, a z drugiej opowieść o twardym facecie pełnym słabości i niekonsekwencji, o męskiej przyjaźni i walce ramię w ramię, piciu i śpiewaniu w barach a także o bijatykach o czwartej nad ranem. No to już wiecie, czego się spodziewać i dlaczego nie powinniście zwlekać z lekturą.



Tytuł: Hitman. Tom 1
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: John McCrea, Carlos Ezquerra, Steve Pugh
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Hitman: A Rage in Arkham; Hitman: Ten Thousand Bullets
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Detective Comics
Data wydania: kwiecień 2020
Liczba stron: 328
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 216 x 276
Wydanie: I
ISBN: 9788328196179

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz