niedziela, 20 grudnia 2020

Chłopaki

Pięcioro przeciwpancernych i pies

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Gdy przyszły lata osiemdziesiąte dwudziestego wieku, komiks superbohaterski przestał być w końcu postrzegany jako infantylna, niewymagająca rozrywka. Zaczęły się jego najróżniejsze „dekonstrukcje” i „rewizje” – najsłynniejsze wyszły spod ręki znanego nam wszystkim Alana Moore’a („Miracleman”, „Strażnicy”). Co by było, gdyby herosi istnieli w realnym świecie, takim jaki widzimy za oknem? Dwadzieścia lat po „Strażnikach” na to pytanie spróbował odpowiedzieć Garth Ennis przy pomocy Daricka Robertsona.

W październiku 2000 roku ukazuje się ostatni odcinek jednego z najlepszych komiksów „DC Vertigo”. „Kaznodzieja”, ze scenariuszem Gartha Ennisa i rysunkami Steve’a Dillona, dobiegł końca. Cztery miesiące później zamknięto inną słynną serię tego imprintu – Darick Robertson skończył rysować „Transmetropolitan” Warrena Ellisa. Obydwa komiksy odbiły się szerokim echem – zatem wieść, która gruchnęła cztery lata później, zelektryzowała fanów. Ennis i Robertson robią razem komiks – tym razem superbohaterski – pod egidą „Wildstorm”, czyli tego kieszonkowego uniwersum Detective Comics, które wydało na świat „Top 10”, czy „Śpiocha”. Pierwsze sześć odcinków „The Boys” ukazuje się między październikiem 2006 a lutym 2007 roku – nagła kasacja serii była wielkim zaskoczeniem. Otóż, według relacji Ennisa, „antysuperbohaterski” wydźwięk komiksu był dla Detective Comics nie do zniesienia. Było to trochę niezrozumiałe, wszak mocno uderzające w religię treści „Kaznodziei” problemu nie stwarzały. Jak się potem okazało „superbohaterstwo to biznes” – Detective Comics potwierdziło, zupełnie nieświadomie, podstawową tezę „The Boys”. Na szczęście komiks Ennisa trafił do nieco mniejszego wydawnictwa – „Dynamite Entertainment” zaczyna od numeru siódmego, ledwie trzy miesiące po rezygnacji „Wildstorm”. DC dało nawet specjalną „dyspensę” Robertsonowi, aby mógł rysować dalej (obowiązywała go wtedy umowa na wyłączność). Panowie wspominali po latach, że nigdy nie mieli takiej swobody twórczej jak w „Dynamite” – granice praktycznie nie istniały. I to naprawdę widać.


Alan Moore zadał w 1986 roku jedno z najczęściej cytowanych pytań w historii komiksu – „Who watches the Watchmen?”. O ile w jego najsłynniejszym dziele było ono całkowicie retoryczne, tak u Gartha Ennisa dostajemy konkretne odpowiedzi. „Chłopaki” to tajna, kilkuosobowa grupa, działająca z ramienia CIA, której zadaniem jest patrzenie na ręce całej superbohaterskiej społeczności. Ekipa inwigiluje środowisko superherosów, a nawet interweniuje, gdy „supki” przekraczają granice, za którymi ich moce stanowić zaczynają zagrożenie dla świata. Interwencja czasem ogranicza się do szantażu wstydliwymi zdjęciami, choć w grę wchodzi także porządny łomot. Liderem „Chłopaków” jest Billy Rzeźnik, potężnie zbudowany, niezwykle inteligentny brutal, który nie cofnie się przed niczym, aby zrealizować swój (nieco bardziej radykalny, niż zakładany przez CIA) cel – eksterminację populacji superherosów. Dobry supek to martwy supek – motywacje Rzeźnika, wywodzące się z jego koszmarnej przeszłości, są jednym z fabularnych fundamentów całej historii. Rzeźnik ma psa, który wabi się Terror i błyskawicznie reaguje na komendę „rżnij to!”. W skład ekipy wchodzi jeszcze nieformalny zastępca Billy’ego i „mózg” drużyny, czyli Cycuś Glancuś (w oryginale „Mother’s Milk” – od jego dziwnej przypadłości), oraz „mięśnie” – zabójczy „Francuzik” i wiecznie milcząca, maleńka, ale zabójczo niebezpieczna, Japonka o pseudonimie „Niewiasta”. Ostatnim członkiem Chłopaków zostaje pewien everyman, szary, młody chłopak, Szkot z Glasgow, któremu los zgotował nie lada tragedię. Oto, Hughie Campbell („Tyci Hughie”), którego narzeczona została dosłownie wprasowana w ścianę przez Pospiesznego – superbohatera dysponującego nadludzką prędkością – podczas jego pościgu za „złoczyńcą”. Hughie zostałtylko z jej zakrwawionymi, oderwanymi od reszty ciała, dłońmi i potężną traumą – jego narzeczona została sprowadzona do roli „dopuszczalnych strat” w „odwiecznej superbohaterskiej krucjacie”.


Tak, zwykli ludzie są dla herosów niczym, to tylko nic nie znaczące, gadające przedmioty, które istnieją w świecie zależnym od ich kaprysów. „Supki” w rzeczywistości komiksu Gartha Ennisa, odbiegają mocno nie tylko od tego, co znamy z komiksów Marvela czy Detective Comics, ale i nawet o tego co pokazał Alan Moore w „Strażnikach”. Większość z nich to psychopaci, zwyrodnialcy i zboczeńcy, którzy z racji braku ograniczeń, stają się czasami zagrożeniem dla świata – tutaj, za cichym przyzwoleniem Dakoty Boba, prezydenta USA wkraczają nasi bohaterowie. Oto jak Rzeźnik tłumaczy genezę nazwy zespołu: „Tam, skąd pochodzę, jak ktoś chce kogoś załatwić, mówi, że trzeba wysłać chłopaków. Ten pizduś, Harry, za dużo kłapie dziobem, wyślę do niego chłopaków – kapujesz?”. Zatem „Chłopaki”.

Już od samego początku widzimy, że tak naprawdę nie istnieją żadni superłotrzy. „Superbohaterowie” z nikim nie walczą, mimo iż na całym świecie jest ich zatrzęsienie. Głównymi antagonistami Chłopaków są członkowie „Siódemki” – to siedem nadistot wzorowanych na Lidze Sprawiedliwości z Detective Comics. Przywódcą Siódemki jest Ojczyznosław, facet o mocach zbliżonych do tych, jakimi włada Superman. Pozostali członkowie to Czuła Królowa, Mroczny Cień, wspomniany Pospieszny, Głęboki, Jan z Jowisza i nowy nabytek grupy – młoda, niewinna jeszcze superbohaterka z „Młodych Amerykanów” o pseudonimie Gwiezdna. Gwiezdna zastąpiła zmarłego niedawno Latarnika (media mówią tu o rezygnacji z zawodu) – oto spełnia się jej marzenie, w końcu dołączy do Siódemki, czyli grupy, która od zawsze broni naszej planety i jest skarbnicą cnót wszelakich. I co? Na przywitanie trzej członkowie grupy zmuszają ją do seksu oralnego z wszystkimi naraz. Ideały Gwiezdnej rozpryskują się w drobny mak.


A czym zajmuje się superbohaterska populacja? Przede wszystkim zarabianiem pieniędzy dla siebie i dla wielkiej korporacji „Aero American” – kiedyś wiodącego dostawcy broni dla armii USA, a teraz tak zwanej „mieszanki V”, czyli specyfiku, który czyni zwykłego człowieka superherosem (w żyłach Chłopaków też płynie – w końcu jak mogliby inaczej stawić czoła swoim przeciwnikom?). Superbohaterowie zatem to produkty „Aero American” – oficjalna wersja, forsowana przez skorumpowane media i popkulturę jest taka, że walczą w obronie naszej planety. W rzeczywistości „Chłopaków” istnieje nawet wydawnictwo o nazwie „Victory Comics”, wydające komiksy z faktycznie żyjącymi herosami i niejako kreujące ich medialny wizerunek. Siódemka zbija kokosy na reklamach, gadżetach, występach w telewizji – za wszystkim stoi megakorporacja, która ma również ambicje polityczne. W końcu zbliżają się wybory prezydenckie.

A tak naprawdę superbohaterowie oddają się skrajnie hedonistycznym, często odrażającym praktykom. Cyklicznie, raz do roku, jadą na tak zwany „herospazm”, czyli kilkudniową orgię na tropikalnej wyspie, podczas gdy oficjalna wersja mówi o walce z zagrożeniem z kosmosu. A na co dzień piją, narkotyzują się, przesiadują w specjalnych domach publicznych, wykorzystują zwykłych ludzi i z pomocą „Aero American” tuszują swe wybryki. Fabuła „Chłopaków” kręci się wokół krucjaty Rzeźnika, o genezie której dowiadujemy się stopniowo coraz więcej; machinacji „Aero…”, która chce wprowadzić swego człowieka do Białego Domu i zrewolucjonizować przemysł zbrojeniowy oraz nieuniknionej, potrójnej konfrontacji Chłopaków, „Aero American” i Siódemki – Ojczyznosław ma dość roli pacynki, w jakiej obsadziła go korporacja. Skoro może zrobić i wziąć sobie wszystko na co ma ochotę – to, dlaczego nie? Wszystko obserwujemy oczyma Tyciego Hughiego, który wysyłany jest przez Rzeźnika na różnego rodzaju misje i wikła się w niebezpieczny romans. Seria, licząca sobie siedemdziesiąt dwa odcinki plus trzy sześcioodcinkowe spin-offy (które z powodzeniem mogłyby stanowić integralną część serii), to trzymająca cały czas równy, wysoki poziom, wysooktanowa rozrywka dla zdecydowanie dorosłych odbiorców. Z czasem zaczyna zmierzać ona do prawdziwie wstrząsającego i brutalnego finału. W Polsce „Chłopaków” przeczytać można w dwunastu tomach zbiorczych, które wyszły nakładem „Planety komiksów”.


Garth Ennis powiedział, że „Chłopaki” pokazują prawdopodobny scenariusz wydarzeń na świecie, w którym doszło do „eksplozji superbohaterstwa”. Stwierdzenie, że „z wielką mocą, przychodzi wielka odpowiedzialność”, a głównym zadaniem herosów jest obrona niewinnych, to naiwne, infantylne głupoty. Ok, może trafiłby się jeden, czy dwóch paladynów, ale długo by nie przeżyli w takiej rzeczywistości. Wielka moc to jeszcze większa degeneracja – większość superbohaterskich grup w świecie Ennisa to zblazowane gwiazdy popkultury i zepsuci gówniarze, którym wszystko wolno (weźmy imprezujący bez końca odłam G-Ludzi, zrównujących miasto z ziemią podczas Dnia Świętego Patryka) albo skończone dupki przeświadczone o swojej wyższości (jak Dzieciaki-Kopniaki). Inni to po prostu ofiary swoich bardziej przebiegłych i bezwzględnych kolegów „po fachu” – jak ograniczone umysłowo dzieciaki z SuperDuperów albo straumatyzowani G-Ludzie, którym ich mentor, profesor Godolkin, fundował od małego w swej rezydencji najgorsze koszmary, jakie mogą dotknąć małe dziecko. Są też w końcu istoty złe, w pełni świadome swej potęgi i wykorzystujące ją bez wahania. Są tak zwyrodniali, że „wygląda na to, że każdy z nich studiuje wielką listę zboczeń, aż znajdzie takie, od którego mu staje” – jak mówi Rzeźnik.


Garth Ennis twierdzi, że superbohaterstwo, podobnie jak każda wielka idea naszego świata, uległaby w końcu merkantylizacji. Tak, superheroizm jest tu biznesem, mocno zanurzonym w polityce i schowanym głęboko przed oczyma maluczkich. Ci dostają krzykliwe reklamy, wystąpienia Ojczyznosława na „Wiaratonie” (czyli wielkim zlocie chrześcijan) i tony kamuflujących prawdę komiksów – głupich, niedorzecznych i naiwnych. Autor dorastał w Irlandii Północnej i nie znał amerykańskich komiksów. Gdy je w końcu poznał, uznał, że są lekko głupawe i tak naprawdę nigdy nie wypowiadał się w superlatywach o maistreamie DC czy Marvela. Największą inspiracją przy „Chłopakach” byli oczywiście „Strażnicy”, ale i poprzednie komiksy Ennisa – w „Hitmanie” mamy zawodowego zabójcę polującego na superbohaterów, a w „The Pro” pewną prostytutkę, która nagle obdarzona została supermocą. Tu się jeszcze nabijał – w „Chłopakach” jedzie już po całości i karykaturuje w niewybredny sposób. Jedną z największych atrakcji komiksu, jest wyszukiwanie nawiązań – znajdziemy tu odpowiedniki Ligi Sprawiedliwości, Avengers, X-Men, czy Fantastycznej czwórki (szefem jest tu niejaki Wacław Kabel, który swymi rozciągliwymi łapskami okrada staruszki na przejściu dla pieszych, a na „herospazmie” widziano go jak uprawiał ze swoimi dwoma pozostałymi kolegami z drużyny stosunek homoseksualny – okazało się potem, że była z nimi ich koleżanka, Laska-Niewidka).



„Chłopaki” to komiks bardzo „ennisowy”. Autor nie bawi się w żartobliwe, delikatne aluzje czy niedopowiedzenia. Najczęściej mamy do czynienia z dyskrecją i dosłownością młota pneumatycznego, a pojawiającymi się (od czasu do czasu) sucharami można by opróżnić Morze Śródziemne. Radziecki superbohater szybko wyjaśnia dlaczego nosi pseudonim „Kiełbasa miłości”; Hughie trafia do specjalnej „sali porno” G-Magów z fotelami wyposażonymi w żele i chusteczki; spotkania Rzeźnika z szefową CIA kończą się zawsze tak samo; bohaterowie przygarniają chomika, który spędził długie dni w gaciach jednego z członków „Odwetu”; niejaki Technorycerz dosłownie uprawia seks z asteroidą zakończony orgazmem – eksplozją w górnych warstwach atmosfery; mamy najróżniejsze fetysze, gwałty, wiadra płynów ustrojowych i lubrykantów – i wszystko to prosto w twarz czytelnika. Rzeźnik nazywa homoseksualistów wszelkimi możliwymi epitetami (pamiętajcie, aby wchodzić do gejowskiego baru tyłkiem do ściany!); czarnoskórzy superbohaterowie nie potrafią mówić tylko „nawijają” (Joł! Joł! Joł men!) a najlepszym sposobem na pozbycie się ich jest rzucenie im piłki do kosza; Irole to zafajdani degeneraci, z których po alkoholu wychodzi zawsze największe zwierzę. Autor o dziwo najmniej uderza w religię – co było charakterystyczne dla „Kaznodziei”. Dobrze jednak wiemy, że tylko czytelnicy o naprawdę złej woli mogliby oskarżyć Ennisa o rasizm, homofobię czy ksenofobię. Możemy się dzielić na wszystkie możliwe sposoby, „ale tutaj wszyscy jesteśmy pieprzonymi Jankesami” – podkreśla autor.


No właśnie, Ameryka – druga ojczyzna Gartha Ennisa, której sny tak bezlitośnie wyśmiewał w przywoływanym już „Kaznodziei”. Tyci Hughie pokonując ocean trafia do „Ambo”, jak mówi Rzeźnik. „Amerykańskie szambo. Kocham ten kraj. Sto tysięcy odmian pączków, srączków i innego gówna, którego w ogóle nie potrzebujesz – pod twoim nosem dwadzieścia cztery godziny na dobę. Do tego wszyscy tutaj są tak zajebiście durni. Wystraszeni, że stracą te swoje małe fortuny, które uciułali, że nawet nie marzą o sięgnięciu po więcej”. Wszystkim rządzi tu biznes, superbohaterstwo to przemysł – gdy Gwiezdna zmieni kostium i odsłoni więcej ciała słupki poszybują w górę. Tylko skończeni debile chcieliby używać supermocy do rządzenia światem, skoro supermoce i tak gwarantują nieograniczony dostęp do spiżarni z konfiturami. Superzłoczyńcy to idioci, którzy nie wiedzą, gdzie te konfitury stoją – dlatego praktycznie ich nie ma. Zwykli obywatele, karmieni komiksową wersją świata, wolą nie znać prawdy. Wolą patrzeć na ciągłe wywijanie amerykańską flagą – niestety im częściej się to robi, tym mniej ten symbol oznacza. Ameryka mimo wszystko jest jednak krajem, w którym można nadal dążyć do realizacji swoich marzeń. To wciąż piękne miejsce. Chłopaki, określani czasem jako „pięcioro przeciwpancernych i pies”, wychodzą pewnego dnia na dach z widokiem na Manhattan i kwitują go jednoznacznie – „każdy, kto mieszka gdzie indziej, jest pizdą”.


Większość odcinków „The Boys” ilustruje Darick Robertson. Jego świetny, ciążący ku karykaturze, styl znakomicie pasuje do charakteru komiksu. Grafik rozpoczął prace nad „Chłopakami” zaraz po „Transmetropolitan” – sam przyznawał się do tego, że Francuzik wizualnie wzorowany był na Pająku Jeruzalemie. To zresztą widać. Jeszcze bardziej rzuca się w oczy podobieństwo Tyciego Hughiego do Simona Pegga, brytyjskiego aktora, który grał między innymi w „Hot Fuzz” czy „Wysypie żywych trupów”. Kreacja z tego drugiego filmu jest wskazywana przez Robertsona jako podstawowa inspiracja przy tworzeniu postaci Hughiego – Simon Pegg napisał nawet przedmowę do pierwszego albumu pod egidą „Dynamite Entertainment”. Graficzna strona „Chłopaków”, pod względem dosadności, niewybredności i brutalności, bije tę z „Transmetropolitan” na głowę – a przecież przygody Pająka Jeruzalema budziły i tak już spore kontrowersje.

W lipcu 2019 roku, w serwisie Amazon Prime Video, pojawił się pierwszy, ośmioodcinkowy sezon „The Boys”, który mogliśmy też obejrzeć w Polsce. Jest sporo zmian w stosunku do fabuły komiksu – tak naprawdę zostały tylko postacie (choć i tak zamiast Jana z Jowisza mamy Przejrzystego a Stilwell jest kobietą) a sama historia jest zupełnie inna.  Puryści będą niezadowoleni, a reszta będzie się dobrze bawić. Ciekawostka - Simon Pegg gra w serialu! Ale nie Tyciego Hughiego, lecz jego ojca zrośniętego z pilotem i kanapą. A kilka tygodni temu zakończyła się emisja sezonu drugiego – znakomita rzecz pod każdym względem, absolutnie nie do przegapienia przez miłośników serialowych adaptacji komiksów.


Na koniec warto zaznaczyć, że Garth Ennis wrócił po dwunastu latach do „Dynamite Entertainment” i napisał dalsze dzieje Tyciego Hughiego. W czerwcu 2020 roku wyszedł pierwszy numer komiksu „The Boys. Dear Becky” z ilustracjami Russa Brauna.  W świecie komiksu też minęło dwanaście lat – Hughie dopiero się co się oświadczył i ruszył z narzeczoną do Szkocji w celu przygotowania ceremonii. Traf chciał, że upomniała się o niego przeszłość – otrzymane w tajemniczy sposób dokumenty rzucają nowe światło na całą historię opisaną w oryginalnej serii.

„Chłopaki” to komiks przeznaczony głównie dla miłośników superbohaterszczyzny. Trochę to paradoksalne, bo kpi z niej wprost niemożebnie. Nie szukajmy to drugiego dna, wiwisekcji w stylu Alana Moore’a czy analiz Franka Millera. Spróbujmy się dobrze bawić – po prostu.

Tytuł: Chłopaki
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Darick Robertson, John McCrea,
Tłumaczenie: Kamil Śmiałkowski, Arkadiusz Czerwiński, 
Tytuł oryginału: The Boys
Wydawnictwo: Planeta komiksów
Wydawca oryginału: Dynamite Entertainment
Data wydania:październik 2016 – luty 2020
Liczba stron: 148, 188, 188, 188, 144, 200, 212, 144, 276, 144, 144, 176
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 170x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788394347345, 978839434736, 9788394347383, 9788394735500, 9788394735517, XX, 9788394735593, 9788395044533, 9788395044571, 9788395252525, 9788395252563, 9788395505966

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz