Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Batman obchodzi w tym roku osiemdziesiąte urodziny. Pisałem już o „Roku pierwszym” i „Azylu Arkham” – dwóch niezmiernie istotnych komiksach z człowiekiem-nietoperzem. Dziś komiks trzeci, najistotniejszy – i przez wielu znawców uznawany za najważniejszy komiks z Batmanem oraz jeden z najważniejszych w ogóle. „Powrót mrocznego rycerza” Franka Millera, wraz ze „Strażnikami” Alana Moore’a zainicjował w drugiej połowie 1986 roku Mroczną Erę Komiksu i stał się niewyczerpanym źródłem inspiracji dla kolejnych twórców. Ok, same frazesy, pora przejść do rzeczy.
Niesławny Comic Code Authority, zbiór przepisów z 1954 roku dotyczący komiksu amerykańskiego, złagodził i zinfantylizował całe medium. Taki Batman na przykład nie mógł już nosić broni przy pasie i w brutalny sposób rozprawiać się z przestępcami – jak miało to miejsce w Złotej Erze Komiksu. Stał się śmiesznym, zdziecinniałym, kampowym cudakiem, który w powszechnej świadomości miał twarz Adama Westa z serialu sprzed półwiecza. Na początku lat osiemdziesiątych sprzedaż komiksów z Batmanem spadała – aby ratować sytuację, Detective Comics postanowiło ściągnąć z powrotem słynnego redaktora Dicka Giordano. Ten zwerbował do pracy Franka Millera, o którym zrobiło się już dość głośno po jego rewolucji w marvelowskim „Daredevilu”. Jakby tu pomóc Batmanowi?
Jedną z cech bohaterów wieloletnich serii komiksowych jest to, że się nie starzeją (jednym z wyjątków jest John Constantine z „Hellblazera”). Frank Miller wspomina, że w pod koniec trzeciej dekady życia uświadomił sobie, że niedługo będzie starszy od Batmana – od tego archetypicznego bohatera, który był z nim całe dzieciństwo i który pełnił rolę swego rodzaju figury ojca. Wpadł więc na pomysł, aby opowiedzieć historię o pięćdziesięciopięcioletnim człowieku-nietoperzu, który wraca po dziesięciu latach z superbohaterskiej emerytury i na nowo walczy ze złem w Gotham. Batman miał być jak Brudny Harry z „Nagłego zderzenia” z 1983 roku – po rekonwalescencji uderza ze zdwojoną siłą, bezwzględnie, brutalnie i bezlitośnie. W czerwcu 1986 roku, na trzy miesiące przed „Strażnikami”, wychodzi komiks „The Dark Knight Returns” – pierwszy z czterech odcinków serii, która potem wzięła swą nazwę właśnie od swojego pierwszego numeru. Autorem scenariusza i rysunków był Frank Miller, tusz kładł Klaus Janson a kolory Lynn Varley. Kolejne części ukazywały się w lipcu („Dark Knight Triumphant”), sierpniu („Hunt the Dark Knight”) oraz grudniu („The Dark Knight Falls”). Czteromiesięczny odstęp pomiędzy częścią trzecią i czwartą był w tych czasach ewenementem – Frank Miller postawił się szefostwu Detective Comics i powiedział, że zakończenie odda do publikacji dopiero wtedy, gdy będzie absolutnie pewien, że jest zadowolony ze swej pracy.
Akcja komiksu dzieje się w dość bliskiej, choć dokładnie nieokreślonej przyszłości. Stany Zjednoczone i Związek Radziecki trwają nadal w uścisku Zimnej Wojny i kierują na siebie swoje rakiety – zupełnie jak we wspomnianych „Strażnikach” Moore’a. Superbohaterowie wycofali się z aktywnego działania – Green Arrow jest wyjętym spod prawa buntownikiem, Wonder Woman wróciła na swą wyspę, Hal Jordan odleciał gdzieś daleko w kosmos, Catwoman jest prostytutką, Superman przekreślił swoje ideały i stał się bezwolną marionetką rządu USA a Batman po prostu zniknął. Po śmierci drugiego Robina, Jasona Todda, postanowił, że zamknie nietoperza w klatce i już nigdy nie przywdzieje kostiumu. Minęło dziesięć lat – Bruce Wayne trwa w swej pustej, nudnej egzystencji w mieście, którego nienawidzi. Gotham w jego mniemaniu poddało się i pozwoliło przez ten czas rozplenić się złu na nowo. „Jestem trupem od dziesięciu lat” – mówi Bruce, obserwując jak terror wielkiego, nowo powstałego gangu „Mutantów” zalewa metropolię. Komisarz James Gordon odchodzi na emeryturę, obywatele żyją w strachu, telewizja pierze mózgi a Azyl Arkham przemianowano na „Dom dla osób z problemami emocjonalnymi”.
Bruce Wayne toczy coraz większą i trudniejszą wewnętrzną walkę. Nietoperz próbuje za wszelką cenę wydostać się z klatki, niczym wewnętrzny demon próbuje przejąć kontrolę nad cierpiącym katusze bohaterem. Punktem zwrotnym staje się sprawa Harveya „Two Face” Denta, który z nową twarzą i rzekomo wyleczony ze swych zbrodniczych skłonności opuszcza szpital Arkham, aby wrócić na łono społeczeństwa. Oczywiście rozpoczyna nową falę terroru, jakby zagrożenie ze strony Mutantów było zbyt małe. Wyszło na to, że prawdziwa, wewnętrzna natura „Two Face” jest zupełnie inna niż to, co z zewnątrz widzieli lekarze w Arkham. Podobnie jest z Batmanem – ostatnie dziesięć lat było fałszem, noszeniem maski i ucieczką w złudzenia. Batman powraca na ulice Gotham – jest o wiele starszy, bardziej brutalny i bezwzględny. Jego powrót wywołuje prawdziwą burzę w mediach i dzieli społeczeństwo. Niektórzy cieszą się, że wrócił, bo widzą nadzieję na zaprowadzenie porządku na ulicach. Inni kwestionują zasadność i legalność jego działań – to przecież taki sam przestępca, jak ci, z którymi walczy. Ba, sam fakt jego powrotu może spowodować eskalację przemocy, ponieważ bandyci zaczynają się zbroić. Wiadomość o pojawieniu się Batmana przywraca uśmiech na usta Jokera, który od dekady milcząco wegetuje w Arkham. Potwierdza to tezę rozwijaną potem przez Alana Moore’a w „Zabójczym Żarcie” – Joker i Batman są swoimi własnymi dopełnieniami, różnymi stronami tej samej monety.
Batman, narodził się przed czterdziestu laty, podczas „tańca ze złym w świetle księżyca”, umarł wraz z Jasonem Toddem, a teraz zmartwychwstał. Jest jednak inny niż kiedyś. To postać Bruce’a Wayne’a zdaje się być kostiumem, a Batman prawdziwą postacią. Tak jak w „Spider-Manie” Todda McFarlane’a mieliśmy Pająka, któremu zdarzało się być Peterem Parkerem, tak tutaj mamy Nietoperza, który tylko czasem nosi maskę playboya i multimilionera. W jakże podobne tony uderza trzy lata później Grant Morrison we wspomnianym już „Azylu Arkham”! O ile jednak Morrison tworzy przede wszystkim fantasmagoryczny i pełen metafor zapis zmagań protagonisty z prawdą o swej naturze, tak Miller poddaje postać człowieka-nietoperza nieco większej analizie. Mówi też o tym, że postać superbohatera może stać się pewnym symbolem w świecie kłamstwa, korupcji i powszechnej apatii.
Gotham jest miastem grzechu, w którym nowy samochód nie symbolizuje luksusu, lecz potencjalny cel przestępstwa. Określenia „człowiek cywilizowany” i „głupiec” są synonimami. Cywilizowane sposoby walki z przestępczością zawodzą, wsadzanie morderców do więzień i resocjalizacja nic nie daje, jak widać najpierw na przykładzie Denta a potem Jokera. Dlatego Batman nie chce aresztować zbrodniarzy – on chce ich zniszczyć, upokorzyć, zlikwidować. Każde morderstwo Jokera zapisuje też na swoje konto, ponieważ pozwolił mu kiedyś żyć. I tu pojawia się pole do dyskursu społecznego, który Frank Miller realizuje za pomocą swoich słynnych „telewizyjnych kadrów”. Charakterystyczne rysunki „gadających głów”, biorących udział w telewizyjnych wywiadach i debatach są tak naprawdę głosem całego społeczeństwa, które po dziesięciu latach zostaje skonfrontowane z pewnym symbolem i nie bardzo jeszcze wie, jak sobie z tym faktem poradzić. „Ten potworny i bezlitosny człowiek godzi w fundamenty demokracji” – grzmią niektórzy. „To on jest największym przestępcą” – mówią inni. Oczywiście, że jest – Superman, podczas legendarnego już pojedynku z Batmanem w czwartej części „Powrotu mrocznego rycerza”, właśnie o to ma największe pretensje do swego oponenta. Mówi, że ludzie odrzucili herosów, zawierzając instytucji władzy, ponieważ nikt już nie potrzebuje i nie chce Batmana działającego poza prawem. Instytucje państwowe definiują przecież literą prawa to, co jest dobre a co złe – tylko, że w rzeczywistości nie potrafią ani tego wyegzekwować, ani zapewnić bezpieczeństwa obywatelom. A dodatkowo sami „prawi obywatele” zdają się wcale nie różnić od przestępców – brak prądu w Gotham powoduje błyskawiczne zamieszki i wybuchy przemocy, gdy tymczasem Mutanci, pozbawieni swego pokonanego przez Nietoperza przywódcy, przemianowują się na Synów Batmana i postanawiają pomóc mu w zaprowadzeniu porządku.
Dlaczego tak się stało? Ponieważ Batman stał się dla nich symbolem. Nadał sens ich egzystencji, zmienił ich postrzeganie świata. Podobnym symbolem może stać się też dla innych mieszkańców Gotham – może dać im pewną naukę, pokazać, że istnieją pewne zasady, porządek, prawda i sens życia. Batman mówi, że prawdziwą naukę dali mu rodzice – leżąc na ulicy w przedśmiertnych drgawkach i umierając bez powodu. Nadali sens jego światu – koszmarny, lecz jakiś. Co nadaje sens życia społeczeństwu w czasach powrotu mrocznego rycerza? Prezydent, który ma wszystko gdzieś i wysługuje się harcerzem z Kryptona? Burmistrz Gotham, który nie potrafi podjąć żadnej decyzji i stawić oporu fali przestępczości? Policja, która nie potrafi poradzić sobie z chaosem na ulicach? Telewizja robiąca celebrytów z psychopatów? Społeczeństwo nie widzi drogowskazów, nikomu na niczym nie zależy, znikąd oparcia – jest tylko telewizyjna papka, sfabrykowany obraz rzeczywistości, chaos i dezinformacja. Odpowiedzią staje się Batman, który pokazuje przede wszystkim, że mu zależy. Symbolizuje on chęć oporu wobec zastanej sytuacji i wzięcia spraw w swoje ręce. Tymczasem Superman symbolizuje naiwną wiarę w skompromitowany amerykański sen i całkowite oddanie się w ręce silniejszej i niekoniecznie godnej zaufania instancji. Święta krucjata mrocznego rycerza jest tu jedynym sposobem na położenie kresu fali przemocy i rozpalenia wiary w to, że może być lepiej.
„Powrót mrocznego rycerza” w pełni zasługuje na wszystkie peany, śpiewane na jego cześć. W swoich czasach był komiksem prawdziwie rewolucyjnym. Miller był bezkompromisowy tak samo jak jego bohater. Jego „Batman” jest przeznaczony tylko dla dorosłego czytelnika, napisany jest na poważnie i serwuje myśl głębszą niż większość komiksów tamtego okresu. Człowiek-nietoperz jest milczący, krępy, groźny, przerażający, brutalny i kompulsywny. Od tamtej pory już takim pozostał. To na nim wzorował się potem Michael Keaton kreując postać Batmana w filmie Tima Burtona (Christian Bale w trylogii Nolana jest zresztą taki sam). Przestępcy są niemal demonami z piekła, z takimi potworami Batman się jeszcze nie mierzył. Cały komiks porusza bardzo poważne zagadnienia – pyta o prawidłowość działania machiny państwowej, zasadność stosowania siły do rozwiązywania problemów społecznych, mówi o dualizmie ludzkiej natury, o roli mediów w kształtowaniu obrazu rzeczywistości i o sile symboli.
Charakterystyczna jest też sama forma komiksu, bardzo chętnie naśladowana w przyszłości. Szesnastokadrowe plansze z narracją umieszczoną zazwyczaj nad obrazkami a nie w dymkach, czyli „głos z offu”, będący wyrazem wewnętrznych przeżyć i monologów bohaterów, stanie się potem znakiem firmowym Millera – pierwszym skojarzeniem jest genialna seria „Sin City”. Wspomniana już „narracja telewizyjna” pełni tutaj rolę całego magazynu infodumpów, dzięki którym wiemy co się dzieje na świecie, w kraju, w Gotham i samym społeczeństwie. Natężenie występowania mini-kadrów, pokazujących czasem wręcz poklatkowo całą sekwencję wydarzeń, łagodzone jest często całostronicowymi ujęciami Batmana i Robin (tak, w rolę nieodłącznego sidekicka Batmana wciela się tutaj Carrie, nastoletnia dziewczyna), co dynamizuje cały przekaz. Komiksowi twórcy bardzo ochoczo wstępowali na szlaki przetarte przez Millera – jak chociażby wspomniany już Todd McFarlane.
„Powrót mrocznego rycerza” inspirował też kino i telewizję – zwróćmy uwagę tylko na kilka przykładów. Tim Burton i walka Batmana z Jokerem w pierwszym „Batmanie”. Trylogia Christophera Nolana, w której mały Bruce’a wpada do jaskini, charakterystyczni przebierańcy napadają na bank, batmobil-czołg jeździ po ulicach, a Bane i jego „wyznawcy” niczym Mutanci terroryzują Gotham. A Zack Snyder zrobił to chyba w najbardziej jawny sposób, przenosząc do filmu „Batman vs Superman. Świt sprawiedliwości” niemal całe kwestie i niezapomniany pojedynek Batmana i Supermana.
„Powrót mrocznego rycerza” to dzieło niezmiernie ważne. I nie tylko z powodu zmian jakie jego publikacja poczyniła w świecie opowieści obrazkowych – to po trzydziestu trzech latach nadal jeden z najlepszych komiksów w historii medium.
Tytuł: Powrót mrocznego rycerza
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Frank Miller
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: The Dark Knight Returns
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Detective Comics
Data wydania: luty 2012
Liczba stron: 208
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: I
ISBN: 9788323747871
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz