„Batman” bez Batmana
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Egmont kontynuuje największy jak do tej pory event uniwersum Batmana – „Ziemię niczyją”. Nazwa jest nieco myląca, bo wydany właśnie trzeci tom zbiorczy w oryginale nosił tytuł „Road to No Man’s Land”, a właściwa „Ziemia niczyja” zacznie się w tomie czwartym – ale większego znaczenia to nie ma. Gotham, zdewastowane całkowicie trzęsieniem ziemi, przyjąć ma właśnie drugi, równie niszczycielski cios.
Dwa pierwsze tomy „Ziemi niczyjej” kontynuowały wydarzenia „Epidemii” i „Dziedzictwa” – eventów jakże istotnie wpływających na status quo mrocznego miasta. Pierwszy tom, pod tytułem „Kataklizm”, rozwalił ten nienaruszalny stan rzeczy w drobny mak – trzęsienie ziemi o sile 7,6 stopni w skali Richtera zrównało Gotham z ziemią. Drugi, czyli „Wstrząsy wtórne”, opowiada o dramatycznej walce Batmana i jego towarzyszy o ocalenie jak największej liczby mieszkańców oraz o powolnym i nieuniknionym upadku miasta. Teraz, przy okazji „Walki o Gotham”, przyszła pora na ostatnią próbę powstrzymania totalnej zagłady – ostatnim gwoździem do trumny będzie planowane odcięcie zrujnowanej i w połowie już opuszczonej metropolii od reszty kraju. „Ucieczka z Nowego Jorku” Johna Carpentera? No, mniej więcej.