Kiedy wejdziesz między wrony...
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Egmont kontynuuje wznawianie komiksów Jepha Loeba i Tima Sale’a. Przed nami „Catwoman. Rzymskie wakacje”. To już piąty album zbiorczy tego duetu, jaki pojawił się na naszym rynku w ciągu ostatniego roku (pierwszy ukazał się w maju 2024). I choć na tle poprzednich wypada słabiej, to i tak każdy fan DC Comics powinien go przeczytać. To przecież Loeb i Sale!
Najlepszy jest oczywiście „Batman. Długie Halloween”, album, którego nie boję się nazwać arcydziełem i komiksem genialnym. Jego kontynuacją był „Batman. Mroczne zwycięstwo”, opowiadający o konsekwencjach wojny o dominację w przestępczym światku Gotham między odchodzącą już powoli do lamusa mafią a „freakami” – Jokerem, Pingwinem, Podwójną Twarzą czy Strachem na Wróble. Gdzieś tam latał między nimi Batman – rozdarty i odrzucający swoje człowieczeństwo na rzecz niekończącej się wendety. No i oczywiście pojawiła się też Catwoman próbująca odnaleźć się jakoś w roli zaniedbywanej kochanki Bruce’a Wayne’a i perfekcyjnej włamywaczki. Selina Kyle odkryła, że prawdopodobnie łączy ją coś z gothamską mafijną rodziną Falcone. Zdeprymowana obojętnością człowieka–nietoperza i zaintrygowana zdobytymi informacjami opuszcza Gotham po odcinku piątym i wraca dopiero pod koniec, w dwunastym.