niedziela, 6 lipca 2025

Catwoman. Rzymskie wakacje

Kiedy wejdziesz między wrony...


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Egmont kontynuuje wznawianie komiksów Jepha Loeba i Tima Sale’a. Przed nami „Catwoman. Rzymskie wakacje”. To już piąty album zbiorczy tego duetu, jaki pojawił się na naszym rynku w ciągu ostatniego roku (pierwszy ukazał się w maju 2024). I choć na tle poprzednich wypada słabiej, to i tak każdy fan DC Comics powinien go przeczytać. To przecież Loeb i Sale!

Najlepszy jest oczywiście „Batman. Długie Halloween”, album, którego nie boję się nazwać arcydziełem i komiksem genialnym. Jego kontynuacją był „Batman. Mroczne zwycięstwo”, opowiadający o konsekwencjach wojny o dominację w przestępczym światku Gotham między odchodzącą już powoli do lamusa mafią a „freakami” – Jokerem, Pingwinem, Podwójną Twarzą czy Strachem na Wróble. Gdzieś tam latał między nimi Batman – rozdarty i odrzucający swoje człowieczeństwo na rzecz niekończącej się wendety. No i oczywiście pojawiła się też Catwoman próbująca odnaleźć się jakoś w roli zaniedbywanej kochanki Bruce’a Wayne’a i perfekcyjnej włamywaczki. Selina Kyle odkryła, że prawdopodobnie łączy ją coś z gothamską mafijną rodziną Falcone. Zdeprymowana obojętnością człowieka–nietoperza i zaintrygowana zdobytymi informacjami opuszcza Gotham po odcinku piątym i wraca dopiero pod koniec, w dwunastym.

czwartek, 3 lipca 2025

Niesamowite historie

Relikt

Artykuł należy do cyklu XX lat Biblioteki grozy wydawnictwa C&T”. Odcinek osiemnasty.

Tym razem opowiadań będzie tylko pięć, ale za to dłuższych. Objętość nie zawsze idzie z jakością, choć daleki byłbym od deprecjonowania Elizabeth Gaskell, autorki omawianego dziś zbioru. Niekompatybilność czytelniczych potrzeb oraz oczekiwań wobec tego, co oferują „Niesamowite historie”, osiemnasta już książka z cyklu, wynikać może z tego, że musimy cofnąć się jeszcze dalej w przeszłość niż zwykle – do połowy dziewiętnastego wieku.

Elizabeth Gaskell urodziła się w Londynie w 1810 roku i była rówieśniczką takich osobistości jak Charlotte Brontë, czy Charles Dickens. Ta pierwsza stała się przedmiotem późniejszej biograficznej pracy Gaskell, ten drugi pomógł się wybić publikując jej opowiadania grozy w swoim magazynie – „Household Words”. Gaskell znana jest o wiele bardziej ze swoich realistycznych powieści odcinających się od epoki romantyzmu. My z kolei mamy dziś do czynienia z opowiadaniami – nie tylko wielce romantycznymi (uwaga – dwuznaczność!), lecz wręcz nawiązującymi w niektórych aspektach do literatury epoki jeszcze wcześniejszej, do gotyku spod znaku Ann Radcliffe.

wtorek, 1 lipca 2025

Brigantus. Tom 2. Pikt

W ciemność


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Drugi tom „Brigantusa” od wydawnictwa Elemental kontynuuje wątki pierwszego i przerzuca głównego bohatera na drugą stronę barykady. Nie jest tam oczywiście lepiej, ale Brigantus dobrze wiedział, że tak będzie. W świecie, gdzie można stać tylko w deszczu lub pod rynną, przetrwanie zdaje się niemożliwe.

Mamy rok 84 naszej ery, znajdujemy się gdzieś w Kaledonii na mrocznych, zasnutych mgłą wrzosowiskach. Rzymianie nie wybudowali jeszcze słynnego Muru Hadriana, oddzielającego ich od dzikich i nieposkromionych Piktów. Toczą zatem co jakiś czas krwawe potyczki z walecznymi i nieokrzesanymi tubylcami, ponosząc wielkie straty nie tylko z ich rąk, ale i w wyniku starcia z dziką i pierwotną przyrodą. Pierwszy tom zakończył się ucieczką głównego bohatera, dwumetrowego, budzącego odrazę i lęk wśród pobratymców legionisty, skazanego za rzekomą zdradę podczas próby pacyfikacji pewnej piktyjskiej wioski. Ledwo żywy, pałający żądzą zemsty Meloniusz Brigantus zostaje w drugim tomie schwytany i uwięziony przez tych samych Piktów – wszak jest znienawidzonym najeźdźcą. Tymczasem w rzymskim obozie trwają przygotowania do kolejnego ataku na dzikich barbarzyńców.

niedziela, 29 czerwca 2025

Epoka diamentu

Nanorewolucje

Wszystkie powieści Neala Stephensona już raz czytałem (oprócz „Wzlotu i upadku D.O.D.O.”) i pamiętam, że ich jakość nieprzerwanie rosła aż do „Peanatemy”, którą uważam za jego szczytowe osiągnięcie i arcydzieło współczesnej fantastyki. Dziś kilka słów o „The Diamond Age”, cyberpunkowej bildungsroman, czyli zgodnie ze schematem – rzeczy jeszcze lepszej niż omawiana ostatnio „Snow Crash”.

Obie te powieści wydane zostały już w latach dziewięćdziesiątych w Polsce przez Wydawnictwo Zysk i S-ka oraz po dekadzie przez Isę (to dzięki tym wydaniom rozpoczął się u nas prawdziwy boom na Stephensona). Wszystkie te edycje tłumaczył Jędrzej Polak – jako „Zamieć” i „Diamentowy wiek”. Po kolejnej dekadzie za wznowienia wziął się MAG – ale tym razem w zupełnie nowym przekładzie Wojciecha Szypuły. Zarówno jego „Śnieżyca” jak i „Epoka diamentu” są tytułami bardziej trafnymi – szczególnie ten drugi, nawiązujący do następujących po sobie epok kamienia, brązu i żelaza. Przenosimy się zatem prawdopodobnie trochę dalej w przyszłość niż w „Śnieżycy” – stopień rozwoju technologicznego i panujący powszechnie ustrój świata to swego rodzaju konsekwencja franczyz / megakorporacji ze poprzedniej powieści. Stephenson oczywiście nigdzie nie sugeruje, że w obydwu powieściach mamy do czynienia z tym samym światem, ale autorska prognoza rozwoju politycznego świata jest niemal identyczna.

czwartek, 26 czerwca 2025

Punk Rock Jesus

Buntownicy z konieczności


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Sean Murphy zawsze był lepszym rysownikiem niż scenarzystą. W warstwie graficznej nigdy mnie nie zawiódł – to jest jeden z najlepszych, żyjących twórców amerykańskich. Z fabułami było różnie, najlepiej w uniwersum „Białego Rycerza”, a poza tym po prostu nieźle. Najnowszy komiks autora lokuje się gdzieś pośrodku – genialny rysunek ciągnie w górę, taki sobie scenariusz ciągnie w dół.

Twórcy telewizyjnego reality show, zwanego „Projektem J2”, postanowili przekroczyć wszystkie granice – wydobyty z Całunu Turyńskiego materiał genetyczny ma posłużyć do sklonowania Jezusa Chrystusa. Więcej – utworzony na jego podstawie zarodek będzie wszczepiony nastoletniej dziewicy w programie na żywo. Jeszcze więcej – transmisja z porodu ma pobić wszystkie rekordy oglądalności w historii telewizji. Najwięcej – mały Jezus, noszący w komiksie imię Chris, ma żyć w zamkniętym środowisku razem z matką, czynić cuda od małego i zarabiać kupę szmalu dla producentów programu. Publika oczywiście szaleje – oszalałych z żądzy zrównania studia z ziemią przeciwników tej abominacji jest tak samo dużo, jak fanatycznych zwolenników programu.

niedziela, 22 czerwca 2025

Bouncer

Western szekspirowski


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Alejandro Jodorowsky w nieco mniej fantastycznym i mistycznym wydaniu? Oczywiście – omawiany dziś „Bouncer” jest chyba najbardziej realistycznym dziełem Chilijczyka w naszym cyklu. Ale i tak można w nim dostrzec sporo cech charakterystycznych jego twórczości.

W posłowiu do siedmioodcinkowego, zbiorczego wydania „Bouncera” z 2019 roku od Scream Comics można przeczytać, że celem Jodorowsky’ego był „western szekspirowski”, pełen rozwiązań charakterystycznych dla dramatów słynnego Anglika. Za warstwę graficzną odpowiada François Boucq, rysownik znany w Polsce z takich komiksów jak „Czarcia morda”, „Kanibale Nowego Jorku” czy „Księżycowa gęba” – ten ostatni, dziesięć lat przed „Bouncerem” narysował właśnie do scenariusza Jodorowsky’ego. Boucq przymierzany był pod koniec lat dziewięćdziesiątych do „Blueberry’ego”, kiedy to Jean „Moebius” Giraud zajmował się już samodzielnie zarówno scenariuszem, jak i rysunkiem. Boucq przemierzył Stany Zjednoczone wzdłuż i wszerz, aby osobiście doświadczyć tych wszystkich oszałamiających amerykańskich pejzaży i krajobrazów, ale ostatecznie do „Blueberry’ego” nie trafił. Wtedy właśnie z propozycją współpracy wyszedł Jodorowsky – w końcu wspomniana „Księżycowa gęba” została przyjęta bardzo dobrze wśród fanów.

czwartek, 19 czerwca 2025

W poszukiwaniu nieznanego Kadath

Fantasy w Providence

Artykuł należy do cyklu XX lat Biblioteki grozy wydawnictwa C&T”. Odcinek siedemnasty.

Całkiem niedawno pisałem o najdłuższym tekście Howarda Phillipsa Lovecrafta„Przypadku Charlesa Dextera Warda” z 1927 roku. Lovecraft miał chyba wtedy wyjątkową wenę i chęć do tworzenia dłuższych utworów. Z tego samego roku pochodzi bowiem „The Dream-Quest of Unknown Kadath” wydane w Polsce kilkukrotnie jako „W poszukiwaniu nieznanego Kadath” i jednokrotnie jako „Ku nieznanemu Kadath śniąca się wędrówka”.

Nas interesuje dziś oczywiście wersja w tłumaczeniu Violetty Dobosz z 2014 roku, wydana w cyklu „Biblioteka grozy” toruńskiego wydawnictwa C&T. Osobiście jestem zdeklarowanym fanbojem przekładów Macieja Płazy. Jego „Ku nieznanemu Kadath…” ze zbioru „Przyszła na Sarnath zagłada” jest moim zdaniem ostatecznym tłumaczeniem tego tekstu na język polski. I już więcej nie trzeba, naprawdę dacie spokój. Ale nieco wcześniejszy przekład pani Dobosz jest całkiem niezły, czyta się naprawdę dobrze a przygodnego czytelnika powstrzymać może tylko sama specyfika tekstu i „Lovecraft jako taki”.