niedziela, 17 marca 2024

Przygody Tintina. Tom 3

Zmiana kursu


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Trzeci tom zbiorczej edycji „Przygód Tintina” od Egmontu zawiera cztery kolejne odcinki przygód młodego reportera, chyba najsłynniejszej postaci w historii belgijskiego komiksu. Jesteśmy w czasach świetności Tintina - autor komiksu, legendarny Hergè, pomimo trudnych warunków i ograniczonej swobody twórczej (mamy lata 1939-1943) wprowadził bohatera w jego „złoty wiek”.

Drugi zbiorczy tom zakończył się „Czarną wyspą”, komiksem naznaczonym silnymi obawami wobec potęgi III Rzeszy i wizją nieuniknionej inwazji. Otwierające omawiany dziś tom „Berło Ottokara” wydawane było w odcinkach w „Le Petit Vingtième” od sierpnia 1938 do sierpnia 1939 roku – pierwszy odcinek ukazał się prawie pół roku po Anschlussie Austrii. Tintin wybiera się w poszukiwaniu przygód do wschodnioeuropejskiej Syldavii (taka trochę Rumunia, Albania i Jugosławia zmiksowane razem) zagrożonej inwazją ze strony Bordurii. Towarzyszy mu oczywiście wierny psiak Miluś i lekko zwariowany profesor Alembik, historyk, „specjalista od pieczęci” i ich kolekcjoner. Nawiązania do aneksji Austrii przez nazistów są oczywiste, choć Hergè wskazuje również na zajęcie Albanii przez faszystowskie Włochy, które miało miejsce już w trakcie wydawania „Berła Ottokara”. Ale polityczne nawiązania są bardzo subtelne i nienachalne – przygody Tintina są jak zwykle humorystyczne, fajnie narysowane, proste i dynamiczne. Tintin nadal jest jedynym człowiekiem zdolnym stawić czoło groźnym łotrom i spiskowcom – i robi to znów na swój rozbrajający sposób.

czwartek, 14 marca 2024

Tango. Tom 1

Buddy comics


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Niektóre komiksy napisane i narysowane są tak, że czas akcji jest w nich nieistotny – są aktualne teraz i były takie w dziesięć, dwadzieścia czy trzydzieści lat temu. Nie chcę używać tu określenia „ponadczasowy”, bo zupełnie nie o taki, niosący uniwersalne wartości czy idee komiks chodzi. Pierwszy tom „Tango” wydany przez Lost in Time serwuje odporną na upływ czasu rozrywkę, opartą na wypróbowanych schematach i zawsze działającą tak, jak trzeba.

John Cruz ma około trzydziestu lat i ukrywa się w małej wiosce w Andach. Nie mówi o sobie za wiele (jest narratorem komiksu), poza tym, że uwielbia ciszę, spokój i samotność. Ucieka nie wiadomo skąd i przed kim – tego jesteśmy pewni niemal od samego początku. Nie jest mu jednak dane żyć w oderwaniu od reszty świata. Nieznani sprawcy atakują dom jego aktualnego przyjaciela – John, gringo na którego wszyscy w okolicy wołają „Tango”, staje w obronie kumpla. Niestety otwiera tym samym drzwi, przez które włazi do jego życia tak bardzo niechciana i unikana przeszłość. Tango zdaje sobie sprawę, że spokojne dni minęły, ale jak mówi – nie ma co rozczulać się nad przeszłością, skoro to teraźniejszość domaga się pełnej uwagi i jeśli ma istnieć jakakolwiek przyszłość.

niedziela, 10 marca 2024

Trent

Na pograniczu


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

No, to będzie naprawdę niezła gratka dla miłośników komiksu frankofońskiego. Ośmioodcinkowy „Trent” z lat dziewięćdziesiątych, autorstwa Rodolphe i Leo, ukazał się właśnie nakładem Lost in Time w wielkim wydaniu zbiorczym. Leo na szczęście tylko rysuje i to nawet lepiej niż w „Aldebaranie” czy „Betelgezie”. Czyli – jest dobrze.

Wspominam z przekąsem o Leo (Luiz Eduardo de Oliveira) nie bez powodu. Bardzo narzekałem na jego naiwne i bardzo infantylne fabuły ostatnich komiksów słynnego „Cyklu Aldebarana”. Wszystkie osiem części „Trenta” napisał Rodolphe Daniel Jacquette, czyli po prostu „Rodolphe”, w latach 1991-2000 (w Polsce znamy go najbardziej z komiksu „Ter” i późniejszej kooperacji z Leo przy „Kenii” i „Namibii”). I chociaż ma on czasami równie niezrozumiałe zapędy w kierunku dziwnych uproszczeń fabularnych i nie do końca przemyślanych umowności co Leo (bo ten mu pewnie mieszał w głowie) – to w ogólnym rozrachunku pisze całkiem nieźle. A sam Leo naprawdę przykłada się do rysunku – jest o wiele bardziej realistyczny, jeśli chodzi o ludzką anatomię i dokładniejszy scenograficznie (pejzaże i przyroda zawsze wychodziły mu pierwszorzędnie, więc tego się nie czepiam). I nawet same twarze są bardziej zróżnicowane, a nie jak od sztancy rysowana ciągle ta sama facjata u wszystkich bohaterów.

czwartek, 7 marca 2024

Świt X. Wolverine

Krakoa, wyspa jak krew czerwona


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Wolverine jest chyba najpopularniejszym mutantem Marvela. Nic dziwnego zatem, że niemal po każdym restarcie czy reboocie uniwersum dostaje solową serię. Aktualnie trwająca (zadziwiająco długo jak na dwudziesty pierwszy wiek) inicjatywa „Marvel Fresh” wprowadziła już siódmą serię „Wolverine” na komiksowy rynek – ściśle powiązaną oczywiście z wydarzeniami z innych X-tytułów.

Jesienią 2019 roku Jonathan Hickman dał mutantom Marvela nowe życie. Jego „Ród X / Potęgi X” ustanowił nowe status quo – mutanci Marvela (zarówno ci dobrzy, jak i źli) stali się odrębnym, równoprawnym narodem w oczach świata. Legendarna żywa wyspa Krakoa została ich nowym domem, „Instytutem profesora Xaviera dla utalentowanej młodzieży” na skalę globalną. Społeczeństwo mutantów utworzyło kolejne państwo na mapie świata, które weszło w dyplomatyczne relacje z innymi krajami i do którego nie mają wstępu homo sapiens. Profesor X i Magneto, znów ramię w ramię i znów mający trochę odmienną wizję świata, prowadzą nosicieli genu X ku lepszej przyszłości.

wtorek, 5 marca 2024

Falconspeare

Zagryzieni w kadrze


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

To już trzeci komiks Warwicka Johnsona-Cadwella, w którym, przy niewielkiej pomocy Mike’a Mignoli, rozbudowuje swoje uniwersum pełne wampirów, strzyg i ich łowców. Lektura tego króciutkiego i dość specyficznego, przez co bardzo charakterystycznego, komiksu nie wymaga znajomości poprzednich odcinków – wielkiej filozofii tu nie ma, bierzemy się za łby z potworami i tyle.

Znamy już trzyosobową załogę łowców wampirów – profesor Meinhardt, jego asystent pan Knox i ich towarzyszka pani Mary Von Sloane pojawili się już w poprzednich częściach – „Pan Higgins wraca do domu” i „Nasze potyczki ze złem”. Akcja osadzona jest mniej więcej pod koniec dziewiętnastego wieku, mamy klimat retro – tak jakby wziąć estetykę z filmowej serii „Underworld” i zmusić Romana Polańskiego do wykorzystania jej w swoich „Nieustraszonych pogromcach wampirów” z 1967 roku. W omawianej dziś trzeciej opowieści ze świata Johnsona-Cadwella dowiadujemy się, że nasi bohaterowie mieli przed piętnastu laty towarzysza – Jamesa Falconspeare’a, od którego nazwiska wziął się tytuł komiksu. Kontakt się urwał, James zniknął – ale dziwne listy powodują, że profesor Meinhardt i jego ekipa wyruszą do wschodniej Europy. Tam, w mrocznej Mołdowenii, prawdopodobnie ukrywa się Falconspeare!

niedziela, 3 marca 2024

Batman Ziemia niczyja. Tom 1. Kataklizm

Początek koszmaru


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Gotham staje przed zagrożeniem, z jakim nigdy jeszcze nie musiało się mierzyć. Wydawać by się mogło, że po apokaliptycznej „Epidemii” pomysł śmiercionośnego wirusa w najważniejszym po Metropolis mieście DC Comics, trudno będzie przebić. A tu proszę, redaktorzy „Batmana” proszą o potrzymanie piwa i urządzają w Gotham prawdziwe trzęsienie ziemi. I to wcale nie w przenośni.

Latem i jesienią 1996 roku trwało „Dziedzictwo”, całkiem udany event angażujący prawie wszystkie wydawane wówczas batkomiksy – „Detective Comics”, „Batman”, „The Shadow of the Bat”, „Robin”, „Catwoman” i „Azrael” (tylko już z założenia odseparowane zupełnie od ciągłości DC Comics „Legends of the Dark Knight” zostało pominięte). Kolejne półtora roku nie przyniosło żadnej rewolucji – wydarzenia w każdym z wymienionych tytułów szły własnym torem aż do początku 1998 roku. Zanim jednak do nich przejdziemy wspomnieć trzeba o krótkiej, czteroodcinkowej opowieści zamieszczonej na przełomie 1997 i 1998 roku w serii „Azrael”. To od niej właśnie zaczyna się pierwszy zbiorczy tom „Batman. Ziemia niczyja”, wydarzenia jeszcze większego niż wydany nie tak dawno w Polsce słynny, niezapomniany „Knightfall”.

czwartek, 29 lutego 2024

Opowieści jutra

Moore na wesoło


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Alan Moore powraca! Po raz pierwszy w Polsce wydane zostały jego „Opowieści jutra”, zbiór dwunastu odcinków humorystycznej antologii – kpiącej i drwiącej, błyskotliwej i inteligentnej. Ponad dwadzieścia lat temu Czarownik z Northampton uzupełnił ofertę swego własnego wydawnictwa o rzecz bardzo wtedy potrzebną.

America’s Best Comics – nie wiem, czy na przełomie wieków wydawnictwo Moore’a publikowało rzeczywiście najlepsze komiksy w Ameryce, ale było bezkonkurencyjne, jeśli chodzi o sprawne i udane wykorzystywanie elementów popkultury. „Top 10”, „Tom Strong”, „Promethea” – oto rewelacyjne długie serie z tak zwaną ciągłością fabularną. Ale Moore chciał poeksperymentować i zawrzeć w komiksach wiele pomysłów, których nie chciał za bardzo rozwijać. To miały być tylko gagi, żarty, nawiązania do kultury popularnej, mieszanki konwencji, intelektualne zabawy, karykaturalne wizje i popisy erudycji. To musiały być krótkie formy.