Freak fight!
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Trzy tygodnie temu było Halloween. Dokładnie dwadzieścia osiem lat temu wydano pierwszy odcinek serii, która zakończyła się rok później po trzynastu odcinkach i do dziś uznawana jest za jedną z najważniejszych, jeśli chodzi o uniwersum Batmana. U progu swej superbohaterskiej kariery Mroczny Rycerz stawiał czoło przede wszystkim gothamskiej mafii, a nie wariatom z Arkham. Ci, niczym ćmy do światła, dopiero zlatywali się do miasta.
Nie byłoby omawianego dziś „Długiego Halloween” bez wcześniejszego „Roku pierwszego” Franka Millera i Davida Mazzucchelliego. Znamy dobrze ten jeden z najlepszych komiksów z Batmanem – pierwszy rok jego superbohaterskiej działalności w Gotham zbiegł się z przybyciem do miasta porucznika Jamesa Gordona i wielką antyprzestępczą krucjatą asystenta prokuratora okręgowego Harveya Denta. Metropolia jest w rękach mafii – Carmine „Rzymianin” Falcone rządzi większością miasta, choć musi liczyć się z rosnącą w siłę konkurencją w postaci Sala „Bossa” Maroniego. Batman, Gordon i Dent likwidują korupcję w gothamskiej policji i zadają cios mafii, ale nie na tyle mocny, aby ją pokonać. Batman zdobywa pierwsze doświadczenia, zawiera niepisany pakt o nieagresji z awansowanymi (na kapitana) Gordonem i (na prokuratora okręgowego) Dentem. No mamy też debiut Catwoman, byłej kobiety lekkich obyczajów, obecnie włamywaczki i złodziejki.
„Batman. Rok pierwszy” był tak dobry, że zasługiwał na kontynuację. DC wytypowało do tego zadania duet twórców odpowiedzialny za trzyodcinkową serię „Batman. Legends of the Dark Knight. Halloween Special” z lat 1993-1995. Jeph Loeb (scenariusz) i Tim Sale (rysunki) napisali trzy historie mocno nawiązujące do tematyki Halloween – pulpowej grozy, dziwactw i psychodelii. Wszystkie trzy zostały potem wydane razem jako „Batman. Haunted Knight” na początku 1996 roku – u nas dwie ostatnie wydało TM-Semic w 1999 roku jako „Batman. Halloween”, a po trzynastu latach Egmont już w całości jako „Batman. Nawiedzony Rycerz”. Loeb i Sale opowiedzieli historie o Scarecrow, Szalonym Kapeluszniku i wewnętrznej wojnie Bruce’a Wayne’a, a także strawestowali „Alicję w Krainie Czarów” i „Opowieść wigilijną”. Dobre to wszystko było, trochę inne niż trwający wtedy „Knightfall” – bardziej odjechane, magiczne, symboliczne. Zajrzyjcie na bloga za tydzień – opowiem o „Nawiedzonym rycerzu”.
Już po zakończeniu „Knightfall”, już po powrocie Bruce’a Wayne’a do roli Batmana, kiedy to „Epidemia” opanowała Gotham, szefostwo DC zaczęło się zastanawiać, czy można byłoby połączyć te dwie pozornie niepasujące do siebie estetyki – dosłowność i realizm „Roku pierwszego” z umownością i surrealizmem „Nawiedzonego Rycerza”. Wiadomo, że nie w mainstreamie – tam nie ma miejsca na takie eksperymenty, poza tym to miała być historia z początku kariery Batmana, nieformalna kontynuacja „Roku pierwszego”. „Filmopodobna opowieść noir o gangsterach” – taki był plan. Co dalej z rodziną Falcone? Kiedy przestanie rządzić półświatkiem Gotham i czy w ogóle? Miało to być spełnienie „marzenia o Gotham City kontrolowanym przez facetów ze spluwami, pełnym kobiet ze szminkami i cieniami, które same mają cienie”. Trzynastoodcinkowa seria zatytułowana „Batman. The Long Halloween” wydawana była od listopada 1996 do listopada 1997 – już po „Dziedzictwie”, ale jeszcze przed „Kataklizmem”. Odcinki pierwszy i ostatni mówiły o wydarzeniach mających miejsce podczas dwóch kolejnych świąt Halloween i miały podwójną objętość. Cała reszta, o standardowej ilości stron, skupiała się na wydarzeniach pomiędzy, a rytm nadawały im święta – Święto Dziękczynienia, Boże Narodzenie, Nowy Rok, Walentynki itd. Dlaczego tak? Zaraz do tego dojdziemy. W Polsce „Długie Halloween” wydane zostało zbiorczo już trzykrotnie – Mucha Comics w 2013, Eaglemoss w dwóch tomach „Wielkiej kolekcji komiksów DC Comics” z 2016 i wreszcie Egmont w czarno-białej edycji „Noir” pięć lat temu.
Familia Falcone ma się dobrze. Jej szef Carmine, postać wzorowana na kreacji Marlona Brando z „Ojca chrzestnego”, uciszył rodzinne waśnie i dał do zrozumienia Salowi Maroniemu, że nie odda władzy w swojej części miasta. Syn Carmine’a, niepokojący Alberto, zostaje odsunięty na bok – ojciec chce dla niego innego życia. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie niecodzienny, trójstronny sojusz zawarty na dachu charakterystycznego wieżowca z bat-sygnałem – kapitan Gordon, prokurator Dent i Batman postanawiają zrobić wszystko (ale w ramach obowiązującego prawa – można naginać, ale nie łamać!), aby pozbyć się mafii z Gotham raz na zawsze. Bruce Wayne blokuje możliwość prania pieniędzy w Głównym Banku Gotham, Batman wykrada księgę rachunkową Falcone’a, a góry idealnie ułożonej mafijnej gotówki, znalezione w jednym z magazynów, idą z dymem. Gordon i Dent tak mocno angażują się we wspólną krucjatę, że zapominają o rodzinach – a przecież obaj mają kochające żony i małe dzieci. Batman boryka się z wtrącającą się w jego życie Catwoman – romans, wyrachowanie, podstęp? Sprawy gwałtownie przyspieszają, gdy w rozpoczynające fabularny rok Halloween dochodzi do – na szczęście nie do końca udanego – zamachu na rodzinę Harveya Denta.
„Długie Halloween” to nie tylko opowieść o walce potrójnego sojuszu z mafią Gotham. To również historia o tarciach wewnątrz przestępczej rodziny, nie do końca kryształowej przeszłości Thomasa Wayne’a, a także o specyficznej metamorfozie uniwersum Batmana, o której wspomnę później. Przede wszystkim jest to jednak zagadka detektywistyczna, klasyczne noirowe „murder mystery”. Batman, Gordon i Dent mają nowego tajemniczego przeciwnika. Nieuchwytny seryjny morderca, ochrzczony przez media imieniem „Holiday” (bo zabija zawsze w święta – stąd też taki, a nie inny pomysł na układ i tytuły odcinków), eliminuje po kolei poszczególnych członków rodzin Falcone i Maroni, pozostawiając na miejscu zbrodni charakterystyczne gadżety. W półświatku zaczyna być gorąco, narastają wzajemne oskarżenia i niepokój. W mieście pojawiają się „freaki” – tak bowiem Rzymianin nazywa nową generację poubieranych w kolorowe ciuchy i kompletnie szalonych złoczyńców. Głowa rodziny Falcone zaczyna korzystać z usług „dziwolągów” – ba, Joker sam postanawia odnaleźć i wyeliminować Holidaya, twierdząc, że „to miasto jest zbyt małe na dwóch zbzikowanych przestępców”. Joker, Solomon Grundy, Poison Ivy, Riddler, Scarecrow, Szalony Kapelusznik, a nawet Catwoman to tylko forpoczta – zapowiedź inwazji freaków na Gotham.
Komiks Loeba i Sale’a porusza zagadnienie trzymania się pewnych arbitralnie wytyczonych moralnych granic i bada konsekwencje ich przekroczenia. Największego zła nie da się pokonać, pozostając cały czas po stronie dobra. Kapitan (późniejszy komisarz) Gordon nigdy nie przekracza granicy, wiemy to już od czasów „Roku pierwszego”. Batman od zawsze stoi w rozkroku, trzyma się moralnych zasad, ale niekoniecznie litery prawa. Harvey Dent decyduje się na przekroczenie tejże granicy, na przejście na drugą stronę lustra – tam, gdzie mafia i dziwolągi walczące o dominację. I to właśnie prokurator generalny Gotham City wydaje się głównym bohaterem „Długiego Halloween” – komiksu o nieuniknionych metamorfozach i koniecznych transformacjach.
Przemiana Denta w Two-Face’a to nie tylko świetnie opowiedziany origin tejże postaci. To także pewien symbol zmian w świecie Batmana. Zanim przyszły freaki, to groźni przestępcy dominowali w Gotham. Komiksy z Batmanem były zawsze bliskie konwencji kryminału, opowieści detektywistycznej i filmom noir. Dziwolągi zaczęły ściągać do miasta niejako w odpowiedzi na pojawienie się tam Batmana – pierwszego przebierańca w Gotham. Ta teoria, przywoływana w niezliczonej ilości komiksów z człowiekiem-nietoperzem, ma w „Długim Halloween” swoje uzasadnienie. Gotham ulega metamorfozie – niczym Imperium Rzymskie (na którego czele stoi, notabene, Rzymianin) ulega inwazji barbarzyńców – szalonych, absurdalnych, nieobliczalnych i niezwykle groźnych. Porządek obraca się w chaos. Ba, nawet syn Rzymianina, Alberto Falcone, okazuje się w ostatecznym rozrachunku… freakiem! Ot, kolejna symbolika.
Gotham ulega takiej samej metamorfozie jak Harvey Dent. Nie całkowitej, zatrzymanej w stadium przejściowym, pozostawiającej transformowany obiekt w fazie niekończącego się rozdwojenia. Wszak Batman do dziś walczy zarówno ze zwykłymi bandytami, jak i kolorowymi szaleńcami. Dzięki temu dualizmowi komiksy z Mrocznym Rycerzem wydawane są do dziś – takie Gotham jest bowiem miejscem, które można ratować, ale nie można uratować. Batman związany jest ciągłą walką, nieustającą antyprzestępczą krucjatą. Żadne zwycięstwo nad złem nie jest ostateczne, jego szczątki zawsze gdzieś przetrwają, nigdy nie zginą – a obietnica złożona martwym rodzicom nigdy nie zostanie wypełniona. Tylko tacy kolorowi, papierowi i zdecydowanie symboliczni przeciwnicy w pełni to gwarantują. Długie Halloween to tak naprawdę początek Wiecznego Halloween.
Ależ to jest filmowy komiks! Tim Sale pasuje tu ze swoim karykaturalnym stylem wprost idealnie. Anatomie jego postaci dalekie są od realizmu – zarówno mafiosi, jak i freaki (spójrzcie chociażby na bożonarodzeniową konfrontację Batmana i Jokera). Widać, że Sale zna „Sin City” Franka Millera, bawi się światłocieniem, wielkimi plamami czerni i kontrastem – zwróćcie uwagę na to, jak przedstawiana jest twarz Harveya Denta, podzielona na dwoje jeszcze zanim przemienił się w Two-Face. Filmowej dynamiki nadaje też częste stosowanie całostronicowych (czasem dwu-) kadrów. Widać, że autorzy inspirowali się wspomnianym już „Ojcem chrzestnym” – ślub otwierający fabułę, Rzymianin jak Don Vito Corleone i inne pojedyncze sceny albo całe sekwencje jawnie nawiązują do filmowego dzieła Coppoli. Wytrawny kinoman znajdzie wiele innych niespodzianek – począwszy od bijących po oczach, jak przeniesiony niemal jeden do jeden wątek z „Milczenia owiec”, na bardzo nieoczywistym starym serialu „The Scarecrow of Romney Marsh” z 1963 roku skończywszy (Strach na Wróble w wersji Sale’a jest zupełnie inny niż ten, do którego jesteśmy przyzwyczajeni).
Samo „Długie Halloween” inspirowało przyszłych twórców. Razem z „Rokiem pierwszym” stanowi nieprzebrane źródło pomysłów i nawiązań w trylogii Christophera Nolana. Szczególnie jej środkowa część, „The Dark Knight”, czerpie z omawianego dziś komiksu garściami. Wielka góra gotówki trawiona ogniem, Joker uderzający z impetem w mafijne struktury Gotham, „I believe in Harvey Dent” jako slogan kampanii przyszłego prokuratora generalnego, sojusz trzech bohaterów, upozorowanie śmierci (Dent w komiksie, Gordon w filmie) i przede wszystkim narodziny Two-Face, jako totalna porażka i upadek szczytnych ideałów nieskutecznych w walce z przestępczością. Nawet najnowszy „Batman” Matta Reevesa wykorzystuje motywy „Długiego Halloween” – przeszłość Thomasa Wayne’a i jego powiązania z rodziną Falcone, a także pochodzenie Seliny Kyle i kilka innych szczegółów wziętych zostało właśnie stąd. No tak właściwie to historia Seliny nawiązuje do innego komiksu Loeba i Sale’a („Catwoman. When in Rome”, czyli „Rzymskie wakacje” po polsku) – ale jest to w prostej linii kontynuacja „Długiego Halloween”, podobnie jak „Mroczne zwycięstwo”, które już za kilka dni zostanie wznowione przez Egmont.
Omawiany dziś album jest bez cienia przesady jednym z najważniejszych komiksów z Batmanem w całej jego historii. Definiuje w pewien sposób reguły rządzące krucjatą Batmana, wyjaśnia zasady budowy jego mikrouniwersum, a także samego Gotham City.
Tytuł: Batman. Długie Halloween
Scenariusz: Jeph Loeb
Rysunki: Tim Sale
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Batman. The Long Halloween
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: maj 2024
Data wydania oryginału: grudzień 1996 – grudzień 1997
Liczba stron: 468
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 9788328162280
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz