Zmęczenie materiału
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Seria komiksowa, z akcją osadzoną w świecie, w którym „Coś zabija dzieciaki”, trzyma poziom. Dobrze się to czyta i ogląda. Spin-off, zbierający w pięcioodcinkowych fabułach różnego rodzaju odnogi wyrastające z boków głównej serii, aż tak dobrego, równego poziomu nie prezentuje. Non Stop Comics wydało właśnie czwarty tom „Domu Slaughterów”, zatytułowany „Alabaster” – a ja czytam już trochę z obowiązku i rozpędu. Trochę już za dużo tej estetyki i ciągle tego samego sposobu na komiks.
„Alabaster” opowiada o dziejach pewnego budzącego niepokój, milczącego i pozbawionego obydwu rąk chłopca, który w Domu Białych Masek pełni szczególną rolę. Jest „Wabikiem” potrafiącym dosłownie wywabić potwory i wystawić je na atak swoich „kolegów”. Cudzysłów zamierzony, wszak członkowie Białych Masek są wyjątkowo antypatyczną zbieraniną psychopatów i okrutników. Wabik skierowany zostaje do pewnej rodziny zastępczej, w której przebywa (lub przebywają) dziecko urzeczywistniające potwora „klasy Oscura”. Musi wykorzystać swoje umiejętności, aby nie tyle ocalić pozostałe dzieci, co koniecznie zdemaskować sprawcę całego zamieszania i umożliwić swoim kompanom interwencję. Czyli wiadomo – poleje się krew.
Omawiany dziś komiks napisała Sam Johns, współtwórczyni drugiego, całkiem niezłego tomu „Domu Slaughterów” – „Szkarłatu”. Mieliśmy wtedy do czynienia z odcinkiem niemal pozbawionym akcji, z treścią niejednoznaczną, nielinearnie poprowadzoną i dość zagadkową. Teraz Sam Johns, już zupełnie samodzielnie, poszerza uniwersum stworzone przez Jamesa Tyniona IV, ale nie robi tego w sposób ani szczególnie odkrywczy, ani zajmujący. Poznajemy trochę więcej zasad rządzących Zakonem Świętego Jerzego, wracamy do jego początków z czasów kolonialnych, no i dowiadujemy się też co nieco o Białych Maskach. Johns wykorzystuje też znany już w popkulturze motyw nowego dzieciaka wrzuconego w dobrze ze sobą zżyte towarzystwo i zmuszonego do zmierzenia się z wszystkimi konsekwencjami tego faktu.
Sama historia poprowadzona jest niestety tak, że nie do końca wiadomo, o co tak naprawdę chodzi, jakie są relacje i motywacje bohaterów, a często mamy wrażenie, że weszliśmy gdzieś w połowie historii i coś nas ominęło. Chaos potęguje zbyt duża i mało istotna ilość tekstu. I pomimo tego faktu, tego całego „przegadania”, sporo rzeczy wymagających uzasadnienia wcale go nie otrzymuje. A na domiar złego w pewnym momencie zdajemy sobie sprawę, że lektura przestaje nas po prostu interesować.
Rysunki Letizi Cadonici są w porządku, podobnie jak w „Szkarłacie” mocno w stylu Werthera Dell’Edery odpowiedzialnego za graficzną stronę głównej serii. „Dom Slaughterów” nie wymaga mistrzowskich, bardzo odpracowanych rysunków, tu nadal wystarczą intensywne pociągnięcia pędzlem i uproszczona anatomia. Więc się nie czepiam.
Średnio jest. Albo mam już do czynienia z poważnym zmęczeniem materiału.
Tytuł: Dom Slaughterów. Tom 4. Alabaster
Scenariusz: Sam Johns
Rysunki: Letizia Cadonici
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Tytuł oryginału: House of Slaughter #16-20
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Wydawca oryginału: Boom! Studios
Data wydania: wrzesień 2024
Liczba stron: 144
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788382306927
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz