czwartek, 23 kwietnia 2020

Batman. Biały rycerz

Kto pilnuje Batmana?

„Batman. Biały Rycerz” był pierwszym komiksem nowego imprintu Detective Comics, który sprowadzono do Polski. Pod koniec marca omawiałem „Batmana. Przeklętego”, który zdawał się potwierdzać, że „DC Black Label” całkiem nieźle wypełniło lukę po zamkniętym już „DC Vertigo” – opowieść o Johnie Constantine, grzebiącym w umyśle, Batmana była po prostu znakomita. Dziś znowu mamy do czynienia z człowiekiem–nietoperzem i jego, delikatnie mówiąc, trudnej relacji z Jokerem.

„Batman: The White Knight” to w pełni autorskie dzieło Seana Murphy’ego, który kojarzony był zawsze jako rysownik a nie tekściarz (w Polsce mogliśmy już oglądać jego prace w „Chrononautach” od Muchy). „Biały rycerz” wyszedł w odcinkach między grudniem 2017 a lipcem 2018 roku i według słów samego autora miał być hołdem dla Jokera – przede wszystkim w wydaniu Jacka Nicholsona z 1989 roku (to tutaj po raz pierwszy Joker nazwany został Jackiem Napierem – facetem, który oszalał i stał się zbrodniarzem). Wydawca komiksu zadzwonił pewnego dnia do Murphy’ego i powiedział, że jego dzieło jest „najlepszym komiksem z Jokerem w roli głównej, w którym tak naprawdę nie ma Jokera!” – trudno o lepsze podsumowanie tej opowieści. Ale „Biały rycerz” to także hołd dla całej historii człowieka–nietoperza – Murphy strzela w nas co chwilę najróżniejszymi „easter eggami” w postaci chociażby kolejnych wersji Batmobilu, czy nawiązań do wszystkich kinowych filmów z Batmanem.



Gotham ma powoli dość Batmana. Jego ciągłe pojedynki z superprzestępcami przynoszą olbrzymie straty materialne i stanowią zagrożenie dla mieszkańców miasta. Szala w końcu się przeważa – oszalały i najwidoczniej nie potrafiący się już kontrolować Batman o mało nie zabija Jokera podczas jednego z pościgów. Joker ląduje na intensywnej terapii i zostaje poddany pewnej eksperymentalnej terapii nowym rodzajem leku. W efekcie zostaje uleczony – to już nie Joker, tylko Jack Napier, który postawił sobie za cel pokazać miastu, że to już nie on, lecz zamaskowany, brutalny i nie rozliczany przez nikogo samozwańczy strażnik prawa jest największym zagrożeniem dla Gotham. Ex-Joker uderza też w establishment metropolii, co błyskawicznie czyni z niego celebrytę i przysparza mu zwolenników z niższych warstw społecznych – Jack Napier na radnego! Dochodzi do paradoksalnej sytuacji, w której opinia społeczna piętnuje swego dotychczasowego obrońcę i stawia na piedestale kogoś, kto jeszcze miesiąc temu był uosobieniem szaleństwa, chaosu i zbrodni. „Czy tylko ja tu nie straciłem głowy? Czemu wszyscy zapomnieli, że to brutalny, psychotyczny maniak?” – wrzeszczy Batman i zaczyna już coraz wyraźniej osuwać się w obłęd na oczach zdezorientowanych przyjaciół – Nightwinga, Batgirl i komisarza Gordona. Jack Napier tymczasem mianuje się „Białym rycerzem” i postanawia zniszczyć Batmana zupełnie innymi środkami niż robił to wcześniej jako Joker. „Musimy ocalić Gotham – gotowa zabawić się w tych dobrych?” – mówi do swojej towarzyszki i zaczyna wprowadzać w życie swój plan.


Bardzo trudno jest zaakceptować taką zmianę ról. O ile Batmana możemy jeszcze sobie wyobrazić jako oszalałego zakapiora, który w końcu pękł i znalazł się „po drugiej stronie”, tak zdrowego na umyśle i godnego zaufania Jokera już nie. Jeszcze mniej wiarygodne jest to całe pospolite ruszenie mieszkańców Gotham, którzy jeszcze niedawno widzieli w Jokerze symbol ZŁA i szaleństwa. Sean Murphy dokonał jednak tego, zdawać by się mogło karkołomnego, posunięcia z pełną świadomością jego naiwności. „Biały rycerz” to przede wszystkim opowieść o Batmanie, który stracił tak naprawdę cel swojej krucjaty. Podstawowym założeniem tego komiksu bowiem jest to, że to człowiek–nietoperz potrzebuje Jokera bardziej niż chce się do tego przyznać. Podczas zwalczania zbrodni Batmanowi nie chodzi przecież o sprawiedliwość, lecz o autoterapię kosztem innych. Gotham to jego kozetka, uciekający Joker to psychiatra i zarazem cel oraz sens istnienia. Odejmij go a całe równanie opisujące Batmana zaczyna się sypać. 


Również Joker zdradza chorą fascynację swoim przeciwnikiem, trochę tak jak w omawianym niedawno komiksie „Batman. Szalona miłość i inne opowieści”. To właśnie tam Harley Quinn, zakochana po uszy w Jokerze, podejrzewała, że jej wybranek darzy swego oponenta uczuciami, które powinny być zarezerwowane dla niej. Dokładnie tak samo jest w „Białym rycerzu” – choć tu mamy aż dwie wersje Harley (jedna to, znany dobrze miłośnikom Batmana, klasyczny arlekin a druga, o rodowodzie z „The New 52”, wygląda trochę jak Margot Robbie z wiadomego filmu), co początkowo wprowadza konsternację a potem okazuje się jednym z najciekawszych scenariuszowych zagrań Murphy’ego. Nieustanna walka Batmana i Jokera sprowadzone są tutaj do groteskowych i makabrycznych zalotów – „wiecznego Halloween”, które przerwane zostaje w momencie, gdy znika Joker a pojawia się Jack Napier. Joker zachowuje się trochę jak porzucony kochanek, który chce się zemścić na nieczułym, gruboskórnym i traktującym go przedmiotowo partnerze. Murphy robi również to, co wielu twórców przed nim – czyni tych odwiecznych przeciwników znowu dwiema stronami tej samej monety i próbuje zamienić je miejscami. „Kto pilnuje Batmana”? – Sean Murphy parafrazuje słynne zdanie ze „Strażników” Alana Moore’a ustami Napiera i kładzie tym samym podwaliny pod swego rodzaju mikrowersum w ramach Detective Comics. Ba, ostatnio ukuto już dla niego nazwę – „Murphyverse”. Popularność „Białego rycerza” była tak duża, iż bardzo szybko powstały kolejne komiksy. W lipcu 2019 roku wyszedł „Batman: Curse of the White Knight” a cztery miesiące później „Batman: White Knight presents Von Freeze” (w tym drugim Sean Murphy wyjątkowo powierzył pieczę nad grafiką Klausowi Jansonowi). 


„Biały rycerz” w odróżnieniu od „Przeklętego” nie jest jednak komiksem, który trzyma wysoki poziom zarówno pod względem rysunku i fabuły. Sama opowieść zmusza czytelnika do solidnego zawieszania niewiary, wprowadza zupełnie niepotrzebnie całą kolorową menażerię antagonistów Batmana i mimo wszystko niewiarygodną kreację Jacka Napiera. Nie przekonują mnie tłumaczenia Murphy’ego, który w jednym z wywiadów powiedział, że zawsze uważał, że Joker zdrowy na umyśle byłby o wiele groźniejszy niż ten od zawsze kreowany na szaleńca (Jack Napier Lexem Luthorem Gotham! – …nie). Seksowny Joker to lepszy Joker (Jack Napier Donem Draperem! – …nie). Historię ratują nieco dwie inkarnacje Harley Quinn i naprawdę sprawna narracja. Komiks czyta się bardzo dobrze i na ewentualne niedociągnięcia (które – podkreślam – mogą być niedociągnięciami tylko w mojej opinii) możemy przymknąć oko. Zwłaszcza, że od strony graficznej jest po prostu nieziemsko. Sean Murphy z miejsca zdobywa mój absolutny poklask i uznanie – jest zupełnie inaczej niż w „Przeklętym” Bermejo, ale równie wspaniale.

„DC Black Label” wdziera się powoli na teren Polski. Mam nadzieję, że pojawienie się kontynuacji „Białego rycerza” w naszym kraju to tylko kwestia czasu.



Tytuł: Batman. Biały Rycerz
Scenariusz: Sean Murphy
Rysunki: Sean Murphy, Matt Hollingsworth
Tłumaczenie: Maria Lengren
Tytuł oryginału: Batman. White Knight
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Detective Comics
Data wydania: październik 2019
Liczba stron: 232
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: I
ISBN: 9788328141704

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz