niedziela, 29 czerwca 2025

Epoka diamentu

Nanorewolucje

Wszystkie powieści Neala Stephensona już raz czytałem (oprócz „Wzlotu i upadku D.O.D.O.”) i pamiętam, że ich jakość nieprzerwanie rosła aż do „Peanatemy”, którą uważam za jego szczytowe osiągnięcie i arcydzieło współczesnej fantastyki. Dziś kilka słów o „The Diamond Age”, cyberpunkowej bildungsroman, czyli zgodnie ze schematem – rzeczy jeszcze lepszej niż omawiana ostatnio „Snow Crash”.

Obie te powieści wydane zostały już w latach dziewięćdziesiątych w Polsce przez Wydawnictwo Zysk i S-ka oraz po dekadzie przez Isę (to dzięki tym wydaniom rozpoczął się u nas prawdziwy boom na Stephensona). Wszystkie te edycje tłumaczył Jędrzej Polak – jako „Zamieć” i „Diamentowy wiek”. Po kolejnej dekadzie za wznowienia wziął się MAG – ale tym razem w zupełnie nowym przekładzie Wojciecha Szypuły. Zarówno jego „Śnieżyca” jak i „Epoka diamentu” są tytułami bardziej trafnymi – szczególnie ten drugi, nawiązujący do następujących po sobie epok kamienia, brązu i żelaza. Przenosimy się zatem prawdopodobnie trochę dalej w przyszłość niż w „Śnieżycy” – stopień rozwoju technologicznego i panujący powszechnie ustrój świata to swego rodzaju konsekwencja franczyz / megakorporacji ze poprzedniej powieści. Stephenson oczywiście nigdzie nie sugeruje, że w obydwu powieściach mamy do czynienia z tym samym światem, ale autorska prognoza rozwoju politycznego świata jest niemal identyczna.


Świat „Epoki diamentu” uzależniony jest całkowicie od nanotechnologii. W każdym, nawet najbiedniejszym domu używane są KM-y, czyli kompilatory materii, zapewniające każdemu podstawowy socjal – syntetyczną żywność, niskiej jakości ubrania i materiały pierwszej potrzeby. Kompilatory nie działają rzecz jasna bez zasilania – ogólnoświatowa sieć złożona z miliardów „podajników” zasila KM-y biliardami (żeby tylko) molekuł płynących z wielkich rezerwuarów zwanych „Źródłami” (w oryginale „The Feed”). Ale tylko najbogatsi ludzie, zrzeszeni w tak zwanych „fylach”, czyli „plemionach”, mogą w pełni korzystać z dobrodziejstw nanorewolucji technologicznej oraz idących za nią bonusów edukacyjnych i perspektyw rozwojowych. Wszyscy inni, nie należący do fyli z powodu swojego majątku, pochodzenia czy wykształcenia, zwani są w „thetami”. Skazani na wegetację, przyssani do KM-owych sutków, trwają w marazmie i beznadziei. 

Czym są owe plemiona? Wiek dwudziesty był nie tylko stuleciem upadku moralności i humanistycznych wartości. Był również wiekiem upadku państw narodowych. Skutek? Skrajna geograficzna atomizacja ludzkich społeczeństw połączonych zależnościami finansowo-prawnymi („Śnieżyca”) lub takimi samymi wartościami kulturowymi, sposobem życia, stosunkiem do autorytetów, historii i ideologii („Epoka diamentu”). Często przekłada się to również na klasyfikację etniczną, ale nie jest ona kluczowa. I tak właśnie powstały rozproszone plemiona Burów, Aszanti, Żydów czy Komunistów. Najpotężniejsze są jednak cztery fyle – Nowej Atlantydy (szeroko pojęty świat współczesnej cywilizacji zachodniej); Nippon, Han i Hindustan (tych trzech nie muszę chyba objaśniać). Te cztery fyle dominują – walczą między sobą o tereny, pieniądze i ludzi.


Akcja powieści toczy się na terenie współczesnych Chin, głównie na sztucznej wyspie Nowy Zhoushan, pozostającej pod niemal całkowitą kontrolą Nowej Atlantydy. Atlanci, podobnie jak inne fyle, żyją w „klawach”, geograficznie rozdzielonych, ale komunikacyjnie i ideowo nierozłącznych obszarach – Nowej Atlantydzie / Szanghaju, Nowej Atlantydzie / Londynie czy Nowej Atlantydzie / Vancouver. Ideą cementującą to konkretne plemię jest styl życia i zestaw wartości dziewiętnastowiecznej Anglii, stąd też jego druga nazwa – „Neowiktorianie”, lub „wikowie” jak pogardliwie nazywają ich „thety” spoza fyli. Wiktoriańska moralność, etyka, powściągliwość, sztywna etykieta i absurdalny wręcz gorset społecznych nakazów i zakazów, pozwala temu najbogatszemu plemieniu, będącemu w posiadaniu wręcz niewyczerpanego Źródła Wiktorii, istnieć jako całość. Epoka wiktoriańska pełna konwenansów w diamentowym wydaniu musiała nastąpić po wieku upadku zasad – to jej dyscyplina nadaje kształt społeczeństwu. Ale nie wszystkim to w smak – wady tego schematu zauważają pojedyncze jednostki Neowiktorian a zagrożenie w tym widzą inne mniejsze fyle i ugrupowania. Głównie rodzime, chińskie, które nie są tak bogate w nanotechnologię i siłą rzeczy uzależnione od Źródła Wiktorii.


Fabuła powieści jest jak zwykle złożona, wielowątkowa i, jak to u Stephensona, mniej ważna od konceptu i świata przedstawionego. Mała czteroletnia dziewczynka Nell, theta żyjąca w patologicznej rodzinie w slumsach Nowego Zhousan, wchodzi pewnego dnia w posiadanie interaktywnego superkomputera, działającego na zasadzie bardzo zaawansowanej sztucznej inteligencji. „Ilustrowany Elementarz Młodej Damy” był pomysłem atlantydzkiego Lorda Finkle’a McGrawa, który zlecił jego wykonanie swemu genialnemu inżynierowi, Johnowi Hackworthowi. Elementarz przeznaczony był dla wnuczki lorda, która miała dzięki niemu nauczyć się tak zwanego „subwersywnego myślenia”, wyjścia poza okowy niewiktoriańskiego sposobu życia. Hackworth wykonał nielegalną kopię Elementarza, którą chciał potajemnie sprezentować własnej córce, aby również i ona mogła nauczyć się wywrotowego podejścia do świata i wyjść poza neowiktoriańskie schematy. Hackworth niestety traci swoją nielegalną kopię Elementarza na rzecz właśnie Nell – biedna, poharatana przez życie dziewczynka uczy się z niego oczywiście czytania i pisania, ale też logicznego myślenia i po prostu życia. A przede wszystkim, zgodnie z założeniami Lorda Finkle’a McGrawa, powinna dowiedzieć się w bardzo niebezpośredni sposób, co jest nie tak z tym całym uzależnionym od nanotechnologii i uwięzionym w wiktoriańskich ramach świecie Nowej Atlantydy.

„Epoka diamentu” nie opowiada oczywiście tylko o dorastaniu Nell, lecz poprzez swą skomplikowaną fabułę porusza cały zestaw zagadnień powiązanych z technologią, rozwojem społeczeństw, wojnami kulturowymi i ideologiami rewolucyjnymi. John Hackworth, Sędzia Fang, diaboliczny Doktor X, „interaktorka” Miranda Redpath i jej szef Carl Hollywood oraz cała rzesza drugoplanowych bohaterów wplątana zostaje w bardzo złożoną intrygę – a właściwie dwie intrygi skierowane prosto w samo serce neowiktoriańskiego stylu życia. Lord McGraw wie, że na dłuższą metę nie da się tak funkcjonować – nikt nie przystępuje do Nowej Atlantydy z własnej woli, lecz na zasadzie indoktrynacji od najmłodszych lat. Wszyscy wiedzą, że warto być „wikiem” – ale dlaczego? Nikt już nie pamięta, że ta kultura wyrosła na bazie kontestacji poprzedniej epoki a Elementarz miał nauczyć indywidualnego myślenia i szukania trzeciej drogi – innej niż ślepe podążanie za neowiktoriańskimi zasadami lub ich całkowitym, buntowniczym odrzuceniem.


Z drugiej strony zagrożenie płynie od tajemniczego plemienia zwanego „Niebiańskim Królestwem” – ta druga rewolucja ma być inna, całkowicie zewnętrzna, polityczna i społeczna. Należy wyprzeć z Państwa Środka wszystkie zachodnie fyle i uniezależnić się od Źródła. Trzeba stworzyć jego odpowiednik – „Nasienie” (w oryginale „The Seed”). I tu znów wracamy do zagadnień kulturowych. Stephenson głośno pyta, czy możemy jednoznacznie stwierdzić, że jedna kultura jest „lepsza” od drugiej? Co to znaczy „lepsza”? Bardziej majętne, liczne, moralne? Czy to właściwa gradacja? Każda kultura hołduje innym wartościom i nie powinniśmy (chyba) oceniać obcej kultury przez pryzmat wartości swojej własnej. A może właśnie tak powinno być? Z jednej strony mamy Nową Atlantydę, z jej skrajnie scentralizowanym Źródłem, którego ścisła, odgórna reglamentacja jest takim samym gwarantem pokoju i dobrobytu jak wiktoriańska dyscyplina. Z drugiej mamy chińskie Han, pragnące całkowicie uniezależnić się od Zachodu – ze swoim skrajnie zdecentralizowanym Nasionem daje wolną rękę każdemu swojemu obywatelowi ufając, że pokój i dobrobyt zapewni szacunek do autorytetu i władzy oraz wysokie standardy moralne wynikające z indywidualnego wychowania a nie narzuconej odgórnie sztywnej etykiety. 

Neal Stephenson nie zapomina również o bardziej rozrywkowej, wizjonerskiej stronie swej powieści. Czego my tu nie znajdziemy – „interaktorstwo” jako nowa forma kina i przemysłu rozrywkowego („pasywy” z dwudziestego i początku dwudziestego pierwszego wieku to już przeżytek); mikroskopijne „roztocza”, czyli nanomaszyny szpiegujące, leczące czy wojskowe; „klawy” nadal uprawiające rękodzieło i utrzymujące się ze sprzedaży „prawdziwych” przedmiotów Neowiktorianom; społeczność Bębniarzy i ich rola w nadchodzącej rewolucji; system sądownictwa i kar śmierci w Nowym Zhousan; czy wreszcie sam Elementarz i zasada jego działania – Stephenson to prawdziwy geek i nie omieszka się podzielić z nami swoją pasją. Można znowu utyskiwać na zbyt dużą ekspozycję, ale ja to kupuję w całości. Oczywiście trzeba się mocno skupić, aby nie cofać się w lekturze w niektórych trudniejszych fragmentach – choć i tak czeka to każdego czytelnika. A następny w kolejce już czeka „Cryptonomicon”!




Tytuł: Epoka diamentu
Autor: Neal Stephenson
Tłumaczenie: Wojciech Szypuła
Tytuł oryginału: The Diamond Age
Wydawnictwo: MAG
Wydawca oryginału: Bantam Spectra
Rok wydania: 2018
Rok wydania oryginału: 1995
Liczba stron: 528
Wydanie: I
ISBN: 9788374809214

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz