Nie tędy droga
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Bohaterem słynnego „Powrotu mrocznego rycerza” jest pięćdziesięciopięcioletni Batman, który wraca do superbohaterskiego fachu po dekadzie bezczynności. Co spowodowało, że zniknął i pozwolił Gotham na stopniowe pogrążanie się w otchłani zbrodni i szaleństwa? O tym opowiada prequel arcydzieła Franka Millera – „Mroczny rycerz. Ostatnia krucjata”.
W sumie wiemy co się stało. Joker zabił Robina – mówi o tym Alfred już na początku „Powrotu…”. Przypomina to oczywiście późniejszą o dwa lata, słynną historię z 1988 roku – „Śmierć w rodzinie” autorstwa Jima Starlina i Jima Aparo. Najwidoczniej pomysł uśmiercenia Cudownego Chłopca spodobał się redaktorom DC Comics. Jason Todd, drugi Robin, zginął z rąk Jokera – a właściwie z rąk czytelników, ponieważ rozwój fabuły poddano wtedy pod głosowanie. Fani minimalną ilością głosów zdecydowali, że chcą zobaczyć go martwego. Było to wydarzenie bez precedensu, szefowie wydawnictwa zastanawiali się wówczas co oni najlepszego zrobili. Ale odwrotu nie było. W 1989 pojawił się Tim Drake, czyli trzeci Robin, a fabuły komiksów z Batmanem stały się jeszcze bardziej ciemne i ponure niż dotychczas. Nic dziwnego, wszak Mroczna Era Komiksu nabierała wówczas coraz większego rozpędu.
W uniwersum wykreowanym przez Franka Millera mroczny rycerz porzucił karierę, zrozpaczony i załamany. W „Ostatniej krucjacie”, opowiadającej o ostatnich dniach Bruce’a Wayne’a w roli Batmana, widzimy jak mroczny rycerz i jego pomocnik po raz kolejny łapią Jokera i odstawiają go do Arkham. Jason jest młody, niedoświadczony, ale chętny do nauki. Batman z kolei, już grubo po czterdziestce, jest zmęczony i obolały, choć nadal pełen poczucia obowiązku. Czuje, że na razie nie może przejść na emeryturę – nie, dopóki Jason nie będzie w pełni gotowy. Zmiana pokoleniowa musi nastąpić, nikt przecież nie jest nieśmiertelny (dobre sobie, komiksowi superherosi tak właściwie są). Problem w tym, że następca Batmana jest krnąbrny, nieposłuszny, przemądrzały i lubi chadzać własnymi ścieżkami. „Kogoś mi on przypomina” – mówi z przekąsem Alfred. Młodzi ludzie są pełni energii, czerpią z życia radość i chcą o nie walczyć. A starzy? „Chcą odmłodnieć”. Niestety cielesność Batmana szybciej skaże go na emeryturę niż psychika Jasona dojrzeje do przejęcia obowiązków.
„Ostatnia krucjata” napisana została z okazji trzydziestolecia „Powrotu mrocznego rycerza”. Nie wiem dlaczego Frank Miller zdecydował się to zrobić i dodatkowo wciągnąć w to Briana Azzarello. Obaj panowie pisali wtedy „Rasę panów”, trzecią i ostatnią (wtedy tak uważali) część historii powracającego cyklicznie (co trzy lata) mrocznego rycerza. Komiks sprawia wrażenie zupełnie niepotrzebnego – być może miał po prostu generować zyski. Może Miller chciał po prostu sam uśmiercić drugiego Robina, skoro oryginalnie był to jego pomysł? Fabuła „Ostatniej krucjaty” to zlepek niepowiązanych z sobą, bezcelowych fabularnie, scenek z życia Batmana i Robina – wszystko napisane skrótowo, szkicowo i w sposób nie angażujący czytelnika. Joker jest na okładce, to on zamordował Robina i jest największym wrogiem Batmana w historii. Tylko co z tego, skoro w komiksie go praktycznie nie ma? Robi jakąś zadymę w wariatkowie, opowiadając żart bez puenty i wychodząc głównymi drzwiami. A potem pojawia się na chwilę na końcu – w wiadomym celu. Nie istnieje żadna podbudowa tego wątku, żadne uzasadnienie – tragedia kończąca „Ostatnią krucjatę” wydaje się zupełnie przypadkowa. Joker wabi z okładki, ale w komiksie nie jest nawet na drugim planie, on ledwo zahacza o trzeci. Czytelnik nie jest głupi, zauważy, że go oszukano.
Najgorsze jest to, że wykorzystano genialną i niezmiernie ważną opowieść o śmierci Robina, jeden z największych kamieni węgielnych mitologii Batmana, aby zrobić nieudany komiks, obowiązkowy prequel rozszerzającej się franczyzy. Nie ma w nim nic, czego przez lata nie było w komiksach z Batmanem – jest nudno i przewidywalnie. No i nie ma puenty, komiks sprawia wrażenie urwanego w połowie, tak jakby autorzy dostali telefon z pytaniem czemu się tak grzebią, przecież jutro to ma lecieć do drukarni. Sytuację ratuje trochę John Romita Jr. rysujący tutaj w stylu bardzo podobnym do Millera (w sumie zawsze tak rysował, ale tu szczególnie).
Nie polecam „Ostatniej krucjaty”. Osoby nie znające „Powrotu mrocznego rycerza” będą niemile zaskoczone. A kto wie, czy znające nie bardziej – bo dodatkowo przyjdą zawiedzione oczekiwania. Przed nami jeszcze jeden komiks. Wydany w lutym 2020, tym razem podobno naprawdę kończący całą opowieść, „Mroczny rycerz. Złote dziecko”. Może będzie lepiej?
Tytuł: Mroczny rycerz. Ostatnia krucjata
Scenariusz: Frank Miller, Brian Azzarello
Rysunki: John Romita Jr.
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Dark Knight III. The Last Crusade
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: sierpień 2018
Data wydania oryginału: sierpień 2016
Liczba stron: 80
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328134386
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz