Powrót do „Powrotu”
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
„Powrót mrocznego rycerza” Franka Millera jest jednym z najważniejszych superbohaterskich komiksów w historii. Jest też jednym z najlepszych – jego jakości i zasługi dla rozwoju medium nie sposób przecenić. Nic dziwnego zatem, że po kilkunastu latach Frank Miller wpadł na pomysł, aby napisać kontynuację. Mroczny rycerz kontratakuje!
„Nieskończony kryzys” z 2005 roku zapoczątkował nowe multiwersum DC Comics złożone z pięćdziesięciu dwóch wszechświatów. Historie alternatywne, tak zwane „elseworldy”, otrzymały swoje „domy”. W 2007 roku podczas „Odliczania do ostatniego kryzysu”, ustalono „mocą wsteczną”, że wydarzenia „Powrotu mrocznego rycerza” działy się na Ziemi-31. Akcja „The Dark Knight Strikes Again”, wydanego w trzech częściach między grudniem 2001 a lipcem 2002 roku, dzieje się trzy lata po wydarzeniach „Powrotu mrocznego rycerza”. Bruce Wayne, po upozorowaniu swojej śmierci, zszedł do podziemia. Tam, razem ze swoją asystentką Carrie, występująca teraz jako Catgirl (w „Powrocie…” była nowym Robinem), szkoli armię „Batboys”, złożoną z byłych Mutantów. Armia Batmana ma jedno zadanie – obalić technokratyczny reżim trzymający Stany Zjednoczone w potwornym uścisku. Lex Luthor do spółki z Brainiacem steruje państwem policyjnym, na czele którego stoi – zupełnie jak u Philipa K. Dicka – prezydent-hologram. Nie ma już superherosów – niektórzy uciekli z Ziemi, inni zostali ubezwłasnowolnieni i przebywają w państwowych laboratoriach-więzieniach a jeszcze inni, ci najpotężniejsi, ulegli szantażowi i pomagają w utrzymaniu dyktatury Luthora (choć wbrew własnej woli).
Alternatywą dla tyranii staje się totalna anarchia – to, według Supermana, najpotężniejszego herosa na usługach dyktatury, jest jeszcze gorszym rozwiązaniem. Batman nie ma takich skrupułów, głośno mówi, że na każdej wojnie są ofiary i nie da się ich uniknąć. Coś jest bardzo nie tak z całym światem – ludzie są zmanipulowani, zastraszeni, oszukani, ale jednocześnie cały czas tkwią w wygodnej, choć sztucznie podtrzymywanej, strefie komfortu. Nie widzą jednak (albo tylko udają, odwracając wzrok) powstających na niej pęknięć – Batman jako jedyny nie chce ich łatać, lecz rozbić, wyciągając uwięzione społeczeństwo na zewnątrz. Nie będzie tam bezpiecznie i wygodnie, ale przecież tak naprawdę teraz też nie jest. Stany Zjednoczone są wolne od zbrodni, bo od początku do końca są „zaprogramowane” – przez elity i rząd, za którym chowa się demoniczny Lex Luthor. Jimmy Olsen, jeden z niewielu opozycjonistów nie bojących się głośno krzyczeć, mówi, że teraz wszyscy stali się dobrze opłacanymi niewolnikami. Pyta też, gdzie podziali się ci wszyscy zamaskowani herosi, którzy przed laty zupełnie bezinteresownie walczyli codziennie ze złem. „Gdzie są nasi bohaterowie?”.
Nie ma ich i już nie będzie. Nie są już chyba potrzebni Amerykanom, śliniącym się troglodytom, gapiącym się na roznegliżowane gwiazdy pop, stylizowane na superbohaterki dawnych czasów – w kostiumach mniejszych niż bikini i namalowanych wprost na nagim ciele. Frank Miller chce wydostać herosów z otchłani, zdjąć z nich odpustowe cekiny w jakie poubierali się w latach dziewięćdziesiątych i rozjaśnić mrok ich otaczający. Trochę to paradoksalne, wszak to sam Frank Miller zapoczątkował w 1986 roku tak zwaną Mroczną Erę Komiksu (pisząc właśnie „Powrót mrocznego rycerza”) – po piętnastu latach okazało się, że w wielu przypadkach mrok jest tylko infantylnym „mhokiem”, cyniczną zagrywką scenarzystów obliczoną na sprzedażowe zyski. W wielu komiksach wiało ideową pustką, a superherosi zamiast walczyć ze złem, walczyli głównie ze sobą ku uciesze gawiedzi (czytelników). Trzeba przywrócić bohaterom należne im miejsce, uczynić ich na powrót pewnymi punktami odniesienia dla odbiorców – a kto lepiej się do tego nadaje niż właśnie Batman? Tak ma się właśnie „Mroczny rycerz kontratakuje” do swojego poprzednika – jest przypomnieniem, o co tak naprawdę tam chodziło.
Podkreślenie roli bohatera to nie wszystko. Zarówno „Powrót mrocznego rycerza” i „Mroczny rycerz kontratakuje” są komiksami o bardzo silnym, jednoznacznym politycznym wydźwięku. Są antyestablishmentowe, antysystemowe, anarchizujące i wskazujące, trochę naiwnie i oderwaniu od rzeczywistości, siłowe rozwiązanie problemów współczesnego świata jako najbardziej słuszne i skuteczne. Po piętnastu latach Frank Miller ma nadal te sam poglądy polityczne i nadal obawia się tego samego – zbyt wielkiego zawierzenia instytucjom państwowym, co może poskutkować nieświadomemu oddaniu własnej wolności w ręce ludzi, którzy już nigdy nie będą chcieli jej oddać. Pierwszy z trzech tomów komiksu został napisany tuż przed wrześniem 2001 – gdy ukazał się trzy miesiące po zamachach, kiedy to Ameryka szykowała się do wojny i rozważała głęboką infiltrację swych obywateli, nabrał cech niebywale profetycznych. Czy namawianie do obywatelskiego nieposłuszeństwa pod koniec 2001 roku w Ameryce było trafione? Na pewno nie było celowe. Miller wspominał, że gdy był w połowie drugiego odcinka, oglądał w telewizji relację na żywo z wydarzeń po zamachach – siedział wtedy w swoim domu w Hells Kitchen, kilka kilometrów od strefy zero. W chwili, gdy widział w telewizji samolot uderzający w WTC, pisał o gigantycznym wybuchu w Metropolis – ciarki po plecach przechodzą.
„Mroczny rycerz kontratakuje” to nie tylko krytyka i ostrzeżenie przed rządami. To również tyrada na temat społeczeństwa, żyjącego w coraz mniejszej i mniejszej globalnej wiosce. Koszmary Marshalla McLuhana przybierają tutaj wręcz wynaturzoną formę – to co widzimy w środkach masowego przekazu jest dla nas prawdziwsze niż to co jest za oknem. Ludzie Zachodu są tak odurzeni luksusem, omamieni technologią i mają tak bardzo wyprane mózgi, że zapomnieli już o tym, co sprawia, że mogą się ludźmi nazywać. Prawda, sprawiedliwość, humanizm, człowieczeństwo, wolność – wszystko jest tu wyreżyserowane, skrojone na miarę, niemal jak w „Nowym, wspaniałym świecie” Aldousa Huxleya. Informacja nadaje kształt światu – jest to jednak broń obosieczna, bo korzystają z niej również buntownicy. Z kreacyjnej mocy środków masowego przekazu bierze się bardzo specyficzna forma komiksu. Jest trochę jak w powieściach Chucka Palahniuka – rwane komunikaty, nielinearnie przedstawiony przebieg wydarzeń, relacje telewizyjne jako kluczowy element narracji, przedstawianie kilku wydarzeń jednocześnie i w błyskawicznym, teledyskowym tempie. Taki sposób opowiadania historii był bardzo mocno krytykowany przez czytelników. Naprawdę można się zgubić w narracji Franka Millera, jeśli podejdzie się do niej nonszalancko i ze zbytnią pewnością we własne możliwości. Ale o to właśnie chodziło – Miller chciał wywołać wzburzenie u odbiorców. „Spodziewałem się szoku. Chciałem tego. Nie jest moją rolą uspakajać czytelnika. Czas osądzi, czy dobrze zrobiłem”.
Omawiany dziś komiks rysowany był w tym samym czasie co „Do piekła i z powrotem”, czyli ostatni tom „Sin City”. Obydwa cierpią na tą samą przypadłość – „Millera niechlujnego”. Grafik rysuje tak, jakby parodiował sam siebie. Postacie są karykaturalne w złym tego słowa znaczeniu – czasem trudno połapać się co tak naprawdę oglądamy. „Mroczny rycerz kontratakuje” sprawia momentami wrażenie rysowanego „na kolanie” – teł właściwie nie ma, scenografia nie istnieje. Kolory Lynn Varley też nie pomagają – są zbyt jaskrawe, neonowe i wręcz wulgarne w swej krzykliwości. O ile jednak taką a nie inną kolorystykę moglibyśmy podciągnąć pod ideę „jaskrawej, intensywnej papki medialnej atakującej ludzkie centrum poznawcze” to niechlujstwa rysunku już nie. To wszystko czyni komiks Millera po prostu „dziwacznym” nawet jak na jego standardy i to również przyczyniło się do, powiedzmy, mieszanego odbioru.
Wiecie czym Brainiac szantażował Supermana? Groził, że zamorduje milion mieszkańców kryptońskiego miasta Kandor, które pomniejszył i zamknął w butelce (dosłownie). Usłyszymy jeszcze o Kandorze i to niedługo. Bo oto minęło kolejne piętnaście lat i Miller (we współpracy z Brianem Azzarello) napisał trzecią część cyklu – „Mroczny rycerz. Rasa panów”.
Tytuł: Mroczny rycerz kontratakuje
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Frank Miller
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: The Dark Knight Strikes Again 1-3
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: lipiec 2016
Data wydania oryginału: grudzień 2001 – lipiec 2002
Liczba stron: 256
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328118034
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz