Jeśli się dobrze zastanowić to Nowy wspaniały świat Aldousa Huxleya wydaje się niepokojąco trafną przepowiednią niektórych trendów rozwojowych zachodniej cywilizacji ostatnich kilkudziesięciu lat. Rozwój medycyny, który w coraz większym stopniu potrafi odejmować lat osobom starszym; ucieczka przed starzeniem się w farmakologię i chirurgię; postępująca kontrola prokreacji, odrywana często od sfery seksu i erotyki; postępująca swoboda seksualna, która nie cementuje związków międzyludzkich; coraz mniejsza rola rodziny jako najmniejszej komórki społecznej; karykaturalna poprawność polityczna, negująca fakt, że ludzie jednak różnią się między sobą i nie będą nigdy tacy sami i w końcu teoretycznie racjonalny pęd ku wzorcom humanistycznym oraz sekularyzacja jako naturalna konsekwencja dojrzewania świadomości społecznej.
Dlaczego to robimy? Co nas pcha ku takiej wizji? W Rozpustnym nasieniu Anthony Burgess przedstawił kołowrót historii, który kręci się w nieprzerwany sposób. Jeden z etapów tego obrotu, czyli tak zwana Era Pelagiańska jest wizją idealnego świata, w który powstał jako efekt wiary ludzi w humanistyczną siłę rozumu; w świat, który powstanie jako końcowy efekt RACJONALNEGO dążenia ludzi do zaspokojenia swoich potrzeb i osiągnięcia powszechnej szczęśliwości. U Burgessa taka wizja się załamuje, u Huxleya trwa nieprzerwanie – Era Pelagiańska zostaje zatrzymana w czasie, historia już się kołem nie toczy. Jest Raj. Humanistyczny, nie boski. Jak się to udało? I czy na pewno się udało?
Hasłem, które definiuje założenia nowego, wspaniałego świata Huxleya jest „wspólność, identyczność, stabilność”. Nie istnieje już pojęcie rodziny jako źródła niepotrzebnych i groźnych uczuć. Wszystko jest wspólne, każdy człowiek stanowi jednoosobowy element wielkiej wspólnoty, jest maleńkim trybikiem w potężnej machinie społecznej, pełniącym narzuconą jeszcze przed narodzeniem rolę. Społeczeństwo podzielone jest na kasty, począwszy od Alf (wysocy, mocno zbudowani, inteligentni i przywódczo uzdolnieni) skończywszy na Epsilonach (niscy, skretyniali, słabi, przeznaczeni do najprostszych, niezbędnych prac fizycznych). W obrębie kasty wszyscy ludzie są praktycznie identyczni, dwa miliardy ludzi ma tylko dziesięć tysięcy nazwisk a wszystko to dzięki tzw. procesowi Bokanowskiego, czyli możliwości kilkudziesięciokrotnego powielania zarodków.
A co ze stabilnością, najważniejszą według kreatorów nowego, wspaniałego świata, cechą społeczeństwa? Za Burgessem możemy powtórzyć, że racjonalność jako podstawowy budulec powszechnej szczęśliwości, powinna spełnić swe zadanie, jeśli wyrugujemy wszelkie irracjonalne i nie podlegające logicznemu wytłumaczeniu popędy. Dodatkowo należy wytrzebić indywidualność, ludzką potrzebę do wyodrębniania się ze społeczeństwa i egoistyczne skłonności do stawiania siebie i swoich indywidualnych potrzeb i pragnień na pierwszym miejscu (na co zwrócił uwagę Michel Houellebecq w swych Cząstkach elementarnych, które są rewelacyjną polemiką z powieścią Huxleya). Zarządcy utopijnej, huxleyowskiej społeczności znajdują sposób na zatrzymanie burgessowskiej powtarzalnej historii i próbują (tylko próbują) usuwać inne przeszkody na drodze do realizacji swojego planu, które wiele lat później widział Houellebecq. Jak się to odbywa?
Ludzie już się nie rodzą, są hodowani w słojach stojących na półkach w gigantycznych laboratoriach. Każdy człowiek już od etapu zarodka podlega tzw. warunkowaniu, czyli zakodowaniu, metodą wziętą z eksperymentów Iwana Pawłowa, tego co powinien potrafić, lubić, bać się czy odczuwać. Człowieka lepi się jak z gliny, najpierw tworzy się w zarodku jego cechy fizyczne, czyli wygląd i kształt trybika w maszynerii a następnie, już po urodzeniu również cechy psychiczne. Człowiek jest zaprogramowany, lubi to na co jest uwarunkowany, umie to na co mu pozwolono, wie tylko tyle ile jest mu potrzebne do tego, aby pełnił swoją rolę. Powszechna szczęśliwość nie jest zbudowana na postępującym dobrobycie, który powinien być zawsze o krok przed rosnącymi pragnieniami. To pragnienia i pożądanie przycina się już w zarodku i formuje tak, aby środki do ich spełnienia były wystarczające. Ludzie nawet nie wiedzą o tym, że mogą chcieć czegoś innego, są przecież tylko robotami. Wmawia się im co to znaczy być szczęśliwym, a co za tym idzie z góry definiuje się poziom pragnień, które muszą być zaspokojone, aby utrzymać stabilność w społeczeństwie. Ale w programowaniu takim zdarzać się mogą błędy.
Niektórzy bohaterowie Nowego wspaniałego świata buntują się przeciwko zastanemu porządkowi. Zauważone rysy w ich idealnym otoczeniu mogą być wytłumione somą, środkiem wyciszającym emocje (który potem Walter Tevis przemianował na sopor w Przedrzeźniaczu), jednak wiedza raz zdobyta, rzecz raz zobaczona nie może zostać tak do końca zapomniana. W Edenie, zaludnionym przez nieodróżnialne od siebie elementy rajskiego ideału, to właśnie wiedza staje się największym problemem. Wiedza ogólna to zło konieczne, wiedza szczegółowa i specjalistyczna to podstawa. Nie filozofowie i myśliciele tworzą zdrową tkankę społeczeństwa, lecz pracowite ludzkie mrówki. Mieszkańcy nie-boskiego Raju, którzy tutaj również sięgają po zakazany owoc muszą zostać z niego wydaleni. Na „humanistycznym” ideale racjonalnego, wyzbytego indywidualności i pożądliwości społeczeństwa pojawiają się pęknięcia, widoczne już z całą wyrazistością w zakończeniu powieści, gdzie dochodzi do ostatecznego rozwiązania losów Dzikusa - jednego z głównych bohaterów.
I tu znowu powrócę do Michela Houellebecqa. To czego nie udało się w pełni dokonać budowniczym utopii Huxleya za pomocą procesu Bokanowskiego, staje się celem jego ulepszonej wersji, czyli ekstremalnie podrasowanego „procesu Dzierżyńskiego” z Cząstek Elementarnych. Zamiast warunkowania jest modyfikacja DNA, zamiast kilku kast jest jedna wszechkasta, zamiast somy blokującej emocje jest ich usunięcie już na poziomie genetyki. A o efekcie jaki ten proces wywiera na „ludziach” i wnioskach jakie wyciąga francuski obrazoburca możemy poczytać w jego najlepszej powieści, czyli w Możliwości wyspy. Tam „szczęście” jako brak emocji i pożądania, wdrukowane w geny sklonowanych postaci, skonfrontowane jest z typowo ludzkim, niedookreślonym pierwiastkiem. I to samo zauważamy my podczas czytania Nowego wspaniałego świata. Otóż, śledząc pomysł Huxleya na zapewnienie szczęśliwości mieszkańcom swej literackiej kreacji, oburzamy się automatycznie na środki prowadzące do jego realizacji. Aldous Huxley nie jest tak jednoznacznie krytyczny jak George Orwell, jego wizja niepokoi, ale nie przeraża jak ta z Roku 1984. Jednak mimo wszystko budowa świata, gdzie ktoś za nas decyduje co nam się podoba, budzi sprzeciw. Sprzeciw ślepca przeciwko nabytej ślepocie. W powieści Huxleya wszyscy z wyjątkiem Dzikusa są ślepi od urodzenia i tylko czasem ktoś widzi jakieś rozmyte obrazy. W raju zatem wytrzyma tylko ten, kto będzie się trzymał z dala od Drzewa, innej rady nie ma.
Znaczy, ciężko tak naprawdę, kierując się zdrowym rozsądkiem i racjonalnością poczynić jakieś spójne zarzuty wobec kreacji Huxleya. Przecież wszyscy są tam szczęśliwi, żyją w dobrobycie, nie ma pojęcia myślozbrodni ani agentów Ministerstwa Miłości. Nie ma jednak chyba też pełni człowieczeństwa i rewersu burgessowskiej monety, która symbolizuje wszystko to co powoduje, że karuzela dziejów się kręci a Św. Augustyn ma pozycję równą Pelagiuszowi. Bogdan Baran, pisarz, eseista i tłumacz, odpowiedzialny za przekład Nowego wspaniałego świata i twórca posłowia do niej, napisał, że nie zawsze szkoda jaką wyrządza ideologia to likwidacja porządku społecznego. Czasami jest nią jego nadmiar. Włodarze nowego, wspaniałego świata mówią, że jakiekolwiek zejście z wytyczonego przez nich szlaku sprowadzi zagładę na cywilizację. Być może, ale będzie to przynajmniej ludzka cywilizacja, choćby i na drodze w przepaść.
Tytuł: Nowy wspaniały świat
Tytuł oryginalny: Brave New World
Autor: Aldous Huxley
Tłumaczenie: Bogdan Baran
Wydawca: Muza
Data wydania: 2010
Rok wydania oryginału: 1932
Liczba stron: 256
ISBN: 9788374958691
Mnie tak średnio podeszła ta książka. Nie wiem, może jakbym przeczytał jeszcze raz... W każdym razie po lekturze Roku '84 tak się zastanawiam czy jest możliwe przeczytanie jakiejś równorzędnej antyutopii?
OdpowiedzUsuńGrot
Wysoko cenię sobie Burgessa i jego "Mechaniczną pomarańczę" oraz "Rozpustne nasienie". Poza tym ostatnio John Brunner i jego "Wszyscy na Zanzibarze", choć i pozostałe wydane w Polsce powieści są bardzo dobre.
OdpowiedzUsuńNo ale faktycznie Orwell najmocniejszy.