czwartek, 31 marca 2022

Mroczny rycerz. Złote dziecko

Katastrofa


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Jak można zrujnować legendę? Frank Miller udowadnia, że to nie problem. Po całkiem niezłej „Rasie panów” napisał słabiutki i niepotrzebny nikomu prequel „Powrotu mrocznego rycerza” a teraz zaprezentował równie zbędną i jeszcze gorszą kontynuację. Teoretycznie ostatnią – ale wiadomo, jak to jest w przemyśle komiksowym. Ja mam nadzieję, że naprawdę to już koniec.

W finale „Rasy panów” Bruce Wayne został odmłodzony, ale jak się teraz okazuje nie przebiera się już za Batmana. Podobnie Superman – nie udaje już Clarka Kenta. Znowu zniknęli, nie pierwszy już raz, ale teraz wygląda na to, że na stałe. Rolę obrońcy Gotham przejęła dobrze nam znana Carrie Kelley, na którą w komiksie wszyscy wołają „Batlaska”. Ma ona na swoje usługi Batboysów – razem próbują zaprowadzić porządek w mieście ogarniętym zamieszkami. Skąd zadyma? Ano Donald Trump znowu kandyduje! I teraz uwaga – do jego ponownej elekcji chcą doprowadzić… Joker (umarł w „Powrocie…”, więc nie żyje, zatem nie powinno go tu być, ale Frank Miller ma to gdzieś) i Darkseid, mroczny władca Apokolips, jedna z najpotężniejszych istot w multiwersum DC Comics. Co tu się wyprawia? Nie jestem w stanie tego odpowiednio skomentować.


Ale Carrie i jej batchłopcy mają dwójkę potężnych sojuszników. Oto Lara i Jonathan Kentowie – dzieci Supermana i Wonder Woman, walczący u boku następczyni Batmana. Lara, pod koniec „Rasy panów”, zdecydowała, że chce nauczyć się jak to jest „być człowiekiem”. Chyba się nie postarała, bo jedyne co widzi w ludziach to robactwo, które wszędzie, gdzie się pojawi, robi bałagan. Ludzie żrą, śpią, wydalają, kopulują, znowu żrą i są tak słabi i bezbronni, że nieustannie potrzebują pomocy. Mały Jonathan (imię po przybranym dziadku, mam nadzieję, że zauważyliście!) próbuje dyskutować ze starszą siostrą, bo widzi jednak miłość i bezinteresowność, ale nie stara się za bardzo. Zresztą ich rozmowa, nawiązująca mocno do Millerowych rozważań o człowieczeństwie, superbohaterstwie i boskości z „Rasy panów”, zostaje szybko zagłuszona kakofonią dziwacznej, bełkotliwej, męczącej i odbierającej wszelką radość z lektury, narracji Franka Millera.

Potęga i siła.
Miller miał pomysł na komiks.
Pewnie chciał, żeby się udało.
Moc, agresja.
Ludzie walczą o wolność! Precz z Trumpem! Tylko Trump!
Ale nie wyszło.
Nie.
W Metropolis mamy wczesny poranek.
Nie.
Darkseid. Darkseid.
Nie.


Tak wygląda narracja „Złotego dziecka”. Strumień świadomości Franka Millera naprawdę nie ma zbyt wielkiego sensu. Jasne, my wiemy o co mu chodzi. Trump jest zły, media ogłupiają, politycy kłamią. Tylko, że to wszystko już mówił wcześniej – teraz powtarza, ale tak jakby pod wpływem środków odurzających. Kadry są przeładowane tekstem, wewnętrznymi rozważaniami wszystkich bohaterów – oni w ten sposób nie tylko myślą, ale i rozmawiają. Autora chyba nie miał kto hamować – w „Rasie panów” i „Ostatniej krucjacie” tym kimś był autor „100 naboi”, Brian Azzarello. „Złote dziecko” Miller pisał sam i się po prostu rozpędził.

Tak właściwie cała fabuła składa się z dwóch pojedynków. Carrie i Batboys kontra Joker i jego banda oraz Lara i Jonathan versus Darkseid. Wygląda na to, że Miller chciał skonfrontować wszystkich następców Batmana i Supermana z ich największymi wrogami. Ok, Darkseid może nie jest głównym nemezis Kal-Ela, ale trudno mi sobie wyobrazić kogokolwiek lepiej nadającego się do tej roli – Doomsday byłby pewnie lepszy, ale on jest już pewnym symbolem, którego chyba nawet Frank Miller nie wykorzysta do niecnych celów. Tylko jak można w ogóle traktować poważnie to, co oferuje „Złote dziecko”? Darkseid fabrykuje wyniki wyborów w USA. Co?! Dlaczego miałby się nimi przejmować? Przecież to Darkseid! Jeden z najpotężniejszych bytów multiwersum. I tak właściwie, to jaki ma plan? Co on w ogóle robi na Ziemi? Spółka z Jokerem? Skąd w ogóle Joker, przecież on nie żyje – zero wyjaśnienia. Autorze, błagam. Chaos, bezsens, pomieszanie z poplątaniem. Ale narysowane bosko. Rafael Grampa pokazuje niezwykłą klasę, jego rysunki są genialne i imponujące. Tylko co z tego, skoro czterdzieści procent ich powierzchni zasłania bełkot Millera, którego nie da się czytać?


„Mroczny rycerz. Złote dziecko” to całkowite nieporozumienie. Być może przesadzam, może czegoś nie dostrzegam. A może to genialna prowokacja? Może dałem się strollować Millerowi, który czyta te wszystkie nieprzyjemne rzeczy na temat swego ostatniego komiksu i śmieje się w głos? Może. Tylko gdzie w tym cel? 



Tytuł: Mroczny rycerz. Złote dziecko
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Rafael Grampa
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Dark Knight Returns: The Golden Child
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: grudzień 2020
Data wydania oryginału: luty 2020
Liczba stron: 80
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328158641

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz