Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2021-12. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2021-12. Pokaż wszystkie posty

sobota, 1 stycznia 2022

Czytało się w 2021

 

Rok 2021 właśnie się zakończył. Podsumujmy.

 Szóste podsumowanie w historii bloga. Książek prawie nie ma. Sorry. Jest ich tak mało, że wspomnę o wszystkich.

 Po za blogiem istnieję na portalu Esensja, gdzie ląduje praktycznie wszystko to, co potem zamieszczam na blogu. Małym wyjątkiem jest kilka recenzji Szortalowych, publikowanych na facebookowym fanpage’u.

 

Co na blogu?

 Nie pisałem o opowiadaniach, nie pisałem również o filmach. Tak, trzeba to zmienić, wiem.

  A co było najlepsze w 2021 roku?

 Oceny (nadal w skali od 1 do 10) mocno subiektywne – odzwierciedlają one głównie mój gust, a nie obiektywną wartość komiksu lub książki (o ile takowa istnieje). 

czwartek, 30 grudnia 2021

Pułkownik Weird. Zagubiony w kosmosie

Sporo waty


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Najdziwniejszym członkiem ekipy Czarnego Młota był od zawsze Pułkownik Randall Weird – w końcu pseudonim zobowiązuje. Ostatni komiks Jeffa Lemire’a wydany w Polsce poświęcony jest mu w całości. Weird głównym bohaterem – wybór trochę dziwny (a jakże!), bo zbyt wdzięcznym materiałem na protagonistę ten facet po prostu nie jest.

Pułkownik występował regularnie we wszystkich dotychczas wydanych komiksach uniwersum – ale zawsze gdzieś z tyłu, na drugim planie. Zazwyczaj bełkotał coś bez ładu i składu o Parastrefie, portalach, niechronologiczności czasów i miejsc, wzorcu ukrytym w rzeczywistości i nigdy nie wiedział, gdzie i – co ważne – kiedy jest. Teraz robi dokładnie to samo, tylko przez cały czas – przez wszystkie cztery odcinki składające się na „Pułkownika Weirda. Zagubionego w kosmosie”.

wtorek, 28 grudnia 2021

Trolle z Troy. Tom 5

W wiosce trolli bez zmian


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Piąty zbiorczy tom „Trolli z Troy” zawiera kolejne cztery odcinki przygód kudłatych stworów – podobnie jak te z tomu czwartego, nie były do tej pory wydane w Polsce. Trolle znamy, mieszkają w środku lasu leżącego nieopodal miasta Klostop, w wiosce Falomp, obok której ciągnie się gościniec do Eckmulu, wielkiej stolicy świata Troy. Dziś znowu idziemy tam z wizytą. 

Podczas lektury poprzedniego tomu czułem poważne zmęczenie materiału. Nie było to zbyt udane, trochę nudne i trochę za mocno wypełnione sucharami – ale przynajmniej rewelacyjnie narysowane. Obawy co do tomu piątego zostały na szczęście rozwiane – moim zdaniem jest to album może nie lepszy, ale przynajmniej dorównujący dwóm pierwszym. Co w nim znajdziemy?

niedziela, 26 grudnia 2021

Hellblazer. James Delano. Tom 2

Głośny protest komiksiarza


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.


Dużo ostatnio Johna Constantine’a w Polsce. Dopiero co czytaliśmy „Wzlot i upadek” pod egidą „DC Black Label” i dowiedzieliśmy się, że w grudniu ukaże się „Znak cierpienia” w ramach „Sandman Uniwersum”, a już dostajemy starego, klasycznego „Hellblazera” z lat osiemdziesiątych. James Delano zaprasza do czasów zmierzchu epoki Margaret Thatcher. Okaże się, że mogą to być również czasy końca świata.

Pierwszy tom zbiorczy zawierał trzynaście odcinków otwierających tę najdłuższą i jedną z najsłynniejszych serii „DC Vertigo”. Pojedynek z demonem Nergalem przywiódł głównego bohatera na skraj życiowej przepaści, a my dowiedzieliśmy się jak wielki wpływ na całą jego przyszłą „magiczną” karierę miały wydarzenia z Newcastle. To właśnie tam, dekadę wcześniej, John Constantine dopuścił się najstraszniejszego czynu w życiu (choć intencje miał jak najbardziej słuszne) i rozpoczął nie kończącą się pokutę. Drugi tom „Hellblazera” zabiera nas w przeszłość, przyszłość i „teraźniejszość” (cudzysłów konieczny, mówimy wszak o roku 1989) – „ćpun adrenaliny” będzie nieustannie szukał „porządnego kopa”.

czwartek, 23 grudnia 2021

Hellboy i BBPO. Tom 1. 1952-1954

Hellboy młodzieńczy


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Album „BBPO. Znany diabeł” zwieńczył wieloodcinkową historię potwornej (dosłownie) apokalipsy. Mike Mignola i „jego ludzie” spopielili całą Ziemię i zapełnili ją humanoidalnymi żabami. Nie ma już co opowiadać, zresztą szkoda psuć TAKIE zakończenie jakimiś nikomu niepotrzebnymi sequelami. Ale co stoi na przeszkodzie, aby zabrać czytelników w przeszłość?

Wydawnictwo Egmont ma w tej chwili na tapecie dwa spin-offy „Hellboya” i „BBPO”. Pierwszy tom „Abe’a Sapiena”, wydany przed kilkoma miesiącami, był naprawdę obiecujący – kolejny ukaże się już w styczniu 2022 roku. Drugim tytułem – właśnie tym, w którym przeniesiemy się wstecz w czasie – będzie „Hellboy i BBPO”, opowiadający o początkach kariery Piekielnego Chłopca w Biurze Badań Paranormalnych i Obrony. Cała seria liczy dwadzieścia pięć odcinków i obejmuje okres od 1952 do 1956 roku, kiedy to młody, niekoniecznie piękny i niezbyt bogaty (w doświadczenia) Hellboy stawia pierwsze kroki jako agent BBPO. Pierwszy tom, zatytułowany po prostu „1952-1954” zawiera dziesięć zeszytów i kilka materiałów dodatkowych, wydanych w międzyczasie w różnych albumach specjalnych. 

niedziela, 19 grudnia 2021

Liga niezwykłych dżentelmenów. Burza

Bezlitosna fantazja


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Kończymy dziś przygodę z „Ligą niezwykłych dżentelmenów” Alana Moore’a. Ostatni tom cyklu nosi znamienny tytuł – słowo „Burza” dobrze odzwierciedla to, co dzieje się w komiksie i umysłach czytelników. Przed nami rzecz, której niezwykle trudno wystawić jednoznaczną ocenę.

Akcja „Burzy” toczy się po wydarzeniach „Stulecia” i „Nemo” – choć to duże uproszczenie, bo akcja skacze nieustannie między różnymi momentami w czasie. W roku 2010 władzę nad MI5 przejmuje bezwzględny i przerażający „James Bond” (czemu cudzysłów? – patrz: „Czarne akta”), który w bezpardonowy sposób wdraża swój wielki plan – eksterminację wszelkich fantastycznych istot żyjących na Ziemi i usunięcie niedobitków Ligi niezwykłych dżentelmenów. Liga tak właściwie nie istnieje – Mina Harker, Orlando i Emma (poprzedniczka Bonda) zostały wyjęte spod prawa. Po kradzieży „Czarnych akt” są głównym celem MI5 – błąkają się po świecie, trafiając najpierw na Wyspę Lincolna (gdzie żyje najnowsza wersja kapitana Nemo, czyli wnuk Janni Dakkar) a potem do Płomienistego Świata (Mina, Nemo) lub Londynu (Orlando, Emma). „Bonda” trzeba powstrzymać za wszelką cenę! Tymczasem z 2996 roku przybywa niejaka Satin Astro, członkini superbohaterskiej drużyny „Siedem Gwiazd” i razem z żyjącym na Ziemi, różowym Marsjaninem o pseudonimie „Mars Man” (a jakże!), próbuje zapobiec nadciągającej katastrofie. Wedle Satin w 2010 roku wydarzy się coś, co nieodwracalnie zmieni cały świat i rzuci ludzką cywilizację w ramiona krwawego dyktatora z Marsa. W roku 2996 roku Ziemia jest jednym wielkim polem bitwy, na którym ścierają się siły rebeliantów i kosmicznego tyrana – losy Mars Mana i Satin Astro skrzyżują się oczywiście z losami ostatnich członkiń Ligi.

czwartek, 16 grudnia 2021

Liga niezwykłych dżentelmenów. Nemo

A jednak potknięcie


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Kontynuujemy lekturę komiksów ze świata „Ligi niezwykłych dżentelmenów” Alana Moore’a. Dziś odjeżdżamy trochę w bok i sprawdzamy co się działo u drugoplanowych postaci serii – trafiamy na pokład „Nautilusa”, na którym nie zastaniemy jednak, znanego z poprzednich komiksów, kapitana Nemo.

niedziela, 12 grudnia 2021

Y. Ostatni z mężczyzn

Kontrowersyjny chromosom


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Brian K. Vaughan jest amerykańskim scenarzystą komiksowym i telewizyjnym (pracował między innymi przy serialu „Lost”), wyraźnie obecnym na polskim rynku już od długiego czasu. Drogę do wspomnianych „Zagubionych” utorował sobie sześćdziesięcioodcinkową serią komiksową, której wielkim fanem był producent słynnego serialu – Damon Lindelof. Dziś czytamy właśnie „Y: The Last Man”, jedno z najwcześniejszych dzieł autora.

Gdy Vaughan siadał do pisania „Ostatniego mężczyzny na Ziemi” miał niewiele ponad dwadzieścia lat i już całkiem pokaźne portfolio. Pisał dla Dark Horse, Marvela i DC Comics – zazwyczaj mainstreamowe, nie wyróżniające się serie. „Y: The Last Man” jest jego pierwszym w pełni autorskim projektem, napisanym dla „DC Vertigo”. Tytuł ten okazał się przełomowy nie tylko dla jego kariery – był również trampoliną dla kanadyjskiej graficzki, Pii Guerry. Seria wychodziła w USA od września 2002 do marca 2008 roku – dokładnie sześćdziesiąt odcinków wydawanych niemal co miesiąc. Do Polski trafiła w lipcu 2008 roku – wydawnictwo Manzoku opublikowało siedemnaście pierwszych odcinków, zebranych w trzech albumach zbiorczych. Jednak całość historii mogliśmy poznać dopiero dzięki Egmontowi – kompletna edycja w pięciu grubych tomach w twardej okładce wydana została w 2016 i 2017 roku. 

czwartek, 9 grudnia 2021

Znajdujemy ich, gdy już są martwi. Tom 1

Oto ciała ich


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„Znajdujemy ich, gdy są już martwi” – dość oryginalny tytuł, prawda? Równie oryginalny jest sam koncept, czyli kosmiczne żniwa na ciałach martwych bogów. Al Ewing, twórca znakomitego „Nieśmiertelnego Hulka”, tym razem proponuje science fiction, które czerpie co prawda z dorobku Jacka Kirby’ego ale ostatecznie i tak idzie własną drogą.

Jest wiek dwudziesty czwarty. Ludzkość wyczerpała zasoby planety i zmuszona została szukać surowców w kosmosie. Kilkuosobowe „statki autopsyjne” przemierzają galaktykę w poszukiwaniu tych najcenniejszych – dosłownie wykrawanych z ciał martwych, gargantuicznych istot unoszących się w przestrzeni kosmicznej? Kim są owi „bogowie”? Prawdziwymi Bogami? Pozostałością po upadłej cywilizacji? Dlaczego ludzie „znajdują ich, gdy już są martwi”? Dlaczego tak trudno do nich dotrzeć? A może gdzieś tam daleko, za siedmioma gwiazdozbiorami, można znaleźć żywego reprezentanta ich „gatunku”?

wtorek, 7 grudnia 2021

Hellblazer. Wzlot i upadek

Komiks skrojony na miarę


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„DC Black Label”, czyli linia wydawnicza, której zadaniem było godne zastąpienie zlikwidowanego w styczniu 2020 roku „DC Vertigo”, regularnie oferuje nowe tytuły.  Czytelnicy DC Comics nie są zgodni co do tego, czy ta nowa inicjatywa wydawnictwa jest udana – duża część fanów twierdzi po prostu, że „to już nie to”. Na którą stronę przeważy szalę najnowszy komiks „DC Black Label” w Polsce?

„Hellblazer. Rise and Fall” to trzyczęściowa historia autorstwa Toma Taylora, wydana pierwotnie między listopadem 2020 a kwietniem 2021 roku. Rysuje nie byle kto, bo sam Darick Robertson, którego charakterystyczne rysunki znamy z „Transmetropolitan” Warrena Ellisa lub „Chłopaków” Gartha Ennisa. Oto nowa opowieść z Johnem Constantine’em w roli głównej – zgodnie z założeniem „DC Black Label” jest ona nie związana z podstawowym kontinuum fabularnym DC, a co za tym idzie autor scenariusza miał o wiele większą swobodę twórczą i pole do popisu.

niedziela, 5 grudnia 2021

X-Men. Era Apocalypse'a. Tom 3 - Wojna

X-Patchwork


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.


Przed nami trzeci zbiorczy tom „X-Men. Era Apocalypse’a”. Wydawnictwo Mucha, podobnie jak w przypadku opublikowanego niedawno „The Spectacular Spider-Man”, samo dokonało wyboru i kompilacji zeszytów wchodzących w skład tej czterotomowej edycji. Nie bez znaczenia jest tu także udział (nie bójmy się użyć tego słowa) legendarnego Marvel-Arka, gospodarza stron klubowych niezapomnianego „TM-Semic”. Oto marvelowskie lata dziewięćdziesiąte w pełnej krasie.

Krótkie wprowadzenie: „Era Apocalypse’a” była jednym w kilku eventów komiksowych Marvela pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. Marvel (DC Comics również) wystawiło wówczas na trudną próbę wielu swoich bohaterów – wszystko to w celu zwiększenia sprzedaży i walki o rynek. W przypadku „X-Men” anihilowano całą rzeczywistość – osiem popularnych serii z mutantami przestało się ukazywać. W ich miejsce weszło osiem zupełnie nowych tytułów, w których świat uniwersum Marvela wyglądał zupełnie inaczej. Była to „Ziemia-295”, alternatywna rzeczywistość, w której Charles Xavier zginął z rąk swego oszalałego syna i nigdy nie rozpoczął działań na rzecz pojednania ludzi i mutantów. W tym świecie drużyna X-Men, jaką wszyscy znamy, nigdy nie powstała, a najstraszliwszy mutant w dziejach, niepokonany Apocalypse, przejął władzę nad światem.

czwartek, 2 grudnia 2021

Invincible. Tom 12

Koniec wszystkiego


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

„The End of all Things” – taki wspólny tytuł nosi dwanaście ostatnich odcinków serii „Invincible” autorstwa Roberta Kirkmana i Ryana Ottleya. Egmont wydał właśnie dwunasty tom zbiorczy „Niezwyciężonego”, który zawiera je wszystkie – „najlepszy komiks superbohaterski w historii gatunku” dobiegł właśnie końca. Wspaniałe jest to zakończenie, jak cała seria zresztą.

Odgłosy nadchodzącego finału było słychać coraz wyraźniej podczas lektury jedenastego tomu. Mark Grayson, tytułowy Invincible, nie chce już walczyć z viltrumiańskim niebezpieczeństwem i wraz z rodziną opuszcza Koalicję Planet. Wszak to właśnie najbliższym musi poświęcić teraz najwięcej czasu, skoro tak wiele go stracił w poprzednim tomie (kto czytał, ten wie, a kto nie, niech przeczyta). Tymczasem najwięksi faszyści wszechświata, bezwzględni Viltrumianie dowodzeni przez potężnego Thragga, rosną w siłę. To właśnie oni stają się głównym zagrożeniem dla resztek nadal jeszcze wolnych narodów chwiejącej się w posadach Koalicji Planet. Thragg i jego dzieci dokonują brutalnego ataku na Marka, jego ukochaną Evę i ich córkę, małą Terrę. Graysonowie dochodzą do jedynego słusznego wniosku – „bohaterstwo to bzdura”. Thragga należy zabić i to jak najszybciej – trzeba zacząć żyć normalnie i nie oglądać się już ciągle za siebie. Za chwilę rozpocznie się ostateczna bitwa o Ziemię – to właśnie w okolicach naszej planety dojdzie do końcowych rozstrzygnięć.