Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.
Uwaga, uwaga! Oto chyba najbardziej wyczekiwany komiks roku wśród wszystkich fanów niezapomnianego wydawnictwa TM-Semic. Moglibyśmy go przeczytać już dwadzieścia lat temu, gdyby rzeczone wydawnictwo nie zakończyło serii „X-Men”. Wtedy to, w lipcu 1997 roku, po pięćdziesięciu trzech numerach, pożegnaliśmy się z mutantami Marvela. TM-Semic zatrzymało się na komiksach, które w oryginale wyszły za oceanem w marcu 1994 roku – do omawianej dziś „Ery Apocalypse’a” zabrakło dosłownie roku. Event ten uchodzi za jeden z najważniejszych i najlepszych w dziejach mutantów – dzieją się tu rzeczy Niesamowite i Niesłychane. Na szczęście jest Mucha Comics, która uśmiecha się szeroko do czterdziestoletnich (choć nie tylko) fanów TM-Semic. Ale po kolei.
TM-Semic skwapliwie korzystało z dobrodziejstw ówczesnego komiksowego świata mutantów i zaserwowało nam naprawdę znaczącą i chyba najistotniejszą część tego bogactwa. Przeżyliśmy „Erę Jima Lee”, do której całkiem niedawno mieliśmy okazję wrócić w zbiorczej edycji „The Uncanny X-Men” od Egmontu. Widzieliśmy, jak X-Factor zrzeszające pierwszą, oryginalną drużynę X-Men walczy z potężnym Apocalypse’em, a Shadow King ukryty w głowie Legiona przypuszcza atak na Wyspę Muir (do tych dziwnych kolesi jeszcze dziś wrócimy). Jim Lee wystartował z zupełnie nową serią – „X-Men”, której pierwszy odcinek do dziś jest najlepiej sprzedającym się komiksem amerykańskim wszechczasów. Niektórzy znawcy tematu widzą tu początek nowej ery mutantów – profesor X wraca na wózek inwalidzki; ekipa X-Factor dołącza do swoich kolegów, którzy obecnie formują drużynę „X-Men” i zwalnia miejsce dla nowych superbohaterów; Nowi Mutanci przekształcają się w X-Force pod wodzą Cable’a (syna Cyclopsa, który przybył z przyszłości); z kolei powiększony skład X-Men zostaje podzielony na dwie drużyny (złotą i niebieską); z przyszłości przybywa również Bishop, następny ważny mutant, chcący zapobiec katastrofie i wreszcie dochodzi do wielkiego crossovera „X-Cutioner’s Song”, podczas którego niejaki Stryfe zaraża całą mutancią społeczność tak zwanym Wirusem Spuścizny. Następnie wraca Magneto i jego wierni Akolici, którzy czynią z niego obiekt kultu; Wolverine traci adamantium; jego zaprzysięgły wróg, Sabretooth, dołącza do X-Men i powstaje nowa, pełna świeżej krwi, grupa nosicieli genu X. Uff, działo się.
"X-Men" #40; styczeń 1995
Był rok 1994. Przygody mutantów można było wtedy śledzić za oceanem aż w siedmiu miesięcznikach – „The Uncanny X-Men”, „X-Men”, „X-Factor”, „X-Force”, „Wolverine”, „Cable” i „Excalibur”. Lada chwila miał dołączyć jeszcze jeden tytuł – „Generation X”. Pewnego dnia Scott Lobdell i Fabian Nicieza, odpowiedzialni wówczas za kreowanie wydarzeń w świecie mutantów Marvela, postanowili ostro namieszać. Oto ze śpiączki budzi się Legion, już nie poszatkowany na setki osobowości, lecz „scalony w jedną” i potężniejszy niż kiedykolwiek. Legion, czyli David Haller, syn Charlesa Xaviera, ma tylko jeden cel – chce, aby spełniło się wielkie marzenie jego ojca o pokojowej koegzystencji ludzi i mutantów. Kto jest największym, odwiecznym wrogiem Profesora X? Wiadomo, Erik Lehnsherr, czyli Magneto. David postanawia zatem cofnąć się w czasie o dwadzieścia lat, kiedy to Charles Xavier żył jeszcze w przyjaźni z Erikiem i wyeliminować Magneto, zanim ten zejdzie na złą drogę.
Zabawy z czasem są zawsze skrajnie niebezpieczne. Dodatkowo uniwersum Marvela to nie świat w stylu „Dark”, gdzie nieważne jak zmodyfikujesz przeszłość, to nie wpłynie to na twoją teraźniejszość i przyszłość, bo wszystkie takie zmiany są niejako „wpisane” w rzeczywistość. Nie napiszę już zatem nic o misji Legiona – sami odkryjcie wszystkie jej niuanse i konsekwencje. Ograniczę się tylko do tego, co wiemy z opisu na ostatniej stronie okładki. W wyniku przerażających wydarzeń na pustyni w Izraelu powstała zupełnie nowa, alternatywna rzeczywistość. Świat Marvela, znany do tej pory jako Earth-616, zastąpiony został nowym, określonym jako Earth-295. Twórcy zdecydowali się na pewien radykalny i niecodzienny krok. Otóż w lutym 1995 roku wszystkie wymienione w poprzednim akapicie tytuły ukazały się po raz ostatni (przynajmniej na razie). W ich miejsce, w marcu 1995 roku, ukazał się pojedynczy album inicjujący nową rzeczywistość – „X-Men Alpha” oraz pierwsze numery zupełnie nowych serii! „The Astonishing X-Men”, „Gambit and the X-Ternals”, „Amazing X-Men”, „X-Man”, „Weapon X”, „X-Calibre” i „Generation Next”. Sami dopasujcie, który tytuł zastąpił który. Jak wspomina Scott Lobdell, marvelowscy puryści byli zdezorientowani i niezadowoleni – ale tylko na początku, gdyż nowy rozdział w uniwersum, nazwany „Erą Apocalypse’a” był tak dobry, że gdy przyszło go zakończyć, chcieli więcej.
"The Astonishing X-Men" #1; marzec 1995
Tak, Apocalypse. Najstarszy i najgroźniejszy mutant świata włada całą Ameryką Północną w uniwersum Earth-295. Jego celem jest całkowita eksterminacja „zwykłych ludzi”, zwanych „zeroskanami” – ich wyłapywaniem i likwidacją zajmują się specjalnie do tego powołane bojówki. Oto przeciwieństwo marzeń Charlesa Xaviera – absolutna dominacja i faszystowskie rządy mutantów. Ale jest garstka zmutowanych buntowników, którzy nie godzą się z taką rzeczywistością i jej okrucieństwami. Zwłaszcza, że podświadomie przeczuwają, że coś jest poważnie nie tak ze światem, w którym przyszło im egzystować – i to u jego ontologicznych podstaw.
Pierwszy tom „X-Men. Era Apocalypse’a”, wydany właśnie przez Mucha Comics, opisuje wydarzenia, jakie doprowadziły do powstania alternatywnego wszechświata. Zawiera również album „X-Men Alpha” wprowadzający w jego realia i pierwsze odcinki czterech z ośmiu nowych serii. Widzimy bohaterów, których niby dobrze znamy, ale w odmiennych rolach, kostiumach, aliansach, koligacjach i z nowymi, czasem zaskakującymi, motywacjami. Nie zdradzę nic – jedną z największych przyjemności płynących z czytania pierwszego tomu „Ery Apocalypse’a” jest właśnie odkrywanie X-Menów jeszcze raz, układanie sobie całkiem nowej siatki zależności między nimi. Równie ciekawie zbudowano antagonistów – popleczników Apocalypse’a, wśród których nie ma takiej zgodności poglądów (wynikającej ze strachu przed zwierzchnikiem), jakiej moglibyśmy się spodziewać. Każdą z nowych serii pisze i rysuje ktoś inny – wszyscy zaskakująco dobrze i spójnie rozwijają nową rzeczywistość.
"Weapon X"#1; marzec1995
Realia „Ery Apocalypse’a” są bardzo mroczne, takie trochę „madmaxowe”, pesymistyczne i brutalne. Fani Marvela zostali poddani wielkiej próbie – wszystkie tytuły związane z X-Men anulowano w jednej chwili bez jakiejkolwiek informacji, czy kiedykolwiek powrócą. Nowe serie w bardzo ciekawy sposób nawiązywały do starej linii czasowej – co wzmagało jednak kontrast i podkreślało nową jakość w uniwersum. Wiemy dobrze, że nowa era nie trwała wiecznie. W drugim tomie poznamy kolejnych bohaterów i tytuły – wszystko to zbliży nas do zakończenia tego eventu i następujących po nim zmian. Świat mutantów Marvela został po nim wyraźnie odmieniony – ale zanim do tego dojdzie, czeka nas mnóstwo wrażeń.
Tytuł: X-Men. Era Apocalypse’a: Świt. Tom 1
Scenariusz: Scott Lobdell, Mark Waid, Fabian Nicieza, Jeph Loeb, Larry Hama
Rysunki: Roger Cruz, Andy Kubert, Ron Garney, Ian Churchill, Steve Epting, Chris Bachalo, Joe Madureira, Tony Daniel
Tłumaczenie: Arkadiusz Wróblewski
Tytuł oryginału: The Uncanny X-Men 320, 321; X-Men 40,41; Cable 20; X-Men Alpha #1; Generation Next #1; The Astonishing X-Men #1; Gambit and the X-Ternals #1; Weapon X #1
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Marvel
Data wydania: czerwiec 2020
Rok wydania oryginału:
Liczba stron: 260
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 216 x 285
Wydanie: I
ISBN: 9788366589087
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz