niedziela, 22 października 2023

Hellblazer. Mike Carey. Tom 3

W dół, do Piekła


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Dziś kończymy przygodę z „Hellblazerem” autorstwa Mike’a Careya. Potężny cliffhanger, kończący poprzedni tom, zapowiedział mocny finał runu i jak można było się spodziewać, obietnica została dotrzymana. John Constantine schodzi do samego piekła, aby wyrównać rachunki z czyhającymi na jego życie demonami. Dzień jak co dzień.

Przed lekturą omawianego dziś albumu proponuję przeczytać ponownie przynajmniej sześć ostatnich odcinków drugiego tomu „Hellblazera”. To właśnie wtedy, w zeszytach od numeru 200 do 205, życie Johna zostało wywrócone do góry nogami. Demonica Rosacarnis, córka samego Nergala, obdarowała naszego bohatera diabelskim potomstwem. Skomplikowana sprawa – doszło do manipulacji kontinuum, uaktualnienia rzeczywistości mocą wsteczną i tak dalej, i tak dalej. Punktem wyjścia trzeciego tomu „Hellblazera” jest pojawienie się Nergala, uprowadzenie duszy siostry Johna do samego Piekła i zapowiedź odbywającej się w podziemnym świecie rewolucji, która może odmienić naszą rzeczywistość. A tego nikt by raczej nie chciał.


Pierwsza połowa tomu składa się z ostatnich (no prawie, o czym wspomnę za chwilę) jedenastu odcinków autorstwa Mike’a Careya wydanych między majem 2005 a lutym 2006 roku. John Constantine i demon Nergal rzucają wyzwanie Rosacarnis i jej pomiotowi. Pozostałe w naszym świecie dwie znane z poprzednich odcinków bohaterki boją się o Johna, ale w sumie bez przesady, bo „jeśli poszedł tam do ziemi, między umarłych, to serdecznie im współczuję…”. Tak, Constantine wie, jak radzić sobie z wrogimi demonami, ale czy na pewno poradzi sobie z takim „sprzymierzeńcem”, jakim jest Nergal? Mike Carey dodatkowo wprowadza do gry postać, z którą John miał na pieńku podczas runu Gartha Ennisa – Pierwszego z Upadłych dyszącego żądzą zemsty i krwi.

Rewelacyjnie zostało to wszystko opowiedziane i narysowane. Carey dokładnie w tym samym czasie kończył swego słynnego „Lucyfera”, zatem jego wizja Piekła, przypominającego pełne dworskich intryg amerykańskie, dziewiętnastowieczne Południe (ze szczególnym wskazaniem na pełną czarnej magii Luizjanę), była tu już w pełni ukształtowana. Dlatego też czytelnicy „Lucyfera” poczują się jak w domu, choć trochę odmienionym, mroczniejszym i zdecydowanie bardziej horrorowym. Jest to zasługą nie tylko Mike’a Careya, ale również głównego rysownika tego tomu – Leonarda Manco, odpowiedzialnego za niemal wszystkie odcinki. Horror pełną gębą – brzydota, groza, surowość, wrażenie wyłaniania się rysunku z białego tła w postaci poszarpanych, nieregularnych czerni, a nie – jak to zazwyczaj jest w komiksach – śladu pociągnięcia ołówka i tuszu po kartce.


Czytelnicy zaznajomieni z „Hellblazerem” autorstwa poprzedników Careya zauważą również, że nawiązuje on do początkowych odcinków serii. Tych dosłownie początkowych – aferę z Nergalem, która właściwie dopiero teraz znajduje swój finał, znajdziemy w pierwszym tomie autorstwa Jamesa Delano. To właśnie tam, w „Grzechach pierworodnych”, niejaka „Zed” miała być matką nowego Mesjasza ludzkości – fajnie jest wrócić teraz do tych zeszytów, przypomnieć sobie jak to się wszystko zaczynało i jak się zmieniło w ciągu siedemnastu lat. Odcinek 215 zamyka pewien rozdział w życiu Johna, który rozlicza się z przeszłością, londyńskimi magami, Piekłem i idzie jak zwykle chwiejnym krokiem przed siebie. W marcu 2006 roku posadę scenarzystki „Hellblazera” przejęła Denise Mina, jedyna kobieta w historii tej trzystuodcinkowej serii. Trwało to tylko rok – trzynaście zeszytów jej autorstwa to dobra robota, ilościowo idealnie pasująca do jednotomowego wydania zbiorczego. Kto wie, może kiedyś Egmont pokusi się o wydanie. Po jej odejściu Carey wrócił na jeden odcinek – w kwietniu 2007 roku. Taki sobie, średniawy, wspominkowy – śmiem twierdzić, że pełniący funkcję tylko zapchajdziury w oczekiwaniu na nowego scenarzystę.


Ale omawiany dziś album zawiera jeszcze jedną ważną historię. „Maszyny” to powieść graficzna autorstwa Mike’a Careya i oczywiście Leonarda Manco z 2005 roku, wydana równolegle z pierwszymi odcinkami tego tomu. A więc Carey i Manco pracowali jednocześnie nad regularną serią i powieścią graficzną – i to naprawdę widać. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że „Maszyny” są swego rodzaju alternatywną wersją historii o zejściu Johna i Nergala do Piekieł. Tutaj Piekło wydostaje się na powierzchnię. Potężny demon Beroul planuje urządzić na Ziemi swoje królestwo – gdzie mu będzie lepiej niż w Hollywood? Wnuczka kumpla Johna, znanego nam dobrze Chasa Chandlera, zostaje wzięta jako zakładniczka – Constantine musi pozbyć się diabelskiej konkurencji Beroula albo spotka ją coś złego (delikatnie mówiąc). W tej historii bardzo dużą rolę, zdecydowanie większą niż w regularnej serii, ma do odegrania właśnie Chas – razem z Johnem po raz kolejny stawiają czoło czarnej magii i demonom. Manco rysuje chyba jeszcze lepiej niż zwykle – to jest esencja „Hellblazera”, to jest dokładnie to, co mógłbym pokazać osobie pytającej o jakiś wzorcowy, wręcz definicyjny fragment komiksu o Johnie Constantinie.


Żegnamy Careya. Był Brian Azzarello, Garth Ennis, Warren Ellis, James Delano i teraz Mike Carey właśnie. Kto następny?! Może wspomniana Denise Mina? Może Andy Diggle następujący po Careyu i Minie, którego odcinków też starczyłoby na jeden potężny tom zbiorczy? A może już Peter Milligan i jego aż pięćdziesięcioodcinkowy run zamykający całą serię z Johnem dobiegającym sześćdziesiątki? Osobiście to akurat wolałbym przeczytać na samym końcu, ale niezbadane są ścieżki wydawnicze Egmontu. Rok 2024 przyniesie odpowiedzi.



Tytuł: Mike Carey. Hellblazer. Tom 3
Scenariusz: Mike Carey
Rysunki: Leonardo Manco, Giuseppe Camuncoli, Frazer Irving, John Paul Leon, Marcelo Frusin
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Tytuł oryginału: The Hellblazer #206-215, 229, Hellblazer. All His Engines; Hellblazer. Exposed
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: sierpień 2023
Liczba stron: 400
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: I
ISBN: 9788328161443

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz