Śmierć jest lekarstwem
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Komiksy ze świata „Mignolaverse” są tak bardzo charakterystyczne fabularnie i graficznie, że podczas lektury kolejnych albumów, możemy czasem odnieść wrażenie obcowania z czymś, co już wcześniej kilka razy czytaliśmy. Mimo to „Helboya” i „B.B.P.O” czyta się zawsze z równym zainteresowaniem. I tak samo jest w przypadku „Baltimore”, kolejnego komiksu utrzymanego w podobnej estetyce, choć nie należącego już do tego samego uniwersum.
Mike Mignola w pierwszej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku wpadł na pomysł opowieści o pewnym żołnierzu z czasów Wielkiej Wojny ścigającym wampiry po zdewastowanej, rażonej śmiertelną zarazą Europie. Ale nie widział jej w postaci komiksu – raczej jako powieść bogato ilustrowaną własnymi (oczywiście) grafikami. Wydana została w 2007 roku jako „Baltimore, or, The Steadfast Tin Soldier and the Vampire” – napisał ją Christopher Golden, dobry kumpel Mignoli. W 2010 roku, nakładem Dark Horse Comics, zaczęła wychodzić w odcinkach jej komiksowa adaptacja – za scenariusz odpowiadał znowu Golden, ale do rysowania zaproszono Bena Stenbecka. Mike Mignola nie miał na to czasu – „Hellboy” osiągnął wówczas apogeum popularności. „Baltimore” składa się z czterdziestu jeden zeszytów wydanych między 2010 a 2017 rokiem – pierwszy tom Egmontu zawiera dwadzieścia. Taka zawartość to dobry i jedyny możliwy wybór – połowa serii zamyka się w pewną całość zarówno pod względem fabularnym, jak i graficznym.
Wielka Wojna zakończyła się dwa lata wcześniej niż w naszym świecie. Mamy jesień 2016 roku, Europa jest całkowicie zniszczona. Nieznana wcześniej, skrajnie śmiertelna zaraza przetrzebiła ludzkość, a na dodatek na starym kontynencie panoszą się wampiry. Dowodzi nimi przepotężny, na poły legendarny, starożytny krwiopijca o imieniu Haigus. Główny bohater, Lord Henry Baltimore, weteran wojenny z drewnianą nogą, przeklęty i cierpiący z powodu nieustannego żalu po stracie rodziny, ściga Haigusa po całej Europie. Z kolei śladem Baltimore’a podąża Sędzia Andre Duvic z Nowej Inkwizycji, religijny fanatyk i sadysta. Każdy kolejny rozdział pierwszego tomu zabiera nas w różne miejsca – chronologicznie, niemal miesiąc po miesiącu towarzyszymy Baltimore’owi w jego koszmarnej krucjacie.
Tak właściwie nic więcej o fabule pisać nie muszę. Jest prosta, zgrabnie skonstruowana i zaprezentowana – zupełnie jak w „Hellboyu”. No właśnie, jednym z najciekawszych aspektów „Baltimore” – przynajmniej dla osób znających „Mignolaverse” – jest wyszukiwanie różnic i podobieństw pomiędzy przygodami czerwonego diabła i Lorda Henry’ego. Mignola i Stenbeck nie chcieli robić żadnej rewolucji, dostarczyli nieskomplikowane komiksowe czytadło, pełne dynamicznej akcji, gotyckiego horroru i gore. Znamy to – opuszczone (pozornie) klasztory, mroczne katakumby, złowieszcze lasy, spróchniałe trumny, żywe trupy, wampiry, okultyzm, krwawe rytuały i – kurczę – jest nawet głowa w słoju! I to czyja! Jest odpowiednik Rasputina (i to również nie byle jaka postać), zapowiedź końca świata (bez nadciągającej apokalipsy komiksy Mignoli nie funkcjonują), a także wielkie epickie bitwy i pojedynki.
Równie interesujące co podobieństwa są też różnice. „Baltimore” stoi bowiem pewnie na własnych nogach i nie potrzebuje „wsparcia” poprzedników. Christopher Golden trzyma się oczywiście pewnych ścieżek wytyczonych wcześniej przez Mignolę, ale szuka też swoich. Bardzo mocno osadza fabułę w realiach Europy sprzed ponad stu lat – dba dokładnie o to, abyśmy mogli wręcz rozrysować trasę pościgu Baltimore’a. Ben Stenbeck z kolei stara się wiernie odzwierciedlić faktyczne miasta i wioski, w których toczy się akcja – jak chociażby Budapeszt roku 1917. Można się trochę czepiać tego, że inspiracja stylem Mignoli jest tu zbyt wielka – Stenbeck rysuje bardzo, bardzo podobnie. Jednak po chwili zastanowienia dochodzimy do wniosku, że właśnie o to chodzi. W przypadku światów powstających w głowie twórcy „Hellboya” sprawdza się mamoniowe porzekadło o tym, że najbardziej podoba się nam to, co już dobrze znamy.
Lord Henry Baltimore twierdzi, że na zarazę nie ma innego lekarstwa niż śmierć. Dlatego też, podobnie jak Hellboy, używa przede wszystkim brutalnej siły w starciu z potworami. „Zachowujecie się, jakbyście nie mogli zginąć, a możecie. Tylko więcej z wami roboty. Możecie zginąć, inaczej ja nie miałbym powodu, by żyć”. Baltimore jest bohaterem, któremu cały czas kibicujemy pomimo jego jednowymiarowości – nie kieruje nim nic, poza zemstą. Drugi zbiorczy tom wyjdzie w listopadzie – poznamy wtedy zakończenie całej historii. Takiej komiksowej pulpy nie ma zbyt wiele na naszym rynku – tym bardziej warto spróbować.
Tytuł: Baltimore. Tom 1
Scenariusz: Mike Mignola, Christopher Golden
Rysunki: Ben Stenbeck
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Tytuł oryginału: Baltimore
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania: czerwiec 2023
Liczba stron: 564
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328166219
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz