Zanim przyszło TM-Semic
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
No, to musiało w końcu nastąpić. Tak jak trzydzieści dwa lata temu wydawnictwo TM-Semic rozpoczęło inwazję na polski rynek komiksowy „Punisherem” i „Spider-Manem”, tak Egmont również wystartował z klasycznymi „epickimi kolekcjami” zbierającymi przygody właśnie tych dwóch bohaterów. Pająk dorobił się w Polsce już pięciu, wielkich tomów – teraz dostajemy pierwszy album z „Pogromcą”.
W przypadku „Amazing Spider-Man. Epic Collection” jest trochę więcej materiału do ogarnięcia – o wiele wcześniejszy debiut człowieka-pająka, cztery równolegle wydawane serie i mnóstwo przeplatających się między nimi historii wprowadzają nieco chaosu. Z „Punisher. Epic Collection” jest prościej – przynajmniej na początku. Pogromca zadebiutował w „The Amazing Spider-Man” #129 z lutego 1974 roku. Przyjął się bardzo dobrze, amerykańscy czytelnicy komiksów uwielbiali niejednoznacznych moralnie antybohaterów. Pojawiał się tu i tam, aż w końcu dwanaście lat po debiucie dostał w końcu własną serię, zatytułowaną po prostu „Punisher”. Krótką, limitowaną, tylko pięcioodcinkową, wydaną w pierwszej połowie 1986 roku, napisaną przez Stevena Granta i zilustrowaną przez Mike’a Zecka. To właśnie ona rozpoczyna pierwszy tom „Punisher. Epic Collection” (tak właściwie to drugi – pierwszy, zbierający przygody Franka Castle’a sprzed 1986 roku, nie został jeszcze wydany nawet za oceanem). Przeczytamy dziś komiksy, które uczyniły postać Punishera naprawdę rozpoznawalną i popularną.
Frank Castle trafia do więzienia o zaostrzonym rygorze na Wyspie Rykera. Uciekł stamtąd co prawda jakiś czas temu, ale odkrył, że był regularnie podtruwany podczas pierwszego pobytu, co doprowadziło do jego niekontrolowanych, agresywnych zachowań (na przykład do ataków na przechodniów niekorzystających z przejść dla pieszych). Teraz trzeba znaleźć winowajcę i wymierzyć sprawiedliwość. Ale, jak można się było spodziewać, Punisher znajduje o wiele więcej – jak chociażby tajną organizację o nazwie „Zaufani” (w oryginale „Trust”), złożoną z „zatroskanych obywateli, przemysłowców, finansistów i innych uczciwych osób” pragnących zwalczać przestępczość metodami Pogromcy. Akcja szybko przenosi się z niebezpiecznego więzienia na równie niebezpieczne ulice Nowego Jorku – „Zaufani” będą sojusznikami Franka Castle, czy niekoniecznie?
Seria druga „Punishera” (już nielimitowana) była tylko kwestią czasu – jej pierwszy numer wydany został w rok po ostatnim odcinku pierwszej, w lipcu 1987 roku. Wyniki sprzedaży zaskoczyły wydawnictwo – rozpoczął się wielki boom na Pogromcę, z którego już trzy lata później skorzystało nasze TM-Semic. W omawianym dziś tomie znajdziemy pierwsze dziesięć zeszytów plus 257 numer „Daredevila” – nie zapominajmy, że nasz bohater należy do uniwersum Marvela i musi czasem spotkać się z innymi herosami. Scenariusz do wszystkich epizodów napisał Mike Baron, świetny amerykański tekściarz, który naprawdę rozumiał kim jest Frank Castle, jak należy przedstawić jego postać i jednocześnie trafić do odbiorcy, który oczekiwał w związku z „Punisherem” konkretnego rodzaju rozrywki.
Pierwsze pięć zeszytów zilustrował sam Klaus Janson, którego pamiętamy z roli inkera w „Daredevilu” Franka Millera. Janson odebrał od autora późniejszego „Sin City” mnóstwo lekcji i wywiązał się z zadania przynajmniej dobrze. Co porabia Punisher? Walczy z gangiem handlarzy narkotyków z Boliwii, rozprawia się ze skrajnie prawicową bojówką Armii Nowej Rewolucji Amerykańskiej, a na koniec, w dwuczęściowej, świetnie opowiedzianej historii, infiltruje „Sektę Ocalałych” tajemniczego Wielebnego Smitha, fundamentalisty chrześcijańskiego i złotoustego manipulanta. W odcinku szóstym i siódmym pałeczkę grafika przejął David Ross, ilustrujący wojnę Franka Castle’a z bliskowschodnimi terrorystami planującymi atak na Nowy Jork i współpracującego z atrakcyjną agentką Mosadu. A na koniec otrzymujemy trzy ostatnie odcinki narysowane przez twórcę bardzo, bardzo charakterystycznego i dobrze znanego polskim fanom TM-Semic. Whilce Portacio, jeden z przyszłych buntowników-założycieli „Image Comics” zilustrował starcie Pogromcy z… maklerami z Wall Street, którym zamarzyło się oszustwo na skalę światową a także z… samym Daredevilem nierozumiejącym i nieakceptującym zasad antyprzestępczej krucjaty Castle’a. A na koniec minipowieść graficzna pod tytułem „Gildia zabójców” z 1988 roku napisana przez Jo Duffy i narysowana przez Jorge’a Zaffino. Całkiem udana, standardowa dla „Punishera” historia, którą osobiście stawiam nieco niżej niż poprzednie odcinki.
Pierwszy (czyli drugi – podkreślmy to jeszcze raz) tom „Punisher. Epic Collection” jest zbiorem typowych, mainstreamowych komiksów Marvela z lat osiemdziesiątych, przeznaczonych dla dorosłego, głównie męskiego, odbiorcy. Standardowa akcja i sensacja w stylu trochę „Drużyny A” wymieszanej ze „Szklaną pułapką” z dodatkiem „Cobry” i „Commando” – prosta, niewymagająca i diabelsko wręcz wciągająca. Frank Castle jest tu bardzo gadatliwy, jak każdy zresztą superbohater tamtych czasów – dokładnie tłumaczy czytelnikom o czym właśnie myśli i co robi. Nie ma żadnych rozterek moralnych, nie użera się sam ze sobą, nie dręczą go wyrzuty sumienia, nie jest psychopatą (jak chociażby w późniejszej o kilkanaście lat serii „Punisher MAX”). Przestępcy dostają łomot w starym, dobrym stylu a Frank, nawet jeśli czasem wątpi w sens i skuteczność swojej misji, nigdy nie spuszcza nogi z gazu i zawsze bierze sprawy w swoje ręce.
Starzy fani TM-Semic będą zachwyceni. Trzymamy w ręku zbiór takich komiksów z Pogromcą, jakie co miesiąc kupowaliśmy w kioskach przez większość lat dziewięćdziesiątych. To tu właśnie, w czwartym odcinku drugiej serii, poznajemy niezapomnianego Lowella Bartholomew Oriego, czyli słynnego „Microchipa” – tajnego współpracownika Franka Castle’a, speca od systemów elektronicznych i broni, genialnego konstruktora i hakera, postać nierozerwalnie złączoną w tamtym okresie z Punisherem. A sam Pogromca jeszcze nie zbudował swej legendy, jego czaszka na klacie nie jest jeszcze tak szeroko rozpoznawana w przestępczym światku, jego postać nie budzi jeszcze takiej grozy.
„Krąg krwi” zbiera wszystko to, co wyszło przed pierwszym numerem składającym się na debiutanckiego „Punishera 1/1990” od TM-Semic i z czego nasze legendarne wydawnictwo nigdy nie skorzystało. Pierwsza, pięcioodcinkowa seria „Punishera” wyszła co prawda już w naszym kraju w 2018 roku jako 140 numer „Wielkiej kolekcji komiksów Marvela”, ale pierwsze dziesięć odcinków drugiej serii nigdy. W 2023 roku Egmont wyda kolejną epicką kolekcję, zatytułowaną „Kingpin Rules”. Co tam znajdziemy? A no właśnie piętnaście kolejnych odcinków drugiej serii (od jedenastego do dwudziestego piątego), czyli dokładnie to co wydawało u nas TM-Semic od samego początku swego istnienia – plus dwa „annuale”, czyli coroczne numery specjalne. A rysować będą między innymi Whilce Portacio i Erik Larsen. Czekam niecierpliwie. Kto by nie czekał?!
Tytuł: Punisher Epic Collection. Krąg krwi
Scenariusz: Ann Nocenti, Steven Grant, Jo Duffy, Mike Baron
Rysunki: Klaus Janson, David Ross, Michael Zeck, John Romita Jr, Mike Vosburg, Whilce Portacio, Jorge Zaffino
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Punisher Epic Collectio. Circle of Blood
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel
Data wydania: październik 2022
Liczba stron: 504
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328154421
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz