wtorek, 29 listopada 2022

Maska Fudo

Jest gęsto


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„Maska Fudo” jest kolejną, imponującą rozmiarami i jakością wydania, propozycją wydawnictwa „Lost in Time”. Włoski twórca komiksowy, Saverio Tenuta, znowu zaprasza nas do czasów feudalnej Japonii – będzie przygodowo i emocjonująco, ale też krwawo, smutno i dość brutalnie.

Pół roku temu „Lost in Time” wydało „Legendę o szkarłatnych obłokach” – opowieść z czasów samurajów, gdzie baśniowość i umowność dominowały nad realizmem i zdrowym rozsądkiem. Średniowieczne fantasy, ale po japońsku. Teraz mamy „Maskę Fudo” tego samego autora – utrzymaną dokładnie w tej samej logice i stylistyce. Akcja toczy się w „283 roku Ery Shiranui”, tuż przed zaślubinami potężnego Szoguna Fujiwary z członkinią kasty „hinin”, czyli z nizin społecznych. Wielu daimyo (czyli potężnych magnatów i arystokratów japońskich) taka decyzja jest nie w smak – ale nie okazują zbyt żarliwie swego niezadowolenia. Wszak na usługach szoguna pozostaje podobno tajny oddział tajemniczej sekty Dojo Dokutsu, z budzącym skrajne przerażenie wojownikiem kryjącym twarz na tytułową „Maską Fudo”. Co jest prawdziwym celem szoguna? Co kryje się za decyzją małżeństwa z „hinin”? Czy wielki cesarz Japonii powinien się obawiać?


Te pytania wydają się ważne tylko na początku, do chwili, gdy dowiadujemy się kim jest przywódca Dojo. To jego dzieje – dziecka wywodzącego się z najniższej kasty japońskich wieśniaków; syna oszalałej i okrutnej wiedźmy Hirukote; brata pięknej Mikiko wydanej na lubieżne żądze medyka Kaizena Morebito; młodego awanturnika wkradającego się w łaski Dojo Dokutsu a potem samego szoguna – chłopca, młodzieńca i w końcu mężczyzny imieniem Shinnosuke. Teraz, po wielu latach, z maską Fudo niemal przyrośniętą do twarzy, szuka on zemsty, sprawiedliwości, zadośćuczynienia za krzywdy swoje i zaginionej, ukochanej siostry – ma nadzieję ją odnaleźć i wyrównać mieczem zaległe rachunki. Towarzyszy mu grupa jego zaufanych ludzi – cztery tomy „Maski Fudo”, napisane i narysowane przez wspomnianego Saverio Tenutę, przepełnione są bólem, krwią, rozpaczą, przemocą, ale i przygodą oraz specyficzną, skąpaną w świetle wschodzącego słońca, magią.


Przychodzi mi do głowy jeden przymiotnik, bardzo adekwatnie określający omawiany dziś komiks – „gęsty”. Po pierwsze narracyjnie. Tenuta lubi snuć opowieść jak legendę z zamierzchłych, całkowicie umownych historycznie, czasów – w podniosłym stylu, patetycznie i bardzo emocjonalnie. Shinnosuke, chłopak z kasty społecznych wyrzutków, przywdziewa magiczną (choć to nie jest jednoznacznie powiedziane) maskę i z biegiem lat przeobraża się jakiegoś demona–terminatora. Japończycy są tu w większości naprawdę złymi ludźmi, kobiety są nieustannie wykorzystywane (te, które nie są, nie mają w sobie krztyny dobra), słabsi gnębieni są bezlitośnie (a ci silni są zawsze gnębiący i również nie są dobrymi ludźmi). Narracyjny przesyt i patos, niejako uwznioślający głównego bohatera, ma się nijak do jego poglądów i praktycznych działań. Dla Nobu Fudo (to nadal Shinnosuke, czy już nie?) życie innego człowieka również nie ma znaczenia – chyba, że to życie jego lub jego siostry.

Gęsto jest tu także pod względem dekoracji i rekwizytów – ogólnie pojętej „japońskości”. Saverio Tenuta przyznał w jednym z wywiadów, że odwiedził Kraj Kwitnącej Wiśni kilkukrotnie. Poświęcił miesiące na studiowanie jego religii, historii, kultury, architektury, sztuki – ale i tak dobrze wie, że specjaliści znajdą w jego komiksie wiele nieścisłości i na pewno mu to wypomną. Ja nie znam historii Japonii i jej średniowiecznej kultury lepiej niż przeciętny Kowalski, więc przyczepić się nie mam czego, może poza zwykłą atrakcyjnością popkulturową „Maski Fudo”. Bo taki poziom gęstości jest momentami nie do przebrnięcia. Można za to delektować się grafiką – niemal artystyczną, rysowaną i kolorowaną ręcznie, bogatą w szczegóły, z pietyzmem oddającą ducha Japonii sprzed tysiąca lat. Czy rzetelnie ¬ nie wiem, nie znam się, jak już wspominałem. Ufam, że tak.


A jakby tego było mało Tenuta zagęszcza to wszystko znaczeniowo. Mnóstwo tu niedopowiedzeń – magia początkowo zupełnie nieobecna, zaczyna dawać o sobie znać w połowie historii i eksploduje w ostatnim, czwartym tomie. Tenuta cały czas podkreśla, że noszenie masek może spowodować utratę pierwotnej tożsamości, zamianę w kogoś symbolizowanego przez ową maskę – daleko tu do humoru z „Maski” Johna Arcudiego. Magia maski jest zatem dyskusyjna, podobnie jak cała reszta „magii” w komiksie. A może nie? I nie jest to wcale nieważne, w tym przypadku intencje autora wydają się dość istotne. 

„Maska Fudo” może być czytana powierzchownie i rozrywkowo – czemu nie? Może też być rozkładana na czynniki pierwsze, trawiona powoli, niczym gęsta zupa. W pierwszym przypadku odczujemy niedosyt, w drugim przesyt. Warto jednak spróbować, ale trzeba uważać, aby nie stanęło to kością w gardle.




Tytuł: Maska Fudo
Scenariusz: Saverio Tenuta
Rysunki: Saverio Tenuta
Tłumaczenie: Jakub Syty
Tytuł oryginału: Le Masque de Fudo #1-4
Wydawnictwo: Lost in Time
Wydawca oryginału: Les Humanoïdes Associés
Data wydania: wrzesień 2022
Liczba stron: 200
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 240 x 320
Wydanie: I
ISBN: 9788367270144

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz