niedziela, 24 kwietnia 2022

The Astonishing X-Men

Zawsze będą nas nienawidzić

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.



Mutanci, czyli społeczne wyrzutki wprowadzone masowo do uniwersum Marvela w latach sześćdziesiątych przez Stana Lee, szybko stały się jednymi z jego najciekawszych i najpopularniejszych bohaterów. Przeczytajmy jeden z najlepszych rozdziałów w ich dziejach z dwudziestego pierwszego wieku.

„The Astonishing X-Men” jest tytułem, który nosiły już cztery serie komiksów o mutantach. Najstarszą z nich jest słynna, czteroodcinkowa składowa „Ery Apocalypse’a” (cały event wydawany jest właśnie przez Mucha Comics). W roku 1995 osiem serii „X-Men” zostało zastąpionych na cztery miesiące przez zupełnie nowe tytuły – nastała alternatywna rzeczywistość, w której mutanci próbowali zmieść ludzkość z powierzchni Ziemi. „The Astonishing X-Men”, napisane przez Scotta Lobdella, było wówczas jedną z najlepszych serii wspomnianego wydarzenia. Cztery lata później, w ramach „Shattering”, wydano trzyodcinkowy spin-off „X-Men” – oczywiście z przymiotnikiem „Astonishing...” – opowiadający o losach mutantów skonfliktowanych z profesorem X. Trzecia seria rozpoczęła się w lipcu 2004 roku i liczyła sobie aż sześćdziesiąt osiem odcinków. Połowę z nich wydała w Polsce „Mucha” i to właśnie tymi komiksami się dziś zajmiemy. Czwarta, siedemnastoczęściowa seria, pojawiła się w 2017 roku – tym razem na nasz rynek wprowadził Egmont.


Wspomniany już lipiec 2004 roku był miesiącem znaczącym w historii mutantów Marvela. Rozpoczął się nie tylko omawiany dziś tytuł, ale powróciła stara, uznana seria „X-Men”, którą na trzy lata zastąpiła rewolucyjna, znakomita „The New X-Men” autorstwa Granta Morrisona. Szalony Szkot porządnie wstrząsnął światem mutantów i wyciągnął ich z lat dziewięćdziesiątych. Doszło do tak zwanych wtórnych mutacji przemieniających bohaterów w coraz dziwniejsze istoty, Instytut Nauk Wyższych Xaviera zapełnił się niezliczoną ilością adeptów, wyspa Genosha wyparowała wraz z milionami mieszkańców, wróciła Mroczna Phoenix, umarła Jean Grey, gen X okazał się czymś innym, niż wszyscy myśleli a na koniec, jak zwykle, Magneto obrócił w perzynę rezydencję Profesora X. Grant Morrison dokładnie i spójnie wyjaśnił przyczyny istnienia homo superior i uzasadnił, dlaczego ich życie to ciągły konflikt – nie tylko z homo sapiens, ale i ich złymi pobratymcami naznaczonymi „genem X”. Kontynuacja tego runu była już z założenia zadaniem trudnym i wymagającym.


Joe Quesada, redaktor naczelny Marvela, już w 2003 roku ogłosił, że „The New X-Men” po Morrisonie obejmie Joss Whedon. Wiadomość zelektryzowała fanów, wszak nieczęsto się zdarza, aby komiksy o superbohaterach pisali scenarzyści seriali telewizyjnych – Whedon odpowiadał za dopiero co zakończony serial „Buffy, postrach wampirów” i był w trakcie prac nad „Firefly”. Whedon odniósł się do propozycji z entuzjazmem, ale uwarunkował jej przyjęcie zatrudnieniem Johna Cassadaya w roli rysownika – amerykański grafik zdobył uznanie czytelników za „Planetary”, nad którym cały czas pracował razem w Warrenem Ellisem. Gdy Morrison zakończył „The New X-Men” szefowie Marvela zmienili trochę plany – run Szalonego Szkota miał być kontynuowany nie jednym, lecz dwoma tytułami. „The New X-Men” przemianowano ponownie na „X-Men”, którym zajął się Chuck Austen – rozpoczęła się nowy, wielki crossover pod tytułem „Day of the Atom”. Joss Whedon i John Cassaday otrzymali z kolei zupełnie nową serię nazwaną „The Astonishing X-Men”. I ten tytuł tak naprawdę miał być bezpośrednią kontynuacją wydarzeń „Nowych X-Men” – nowi autorzy przejęli dokładnie ten skład drużyny mutantów, który pozostawił im Morrison. Obydwie kontynuacje wystartowały w lipcu 2004 roku.


Nowy scenarzysta powziął od razu kilka założeń, które – jak potem wspominał – zasugerował mu Bryan Singer, reżyser dwóch hollywoodzkich blockbusterów o mutantach z początku dwudziestego pierwszego wieku. Nie będziemy się wikłać w wielkie marvelowskie eventy przetaczające się przez wszystkie „zmutowane” serie komiksowe, skupimy się na mieszkańcach rezydencji Profesora X, ich wzajemnych relacjach i problemach, a nie reszcie świata. Ograniczymy też liczbę bohaterów do tych najistotniejszych – w skład drużyny weszli Cyclops (nowy dyrektor Instytutu Nauk Wyższych Xaviera, po odejściu Profesora X), Emma Frost, Hank „Bestia” McCoy i Logan Wolverine. Chodziło o to, aby można było skupić się na każdym z nich i każdy dostał dwoje pięć (albo dziesięć) minut. Do wymienionej czwórki dołącza Kitty Pryde, pseudonim „Shadowcat” – bohaterka majacząca zazwyczaj na drugim planie a u Whedona grająca pierwsze skrzypce przez cały czas trwania runu. Nowy scenarzysta przywrócił do życia Colossusa; wprowadził do drużyny zupełnie nową członkinię – nastoletnią studentkę Instytutu Hisako Ichiki alias „Armor”; stworzył postać Abigail Brand, twardej i bezkompromisowej agentki specjalnej SWORD (marvelowskie SWORD różni się od SHIELD mniej więcej tak jak brytyjskie MI6 od MI5 – jak mówi Brand „agenci SHIELD działają do górnych warstw atmosfery, a my powyżej”) a także wprowadził do gry zupełnie nowych przeciwników, zamiast eksploatować starych.


„Epoka Whedona” to dwadzieścia cztery odcinki, podzielone na cztery sześcioczęściowe fabuły, wydane od lipca 2004 do marca 2008 roku. Trzy pierwsze dzieją się praktycznie w całości w między murami Instytutu – to taki trochę komiksowy „teatr telewizji”. W „Obdarowanych” poznajemy Orda z Breakworld – planety, która, według proroctwa, ma być zniszczona przez mutanta z Ziemi. Ord i jego pobratymcy chcą znaleźć i zabić rzeczonego mutanta zanim będzie za późno. Tymczasem w laboratoriach „Benetech” wynaleziono „lek na mutacje”, czyli specyfik, dzięki któremu każdy mutant będzie mógł podobno wrócić na łono społeczeństwa. X-Men przeczuwają, że te dwie sprawy prawdopodobnie w jakiś sposób się łączą i ruszają do akcji. W „Niebezpiecznych” muszą się za to zmierzyć z zagrożeniem czyhającym na nich w trzewiach samego Instytutu – sztuczna inteligencja zawiadująca salą ćwiczeń zyskuje samoświadomość i postanawia na poważnie podejść do realizacji swego programu, czyli… ataku na mieszkańców rezydencji. „Rozdarci” jest starciem ze starym, „dobrym” przeciwnikiem, choć lekko odmienionym. Oto „Hellfire Club” przypuszcza atak na Instytut – Sebastian Shaw, Cassandra Nova (siostra bliźniaczka Xaviera, stworzona przez Morrisona), Negasonic Teenage Warhead (postać o pseudonimie najdziwniejszym z dziwnych, znana z dwóch filmowych części „Deadpoola”, w których kumplowała się z Colossusem) oraz tajemnicza postać w kapturze, nosząca miano „Perfection”. Jak przystało na doświadczonego filmowca, Whedon zbiera wszystkie wątki w czwartej opowieści – „Niepowstrzymani” mutanci ruszają (trochę wbrew swej woli) na Breakworld, aby raz na zawsze zażegnać niebezpieczeństwo ze strony pobratymców Orda i – być może – wypełnić przepowiednię.


Mucha Comics wydało cały run Whedona już w roku 2008 w czterech albumach. Wznowienia doczekaliśmy się w 2018 i 2019 roku – wyszły dwa wielkie zbiorcze tomy w twardej okładce. Wydawnictwo poszło za ciosem i dostarczyło nam jeszcze tom trzeci, zawierający dalsze przygody X-Men, tym razem autorstwa Warrena Ellisa. Ellis wystartował we wrześniu 2008 roku, sześć miesięcy po Whedonie. W świecie mutantów doszło do tragedii – jedna z najpotężniejszych nosicielek genu X, Scarlett Witch, użyła swoich przerażających mocy, aby zneutralizować ów gen u prawie wszystkich mutantów na Ziemi. Po tak zwanym „Dniu M” gen przetrwał tylko u stu dziewięćdziesięciu ośmiu osobników – między innymi u bohaterów „The Astonishing X-Men”. Scarlett Witch zafundowała mutantom przymusową kurację, jakże inną od tej jeszcze niedawno proponowanej przez laboratoria Benetechu. Colossusa i Kitty Pryde już nie ma w drużynie – na ich miejsce Ellis sprowadził Ororo Munroe alias „Storm”. Ororo jest teraz królową Wakandy i tęskni za superbohaterskim życiem - „ile w końcu można chodzić na zakupy i uprawiać seks?”. W przypadku Warrena Ellisa trudno mówić o kameralnych przygodach – Cyclops i spółka ruszają w świat.


Najpierw muszą rozwikłać zagadkę dwóch frakcji mutantów, które prowadzą ze sobą wojnę. Dziwni są to jednak osobnicy – jedna grupa zdaje się składać z mutantów powstałych w wyniku inżynierii genetycznej, druga natomiast prawdopodobnie pochodzi z jakiegoś innego, równoległego świata. X-Men trafiają na plażę w Indonezji, gdzie składowane są wraki obcych statków komicznych a potem do tajnego obszaru w Chinach – tam dojdzie do finałowej konfrontacji. W drugiej kilkuodcinkowej historii napisanej przez Ellisa, X-Men mierzyć się będą z ożywionymi w niewyjaśniony sposób mutantami, za którymi stoi żądny zemsty na całym świecie geniusz bioinżynierii. Ellis zakończył swój udział w „The Astonishing X-Men” po jedenastu odcinkach, we wrześniu 2010 roku. Na kolejne odcinki (już innego twórcy) przyszło czekać do kwietnia 2011, ale Ellis zdołał napisać jeszcze w międzyczasie pięcioodcinkową serię poboczną o nazwie „Xenogenesis”, której jeszcze w Polsce nie wydano. Znowu bioinżynieria, mutacje, zaawansowana technologia i odrobina science fiction.


Zarówno Joss Whedon i Warren Ellis trzymali się mocno pierwotnego założenia – nie bierzemy udziału w wielkich, epickich marvelowskich crossoverach. „The Astonishing X-Men” mniej zajmuje się światem w jakim przyszło żyć mutantom, a bardziej nimi samymi. U Whedona Cyclops wpada na pomysł, aby „wyjść do ludzi” i zająć się superbohaterstwem, zamiast tkwić za murami Instytutu i szkolić młodych adeptów w sztuce przetrwania wśród „normalnych ludzi”. Kitty Pryde ma być w tym układzie „dziewczyną z plakatu” ponieważ najbardziej z wszystkich członków przypomina zwykłego człowieka. Kurs na superheroizm, ambiwalentny stosunek do lekarstwa Benetechu i przepowiednia z Breakworld posłużyły Whedonowi nie tylko do budowy ciekawej fabuły, ale przede wszystkim do zarysowania dylematów każdego z bohaterów z osobna. Nie wyszło to do końca dobrze w każdym przypadku – taki Wolverine chociażby zaprezentowany został jak rubaszny wujaszek, popijający piwko przy każdej okazji i podkreślający, że „sporo już przeżył”, a o całej rzeszy uczniów Instytutu (społeczności tak mocno obecnej u Morrisona) Whedon zwyczajnie zapomniał (z małym wyjątkiem Armor i jej kolegi Winga). Śledzimy trudny związek Scotta Summersa i Emmy Frost, w którym cały czas obecny jest duch „tej trzeciej”, czyli nie żyjącej już Jean Grey. Szczególnie postać Cyclopsa jest u Whedona mocno rozbudowana – obok Kitty Pryde staje się on głównym bohaterem, a promienie którymi strzela z oczu nigdy nie były tak niszczycielskie. Wspomniana Shadowcat mierzyć się musi z nagłym powrotem do życia swego ukochanego Petera Rasputina, Hank McCoy nadal nie może znieść swojej kudłatej formy – choć swego rodzaju pocieszeniem może być fakt, że agentka Abigal Brand traci dla niego głowę i razem oddają się niecnym, „niemal nienaturalnym”, igraszkom.


„The Astonishing X-Men” jest komiksem bez porównania prostszym niż „The New X-Men” zarówno pod względem narracyjnym i ideowym. Jest bardziej klasyczny, ze standardowym układem kadrów (przynajmniej za „kadencji” Johna Cassadaya), taki trochę „retro” w stylu Chrisa Claremonta. Za scenariuszami Whedona nie kryje się wielka filozofia (choć nie znaczy to, że jej wcale nie ma) jak u Morrisona i brakuje tu tej specyficznej „dziwności”, tak bardzo obecnej u poprzednika. Wydaje się to uzasadnione – równolegle do runu Whedona, trwały wielkie „epopeje” z mutantami w roli głównej, czyli „Mordercza geneza” oraz „Powstanie i upadek Imperium Shi’ar” prowadzące do „Wojny królów”. Tam działo się dużo, mocno, wystrzałowo – epoka Whedona i Cassadaya była dobrą przeciwwagą do omawianych wydarzeń.

Joss Whedon zaczął zadawać pewne pytania dotyczące moralnej natury swoich postaci. Przyszedł Ellis i zaczął udzielać odpowiedzi. W jego wersji „X-Men” wyraźnie słychać echa „Authority” – opowieści o grupie, która w imię większego dobra nie boi się podejmować kontrowersyjnych i naprawdę brzemiennych w skutkach decyzji. Zabójstwo kogoś, kto grozi ci śmiercią? Bez wahania – u Ellisa nie można cofać się w pół kroku. Trudno jest też polubić jego bohaterów – zresztą oni sami sprawiają wrażenie, jakby sami się ledwie tolerowali. Oderwana od rzeczywistości Storm, zimna jak lód i twarda jak diament (dosłownie) Emma Frost, opryskliwy i nihilistyczny Wolverine, psychopatyczny Cyclops i trochę męcząca (wszystkich – członków ekipy i czytelnika) Armor. Jedynie Hank „Bestia” McCoy wprowadza trochę luzu – jego łamiący schematy (i tabu jakby nie patrzeć) związek z Abigail Brand jest naprawdę zabawny.


Ellis skupia się również na pewnych motywach nie związanych z samymi postaciami. „The Astonishing X-Men” w jego wydaniu jest rasowym science fiction, skupionym na transhumanizmie – Ellis pokazuje jak może wyglądać „bio-transgresja” i horror postępu naukowego. Wplata w to wszystko oczywiście teorie znane z „Authority”, czyli wszechświaty równoległe – można się między nimi przemieszczać za pomocą tak zwanych „widmowych skrzynek”. Wielkie pojazdy kosmiczne, zaawansowane technicznie maszyny, zmodyfikowane genetycznie istoty – wszystko to zilustrowało dwóch grafików. Włoch Simone Bianchi zrobił to w oryginalnym, dość eksperymentalnym stylu – nie dość, że odszedł całkowicie od standardowego, „podręcznikowego” układu kadrów to jeszcze maluje wszystko akwarelami. Znany w superbohaterskim fandomie Phil Jimenez podszedł do tematu bardziej klasycznie i oszczędnie – trochę jak John Cassaday u Whedona.

Transhumanizm i związane z nim egzystencjalne bolączki mutanciej społeczności są u Ellisa przedmiotem krytyki. W ostatniej opowieści antagonistą drużyny jest potwornie zdeformowany mutant, geniusz genetyki i biotechnologii – taki trochę bondowski mastermind. Przemawia on do znienawidzonych X-Men tymi oto słowy: „Mutacje? Wyglądacie jak gwiazdy filmowe. Wasze ubrania aż cuchną samochwalczą seksualnością, to kostiumy dla bohaterów akcji. Uważacie, że świat was źle traktuje? Wyobraźcie sobie rodziców, którzy wymiotują za każdym razem, gdy na was spoglądają. (…) Dokonali mężczyźni i kobiety, którzy ustawiają się w bohaterskich pozach i biją brzydszych od siebie”. Grant Morrison podkreślał, że mutacje będące przypadłością regularnych członków X-Men są niczym w porównaniu do potencjalnych deformacji, jakie mogą dotknąć zmutowanego osobnika. Warren Ellis wraca do tego tematu i bardzo sprawnie go eksploatuje. Dochodzi na koniec do jednego smutnego wniosku, tego samego jak inni twórcy przed nim. Niezależnie od stopnia mutacji, niezależnie od postępowania i uczynionego dobra i niezależnie do czasu i miejsca – „zawsze będą nas nienawidzić”.

Po odejściu Ellisa, „The Astonishing X-Men” pisało jeszcze kilku twórców – Daniel Way, Christos Gage i Marjorie Liu, która zamknęła serię na sześćdziesiątym ósmym odcinku w grudniu 2013 roku. Na jej miejsce powołano kolejną, „The Amazing X-Men” – czyli kolejne nawiązanie do „Ery Apocalypse’a”. Tutaj za pisanie scenariuszy wziął się Jason Aaron. Runy Whedona i Ellisa uznawane są za jedne z najlepszych, jakie przytrafiły się mutantom w dwudziestym pierwszym wieku – fani „X-Men” nie mogą tego przegapić.



Tytuł: Astonishing X-Men
Scenariusz: Joss Whedon, Warren Ellis
Rysunki: John Cassaday, Simone Bianchi, Alan Davis, Phil Jimenez, Clayton Crain, Adi Granov
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Astonishing X-Men, vol. 3 #1-35; Giant Size Astonishing X-Men; Astonishing X-Men. Ghost Boxes #1-2
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: wrzesień 2018, marzec 2019, wrzesień 2019
Liczba stron: 304, 344, 312
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788365938244, 9788365938350, 9788365938596

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz