Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.
Czytanie „Wojny królów. Preludium”, bez znajomości choćby podstawowych informacji o tym, co działo się przedtem, może być dość wymagającym przedsięwzięciem. Nie dlatego, że fabuła jest złożona – przeciwnie, jest prosta jak drut. Problemem może okazać się natłok bohaterów, miejsc, relacji między postaciami i licznych nawiązań do przeszłych zdarzeń. Zapowiedzi „Wojny królów” były już w omawianych niedawno w „Strażnikach galaktyki”, lecz aby w pełni cieszyć się fabułą „Preludium” i całego nadchodzącego eventu, powinniśmy znać przynajmniej dwa komiksy.
Pierwszym jest „X-Men. Mordercza geneza” Eda Brubakera, nawiązujący do jednego z najważniejszych wydarzeń w dziejach mutantów. Okazuje się, że historia walki pierwszej drużyny Charlesa Xaviera z „Żyjącą wyspą Krakoa” została zafałszowana. Aż do tej pory obowiązywała wersja z pierwszych numerów „Giant Size X-Men” z 1975 roku – Cyclops zabiera na Wyspę nowych rekrutów, czyli tak zwaną „drugą drużynę” i razem ratują pierwszą. Brubaker, po ponad trzydziestu latach, mówi, że było inaczej, a Profesor X jest kłamcą. Jako pierwsi próbę ratunku podjęli, wysłani przez zdesperowanego Xaviera, młodzi, niedoświadczeni mutanci dowodzeni przez Gabriela „Wulkana” – trzeciego, najmłodszego z braci Summers. Rzuceni na zbyt głęboką wodę, polegli – udało się przeżyć tylko Wulkanowi i Darwinowi (mutantowi o niesłychanych zdolnościach adaptacyjnych), którzy zahibernowani lądują na orbicie okołoziemskiej.
Po latach powraca żądny zemsty Wulkan – chce zabić profesora na oczach swoich zszokowanych braci, którzy albo nie wiedzieli o jego istnieniu, albo ta wiedza została im odebrana. Gdy Wulkan dowiaduje się, że jest synem Christophera Summersa, kosmicznego pirata znanego jako Corsair, oraz że władca Imperium Shi’ar zabił mu matkę a jego samego wychowywał na swego niewolnika, odlatuje w przestrzeń kosmiczną, aby dokonać innej, o wiele ważniejszej zemsty. „Powstanie i upadek Imperium Shi’ar” to drugi komiks przygotowujący nas do „Wojny królów. Preludium”. To w nim X-Men ruszają w kosmos, aby powstrzymać Wulkana (morderca jego matki już nie włada Imperium – teraz rządzi Lilandra, ukochana profesora X) i przy wtórze odgłosów przetaczającej się przez cały wszechświat „Anihilacji” (pisaliśmy o niej przy okazji pierwszego tomu „Strażników galaktyki”) walczą o ocalenie Shi’ar. Niestety – Wulkan zostaje nowym imperatorem i mężem zdradzieckiej siostry Lilandry – Deathbird. Profesor X i część X-Men zostają wbrew swojej woli odesłani na Ziemię i nie mogą pomóc w dalszej walce. Mutanci, którzy pozostali w Chandilar (stolicy Shi’ar) dołączają do Starjammers, kosmicznych piratów, którzy właśnie stracili swego przywódcę – wspomnianego Corsaira. Na czele piratów staje teraz nikt inny jak Havok – Alex Summers, najstarszy syn Corsaira, brat Cyclopsa i Wulkana. Zdetronizowana cesarzowa Lilandra wraz z wiernymi sobie siłami oraz Starjammers ucieka i wspólnie formują ruch oporu.
Opisane wydarzenia są punktem wyjścia „Wojny królów. Preludium”. Havok, jego ukochana Polaris, władający potężnym mieczem Korvus, pochodząca z alternatywnej przyszłości Marvel Girl oraz dwójka oryginalnych członków Starjammers uprawiają partyzantkę i kąsają bardzo dotkliwie siły Wulkana. Tymczasem w Chandilar uzurpator trzyma wszystkich krótko, ignorując coraz bardziej wyraźne niezadowolenie społeczeństwa i szepty, które ciągle słyszy za plecami. I oto nagle dochodzi do niespodziewanego ataku na imperium, wobec którego jego wewnętrzne problemy z buntownikami zdają się nic nie znaczyć. Shi’ar musi zapłacić za swe grzechy sprzed tysięcy lat – wielka, kosmiczna cywilizacja zmiażdżona niegdyś przez imperium powraca i pragnie zemsty.
„Preludium” to kilka historii zebranych razem w celu przygotowania gruntu pod właściwy event – „Wojnę królów”. Walka Shi’ar z niespodziewanym najeźdźcą to mniej więcej jedna trzecia tomu. Pozostałe dwie trzecie to wprowadzenie do gry nowych figur i stopniowe ustawianie ich na szachownicy. Trafiamy do innego międzygwiezdnego imperium Marvela, znanego jako Kree, doświadczamy reperkusji „Sekretnej inwazji” i wreszcie pojawiają się „Inhumans” – sztucznie wyhodowana rasa mutantów zamieszkująca Attilan, miasto na ziemskim księżycu. Jesteśmy też świadkami staczania się Wulkana w otchłań – siły Shi’ar podbijają nowe planety i stają się powoli zagrożeniem dla całej galaktyki. Wszechświat, który dopiero co podniósł się po „Anihilacji”, zostaje znowu podzielony na strefy wpływów i jak to zwykle w takiej sytuacji bywa, nieunikniona będzie wojna. Wojna królów. A we wszystkich tych wydarzeniach biorą udział nasi dzielni bohaterowie – Havok i jego Starjammers, walczący o sprawiedliwość za pomocą swoich kolorowych, wybuchowych, marvelowskich mocy.
Omawiany tom to preludium w pełnym tego słowa znaczeniu. Zbiera wydarzenia z komiksów publikowanych za oceanem od listopada 2007 do maja 2009 roku. Dwie najważniejsze i najdłuższe historie stworzyli Christopher Yost (scenarzysta odpowiedzialny między innymi za filmowe produkcje MCU – „Thor. Mroczny świat” i „Thor. Ragnarok”) oraz Paco Diaz Luque (praktycznie nieznany w naszym kraju). Dan Abnett i Andy Lanning, którzy zaprezentowali nam ostatnio „Strażników galaktyki”, wprowadzają do gry Inhumans, którzy staną się kluczowymi graczami w nadchodzącej rozgrywce. Scenarzyści wykonują swoją pracę bardzo poprawnie i bez fajerwerków, rysownicy prezentują całkiem niezły standard – ale nie wznoszą się na wyżyny. Jest jednak lepiej niż w dość słabo zilustrowanym i zbyt długim „Powstaniu i upadku Imperium Shi’ar”. Mamy to, do czego Marvel przyzwyczaja w swoich typowo rozrywkowych, nastawionych na szybką akcję i kolorowe kostiumy, komiksach. Są umięśnieni bohaterowie oraz piękne i seksowne bohaterki – wszyscy ubrani w za małe ciuchy i często przyjmujący ekwilibrystyczne pozy. Lubisz Marvela w tym wydaniu? Będziesz zachwycony. Nie lubisz? Będziesz zdegustowany. Ja lubię.
Wszyscy kolejni scenarzyści trzymają się kurczowo charakterystyki „głównego złego” opracowanej wcześniej przez Eda Brubakera. Nie podoba mi się ta kreacja – Wulkan jest dużym, rozkapryszonym dzieckiem, które tupie nóżką „bo tak!”. Budzi skrajne politowanie i irytację – zarówno u czytelnika, jak i przeciwników. „Stawaj do boju, zasmarkany gówniarzu!” – czy ktoś odzywał się w ten sposób do Thanosa? Na nieszczęście najmłodszy Summers dysponuje naprawdę gigantyczną mocą, a także ślepo mu posłuszną Imperialną Strażą Shi’ar i oddziałem stworzonym z najgroźniejszych więźniów z Chandilar. Nadchodząca wojna zapowiada się naprawdę epicko, choć już w samym „Preludium” nie brakuje wielkich starć w przestrzeni kosmicznej i na obcych planetach. Najważniejsze jest jednak to, że wstęp do „Wojny królów” czyta się naprawdę z przyjemnością. Nawet jeśli czasem nie wiemy, skąd się wzięła i kim jest ta czy inna postać – ale taki już urok wchodzenia w gigantyczny świat „kosmosu Marvela” w losowo wybranym punkcie.
W lipcu nastąpi właściwe starcie – wszystkie pionki zdają się być już rozstawione. Najciekawsze jest to, że oprócz tych czarnych i białych mamy pełno kolorowych, które bardzo trudno w tej chwili umiejscowić na planszy. A pojawią się zapewne zupełnie nowe i niespodziewane.
Tytuł: Wojna królów. Preludium.
Scenariusz: Christopher Yost, Dan Abnett, Andy Lanning, Andy Schmidt
Rysunki: Paul Pelletier, Dustin Weaver, Frazer Irving, Bong Dazo, Paco Diaz Luque
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: X-Men: Emperor Vulcan. Road to War of Kings
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: luty 2020
Liczba stron: 292
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328197794
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz