czwartek, 28 maja 2020

Providence. Tom 3

Nienazwane

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Trzeci i ostatni tom „Providence” Alana Moore’a i Jacena Burrowsa jest nie tylko kontynuacją tomu drugiego. To również zamknięcie i podsumowanie „Neonomiconu”, pierwszego komiksu Moore’a skupiającego się na literaturze i kulturowym dziedzictwie Howarda Philipsa Lovecrafta. Wracamy do Nowej Anglii roku 1919 i wraz z głównym bohaterem kontynuujemy poszukiwania prawdziwego oblicza Ameryki. Wiemy już, że znajdziemy o wiele więcej.

Robert Black, młody dziennikarz nowojorskiego „Heralda”, zaczął stopniowo docierać do prawdy o otaczającym go świecie. W poszukiwaniu starożytnej Księgi Halego, w której zawarte są tajemnice rzeczywistości i w której na nadzieję znaleźć natchnienie potrzebne do napisania swojej wielkiej powieści o „ukrytej Ameryce”, przemierza Nową Anglię, poznaje dziwne osoby, bierze udział w coraz bardziej niepokojących wydarzeniach i zaczyna wątpić w swą poczytalność. Pod koniec tomu drugiego trafia na ślad Zakonu Stella Sapiente – tajnej organizacji, której głównym celem jest „przywrócenie światu jego pierwotnej formy” i urzeczywistnienie tak zwanego „świata snów”, czyli warstwy rzeczywistości wypartej z naszych umysłów w trakcie ewolucji ludzkiego gatunku. Robert Black poznaje w końcu charyzmatycznego i intrygującego pisarza – Howarda Philipsa Lovecrafta – i postawia udać się do jego rodzinnego miasta. „Uważam, że cała moja dotychczasowa tułaczka prowadzi mnie do jedynego prawdziwego i pewnego celu. Do Providence”.



Miłośnicy literatury Lovecrafta nie będą zaskoczeni przebiegiem fabuły trzeciego tomu. Spina ona wielką klamrą całą historię rozpoczętą „Neonomiconem” i zmierza prostą drogą do kierunku, który sygnalizowany był przez cały czas. Moore wkłada wszystkie elementy układanki na przeznaczone im miejsca i wiąże wszystkie luźne końce. Pod względem stricte fabularnym nie pozostajemy z żadnym pytaniem bez odpowiedzi – naprawdę trudno pisać o przebiegu wydarzeń tego tomu, aby ustrzec się spojlerowania. Dosłowna interpretacja wydarzeń jest wręcz napisana wielkimi literami – sprawa komplikuje się w momencie, gdy próbujemy dorobić do niej interpretacje niedosłowne i zaczynamy się zastanawiać, co tak naprawdę Moore chciał nam powiedzieć.

Alan Moore pisze o odmienności i naszej reakcji na nią. Zaznaczaliśmy już wcześniej, że Ameryka drugiej dekady dwudziestego wieku, przedstawiona jest w komiksie jako piękny salon, w którym poupychano pod dywanami masę brudu i śmieci. Ameryka „ukryta”, uciekająca przez rasizmem, homofobią, uprzedzeniami i ksenofobią manifestuje się w komiksie w postaci pewnej metafory. Świat snów i Mitów Cthulhu pełni tu dwojaką rolę – symbolizuje „inność” w znaczeniu powyższym, ale jest także jak najbardziej realnym poziomem rzeczywistości. Więcej – motyw wszystkich wynaturzeń i tajemnic, wybrzuszających nieskazitelnie gładką skórę Ameryki, zdaje się być w trzecim tomie odsunięty na dalszy plan. To kosmicyzm Lovecrafta i cała jego filozofia grają teraz pierwsze skrzypce. Moore staje się o wiele bardziej dosłowny.


Widać, że autor zna i rozumie twórczość Lovecrafta. Podobnie jak autor Mitów Cthulhu pisze o staraniach swego bohatera o zachowanie poczytalności. Robert Black czuje, że widzi tylko fragment obrazu – bardzo chce zobaczyć całość i jednocześnie przed tym ucieka. Boi się bardzo, że prawda, którą pozna zniszczy go całkowicie, co barwnie opisuje w swym raptularzu: „Wrażenie, jakby całe życie, cały umysł i cały wszechświat nieodwołalnie legły w gruzach, a wszelkie istniejące do tej pory na świecie nici zdrowego rozsądku i racjonalizmu zostały raptem zerwane, pękły z trzaskiem, uwalniając pozbawioną sensu nawałnicę miliarda niepowiązanych ze sobą faktów, które tak naprawdę składają się na prawdę o ludzkim istnieniu, na kłębiący się w nieskończoność chaos wymykający się wszelkim próbom narzucenia własnej narracji”.

Dokładnie to jest podstawą lovecraftowskiej filozofii grozy. Zakłada ona, że ludzka rzeczywistość jest tylko delikatnym konstruktem nałożonym na fundamentalny chaos istnienia. Chaos ów jest pierwotny wobec „świata ludzi”, wyrosłego na całej historii naszego gatunku, zainicjowanej powstaniem świadomości. Oznacza to też, że jest pierwotny wobec języka oraz konieczności ewidencjonowania i etykietowania wszystkich składników świata, w którym przyszło nam żyć. Dla nas istnieje to, co potrafimy opisać – człowiek-Linneusz kataloguje rzeczywistość, aby czuć się „bezpiecznie” i nadać użytkowy sens otaczającemu go światu. Okazuje się teraz, że sporo pominęliśmy – tylko dlatego, że nie zmieściło się w naszych granicach pojmowania. Dlatego to właśnie „nienazwane” straszy najbardziej – w obliczu zjawiska, o którym wiemy, że nie powinno istnieć, bo nie poddaje się opisowi, jesteśmy bezradni. Nieodwołalnie tracimy rozum – to dlatego u Lovecrafta nigdy nie było szczęśliwych zakończeń.


To jest właśnie weird fiction w pełnym tego słowa znaczeniu – ludzka wizja świata, zbudowana przez tysiące lat ewolucji naszego gatunku, jest fałszywa u samych podstaw. Komiks sygnalizuje jeszcze jedną rzecz – język ma moc kreacyjną. Dosłownie – „na początku było słowo”. Ale było to LUDZKIE słowo, które uzyskuje szczególne właściwości w ustach osób mogących wpływać na masy, tworzyć religie, prądy intelektualne, uczyć sposobów myślenia, wypełniać rezerwuary uprzedzeń, niesprawiedliwości i ludzkiej krzywdy. Moore rozumie to doskonale, interpretując myśl HPL-a dosłownie i metaforycznie.

„Strażnicy” i „Miracleman” Alana Moore’a były odpowiedzią na pytanie, jak wyglądałby świat, gdyby rzeczywiście istnieli w nim kolorowo ubrani superbohaterowie. A dokładnie, gdyby komiksowa idea superbohaterstwa, była jak najbardziej akceptowalną i „normalną” w naszej rzeczywistości. „Neonomicon” i „Providence” odpowiadają na podobnie sformułowane pytanie. Załóżmy, że potwory Lovecrafta naprawdę istnieją. Pisząc „potwory Lovecrafta” nie myślę jednak dosłownie o Cthulhu, Dagonie i reszcie Wielkich Przedwiecznych, lecz o idei za nimi stojącej. O świecie i zasadach nim rządzących, które były obecne już przed nadejściem człowieka i erą dominacji antropocentrycznej wizji świata. Co by było, gdyby wszystkie wyparte przez ludzką świadomość elementy rzeczywistości przełamały barierę naszej percepcji i nie tyle powróciły do świata, co zdemaskowały fałsz ludzkiego postrzegania? Jak wtedy wyglądałby świat „publiczny” za oknem i światy „prywatne” schowane wewnątrz naszych umysłów? I w końcu – wzorem „W paszczy szaleństwa”, genialnego filmu Johna Carpentera, również opartego o twórczość Lovecrafta – co jest pierwotne wobec czego? Słowo wobec opisywanego czy opisywane wobec słowa? Autor, czy jego kreacja? Lovecraft był twórcą czy odkrywcą – megafonem ukrytego świata? O to dokładnie pyta Alan Moore.


Tytuł: Providence. Tom 3
Scenariusz: Alan Moore
Rysunki: Jacen Burrows
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Tytuł oryginału: Providence. Act 3 Limited Edition Hardcover
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Avatar Press
Data wydania: marzec 2020
Liczba stron: 168
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: I
ISBN: 9788328135871

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz