Artykuł o Johnie Carpenterze ukazał się pierwotnie w magazynie OkoLica Strachu.
Hobb’s End okazuje się miejscem jak najbardziej realnym. Powstało w wyniku nadnaturalnej mocy Cane’a nadanej mu przez przerażające istoty z innego wymiaru. Sutter Cane, pisząc powieść powołuje do życia i istnienia każdą swoją kreację, to demiurg i kreator światów. Trzeba jednak zauważyć, że on sam jest tylko pacynką w rękach potwornych bytów, używających go do otwarcia sobie drogi na świat i sprowadzenia apokalipsy. „Książę ciemności” do potęgi n-tej. I tu wchodzi właśnie Howard Phillips Lovecraft – potężne, mackowate istoty spoza czasu i przestrzeni, to nie jedyne nawiązanie do twórczości pisarza. Książki Cane’a to żartobliwe nawiązania do opowiadań Lovecrafta – „Hobb’s End Horror”, „Whisperer of the Dark”, „The Thing in the Basement”, „The Haunter out of Time”, no i oczywiście ostatnia, wyczekiwana powieść „In the Mouth of Madness”. W Hobb’s End stoi kościół, miejsce odosobnienia Suttera Cane’a oraz siedlisko złych mocy. John Trent, idąc do tego kościoła cytuje książkę Cane’a, a tak naprawdę czyta ustępy z „Nawiedziciela mroku” Lovecrafta. Razem z towarzyszką nocuje w „Pickman’s Hotel”, zaś nazwa miasta została wzięta z jednego z ulubionych filmów Carpentera, który również inspirowany był tekstami Samotnika z Providence – „Quatermass i studnia”.
Film należy obejrzeć przynajmniej dwukrotnie, ponieważ za pierwszym razem wpędza w dość sporą konfuzję. To właśnie w tym tkwi jego siła. I choć wydane na produkcję osiem milionów ledwo się zwróciło, to obraz po latach nazywany jest ostatnim wielkim filmem Johna Carpentera. Warto też zwrócić uwagę na rolę Sama Neilla, który wcielił się w Johna Trenta. Daje on prawdziwy popis aktorski, za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie, reszta aktorów szybko traci kolory. Co ciekawe, trzy lata później Sam Neill zagrał główną rolę w innym filmie, również mocno nawiązującym do twórczości Lovecrafta. Ten znakomity horror science fiction[2] sprawia wrażenie, jakby reżyserował go nie kto inny jak sam John Carpenter.
„Reality isn't what it used to be…”
Horror w Hobb’s End
I znowu nadchodzi apokalipsa. Tym razem najpotężniejsza, niedwuznaczna, nieodroczona, jawna i nieodwołalna. Scenariusz autorstwa Michaela DeLuca gotowy był już pod koniec lat osiemdziesiątych. John Carpenter, kiedy zwrócono się do niego z propozycją wyreżyserowania, odmówi. Nie miał czasu, startowały właśnie wielkie przygotowania do produkcji „Wspomnień niewidzialnego człowieka”. W 1993 roku był już gotowy, osiągalny i zachwycony. Jako fan Howarda Phillipsa Lovecrafta nie mógł nie przyjąć tej propozycji.
W jednym z wywiadów stwierdził, że to chyba najlepszy filmowy Lovecraft w historii. Co znamienne, „W paszczy szaleństwa” nie jest adaptacją żadnego opowiadania pisarza, lecz stanowi swego rodzaju hołd, oddany zarówno przez scenarzystę, jak i reżysera. Carpenter widział w scenariuszu mnóstwo pasji i miłości dla mistrza z Providence oraz starych, dobrych horrorów science fiction.
Film jest opowieścią w opowieści. John, detektyw ubezpieczeniowy, który został zamknięty w nieco komiksowym psychiatryku, opowiada swojemu lekarzowi, jak do tego doszło. Otóż przyjął sprawę zaginięcia znanego na całym świecie pisarza grozy, Suttera Cane’a, który po prostu rozpłynął się w powietrzu wraz z manuskryptem swojej najnowszej, niecierpliwie wyczekiwanej powieści. Fani szaleją, siedziba wydawcy jest oblegana, panuje masowa histeria. Trent, wraz z reprezentantką wydawnictwa wyrusza w podróż do Nowej Anglii – celem jest miasto o nazwie Hobb’s End, miejsce, którego nie ma na żadnej mapie. Istnieje tylko jako miejsce akcji jednej z powieści Cane’a, ale Trent uważa, że stoi za tym coś więcej.
Hobb’s End okazuje się miejscem jak najbardziej realnym. Powstało w wyniku nadnaturalnej mocy Cane’a nadanej mu przez przerażające istoty z innego wymiaru. Sutter Cane, pisząc powieść powołuje do życia i istnienia każdą swoją kreację, to demiurg i kreator światów. Trzeba jednak zauważyć, że on sam jest tylko pacynką w rękach potwornych bytów, używających go do otwarcia sobie drogi na świat i sprowadzenia apokalipsy. „Książę ciemności” do potęgi n-tej. I tu wchodzi właśnie Howard Phillips Lovecraft – potężne, mackowate istoty spoza czasu i przestrzeni, to nie jedyne nawiązanie do twórczości pisarza. Książki Cane’a to żartobliwe nawiązania do opowiadań Lovecrafta – „Hobb’s End Horror”, „Whisperer of the Dark”, „The Thing in the Basement”, „The Haunter out of Time”, no i oczywiście ostatnia, wyczekiwana powieść „In the Mouth of Madness”. W Hobb’s End stoi kościół, miejsce odosobnienia Suttera Cane’a oraz siedlisko złych mocy. John Trent, idąc do tego kościoła cytuje książkę Cane’a, a tak naprawdę czyta ustępy z „Nawiedziciela mroku” Lovecrafta. Razem z towarzyszką nocuje w „Pickman’s Hotel”, zaś nazwa miasta została wzięta z jednego z ulubionych filmów Carpentera, który również inspirowany był tekstami Samotnika z Providence – „Quatermass i studnia”.
Sam Sutter Cane to amalgamat Lovecrafta i Stephena Kinga (koszmarne miasteczko nie bez powodu leży w Nowej Anglii[1]). Pisze pulpowe horrory z krzykliwymi okładkami, nawiązujące mocno do fabuł i estetyki mitologii Cthulhu. Jest najpopularniejszym pisarzem w historii literatury, Stephen King przy nim praktycznie nic nie znaczy. Jego powieści otacza religijny kult, premiera każdej z nich kończy się zamieszkami z powodu zbyt szybko wyczerpanego nakładu. Siła ich oddziaływania jest większa niż Biblii – ludzie wierzą mocno w jego kreacje, przestają odróżniać prawdę od fikcji. W takiej sytuacji zawsze budzą się potwory.
Podobnie jak w „Księciu ciemności” mamy złe istoty zamknięte gdzieś w innym wymiarze, które chcą przedostać się do naszego świata. I tu rodzi się największe pytanie – kim/czym tak naprawdę są? Czy to one są pierwotne wobec ludzi i kreują rzeczywistość piórem Cane’a, czy może to ludzie je urealnili siłą wiary w jego fabuły? Podobne pytanie zadaje sobie jeden z nieszczęśliwych mieszkańców Hobb’s End, w pełni świadomy swego papierowego pochodzenia. „Sam już nie pamiętam, co było pierwsze, my czy książka”. Wiara dostatecznie dużej ilości osób powołuje obiekt tejże wiary do istnienia, a sam Cane mówi” „Myślę, więc jesteś”. Fikcja i real są wymieszane, splątane w ciągle zmieniającej się konfiguracji. Ich rozróżnienie w pewnym momencie przestaje być zasadne, bo jak mówi towarzyszka Trenta: „Rzeczywistość jest tylko tym, co my sami definiujemy. „Zdrowy na umyśle” i „szalony”, to tylko hasła, które łatwo mogą zamienić się miejscami, jeśli szaleńcy będą w większości. Znajdziesz się wtedy zamknięty w małej celi, zastanawiając się, co stało się ze światem”.
W „Cosiu” apokalipsa jest konsekwencją cielesności człowieka. W „Księciu ciemności” to następstwo mechanicyzmu świata i wynikającego z tego determinizmu. Jednak nawet w obliczu absolutnej klęski mieliśmy jedną opokę – rzeczywistość i jej twarde, materialistyczne atrybuty. Teraz nawet to zostaje nam odebrane, musimy zmierzyć się z faktem, że rzeczywistość jest pojęciem płynnym i niestabilnym. Wcześniej to realizm niszczył świat, teraz robi to fikcja.
Film należy obejrzeć przynajmniej dwukrotnie, ponieważ za pierwszym razem wpędza w dość sporą konfuzję. To właśnie w tym tkwi jego siła. I choć wydane na produkcję osiem milionów ledwo się zwróciło, to obraz po latach nazywany jest ostatnim wielkim filmem Johna Carpentera. Warto też zwrócić uwagę na rolę Sama Neilla, który wcielił się w Johna Trenta. Daje on prawdziwy popis aktorski, za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie, reszta aktorów szybko traci kolory. Co ciekawe, trzy lata później Sam Neill zagrał główną rolę w innym filmie, również mocno nawiązującym do twórczości Lovecrafta. Ten znakomity horror science fiction[2] sprawia wrażenie, jakby reżyserował go nie kto inny jak sam John Carpenter.
Podczas pobytu w Hobb’s End bohaterowie natykają się na grupę niebezpiecznych, demonicznie wyglądających dzieci. Potwory ukryte w ciałach kilkulatków, to główny temat następnego filmu reżysera.
[1] Rodzinne miasto Lovecrafta, Providence, leży w stanie Rhode Island. Akcja wielu powieści Kinga toczy się w stanie Maine. Obydwa stany leżą na terenie Nowej Anglii.
[2] Paul W.S. Anderson, Ukryty wymiar, prod. USA i Wielka Brytania, 1997
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz