Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.
Całkiem niedawno mieliśmy okazję przeczytać niezły „Piorun kulisty” Cixina Liu. Oszałamiające teorie nauk ścisłych urzeczywistniały się na kartach powieści i wywierały realny wpływ na życie dość płaskich, papierowych bohaterów. Fabuła taka sobie, można przyczepić się tego i owego, ale ogólnie bez większych zastrzeżeń. A teraz otrzymujemy kolejną powieść autora, napisaną jeszcze przed wspomnianym „Piorunem…” i entuzjastycznie przyjętą trylogią „Wspomnienie o przeszłości Ziemi”. W odległości kilku lat świetlnych od naszej planety wybucha supernowa.
Promieniowanie pochodzące z niewyobrażalnej eksplozji dociera do Ziemi. W jego wyniku wszyscy ludzie powyżej trzynastego roku życia umrą w ciągu kilku miesięcy, może roku. Wszyscy – na planecie zostaną tylko dzieci. Trzeba zatem szybko przekazać im niezbędne kompetencje – począwszy od skomplikowanej wiedzy akademickiej, poprzez obsługę fabryk, elektrowni, środków transportu, na medycynie i opiece nad niemowlętami skończywszy. Dzieci muszą „dorosnąć” w kilka miesięcy, aby przejąć panowanie nad Ziemią i utrzymać się przy życiu. Ludzkość musi przetrwać. Maluchy są w oczach dorosłych najbardziej niewinnymi przedstawicielami naszego gatunku i chłoną wiedzę jak gąbki – co może pójść źle?
Wszystko. Przede wszystkim napisanie takiej powieści. Cztery pierwsze książki Cixina Liu to rasowe hard science fiction. Ich siła pochodziła z fabularyzacji niesamowitych konceptów naukowych, przy jednoczesnym wieszaniu niewiary – tej powstałej na bazie całej reszty pomysłów autora. Używaliśmy bardzo trzeszczących, ale w miarę dobrze umocowanych kołków. Jest w „Erze supernowej” krótki fragment szczegółowo opisujący cykl życia gwiazdy, zakończony spektakularną eksplozją – widać tu wielką wiedzę i nieskrywaną pasję pisarza. Ale poza tym nie znajdziemy w powieści nic z twardej odmiany fantastyki naukowej. To oczywiście nie zarzut, problemem jest bowiem coś innego – Liu pozbywając się elementów wspomnianego gatunku, czyli tego, czym maskował mankamenty swoich powieści i w czym jest naprawdę dobry, odsłania bardzo mocno wady „Ery supernowej”. Chociaż skoro „Era…” jest wcześniejsza od wydanych już w Polsce powieści, właściwsza jest opinia, że nie nauczył się jeszcze tych wad kamuflować. Nie umiał jeszcze montować kołków.
Fabuła powieści prowadzi nas przez następujące kolejno po sobie etapy zmian cywilizacyjnych, będących następstwem eksplozji supernowej. Autor uczynił głównymi bohaterami troje chińskich trzynastolatków, którzy ze względu na swoje predyspozycje umysłowe zostali wytypowani na przyszłych przywódców Państwa Środka. Obserwujemy jednocześnie przygotowania młodego pokolenia do życia w nowym świecie i nauki pobierane od pogodzonych z losem dorosłych. Ci, którzy znają twórczość Cixina Liu, a zwłaszcza powieść „Koniec śmierci”, już wiedzą, co będzie dalej – w kolejnych rozdziałach poznamy czasy końca świata dorosłych, początki nowej ery cywilizacji i jej kolejne „epoki” oddzielone zazwyczaj jakimś punktem zwrotnym.
Cixin Liu przeprowadza pewien eksperyment myślowy, wymagający postawienia bardzo restrykcyjnych i trudnych do przyjęcia warunków brzegowych. Co by było, gdyby światem rządziły dzieci, gdybyśmy wyobrazili sobie „Władcę much” z akcją umieszczoną na całym globie. Konkluzja jest taka, że mali obywatele nie są tak niewinni jak myślimy, ich prawdziwa, okrutna natura, uwolniona spod powstrzymującego ją nadzoru dorosłych, ujawnia się w całej okazałości. Słynna i przywoływana w „Erze supernowej” powieść Williama Goldinga (w której nie chodziło tak naprawdę o analizę cech cywilizacji dzieci per se), była, poprzez swój ograniczony czasowo i obszarowo świat przedstawiony, wiarygodna. Jednak Cixin Liu, skupiając się na motywie przewodnim, ignorując realizm oraz jakikolwiek zdrowy rozsądek, ponosi porażkę. Naprawdę trudno uwierzyć czasami w to, co się dzieje. Nie żeby mało realistycznych rozwiązań fabularnych brakowało w innych powieściach Liu – ale tu po prostu biją po oczach.
Ludzie są tutaj jednolitą masą pozbawioną indywidualności – wszyscy, niezależnie od miejsca zamieszkania, myślą tak samo i tak samo rozumieją konieczność poświęcenia się dla ogółu. Rodzice (a właściwie jeden „rodzic, złożony z rodziców świata”) nie spędzają ostatnich chwil z dziećmi na zabawie czy rozpaczliwym przytulaniu, nie szkolą ich też w żadnej sztuce przetrwania – lecz na siłę uczą ich obsługi sprzętu w kopalni, sterowania skomplikowaną maszynerią w elektrowni lub anatomii poprzez sekcję zwłok. Nikt nie kombinuje, nie ma buntu, nie ma żadnych emocji – a od emocji powinno aż kipieć. Każdy przekazuje swój fach potomkowi, niezależnie od tego czy ma on predyspozycje, czy nie – byleby kolektyw przetrwał. Tak samo zachowują się potem dzieci, co jest po prostu absurdem – są karne, obdarzone niezachwianym poczuciem obowiązku, stalowymi nerwami i oddaniem nadrzędnej idei. I nie dotyczy to tylko Chin, ponieważ Liu rozszerza to na cały świat – wszyscy myślą po chińsku!
U Liu nie ma „ludzi z krwi i kości” – tu wszyscy zachowują się jak roboty, nienaturalnie i wedle życzenia autora, który zafiksował się na swojej idei. Bohaterowie powieści są dziećmi, ale tak naprawdę zachowują się, rozumują i mówią jak dorośli. Oczywiście wiemy, co Liu ma na myśli, wiemy, że chce wskazać różnice pomiędzy myśleniem i motywacjami dzieci i dorosłych oraz światami wykreowanymi przez obie grupy. Wygląda to trochę tak, jak gdyby bohaterami powieści byli dorośli ludzie, którzy następnie w przebraniu dzieci odgrywają sami przed sobą wielką dramę, fragmentarycznie inscenizując i naginając rzeczywistość – aby zaprezentować karkołomne pomysły autora.
„Era supernowej” jest jedną z wcześniejszych powieści Cixina Liu. Pełno w niej naiwnych, nierealnych, wpędzających w konfuzję rozwiązań fabularnych, które w wielu przypadkach sprawiają wrażenie, że powstały na szybko i od razu, bez zastanowienia, zostały przelane na papier. Niektóre wątki są pourywane i pozostawiają niedosyt (na przykład zapowiadający się ciekawie komputer – Wielki Kwant), a niektóre wprost absurdalne (jak chociażby wagony pełne glutaminianu sodu oraz ten ostatni, zamykający powieść i wieńczący serię testów na czytelniku).
Wiarygodność wizji Cixina Liu jest zerowa – a zakładam, że nie o to mu chodziło. Nie odradzam jednak tej powieści, być może inni czytelnicy znajdą tu jakieś wartości, których ja nie dostrzegam, albo zwyczajnie używają mocniejszych kołków. Więc nie odradzam. Ale też specjalnie nie polecam.
Tytuł: Era supernowej
Tytuł oryginalny: The Era of Supernova
Autor: Cixin Liu
Tłumaczenie: Andrzej Jankowski
Wydawca: Rebis
Data wydania: czerwiec 2019
Rok wydania oryginału: 2003
Liczba stron: 488
ISBN: 9788380624917
Oj, ja jednak podziękuję...
OdpowiedzUsuńWady, o których piszesz, występują w całej jego twórczości - w ogóle nie umie tworzyć dających się lubić bohaterów i wrzuca ludzi do jednego worka, co mnie skutecznie zniechęciło do jego książek. Nie zamierzałam czytać tej powieści właśnie z tych powodów i widzę po Twojej recenzji, że to była słuszna decyzja.
OdpowiedzUsuńA widzisz, ja akurat nie muszę mieć bohaterów, których da się lubić. Liu jest świetny jeśli pisze hard SF - taki "Koniec śmierci" jest rewelacyjny. W hard SF nie jest ważny bohater, tylko myśl, jakiś koncept. A tutaj zrezygnował z hard SF, zostawił wszystkie te naiwne, roszczeniowe wobec swojej wizji i niewiarygodne rozwiązania - i wyszło słabo.
Usuń