Rewelacyjne retro
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Minął już prawie rok od wydania „Uniwersum DC według Mike’a Mignoli”. Egmont zaprezentował wtedy polskim czytelnikom wielki przegląd komiksów, które autor „Hellboya” narysował dla DC Comics w trakcie całej swej kariery. Ze względu na dość dużą objętość (w porównaniu do innych komiksów) zabrakło tam „Kosmicznej odysei” – czteroczęściowej superbohaterskiej space opery z przełomu 1988 i 1989 roku. Teraz mamy okazję ją przeczytać.
Scenariusz napisał znakomity specjalista od tego rodzaju historii – Jim Starlin, autor słynnej marvelowskiej „Trylogii Nieskończoności”. „The Cosmic Odyssey” jest opowieścią wcześniejszą, bez porównania skromniejszą niż jedno z najważniejszych dokonań Marvela, ale zdecydowanie wartą lektury. Została napisana tuż przed odejściem Starlina z DC do największego konkurenta (podobnie zrobił słynny Jack Kirby trzynaście lat wcześniej). Analogia do Kirby’ego jest jednak o wiele bardziej złożona i ciekawa. Ten jeden z największych komiksowych twórców wszechczasów, autor wydanych w zeszłym roku w Polsce „Przedwiecznych”, podczas swego pięcioletniego epizodu w DC Comics (1970–1975) stworzył jedną z najważniejszych rzeczy w historii wydawnictwa. Powstał „Czwarty świat”, czyli trzy komiksowe serie opowiadające o odwiecznej wojnie dwóch planet w odległym wszechświecie. Darkseid, Pan na Apokolips nie ustaje w wysiłkach zniszczenia pokojowo nastawionej Nowej Genezy, gdzie dobrym władcą jest Wielki Ojciec. Kirby porzucił „Czwarty świat” w 1975 roku i odszedł do Marvela. „Nowi Bogowie”, „Mister Miracle” oraz „The Forever People” to wielka, międzygalaktyczna saga, do której wraca regularnie wielu twórców DC Comics.
Podobnie jest w przypadku Jima Starlina – napisał zamkniętą, czteroodcinkową historię osadzoną w realiach „Czwartego świata” i odszedł. Darkseid znajduje jednego z „bogów” Nowej Genezy – Metrona – w stanie katatonii. Okazuje się, że Metron wszedł w posiadanie niebezpiecznej wiedzy – poznał fragmenty Równania Antyżycia, czyli Świętego Graala, którego Darkseid szuka przez całe życie. Ale prawda jest taka, że Pan na Apokolips, zaczął właśnie zdawać sobie sprawę, że Moc Antyżycia może zniszczyć dosłownie całe istnienie we wszechświecie, przemieniając je w jego martwą parodię. Dlatego też zwraca się o pomoc do swoich zaprzysięgłych wrogów, czyli mieszkańców Nowej Genezy. Ci z kolei wysyłają na Ziemię ambasadora, który sprowadza sześciu wybranych superbohaterów (w tym, jak można się domyślić – Supermana i Batmana). Rozpoczyna się wielka wojna tego niestabilnego sojuszu z „Mocą Antyżycia” – bo jak się okazuje, znalazła ona drogę do naszego wszechświata i jego zagłada jest tylko kwestią czasu.
Dziedzictwo Jacka Kirby’ego znalazło w osobie Jima Starlina kolejnego, godnego spadkobiercę – choć na bardzo krótko. Starlin jest twórcą niebywale wszechstronnym i pisze świetnie nie tylko epickie, kosmiczne awantury (dowód – znakomity, bardzo daleki od space opery, pisany niemal jednocześnie komiks „Batman. Sekta”, który niedawno mogliśmy przeczytać za sprawą Egmontu). Trzeba jednak przyznać, że najlepszy okazuje się właśnie w fabułach osadzonych daleko w międzygwiezdnych przestrzeniach. „Kosmiczna odyseja” jest dzieckiem swoich czasów. No sztampa – nazwijmy rzeczy po imieniu. Ale zrobiona rewelacyjnie – to taki komiks retro, po który sięgną wszyscy fani starszej superbohaterszczyzny i się nie zawiodą. Mamy wielkie bomby potrafiące wybić całe planety z ich orbit; Międzywymiarowe Szczeliny i Nieskończone Potęgi (te wielkie litery na początku wyrazów po prostu czuć podczas lektury); największego kosmicznego superdrania pokonujemy, przewracając na niego znienacka jakieś odpowiednio wysokie urządzenie; Batman rozmawia z jakąś superpotężną istotą przez telefon w zwykłej budce i mówi, że „trzeba mieć oko na tego Darkseida”; Maszyny Zdolne Unicestwić Galaktyki przestają działać, gdy im wyciągniesz wtyczkę; wszędzie są promienie, moce, energie. Starlin nigdy nie tłumaczy, jak co działa i dlaczego – Superpotężne Strumienie Mocy po prostu unicestwiają wszystko na swej drodze, odległości są niczym, a naprędce wymyślane teleporty wszystkim. To jest naprawdę urocze w swej naiwności – retro pełną gębą. Oto przykładowy dialog: „Jeszcze mogę wszystkich uratować, ale tylko z waszą pomocą!”. „Co możemy zrobić?!”. „Udajcie się ze mną w podróż do nieznanej rzeczywistości i stawcie czoło niewiarygodnym niebezpieczeństwom”. Jakie to proste!
„Kosmiczna odyseja” jest hołdem dla „Czwartego świata” Jacka Kirby’ego nie tylko za sprawą scenariusza. Rysuje wspomniany już Mike Mignola – jego styl przypomina oczywiście o wiele bardziej to, co widzieliśmy w „Uniwersum DC według Mignoli” niż w „Hellboyu”, ale można już dostrzec pewne charakterystyczne manieryzmy graficzne i typowe rozwiązania (Batman przywodzi czasami na myśl Piekielnego Chłopca, a Demon Etrigan rezydentów Pandemonium). Przede wszystkim jednak Mignola nawiązuje właśnie do stylu Kirby’ego, który jest po prostu… zauważalny.
Oto ramotka, która oparła się bardzo dobrze upływowi czasu – a to nie jest, wbrew pozorom, zbyt częsty przypadek. Szybka akcja, fajne rysunki, sympatyczni bohaterowie, nieustająca przygoda – dla osób z „pokolenia TM-Semic” jak znalazł. Ale nie tylko dla nich.
Tytuł: Kosmiczna odyseja
Scenariusz: Jim Starlin
Rysunki: Mike Mignola
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: The Cosmic Odyssey #1-4
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: sierpień 2021
Liczba stron: 208
Oprawa: twarda z obwolutą
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: I
ISBN: 9788328149342
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz