niedziela, 17 stycznia 2021

Przedwieczni

Szok przeszłości

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Większość fanów historii obrazkowych na pytanie „Jakie nazwisko najbardziej kojarzy się z komiksowym uniwersum Marvela?” odpowie bez wahania - Stan Lee. Nic dziwnego, „ojciec Marvela” był legendą za życia i nawet teraz, dwa lata po śmierci, jest nadal jednym z najbardziej medialnych twórców komiksowych. Jednak ani Marvel, ani nawet sam Lee, nie osiągnęliby tak oszałamiającego sukcesu, gdyby nie pewien facet - tytan pracy, który w swoim małym mieszkaniu w ekspresowym tempie rysował stronę za stroną. Oto „król komiksu”, słynny Jack Kirby i jedno z jego najbardziej znanych dzieł – „Przedwieczni”.

Jacob Kurtzberg, syn austriacko-żydowskich emigrantów, urodził się w 1917 roku w Nowym Jorku. Nastoletnie życie spędził na ulicach miasta w czasach Wielkiego Kryzysu – miał na pieńku z tamtejszymi młodocianymi gangami i zaczytywał się przygodami „Flasha Gordona”. Karierę rysownika zaczął wcześnie, jeszcze przed Drugą Wojną Światową – rysował chociażby krótkometrażówki „Popeye’a”. W czasie wojny, razem ze swoim wielkim przyjacielem, Joem Simonem, wymyślił postać Kapitana Ameryki, który tłukł nazistów aż huczało. Jack Kirby trafiał potem z jednego wydawnictwa do drugiego, aż w końcu w 1961, wraz z Stanem Lee i kilkoma innymi zapaleńcami, zainicjował nową erę w historii komiksu. Wydawnictwo „Atlas Comics” (znane wcześniej jako „Timely Comics”) przekształciło się w „Marvel Comics” a na rynku pojawił się pierwszy numer „Fantastic Four”. Kirby pracował dla Marvela przez całe lata sześćdziesiąte. Thor, Hulk, IronMan, Fantastyczna Czwórka, Silver Surfer, Galactus, Czarna Pantera, Doktor Doom, X-Men – ich wszystkich narysował właśnie Kirby, ustanawiając swego rodzaju marvelowski kanon. Niestety, gdy nadeszły lata siedemdziesiąte, stał się dokładnie taką samą ofiarą systemu jak Todd McFarlane, Jim Lee i pozostali założyciele Image Comics dwadzieścia lat później (patrz „Pajęcze lata Todda McFarlane’a”). Coraz bardziej doskwierający brak swobody twórczej, brak praw do postaci, wszędzie twarz Stana Lee (choć to Kirby odwalał lwią część roboty) i brak perspektyw. W 1970 roku Jack Kirby odszedł do największego konkurenta MarvelaDetective Comics – gdzie wykorzystał kilka odrzuconych pomysłów z czasów, gdy pisał „Thora” i stworzył legendarne już komiksy określane jako „The Fourth World”. „New Gods”, „The Forever People” i „Mister Miracle” – oto epickie historie o gigantycznych bogach-kosmitach, dziejące się zazwyczaj na przerażającej planecie Apokolips, którą rządzi Darkseid lub na stawiającej jej opór Nowej Genezie z Highfatherem na czele. Kontrakt był pięcioletni – w 1975 roku Kirby wrócił do Marvela i postawił bardzo twarde warunki. O dziwo nikt nie robi problemów.


Powrót Kirby’ego zaowocował kontynuacjami znanych serii (między innymi „Kapitan Ameryka” i „Czarna pantera”), ale przede wszystkim przyniósł w pełni autorską, sygnowaną tylko jego nazwiskiem, oderwaną od głównego kontinuum Marvela, serię komiksową, z napisaniem której „król komiksu” nosił się już od lat. Kirby’ego od zawsze fascynowały starożytne legendy i mity najróżniejszych ziemskich cywilizacji – ich wspólną cechą było to, że przedstawiały bogów i ludzi w o wiele bliższej komitywie niż ma to miejsce w tej chwili. Dosłownie – kiedyś bogowie chodzili po Ziemi i spotykali naszych przodków. Teraz ich nie ma – gdzie odeszli? Kiedy powrócą i czy w ogóle? Mity nie mają autorów, powstawały jako opowieści przekazywane ustnie z pokolenia na pokolenie i nikt nie jest w stanie stwierdzić skąd się wzięły i kiedy był ich początek. Czy prehistoryczny człowiek, u którego dopiero zaczynała kształtować się samoświadomość, sam stworzył sobie bogów (interpretując uderzenie pioruna w drzewo jako intencjonalne działanie wyższej istoty, miotającej błyskawice ze szczytów gór), czy może to oni ukształtowali nasz gatunek na swoje podobieństwo? Może bogami są po prostu jakieś gigantyczne, przekraczające nasze pojmowanie, istoty, które nie są żadnymi nadnaturalnymi bytami, lecz po prostu wymykają się naszej percepcji? Dlaczego ludy całej Ziemi, żyjące na niej pod różnymi szerokościami geograficznymi i w różnych epokach, mają sporo zaskakująco zbieżnych elementów w swoich mitologiach?


Pierwszą przymiarką do tego rodzaju opowieści był oczywiście Galactus, pożeracz planet, którego mogliśmy ostatnio oglądać w komiksie „Silver Surfer. Przypowieści” od Egmontu, a także seria „Thor”, w której autor zajął się na poważnie kreacją całego Asgardu i mieszkającego tam nordyckiego panteonu. Wspominany już „The Fourth World”, napisany i narysowany przez Kirby’ego dla Detective Comics, pełen jest kosmicznych istot o niemal boskiej potędze. Zakończony został niestety w samym środku opowieści z powodu niezadowalających wyników sprzedażowych i regularnie powtarzanego weta Kirby’ego wobec propozycji włączenia „Nowych Bogów” do głównego uniwersum DC. Nie, Kirby nie chciał, aby Superman walczył z Darkseidem. Gdy „król komiksu” wrócił do Marvela znowu zajął się bogami – kosmicznymi istotami, które przed eonami odwiedziły naszą planetę. Nie bez znaczenia był też fakt, że w 1968 roku ukazała się słynna książka Ericha von Daenikena – „Erinnerungen an die Zukunft”, znana w Polsce jako „Wspomnienia z przyszłości”. To w niej, jak dobrze wiemy, Daeniken w dość luźny i mało naukowy sposób, próbował udowodnić, że starożytne ludy miały do czynienia z wysoko rozwiniętymi przybyszami z kosmosu, którzy przyspieszyli nieco rozwój naszej cywilizacji. Jack Kirby postanowił opowiedzieć tę historię po swojemu. Otóż przed tysiącem lat, faktycznie miało miejsce „lądowanie w Andach” (co ciekawe, nasi Arnold Mostowicz, Alfred Górny i Bogusław Polch, w dwa lata po Kirbym, opowiedzieli o tym również). Pierwotny tytuł komiksu, „The Celestials”, po kilku perturbacjach, został ostatecznie zmieniony na „The Eternals” – pierwszy odcinek serii ukazał się w lipcu 1976 roku.


Przed milionami lat na naszą planetę przybyli „bogowie” – olbrzymie, sześćsetmetrowe istoty o niewyobrażalnej potędze, które latały po całej galaktyce i na wybranych planetach przeprowadzały swego rodzaju eksperyment. „Celestianie”, botak nazywali się przybysze, zmodyfikowali geny u naszych małpich przodków i przyspieszyli ewolucję gatunku. W wyniku ich machinacji powstały trzy odrębne gatunki rozumnych istot, różniące się od siebie w bardzo istotny sposób. Pierwsza rasa to „Dewianci”, niszczycielscy i zdegenerowani, niestabilni psychicznie i fizycznie – ich kod DNA miał skazę polegającą na tym, że bardzo łatwo ulegał mutacji. Dewianci nazywali to „klątwą niestabilnej formy”, która powodowała, że praktycznie wszyscy przedstawiciele rasy byli według ludzkich norm przerażającymi stworami. Cała populacja ukrywała się zatem w podziemiach, a ludzie pierwotni widzieli w niej piekielne demony. Drugim gatunkiem byli Przedwieczni (tytułowi „The Eternals”) – nieśmiertelni osobnicy o nadludzkich mocach, pierwsi superbohaterowie w historii naszej planety. Telekineza, manipulacja atomami, latanie, promienie z oczu, nadludzka prędkość, słuch, siła, a także niezwykła uroda – to wszystko cechowało tych „półbogów”. Zasiedlili oni szczyty niezdobytych gór, zakładając tam miasto o nazwie Olimpia – jak łatwo się domyślić to oni byli przez ludzi pierwotnych uosabiani z bogami. Zuras, Makkari (uporczywie, błędnie nazywany w polskim tłumaczeniu Makarrim), Ikarus, Thena, Sersi i wielu innych – to prawdziwe imiona tych, których my nazywaliśmy kiedyś Zeusem, Ateną, Merkurym, Ikarem, Kirke itd.


Trzecim gatunkiem byli po prostu przedstawiciele homo sapiens – stadium pośrednie między Dewiantami i Przedwiecznymi. To oni opanowali powierzchnię całej Ziemi, tworząc cywilizacje, które wzrastały i dojrzewały w oczekiwaniu na tak zwaną Drugą Falę – czyli ponowne przyjście Celestian, ciekawych co takiego wyrosło na pozostawionych przez nich eksperymentalnych szalkach. Druga Fala nadeszła około dwadzieścia tysięcy lat temu – mniej więcej wtedy, gdy zaczęła się Era Hyboryjska z opowiadań Roberta E. Howarda. W świecie wykreowanym przez Kirby’ego Dewianci opanowali świat i zdeptali go swoimi zdeformowanymi stopami. Celestianie, niczym Bóg Starego Testamentu, sprowadzają na Ziemię potop, wypędzając potwory z powrotem pod ziemię (to wtedy zatonęły lądy Mu i Lemurii – odrażające imperia Dewiantów) i pozwalają garstce ludzi i zwierząt uratować się z zagłady. Pierwsza faza eksperymentu się nie udała – Celestianie opuszczają Ziemię i niespodziewanie szybko, bo już po około dwudziestu mileniach, przybywają ponownie. Trzecia Fala to właśnie „lądowanie w Andach” – żywi bogowie przekazują Inkom swoją technologiczną wiedzę i pomagają im w rozwoju. Mijają lata – zapomniane skarby przeszłości, złote miasta, tajemnicze artefakty i starożytne pisma zostały pogrzebane. Teraz rozpalają wyobraźnię i przyciągają poszukiwaczy przygód – pierwszy odcinek „Przedwiecznych” przenosi nas do Ameryki Południowej, gdzie trójka śmiałków odnajduje ukrytą przed ludzkimi oczami „komnatę bogów”, pełną tajemniczych rysunków na ścianie. Oto kosmiczna technologia sprzed tysiącleci!


Doktor Damian, jego córka Margo oraz ich tajemniczy towarzysz, Ike Harris, znajdują w komnacie dziwny artefakt – Ike, o dziwo, wie, do czego służy. Aktywacja przedmiotu powoduje wysłanie w kosmos sygnału, który dociera do Celestian. Tak oto rozpoczyna się Czwarta Fala – już ostatnia, według tego co mówi Ike Harris, ujawniający przy okazji swoje prawdziwe imię i pochodzenie – oto Ikaris z Przedwiecznych, wyczekujący powrotu Celestian z bojaźnią i ekscytacją jednocześnie. Gdy ci w końcu przybywają, przykrywają miejsce swego lądowania nieprzeniknioną kopułą – rozpoczyna się właśnie pięćdziesiąt lat Sądu Ostatecznego. Gigantyczni Celestianie chcą w końcu zobaczyć ostateczny rezultat swego eksperymentu i zebrać to, co zasiali. Jeśli będą zawiedzeni, Ziemia zostanie zniszczona.

Dziewiętnaście odcinków „Przedwiecznych”, plus specjalne wydanie „The Eternals Annual” z 1977 roku opowiada o przygodach grupy tytułowych nadludzi oraz zaprzyjaźnionych z nimi reprezentantów homo sapiens w czasach ostatecznych. Do gry włączają się również Dewianci, którzy w obawie o to, że zginą z rąk Celestian, próbują podburzyć ludzi przeciwko przybyszom z kosmosu. Widzimy jak „diabły” i najróżniejszy „piekielny” pomiot obracają w perzynę Nowy Jork; odwiedzamy Miasto Ropuch, czyli podwodną stolicę Dewiantów; śledzimy poczynania Przedwiecznych, którzy zaniepokojeni (a jednak!) przybyciem Celestian biorą udział w fantastycznym rytuale, zwanym „jednomyśl”; obserwujemy wizytę Dewiantów i Przedwiecznych na ziemskiej uczelni, gdzie studenci doznają swego rodzaju „szoku przeszłości”; kibicujemy Ikarisowi, który próbuje powstrzymać wielkiego, zielonego humanoida, określanego mianem „space-powered Hulk!” (tak, zawsze z wykrzyknikiem i proszę nie mylić go ze zwykłym, dobrze nam znanym Hulkiem!); a na koniec bierzemy udział w pościgu za jakąś bronią ostateczną, potężną jak nic przed nią i nic po niej.


Całość pisana i rysowana jest tylko przez Jacka Kirby’ego – wszystko według wypracowanej przez lata „metody Marvela”. Na czym ona polegała? Stan Lee rzucał na spotkaniu ogólny zarys historii, nierzadko tylko postać i podstawowe założenia. Reszta należała już tylko do rysownika – nie było scenopisu, gotowych dialogów, tylko hasło – na przykład „wielki pożeracz planet”. Wymagało to wielkiej inwencji, pomysłowości i umiejętności – rysownik musiał być też scenarzystą i współkreatorem (tak na przykład powstał herold Galactusa, Silver Surfer, którego Stan Lee w ogóle nie przewidział, a potem uznał za jednego ze swoich ulubionych bohaterów). Jack Kirby wspominał, że siadał po prostu do rysowania, a historia tworzyła się sama, kadr za kadrem – musiał tylko pamiętać, żeby gdzieś zostawić trochę wolnego miejsca na dymki, które uzupełniał potem, już po akceptacji komiksu przez Stana Lee. Kirby wyszedł z jednego, podstawowego założenia – w komiksie nie jest ważne sztywne trzymanie się zasad realizmu, ścisłe przestrzeganie zasad fizyki, anatomii czy wiarygodności psychologicznej. Liczą się emocje czytelnika i czerpanie radości z obcowania z komiksową sztuką. To dlatego Kirby przedstawia swoje postacie w ciągłym ruchu, w dziwacznych pozach, w takim ciągłym napięciu, oczekiwaniu na kolejną ekscytującą przygodę. Wszystkie emocje odmalowywane na twarzach postaci są lekko podrasowane i teatralne – zwłaszcza te towarzyszące uświadomieniu sobie z jak wielką potęgą mamy do czynienia, jeśli chodzi o powracających na Ziemię Celestian. To „prawdziwy cios dla ego” – ludzie już wiedzą, że cała ich dotychczasowa wiedza o świecie musi być poważnie zweryfikowana. Jest też trochę głupotek, na które przymykamy oko, bo przecież znakomicie się bawimy. Autor podkreślał cały czas, że nigdy z całą pewnością nie ustalimy, czy boskie istoty rzeczywiście stąpały po Ziemi – więc może lepiej podejść do tego bardzo lekko, w formie zabawy? „Moi bohaterowie i pomysły służą tylko Waszej rozrywce. Tak naprawdę to cel mojego życia” – powtarzał „król komiksu.


„Przedwieczni” nigdy nie cieszyli się popularnością porównywalną ze ścisłym mainstreamem Marvela. Największym problemem było to, że „Przedwieczni” pozostawali poza głównym kontinuum uniwersum – ba, w szóstym odcinku mamy jasno powiedziane, że wydawnictwo Marvel istnieje w świecie „Przedwiecznych” i wydaje komiksy! Jack Kirby, podobnie jak kilka lat wcześniej w Detective Comics, opierał się naciskom wydawcy i samych czytelników. Poszedł im nawet trochę na rękę, wprowadzając w jednej z części agentów S.H.I.E.L.D. (nikt nie pytał, jak wyleźli oni z komiksu do świata „Przedwiecznych”), oraz wspomnianego już Hulka „napędzanego kosmiczną mocą”. Zielony gigant, z którym pojedynkował się Ikarus był jednak jasno zdefiniowany – „to tylko replika popularnej postaci z komiksów”. Seria „The Eternals” zostaje zamknięta w styczniu 1978 roku, kiedy to wyszedł jej dziewiętnasty odcinek. Stało się dokładnie to samo, co w przypadku „Nowych Bogów”, kiedy to Detective Comics domagało się mocnej interakcji Nowej Genezy i Apokolips z światem Supermana i Batmana. Trzy lata później Marvel robi to samo i Kirby znowu nie chce się zgodzić. Nie? To do widzenia.

Kirby znów odchodzi z pracy i tym razem trafia do telewizji, gdzie zajmuje się animacją. Wydawnictwo tymczasem zaczyna łączyć „Przedwiecznych” z podstawowym uniwersum – pod koniec 1980 roku wychodzi jubileuszowy, trzechsetny numer „Thora” i Celestianie wraz z całą mitologią zaczynają przenikać do mainstreamu Marvela. Ba, ostatecznie przeniknęli nawet do filmowego MCU – przecież kosmiczna stacja Knowhere, pojawiająca się w „Strażnikach galaktyki” to nic innego jak głowa Celestiala odseparowana od reszty jego ciała.


Marvel wznowił „The Eternals” w październiku 1985 roku, oczywiście bez jakiegokolwiek udziału Kirby’ego. Tym razem starczyło pomysłów na dwanaście odcinków i serię znów zakończono. Minęło dwadzieścia lat – w 2006 roku nową wersję napisał sam Neil Gaiman, którego scenariusz zilustrował John Romita Jr. Ten komiks mieliśmy już okazję przeczytać po polsku – w „Wielkiej kolekcji komiksów Marvela” wydawnictwa Hachette. W 2008 roku była jeszcze jedna, króciutka seria, a całkiem niedawno Marvel zapowiedział kolejną – pierwszy numer ma się ukazać w styczniu 2021 roku. Nowa edycja ma związek oczywiście z ekspansją filmowo-serialowego Marvel Cinematic Universe. Na listopad 2021 roku zapowiedziano bowiem film „The Eternals” z gwiazdorską obsadą.

Egmont, wydając „Przedwiecznych”, rozpoczął nową linię wydawniczą – „Marvel Limited”. Teraz wystarczy tylko trzymać kciuki za jak najszybsze wydanie kolejnych komiksów tego cyklu.


Tytuł: Przedwieczni 
Scenariusz: Jack Kirby Rysunki: Jack Kirby 
Tłumaczenie: Alicja Laskowska 
Tytuł oryginału: The Eternals 
Wydawnictwo: Egmont 
Wydawca oryginału: Marvel Comics 
Data wydania:wrzesień 2020 
Data wydania oryginału: 1976 – 1978 
Liczba stron: 392 
Oprawa: twarda 
Papier: kredowy 
Format: 225x 344 
Wydanie: I 
ISBN: 9788328158665

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz