wtorek, 19 stycznia 2021

Potworna kolekcja

Esencja pulpy


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Wydawnictwo KBOOM wraca po roku do komiksów Steve’a Nilesa i absolutnie genialnego Berniego Wrightsona. We wrześniu 2019 roku czytaliśmy „Frankenstein żyje, żyje!”, a dziś otrzymujemy komiksy powstałe trochę wcześniej. „Potworna kolekcja” to trzy rozbrajające, zabawne i po prostu znakomite „opowieści obrazkowe” – choć w kontekście tego, co Wrightson wyprawiał na papierze, jest to określenie nie oddające całej prawdy.

Bernie Wrightson jest komiksową legendą. Kojarzony jest przede wszystkim z pulpową grozą – jego pierwszym komiksem był 179 numer „House of Mystery” z kwietnia 1969 roku, kiedy to współpracował z Detective Comics jako freelancer. Najsłynniejsze dzieło z tego okresu to oczywiście „Swamp Thing” z 1972 roku – pierwsza seria o potworze z bagien ze scenariuszem Lena Weina. Wrightson narysował co prawda tylko dziesięć odcinków, ale to on ustalił raz na zawsze jak wygląda potwór – nikt już potem z tym nie próbował dyskutować. Rysownik przez całe swoje życie pozostawał w kręgach komiksowego horroru – jednym z jego najważniejszych dzieł są ilustracje do ekskluzywnego wydania „Frankensteina” Mary Shelley, które ukazało się w 1983 roku. Wspomniany „Frankenstein żyje, żyje!” jest tak naprawdę, według tego co mówił Steve Niles, „sequelem powieści Shelley i jej podsumowaniem”. Jak się okazało było to również podsumowanie twórczości Wrightsona i epitafium dla niej – grafik zmarł podczas pracy nad komiksem.


Wydawnictwo KBOOM sięga do pierwszych komiksów obydwu twórców. „Potworna kolekcja” zawiera trzy historie, wydane przez IDW Publishing między 2008 i 2011 rokiem. Pierwsza z nich, pod tytułem „Stwierdziła zgon”, jest noirowym kryminałem z bardzo charakterystyczną narracją. „Obudziłem się przed trzydziestoma sekundami, a już marzyłem, żeby mi ktoś palnął w łeb i skrócił to cierpienie” – detektyw Joe Coogan zdaje sobie pewnego ranka sprawę, że jest martwy. Chowa więc jelita do dziury w brzuchu i rusza w miasto znaleźć winowajcę. „Ghul” opowiada historię porucznika Klimpta, który chce rozwikłać zagadkę kryminalną w Hollywood. Na pomoc przybywa niejaki… Ghul z Federalnego Biura Śledztw Paranormalnych – ponad trzymetrowe indywiduum, wyglądające jak Hulk, Frankenstein i Hellboy razem wzięci. Ghul ma jednak swoje własne cele – Klimt przeżyje naprawdę niezapomniane chwile. A ostatnia historia opowiada o nastoletnim geniuszu, tytułowym „Doktorze Makabrze”, który konstruuje niesamowite technologiczne cacka i rusza do walki z duchami. Wszystkie trzy opowieści dzieją się w tym samym uniwersum, w okolicach Los Angeles – bohaterowie pojawiają się gościnnie we wszystkich trzech nowelkach.


„Potworna kolekcja” jest esencją pulpy, jej wzorcowym, wprost idealnym przedstawicielem. Czego my tu nie znajdziemy… Czarny kryminał w blasku Hollywood, „Opowieści z krypty”, „Noc żywych trupów” Romero, „Scooby Doo”, „Ghostbusters”, groszowe czasopisma z początku XX wieku (chociażby „Weird Tales”), naiwne komiksy ze Srebrnej Ery, filmy science fiction z połowy zeszłego wieku, kosmici, „animal attack”, szaleni naukowcy, zombie-detektyw czy wreszcie „ektoplazmowy akcelerator rozwalający barierę, za którą czają się demony”. Wszystko to okraszone pierwszorzędnym humorem czarnym jak smoła – porucznik Klimt, postać chyba najbardziej podobna do „zwykłego czytelnika”, ogląda to wszystko z otwartą buzią, ale szybko dochodzi do siebie i rusza do walki ze „straszydłami, na widok których sam Szatan posrałby się ze strachu”. Prawdziwie rozbrajający jest też Ghul, który jest jawnym nawiązaniem do „Hellboya” Mike’a Mignoli. Olbrzym wychodzi z założenia, że planowanie w walce z potworami jest przereklamowane i za każdym razem „dyskretnie” wyważa drzwi. „Krzyże i woda święcona nie są złe, ale nie należy lekceważyć potęgi wielgachnej spluwy!”.


Wszystkie te smaczki i nawiązania są oczywiście znakomite, ale nie miałyby takiej siły rażenia, gdyby nie grafiki Berniego Wrightsona. Czasami po prostu aż trudno odwrócić wzrok o tych czarno-białych ilustracji. Styl artysty jest bardzo rozpoznawalny – mamy oszałamiającą wprost drobiazgowość, niezliczoną ilość detali, charakterystyczne, gęste kreskowanie i operowanie światłocieniem. Wrightson stosuje mnóstwo różnych odcieni, tekstur, wszystkie linie i plamy są wycyzelowane i bardzo przemyślane – czasem mamy wrażenie, że za chwilę to wszystko rozsadzi obrazek i eksploduje czytelnikowi w twarz. Wszystko przypomina stare drzeworyty (albo i staloryty), gdzie niepoliczalna ilość malutkich kresek składa się na całość, a tło jest tak „zabudowane” szczegółami, że nawet pusta przestrzeń nie jest tak całkiem pusta. To taki specyficzny, wrigthtsonowy, „horror vacui”, który zawsze wymagał od niego olbrzymiego nakładu pracy. Pięćdziesiąt ilustracji do wspomnianego wydania „Frankensteina” z 1983 roku rysował aż siedem lat i przyznaje, że zostawił przy tym spory kawałek duszy i zdrowia. Andreas Martens, autor „Rorka”, zawsze wymienia Wrightsona jako największe źródło graficznych inspiracji – wystarczy wziąć dowolny komiks Andreasa, aby dostrzec to już na pierwszy rzut oka.


„Potworna kolekcja” to kawał komiksu, zarówno ze względu na jakość jak i gabaryty. Zdecydowanie polecam i przypominam, że w styczniu znowu będziemy mogli podziwiać prace Wrightsona – Egmont wydaje głośny komiks „Batman. Sekta”.




Tytuł: Potworna kolekcja
Scenariusz: Steve Niles
Rysunki: Bernie Wrightson
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: As Dead, She Said #1-3; The Ghoul #1-3; Doc Macabre #1-3
Wydawnictwo: KBoom
Wydawca oryginału: 
Data wydania: październik 2020
Liczba stron: 200
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 205 x 305
Wydanie: I
ISBN: 9788395867521

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz