Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Przy okazji artykułu o „Yansie” wspomniałem pewną polską komiksową inicjatywę wydawniczą z końcówki lat osiemdziesiątych. „Komiks Fantastyka” był w tych czasach czymś absolutnie oszałamiającym i każdy trochę starszy polski fan historii obrazkowych dobrze wie o czym mowa. Początkowe numery cyklu, te jeszcze sprzed przemianowania go po prostu na „Komiks”, zdominowało trzech bohaterów: Funky Koval, Yans i ten najbardziej enigmatyczny i skomplikowany – Rork. Historia tajemniczego białowłosego jegomościa sięga 1978 roku.
Wtedy to Andreas Martens, niemiecki scenarzysta i rysownik, napisał pierwszy, siedmiostronicowy odcinek dla słynnego magazynu „Tintin”. Ówczesny redaktor naczelny, André-Paul Duchâteau, ojciec rzeczonego „Yansa” (projekt był wówczas w powijakach i zaczynał się dopiero mgliście kształtować), postanowił dać szansę młodemu, dwudziestokilkuletniemu artyście ze Wschodnich Niemiec. „Rork” zadebiutował w sto sześćdziesiątym siódmym numerze „Tintina” króciutką opowieścią grozy zatytułowaną „Un siècle pour une maison”, znaną w Polsce jako „Stuletni dom”. Autor, który zaadaptował swoje imię do obowiązkowego w krajach frankofońskich pseudonimu artystycznego, publikował w „Tintinie” aż do roku 1982. Początkowo niepowiązane fabularnie opowiadania zaczęły w późniejszym okresie łączyć się w całość i tak naprawdę tylko dwa pierwsze są zupełnie niezależne i zamknięte (a Andreas i tak do nich nawiązuje w późniejszych częściach). Niestety po czternastym odcinku seria została zawieszona. Mistyczny, skomplikowany i bardzo niejednoznaczny „Rork” nie wzbudzał wielkiego zainteresowania czytelników „Tintina”.
Przełom nastąpił w 1984 roku, kiedy to belgijskie wydawnictwo „Le Lombard” zebrało wszystkie odcinki z „Tintina” i wydało je w dwóch albumach. „Fragmenty” i „Przejścia” wyszły krótko po sobie i okazało się, że rynek potrzebuje „Rorka”. Andreas mógł „ożywić” swego bohatera – z entuzjazmem rozpoczął prace nad kolejnymi przygodami, już świadomie nastawiając się na kolejne wydania albumowe i zdecydowaną ciągłość fabularną. Założenie było jedno – kolejne pięć tomów. Ani mniej, ani więcej. Powstała dzięki temu bardzo spójna historia, zakończona w roku 1993, do której Andreas dopisał jeszcze po dziewiętnastu latach swego rodzaju prequel, zatytułowany „Duchy”. „Rork” wrócił do Polski na początku dwudziestego pierwszego wieku za sprawą oficyny wydawniczej „Motopol – Twój komiks”. A w 2013 i 2014 roku wydawnictwo Sideca wydało dwa ekskluzywne tomy zbierające wszystkie historie z Rorkiem, jakie kiedykolwiek wyszły spod pióra Andreasa.
Kim jest Rork? Tego nie wie nikt, nawet sam zainteresowany. To wysoki, białowłosy mężczyzna o bliżej nieokreślonym wieku, ubrany zawsze w długi, łopoczący na wietrze, czarny płaszcz. Jego pochodzenie owiane jest tajemnicą, podobnie jak źródło jego niecodziennych umiejętności. Rork potrafi wpływać na umysły innych, opierać się psychicznym atakom, jest długowieczny i zna mnóstwo starożytnych pism dotyczących nauk tajemnych – i nie może się powstrzymać, gdy wzywa go Nieznane. Tak, Rork jest badaczem tajemnic rzeczywistości, która, kształtowana przez Andreasa Martensa, skrywa ich więcej niż moglibyśmy się spodziewać. Akcja komiksu osadzona jest na początku dwudziestego wieku – trzysta lat wcześniej, gdzieś w Nowej Anglii, miejscowy kowal i jego żona znaleźli pod drzwiami noworodka–podrzutka. Wychowali go oczywiście jak własnego syna, choć szybko okazało się, że przyjdzie czas, kiedy chłopiec będzie musiał odejść. Już w wieku kilku lat zaczął zadawać takie pytania, na które jego przybrani rodzice nie znali odpowiedzi – jego inteligencja i ciekawość świata przekroczyła wszelkie granice. Gdy Rork zapadł pewnego dnia na dziwną chorobę, dowiedział się, że oprócz dobrze znanego mu świata istnieją też inne, tak samo ważne i tak samo czekające na eksplorację. Chłopiec opuścił rodzinę i dołączył do tajemniczego, wędrownego nauczyciela Tenamara, który zdradził mu największy i najbardziej niebezpieczny sekret – Rork może zostać „wtajemniczony”, czyli wziąć udział w pewnym rytuale przejścia, po którym będzie w stanie podróżować między światami. Nie może jednak nadużywać tej umiejętności, ponieważ na jego życie mogą zacząć czyhać bliżej nieokreślone złe moce. Problem w tym, że podróże te wydają się być jedynym sposobem na poznanie prawdy o swoim pochodzeniu i przeszłości.
W początkowych odcinkach komiksu Rork żyje sobie w małym amerykańskim miasteczku Alien’s Point i bierze udział w pozornie niepowiązanych ze sobą wydarzeniach. Rozwiązuje zagadkę niepokojącego domostwa stojącego na brzegu urwiska; jest świadkiem odkrycia mogącego zniszczyć naszą planetę; egzorcyzmuje Ebenezera Awridge’a, dyrektora miejscowej biblioteki, opętanego przez „plamę z kosmosu”; znajduje bezimienną kobietę na skraju pustkowia emanującego nieznaną, groźną energią; odkrywa prawdziwe imię tejże kobiety (Deliah Darkthorn), jej niezwykłe moce i powiązania z Awridgem i ostatecznie wpada w zastawioną na nich w Nowym Jorku pułapkę. Umarł? Może został zawieszony między światami? Prywatny detektyw Raffington Event dostaje anonimowe zlecenie na rozwiązanie tej zagadki – od tej pory wszystkie luźne wątki zaczynają się w końcu przeplatać i na oczach czytelnika zaczyna powstawać wielce skomplikowana konstrukcja. Odwiedzamy wiele niesamowitych miejsc – cmentarzysko średniowiecznych katedr w amazońskiej dżungli, meksykańską wioskę w przeddzień magicznego rytuału, nowojorskie podziemia, kryjące wiele niebezpieczeństw, czy wreszcie statek kosmiczny ukryty pod lodem Arktyki. Poznajemy wielu ekscentrycznych bohaterów – prywatnego detektywa o pseudonimie „Koziorożec”, jego zabawnych asystentów i arcywroga o imieniu Mordor Gott, demony z innych wymiarów, wspomnianą już Deliah i jej córkę, podejrzanego naukowca Pedaqueta, pisarza Berniego Wrighta, naukowców-poszukiwaczy przygód, Yostę – mesjasza z Amazonii i wielu innych. Jesteśmy świadkami niezrozumiałych i niewytłumaczalnych zjawisk, a wszystko prowadzi nas do jednego celu – wyjaśnienia tajemnicy Rorka i wieloświatu, który jawi się jako wypierane, lecz prawdziwe oblicze rzeczywistości.
Rork z początku wydaje się być po prostu jej obserwatorem i zbieraczem informacji. Jego podejście do świata jest zawsze sceptyczne i zdroworozsądkowe – przeciwnie niż u większości reprezentantów naszego gatunku. „Ty i tobie współcześni zbyt szybko akceptujecie to, co widzicie. Wystarczy wiedzieć, co chcecie zobaczyć, aby wmówić wam cokolwiek!” – mówi Rork. Podobne podejście reprezentuje detektyw Koziorożec – astrolog nie wierzący w astrologię. Liczy się u niego tylko logika, racjonalne wnioskowanie i studium charakteru adwersarza. Sam przyznaje, że fajnie „byłoby być tajemnicą”, tylko, że to absolutnie do niczego nie prowadzi. Rork dociera do coraz większych sekretów i niczym bohaterowie Howarda Phillipsa Lovecrafta, którymi również w większości przypadków byli ludzie racjonalni, podważa obecny stan wiedzy o rzeczywistości w sposób nieodwracalny. Jest to niebywale niebezpieczne – tak zdobytej wiedzy nie można już odrzucić, traktować z przymrużeniem oka lub brać w nawias jak ma to miejsce w przypadku interpretacji świata drogą mistyki, religii czy filozofii. Rork okazuje się zatem największym zagrożeniem dla całego multiświata Andreasa – kosmiczna rasa zwana „Kłamcami z Vree” boi się destabilizacji całego uniwersum i chce powstrzymać bohatera. W przeciwieństwie jednak do protagonistów Lovecrafta, Rork nie popada w obłęd po konfrontacji z prawdziwą naturą Nieznanego. Być może dlatego, że tak naprawdę nigdy go do końca nie poznaje – podąża tylko przez kolejne przejścia, otrzymuje coraz to nowe przybliżenia poszukiwanego rozwiązania, ale nigdy do niego samego nie dociera. Droga jest ważniejsza od celu, pytania są ważniejsze niż odpowiedzi.
Zdobywanie wiedzy o świecie zewnętrznym to jedno – ważna jest też prawda o świecie wewnętrznym. U Andreasa jedno z drugim jest nierozerwalnie związane. Te drugie poszukiwania są o wiele trudniejsze, ponieważ nie wystarczy być tylko obserwatorem. „Będę musiał opuścić swoje miejsce widza” – mówi Rork na początku piątego tomu i postanawia aktywnie włączyć się do akcji. „Rzucanie się na ślepo w wir nieprzewidywalnych perypetii, tak z czystej ciekawości”, skutkuje coraz częściej nie tylko rejestrowaniem, ale i zmienianiem rzeczywistości. W świecie Andreasa polega to znowu na ciągłych rytuałach przejścia, forsowaniu kolejnych wrót – ba, nawet pierwsze pojawienie się Rorka-niemowlaka wiąże się z przekroczeniem drzwi do domu kowala z Nowej Anglii. Droga bez jasno wytyczonego celu staje się całym sensem egzystencji, a zadawanie pytań – znowu – kluczowe. Nauczyciel Tenamar uspokaja małego Rorka: „Spokojnie! Jest zawsze tyle odpowiedzi, ile pytań!”. „Nie! Jest zawsze o jedno pytanie więcej!” – ripostuje uczeń, który wie, że każda odpowiedź rodzi kolejne pytania i nadaje sens życiu bohatera. Zresztą nie tylko – tu chodzi też o całą komiksową twórczość Andreasa i jego pomysł na grę z czytelnikiem.
„Rork” jest bowiem ciągłą, interaktywną rozgrywką i dialogiem z odbiorcą. Andreas zostawia nam ślady, do których będziemy chcieli kiedyś wrócić i być może podążyć nimi w nieco inny sposób. Komiks ten już z samego założenia miał wymuszać kolejne odczyty i interpretacje, co nie znaczy, że można go dekodować zupełnie dowolnie – „musi być on uczciwy względem odbiorcy, musi zawierać absolutnie spójny świat i fabułę”. „Rork” przywołuje literaturę jednego z gigantów fantastyki – Gene’a Wolfe’a. Zrozumienie sedna jakiejkolwiek powieści Wolfe’a jest niemożliwe po pierwszym czytaniu – to dopiero powroty na to pozwalają. To one również umożliwiają na dotarcie do pewnych pokładów naszej czytelniczej wrażliwości. Tak samo jest u Andreasa, który mówi tak: „Moje komiksy to badanie samego siebie, próba dowiedzenia się kim jesteśmy. W życiu zdarzają nam się czasem rzeczy doprowadzające nas do granic, odkrywające przed nami aspekty nas samych, których nie widzieliśmy… lub których nie chcemy widzieć”. Bohaterowie szukają prawdy o sobie, tak samo jak czytelnicy i sam autor – on na samym początku drogi twórczej przyjął bardzo „niekomercyjne” założenie. Będzie tworzył tylko to, co lubi i co otrzyma od niego samego akceptację do druku – postanowił, że nigdy nie odda wydawcy produktu, do którego sam nie będzie przekonany. On sam przechodzi przez następujące po sobie drzwi – właśnie samodzielnie i bez niczyjej pomocy. Andreas zawsze odpowiada sam za scenariusz i rysunki, uważa bowiem, że jakikolwiek scenarzysta ograniczałby jego swobodę. Ten skrajny indywidualizm to sposób na podróż w głąb siebie – droga bez końca, wzorem samego Rorka. Autor uważa też, że komiks nie może odpowiadać na wszystkie czytelnicze pytania – to wręcz niedopuszczalne, musi być zawsze o jedno pytanie więcej niż jest odpowiedzi. A to powoduje, że czytelnik ma sporo roboty – czyta ponownie i jest współkreatorem świata komiksu. Też ma swoje drogi do przebycia i wrota do otworzenia.
Taka nieustanna podróż i poszukiwania wskazują na jeszcze jedną rzecz. Otóż „Rork” opowiada o walce dobra i zła – pozornie tak, jak wiele innych dzieł kultury przed nim i po nim. Na życie bohatera dybie Wielkie Zło, zawsze pisane wielką literą, on sam i jego przyjaciele zdają się być zawsze po tej drugiej, Dobrej Stronie. Czy możemy założyć, że według Andreasa Absolutne Zło i Dobro, Totalny Chaos i Ład, stoją na skrajach jakiegoś ideowego spektrum? Tak, ale tylko w fikcji – nigdy w rzeczywistości. Tylko w wymyślonych światach dochodzi do konfrontacji ostatecznych – w tym rzeczywistym, wszystkie starcia są cząstkowe i toczą się gdzieś pomiędzy, w pół drogi. I bohaterowie zdają sobie z tego sprawę doskonale – Rork podważa co chwilę realność świata, do którego wrzucił go Andreas. „Co to za świat, który, gdy tylko ma kontakt z rzeczywistością, krwawi i umiera?” – krzyczy Rork i biegnie szukać kolejnego, rzekomo bardziej prawdziwego. Cały czas ucieka od rzeczywistości, w której przebywa, licząc, że za kolejnymi drzwiami znajdzie inną, bardziej realną. Ale żadnej nie akceptuje, nigdzie nie znajduje upragnionych odpowiedzi i drogowskazów ostatecznych. Bohaterowie komiksu próbują kiełznać rzeczywistość religią, filozofią i innymi tego typu metodami jej katalogowania, ale ostatecznie według słów samego Rorka – „wszystko, co tutaj robimy to tylko bazarowy mistycyzm”. Tak prawdy nie poznamy – możemy liczyć tylko na jej fragmenty znajdowane gdzieś pomiędzy kolejnymi etapami podróży.
W pewnym momencie poznajemy prawdziwe znaczenie imienia głównego bohatera – jest to dziwne słowo pochodzące z zapomnianego języka sprzed tysięcy lat, które oznacza „znak” lub „myśl” (tak naprawdę Andreas wybrał takie imię, bo „podobało mu się jego specyficzne brzmienie” – znaczenia nie miało żadnego). Rork jest autorską ideą, która eksploruje fikcyjne światy komiksu i nigdy nie dociera do sedna – on sam jest tylko drogą ku pojęciom idealnym. Andreas cały czas podkreśla, że „Rork” to tylko historia obrazkowa, fikcja współtworzona przez czytelnika i autora, którzy wzajemnie dopowiadają sobie treści i znaczenia. Wszystko zależy tylko od nich – nie ma Wykładni Obiektywnych, nie ma Zła ani Dobra Absolutnego. Rork krzyczy pod koniec komiksu: „Człowiek nie jest stworzony do chaosu ani do doskonałości. Jego racja istnienia to droga prowadząca od jednego do drugiego. Jedynie wysiłek daje mu siłę do życia. A jeśli poniesie porażkę lub odniesie sukces będzie to koniec świata”. A gdy znika z kolejnego świata, Koziorożec mówi: „Czym jest Rork? To tylko znaki. Nic więcej”.
Jak można było przeczytać w specjalnym „dossier”, zamieszczonym na początku zbiorczego wydania oficyny Sideca, Andreas zaprzeczał jakoby główną inspiracją „Rorka” był Lovecraft (tutaj wskazuje na swojego późniejszego „Cromwella Stone’a”, jako głównego spadkobiercę idei). Źródła idei i filozofii są w przypadku Andreasa o wiele mniej widoczne, niż te, pod wpływem których ukształtował się jego rysunek. Autor jednoznacznie przyznaje, kto był jego największym mistrzem – Bernie Wrightson, o którym pisaliśmy przy okazji „Sagi o potworze z bagien” i którego prace mogliśmy niedawno podziwiać w komiksie „Frankenstein żyje, żyje!” wydanym przez Mucha Comics. Panowie są niemal rówieśnikami, ale kierunek przepływu wzorców jest tu akurat jasno określony. Andreas rysuje tak jak Wrightson – to samo zamiłowanie do rytownictwa z początku dwudziestego wieku, uwielbienie szczegółu, specyficzne kadrowanie „z lotu ptaka” (np. spod sufitu pracowni lub przedziału w pociągu), kreskowania, cieniowania i bardzo realistycznie oddana architektura. Pierwsze odcinki „Rorka” to wręcz oda do Wrightsona. Innym „znakiem handlowym” Andreasa jest specyfika kadrowania i sama konstrukcja narracji na poszczególnych stronach – autor wspomina, że tutaj pewną rolę odegrał „wczesny” Frank Miller. Komiks przepełniony jest wąskimi, klaustrofobicznymi, długimi kadrami, ułożonymi na stronie w bardzo niestandardowy sposób, który zawsze jest adekwatny do przebiegu akcji, odzwierciedla jej dynamikę i pomysłowo prowadzi czytelnika przez całą narrację. Kadry wręcz konkurują ze sobą o miejsce na stronie, wchodzą z sobą w dziwaczne interakcje, wiją się w konwulsjach i każą odejść od linearnego odczytu na rzecz bardziej intuicyjnego. Rysunek był u Andreasa zawsze faworyzowaną formą ekspresji względem tekstu. Wypowiada się on głównie obrazem – to od samego początku było jego celem. „Autorzy scenariuszy są zbyt gadatliwi, piszą to, co można by bez problemu opowiedzieć samym rysunkiem. Dlatego wolę pracować sam”.
Gdy zamykamy „Rorka” nie wiemy wszystkiego – nawet po drugim czy trzecim czytaniu. Na część pytań odpowiada kolejna seria Andreasa, która wystartowała w styczniu 1997 roku, cztery lata po zakończeniu omawianej dziś serii. Fabuła „Koziorożca” zaczyna się jeszcze przed wydarzeniami opisanymi w piątym albumie „Rorka” – zatytułowanym, a jakże, „Koziorożec”. Spotkanie jasnowłosego podróżnika z prywatnym detektywem ma miejsce pomiędzy czwartym i piątym numerem przygód tego drugiego. Dwadzieścia albumów „Koziorożca” jest oczywiście tak łakomym kąskiem dla każdego komiksiarza, że nie możemy ich pominąć w naszym cyklu. Tymczasem czytajcie „Rorka” – wciąż i wciąż na nowo, bo ta droga naprawdę nie ma końca.
Tytuł: Rork, albumy zbiorcze 1 i 2
Scenariusz: Andreas
Rysunki: Andreas
Tłumaczenie: Anna Tillet
Tytuł oryginału: Rork #0-7
Wydawnictwo: Sideca
Wydawca oryginału: Le Lombard
Data wydania: 2013,2014
Liczba stron: 256, 244
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 210 x 290
Wydanie: I
ISBN: 9788393796748, 9788393796700
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz