niedziela, 2 września 2018

Yans

Nazywam się Yans!


Artykuł powstał przy współpracy z portalem Esensja i został tam pierwotnie zamieszczony.

W 1988 roku pojawił się w Polsce komiks, który dziś, dokładnie trzy dekady później, pozostaje jednym z najżywszych komiksowych wspomnień z „tamtych lat”. „Yans – przybysz z przyszłości” wydany w magazynie „Komiks – Fantastyka” nr 1/1988. Bohater z nieprzytomną kobietą (może ukochaną?) na rękach, uciekający przed bliżej niezidentyfikowanymi żołnierzami, a wszystko w ponurej postapokaliptycznej scenerii. Zajrzyjmy do „Yansa” po trzydziestu latach jeszcze raz.

Wszystko zaczęło się jeszcze dwanaście lat wcześniej. W 1976 roku Grzegorz Rosiński, trzydziestopięcioletni polski rysownik, poznaje na Frankfurckich Targach Książki niejakiego André Duchâteau, redaktora naczelnego belgijskiego magazynu komiksowego „Tintin”. Ten, zaintrygowany pracami Polaka, pomaga mu najpierw w sfinalizowaniu współpracy z Jeanem Van Hamme’em, dzięki czemu powstaje legendarny „Thorgal” oraz po pewnym czasie proponuje scenariusz własnego autorstwa. I tak, korespondencyjnie, kawałek po kawałku, powstawał komiks „Hans”, publikowany początkowo w odcinkach w magazynie „Tintin”. Ta listowna wymiana szkiców, rysunków i fragmentów scenariusza, chowanych w paczkach przebijających się przez żelazną kurtynę, nie była bez znaczenia – Duchâteau nie miał w ogóle wówczas całościowej wizji swojego świata (trzeba tu uczciwie przyznać, że nie miał jej do samego końca), a Rosiński bazując na niepełnej informacji, siłą rzeczy nie był biernym rysownikiem, lecz współkreatorem świata przedstawionego. Nie wychodziło to czasem na dobre projektowi – do najczęściej przywoływanej historii z okresu tworzenia pierwszego tomu „Hansa” należy ta, w której Rosiński dowiedział się z którejś z kolei transzy scenariusza, że na świecie panuje potworny mróz i nie da się chodzić po nim zbyt lekko ubranym. Tymczasem rysując pierwszy fragment komiksu, ubrał Hansa w cieniutką kurtkę a ten wcale nie narzekał. Zresztą, w kolejnych tomach scenarzysta znowu zapomniał, że w jego świecie jest bardzo zimno – ale do tego wrócimy.


W czerwcu 1983 pierwszy „Hans” ukazuje się w końcu w jednym tomie, zatytułowanym „Ostatnia wyspa”. To właśnie ten komiks przywołujemy na początku artykułu – polski wydawca zmienił nie tylko tytuł, ale i imię głównego bohatera, odzierając je ze niewygodnych skojarzeń z II wojną światową. Ciekawostka – „Hans” pojawił się w Polsce jeszcze wcześniej, bo w 1984 roku jako „Jan – przybysz znikąd”, na ostatnich stronach legendarnego „Świata Młodych”. Grzegorz Rosiński przyznał w jednym z wywiadów, że odbyło się to bez wiedzy i zgody autorów – gazeta nie miała prawa publikować tego komiksu. Dodatkowo przygody Jana zostały koszmarnie pocięte, usunięto całe plansze zastępując je streszczeniami. Ustalmy jednak, że w Polsce Hans nazywa się Yans i tak to już pozostawmy. Grzegorz Rosiński pozostał ilustratorem serii aż do tomu piątego – nawał pracy przy „Thorgalu”, który był jednak dla niego najważniejszym przedsięwzięciem, oraz kilka innych zobowiązań nie pozwoliło mu na kontynuowanie „Yansa”. Rysownik żegna się z serią w albumie „Prawo Ardelii”, który tworzy już wspólnie ze swoim następcą, Zbigniewem Kasprzakiem. Robi to nie bez żalu, ponieważ rozbuchane, pędzące przed siebie bez opamiętania fabuły Duchâteau, były dla niego niezłym kontrapunktem dla bardziej stonowanych i wyważonych opowieści Van Hamme’a. Sam Duchâteau wspomina, że „Yans” był dla niego tym komiksem, w którym całkowicie puścił wodze fantazji – niehamowany w ogóle przez Rosińskiego ani Kasprzaka, którzy, w przeciwieństwie do innych rysowników Duchâteau, skupili się tylko na warstwie graficznej. Zbigniew Kasprzak (który przyjął, wzorem wielu innych frankofońskich twórców pseudonim artystyczny – „Kas”), szybko po otrzymaniu propozycji przejęcia „Yansa” przeprowadza się wraz z żoną do Belgii i tworzy tam serię, aż do jej niespodziewanego końca. A o czym opowiada sam komiks?


Rok 2027. „Miasto to nazywano po prostu Miastem, gdyż w tamtych czasach w całym znanym ludziom regionie nie istniało inne”. Poza miastem rozciągają się niezmierzone obszary tak zwanej Strefy, skute lodem i zasypane popiołami pustkowie. Świat zrujnowała wojna nuklearna, której następstwem był tak zwany „Wielki chłód”. Duchâteau miał tu (chyba) na myśli zimę nuklearną, choć przedstawił ją w komiksie w sposób zupełnie nie przystający do wiedzy naukowej. Mróz skuł ziemię w kilka sekund, ludzie zamieniali się w lodowe posągi a ptaki spadały z nieba. Większość ludzi ukryła się w Mieście. Poza nim żyją wyrzutkowie zwani Zewnętrznymi – są to ludzie wypędzeni z Miasta za przestępstwa lub buntownicy, którzy wybrali życie w Strefie samodzielnie. Na tej koszmarnej pustyni pojawia się pewnego dnia tajemniczy blondyn zmierzający w stronę Miasta. Nie pamięta nic, nie wie skąd się tu wziął i gdzie zmierza – mówi tylko, że nazywa się Yans, a Miasto przyciąga go magnetyczną siłą. Yans zostaje oskarżony o szpiegostwo, a od śmierci ratuje go mała grupka Zewnętrznych z piękną Orchideą na czele. Yans i Orchidea szybko zakochują się w sobie i tworzą idealną, wierną i bezgranicznie oddaną sobie parę przez całe dwanaście tomów. Yans okazuje się być przybyszem z roku 2061. Jest on agentem tego samego Miasta, do którego właśnie przybył – jego zadaniem jest pilnowanie, aby nie dochodziło zmian przeszłości, a co za tym idzie, aby nie nastąpił efekt motyla, w wyniku którego przyszłość mogłaby przestać istnieć w dotychczasowej postaci. Uprzywilejowani mieszkańcy Miasta roku 2061 wykorzystują tak zwane „translatory temporalne”, dzięki którym przenoszą się w czasie. Miasto przyszłości rządzone jest twardą ręką przez tyrana o imieniu Valsary, który próbuje uporczywie zapobiec spełnieniu się prognozy, widzianej przez niego na ekranie komputera symulującego przyszłość. Miasto pełne jest zastraszonych, zgnębionych obywateli, całkowicie ubezwłasnowolnionych przez Valsary’ego i jego klikę.


Pierwsze pięć tomów komiksu łączy jeden wątek fabularny – walka Yansa z Valsarym i zagrożenie ze strony Królowej Ardelii, władczyni planety funkcjonującej na zasadzie pszczelego ula. Yans, Orchidea oraz ich miłość to trójka głównych bohaterów uwikłanych w fantastyczne wydarzenia i niesamowite przygody. Starają się oni o azyl na planecie Ardelii; zostają zesłani na planetę Xanaję w celu zbadania źródła mutacji jej mieszkańców; poznają nowych przyjaciół (Aurorę i Kylala, parę Xanajczyków pojawiających się już potem regularnie w serii), z którymi zakładają ruch oporu wobec znienawidzonej władzy. Piąty tom „Yansa” kończy nie tylko udział Grzegorza Rosińskiego, ale zamyka też pewną fabularną całość. Począwszy od tomu szóstego mamy do czynienia z pojedynczymi historiami, ułożonymi oczywiście chronologicznie w czasie i z tymi samymi bohaterami, ale są to tak naprawdę osobne opowieści. Obserwujemy Yansa i Orchideę pechowo „zesłanych” na planetę pokrytą barokowo wybujałą i obdarzoną czymś w rodzaju samoświadomości florą; widzimy jak na świat przychodzi ich córka, Mahonia, która staje się potem jedną z najważniejszych bohaterek ostatnich tomów. Bohaterowie przeżywają również przygody w Mieście, gdzie zmieniła się władza i któremu zagraża najpierw zepsuty i żądny władzy przywódca Zewnętrznych a potem horda przybyszy z innej planety, spowita czarodziejską „tęczową mgłą”; ruszają na ratunek swojej córce, która pod wpływem chwilowego wzburzenia postanawia uciec w losowo wybrany czas i miejsce za pomocą translatora temporalnego; mierzą się ze spiskiem wysokich rodów Miasta i przerażającą, urzeczywistnioną miejską legendą powtarzaną szeptem w Strefie; oraz wpadają w sidła spisku mającego na celu wydarcie Miastu „tajemnicy czasu”.


„Yans” jest pulpową historią science fiction, w której możemy jednak odnaleźć bardzo dużo elementów fantasy. Grzegorz Rosiński nie unikał fantastyki naukowej, dużo lepiej jednak czuł się w konwencji fantasy, gdzie zamiast skomplikowanych mechanizmów, pojazdów i futurystycznych lokacji mógł narysować dziwaczne bestie, ludzi z toporami lub mieczami w rękach, przemierzających pustkowia i mroczne krainy. To był też jeden z powodów rezygnacji z rysowania komiksu opartego na teoriach Ericha von Dänikena (wziął się za to Bogusław Polch, kadrując słynną „Ekspedycję”). Poza tym duży wpływ na rysunek Rosińskiego miały prace Jeana „Moebiusa” Girauda, które znalazł w kultowym francuskim periodyku „Métal Hurlant” – co widać wyraźnie w komiksach o przygodach Yansa (niech latające, osiodłane niby-ptaki będą pierwszym z brzegu przykładem). Konwencja mieszanki s-f i fantasy odpowiadała również Duchâteau, który oparł całą swą epopeję na jednym toposie – jednoznacznie pozytywny bohater, rozwijający się „od zera do bohatera”, docierający w trakcie rozwoju fabuły do prawdy o samym sobie i dojrzewający do tego, aby zostać zbawcą świata. Jest to bohater w kolorze białym, pozbawiony szarości, niezłomny, pewny siebie – idealny. Naprzeciw niego bezwzględnie opresyjny, czarny świat pełen okrutnych tyranów i spiskowców.

Na początku swojej drogi Yans jest jak biała karta. Nic nie pamięta – dopiero w trakcie rozwoju akcji odzyskuje pamięć. A ta nie zawsze mówi, jak było naprawdę, lecz zazwyczaj jak to zapamiętaliśmy. Nie można zatem do końca ufać swoim wspomnieniom – ale również i zmysły płatają figle. Czas i przestrzeń, w której poruszają się bohaterowie, jest niebywale plastyczna i poddana swemu demiurgowi – André Duchâteau. I nie chodzi tu tylko o korzystanie z translatorów temporalnych. Czas, zwłaszcza w pierwszych tomach komiksu, zdradza swoją bardzo niejednoznaczną naturę. Bohaterowie, budzący się w pajęczej sieci w Górach Światła, czują, że „minęły sekundy lub stulecia” lub wracają z owych gór do Strefy „po wiekach”. Sam Yans często nie pamięta ile czasu spędził już w Mieście od zakończenia jego ostatniej misji a w „Mutantach z Xanai” mamy jedną z najciekawszych lokacji w całym uniwersum – Cypel Nieskończoności.


Bohaterowie komiksu bardzo często fałszywie postrzegają rzeczywistość. Skrajnym przypadkiem jest całkowity solipsyzm Gór Światła, kiedy to wszystko co widzą i czego doświadczają jest całkowicie matrixowe, sfabrykowane i wirtualne. W „Planecie czarów” dochodzi do odczytywania myśli i marzeń, w celu stworzenia ułudy rzeczywistości. Jeden z największych łotrów w uniwersum „Yansa”, Argor-mutant rozpyla specyfik, przywodzący na myśl technologię używaną w „Kongresie futurologicznym” Lema, którego zadaniem jest trzymanie obywateli w niewiedzy i fałszywym szczęściu. Ba, czasem nawet cały świat może być polem eksperymentów naukowych, jednym wielkim oszustwem i mistyfikacją. Wszyscy tyrani, których napotkamy w komiksach serii, w jakiś sposób manipulują rzeczywistością – a raczej jej recepcją – w celu utrzymania się przy władzy. Yans przez większość czasu czuje, że jest aktorem w jakimś koszmarnym przedstawieniu i uważa, że nie jest w stanie pokierować własnym losem. „Znów muszę zabijać. Nie mam wyboru. Ale któż ma w życiu wybór?”. W „Tęczowej pladze” jego postać zostaje wręcz wpisana do przepowiedni, która musi się wypełnić – innego wyjścia nie ma. Wywoływanie złudzenia determinizmu to narzędzie władzy: kolejne insygnia to kłamstwo, iluzja dobrobytu, fałszowanie świata. I krwawa przemoc.

Światy, które tworzy Duchâteau, spływają krwią i łzami. To skrajne dystopie, w których nie ma miejsca na wolność i niezależność. Ta bardzo romantyczna wizja walki z tyranią, w której podstawowym orężem jest hart ducha i niezłomna wiara w ideę miłości i wolności, jest jednym z głównych motywów fabularnych komiksu. Skąd tyle nienawiści? Na czym wyrasta wszechobecne zło? Ekstremalne warunki wymuszają ekstremalny darwinizm i rugują altruizm. Droga do dobrobytu i bezpieczeństwa biegnie przez obszary, na których zanika wolność i równość. Aby czuć się bezpiecznie i znaleźć „miejsce przy wielkiej palarni śmieci, gdzie docierają wszystkie odpady” trzeba zrezygnować z wolności. A na to tylko czekają totalitaryzmy wszelkiej maści. Obywatele zmuszeni są zdradzać siebie nawzajem, odrzucić myślenie i uczucia, a gdy się okazuje, że totalitaryzm upada i przychodzi wolność, nie potrafią z niej korzystać. Boja się jej i szukają ręki, która ich poprowadzi przez świat. Udają, że nie widzą bata w tejże ręce. Duchâteau idealizuje postać Yansa, czyni z niego wzór człowieczeństwa. Zdaje sobie sprawę, że ideały (jak to ideały) nie istnieją, ale przynajmniej pokazują kierunek.


„Yans” to również „opowieść o miłości niemożliwej” – jak to nazywał ją scenarzysta. Niemożliwej, bo – znowu – idealnej. Yans i Orchidea odnajdą się po ciemku w największych labiryntach świata, przepłyną wpław morza i oceany, zdradzą wszystkie inne ideały – wszystko po to, aby być razem. Ich miłość jest wręcz archetypiczna, nieco patetyczna i ciągle stemplowana ustnymi deklaracjami uczucia – ale wydaje się, że musi taka być w świecie, w którym definicja szczęśliwego życia to „króciutkie chwile wytchnienia, ginące w natłoku tragedii i mroku egzystencji”.

Taki właśnie jest „Yans”. Wzniosły, polany patosem, czarno-biały, romantyczny, oniryczny, powtarzalny fabularnie (ucieczka przed ścigającymi strażnikami/żołnierzami/najemnikami przez pustkowie/bagna/dżunglę i ostatecznie konfrontacja z nimi; porwania i odbicia; szantaże, pogonie i walki, pułapki, zasadzki), często naciągany i nielogiczny (porywacze bez problemu wchodzą i wychodzą z „najlepiej pilnowanych” miejsc w Mieście; protagoniści otrzymują od scenarzysty niesamowite umiejętności, tylko na chwilę, aby wykaraskać się z problemów, a potem je tracą; świat ma płynne i ciągle zmieniające się założenia; bogowie wyskakują z co drugiej maszyny; nieprawdopodobne zbiegi okoliczności są najczęstszymi wydarzeniami na świecie), bohaterowie nie uczą się na błędach, są naiwni, często podejmują idiotyczne decyzje, które szybko „poprawiają” jeszcze gorszymi, działają impulsywnie, nielogicznie i bezmyślnie. Ale mimo tych wszystkich wad i niedociągnięć jest to komiks, który warto znać – nie tylko z powodu wartości sentymentalnej, lecz z głównie dlatego, że jest to po prostu bardzo dobra rozrywka.

Tytuł: Yans. Wydanie zbiorcze. 1-3
Scenariusz: André-Paul Duchâteau
Rysunki: Grzegorz Rosiński, Zbigniew Kasprzak
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Tytuł oryginału: Integrale Hans 1-3
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Le Lombard
Data wydania: 09.2014, 12.2014, 05.2015
Liczba stron: 224, 216, 224
Oprawa: twarda Format: 225 x 295
Wydanie: I
ISBN: 9788328102439, 9788328102446, 9788328102453

4 komentarze:

  1. Gdy czytam Twoją recenzję, zaczynam rozumieć, dlaczego Yans nigdy mnie nie porwał ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Yans" jako seria ma sens tylko i wyłącznie do piątego tomu - do "Prawa Ardelii". Później robi się tak bezsensownie, idiotycznie i groteskowo, że wstyd to czytać. Przy czym zmiana na gorsze nastąpiła nie tylko w warstwie graficznej, ale i (a może głównie) fabularnej. Jako człowiek wychowany na min. Yansie (rocznik '79) czułem się wręcz obrażony czytając tomy 6-12. Nagromadzenie bzdur i groteskowych, nietrzymających się kupy historii wręcz ubliża czytelnikom będącym fanami wcześniejszych tomów serii.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam sentyment do Yansa - pamiętam go jeszcze z zeszytów Fantastyki. Czytałem tylko do "Prawa Ardelii" włącznie i może dlatego tak mi się podobał?

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie Yans to właściwie pierwszy tom. Scenariusz potem już mnie nie porwał, szkoda, bo 1. tom był genialny (przynajmniej dla nastolatka)

    OdpowiedzUsuń