czwartek, 6 września 2018

Odtrutka na optymizm

Szesnaście otworów

Podobno optymista wierzy, że świat stoi przed nim otworem. Pesymista zaś doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co to za otwór. Peter Watts zaprasza do zwiedzenia szesnastu takich niewinnie z początku wyglądających zakamarków, z których większość z nas chciałaby szybko uciec. Są tam rzeczy, które wypieramy, ponieważ godzą w naszą definicję „człowieczeństwa”, wydają się przejaskrawione i nierealne. Niektóre z nich sugerują, że nie różnimy się niczym od zwierząt a nasza samoświadomość jest tylko złudzeniem, nakładką na pewien software rozwijający się od początków życia na naszej planecie. A z niektórych rzeczy zupełnie nie zdajemy sobie sprawy.

Peter Watts, zupełnie jak reedukatorzy zdemoralizowanego Aleksa z „Mechanicznej pomarańczy”, otwiera nam oczy, blokuje je przed zamknięciem i puszcza film. Nawet nie próbuje ich potem zakraplać. W żadnym opowiadaniu nie ma nic optymistycznego, nie ma żadnej taryfy ulgowej. Wracając do powieści Burgessa – jedno z opowiadań, „Oczy Boga”, stawia poważne pytania o granice prewencyjnej ingerencji w ludzki mózg. Wspomniany Aleks został poddany praniu mózgu, ponieważ był przestępcą. U Wattsa natomiast wystarczy, że pomyślisz o przestępstwie i już stajesz się potencjalnym zagrożeniem. Prowadzi to do rugowania wolnej woli – zresztą pojęcie to u Wattsa jest i tak dość mocno kwestionowane.

Wszechświat bowiem jawi się w kreacjach autora jako pewnego rodzaju superkomputer, pewien gigantyczny program rozwijający się od momentu Wielkiego Wybuchu. Widać to w opowiadaniach „Drugie przyjście Jasmine Fitzgerald”, „Betlejem” oraz „Fraktale”. Natura składa się z kilku prostych równań i zbudowana jest w sposób fraktalny – zależności, które obserwujemy w świecie makroskopowym (nie mówimy tylko o prawach fizyki, lecz również o przemocy i nienawiści) możemy odnaleźć również w skali mikro. Jest to sprawnie działająca maszyna, którą niestety toczy entropia – kto wie, być może świat-komputer ma sposób na walkę z tym zjawiskiem? Ludzie też myślą, że ją mają – nie zdają sobie sprawy, że są tylko kolejnym rodzajem informacji obrabianym przez dobór naturalny. Nasze próby narzucania światu jakiegoś zorganizowanemu ładu, ciągłe szukanie sposobu na wyodrębnienie dźwięku z szumu to próżny trud. Kto wie, może kiedyś pojawi się na świecie ktoś z stylu Jasmine Fitzgerald, która twierdziła, że potrafi „zdebugować” rzeczywistość – tylko czy taka istota będzie jeszcze człowiekiem?


Jak na razie, ze swoją samoświadomością, tym niewytłumaczalnym wybrykiem ewolucji, jesteśmy tylko wirusami, które szaleją po systemie operacyjnym Matki Natury. W opowiadaniu „Nimbus” Ziemia próbuje się oczyścić. Z nas, z naszej obecności znaczonej degradacją środowiska – niczym starotestamentowy Bóg, zsyła na naszą planetę swe anioły zagłady. Takie, które potrafią usunąć te szkodliwe, chodzące fragmenty materii, którym uroiło się, że cokolwiek znaczą. Tak dokładnie widzi nas istota z opowiadania „Cosie” (jest to ponowna projekcja filmu „The Thing” Johna Carpentera, z tą tylko różnicą, że za kamerą stoi przerażający kosmita) – jesteśmy tylko końcówkami biomasy, które wydają dziwne dźwięki i wchodzą ze sobą w relacje nieoptymalne z punktu widzenia walki o przetrwanie. Nasza jaźń jest błędem ewolucji, która wynosząc nasze mniemanie o własnym gatunku na niebotyczne poziomy, nie pozwala dostrzec prawdy. Napawa optymizmem. Bohater tekstu „Ciało stało się słowem”, współczesny doktor Frankenstein, próbuje zajrzeć tam, gdzie bohaterowie filmu „Flatliners” Joela Schumachera. Jakie wyciąga wnioski? Gdy umieramy odpadają z nas po kolei etyka, jakość życia, moralność, miłość, a na koniec i tak zostaje wrzeszczący o życie kawał mięsa.

Kim są ludzie? Czy skrajnie zmodyfikowany organizm ludzki, dostosowany do innego środowiska niż normalne i tracący powoli samoświadomość będzie nadal człowiekiem? „W domu” jest przygrywką do Trylogii Ryfterów – wchodzimy tu w ciało pierwowzoru Lenie Clarke z „Rozgwiazdy”. Czym jest świadomość i czy może istnieć w oderwaniu od ciała? A jeśli tak, to czy jej rozwój nie będzie wynaturzony? Czy sama inteligencja, wyzbyta dojrzałości emocjonalnej, moralności i typowo ludzkiego doświadczenia nie będzie czasem zagrożeniem? W „Malaku” i „Jętce jedniodniówce” Watts odpowiada na te pytania w wielce pesymistyczny sposób. A może to właśnie owe skrupuły i moralność są balastem i hamują rozwój, którego celem jest przetrwanie za wszelką cenę? W „Ambasadorze”, opowiadaniu, które jest zapowiedzią „Ślepowidzenia” widzimy, że to niepohamowana agresja jest największą siłą napędową technologii, bo dopiero walka z zagrożeniem daje impuls do rozwoju. Nie wystarczy być inteligentnym, trzeba jeszcze być wrednym. Gdzie tu miejsce na moralność? Zwłaszcza, że jak pokazuje „Dużo żarcia” jest to wielce dyskusyjne i płynne pojęcie.


Czy wizja ludzi jako podprogramów wchodzących ze sobą w najróżniejsze interakcje powoduje, że przestajemy potrzebować Boga? Czy wręcz przeciwnie – jest on jakimś buforem bezpieczeństwa dla naszej psychiki? Samooszustwem? Musi być fałszem, ponieważ gdyby istniał w tak skonstruowanym świecie jak u Wattsa, musiałby być prawdziwym sukinsynem. Problem wiary porusza króciutka miniatura „Hillcrest kontra Velikowski. Siła wyższa?” oraz jedno z najlepszych opowiadań zbioru – „Nowina dla pogan”. Wyobraźmy sobie świat, w którym religia nie dość, że jest efektem usterki naszej cielesnej maszyny, to może być przedmiotem stopniowania. Możemy ją sobie dawkować.

Celowo nie piszę nic o najlepszym tekście zbioru. „Wyspa” jest opowiadaniem genialnym, pełnym erudycji i zapierającym dech – ten tekst, że tak pojadę wyświechtanym sloganem, przeczytać powinien każdy miłośnik science fiction. A co z wspomnianym pesymizmem demaskującym złudzenia zbyt optymistycznie nastawionych eksploratorów świata, szeroko otwartego na ich zapędy? Kto wie, może to nie pesymizm, lecz realizm? A optymizm, ten nieuzasadniony niczym uśmiech świadomości, jest jedynym ratunkiem, żeby realista nie oszalał z rozpaczy? Zbyt gęsta bowiem panuje atmosfera w szesnastu otworach Petera Wattsa.


Tytuł: Odtrutka na optymizm
Autor: Peter Watts
Tłumaczenie: Wojciech Próchniewicz
Wydawca: Mag
Data wydania: lipiec 2013
Liczba stron: 360
ISBN: 9788374803649

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz