czwartek, 20 maja 2021

Authority. Tom 2

Ku utopii


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„Authority” powraca! Najbardziej bezwzględna grupa superbohaterska uniwersum „Wildstorm” wkracza w dwudziesty pierwszy wiek. Już bez swojej szefowej, niesamowitej Jenny Sparks, ale za to ze wsparciem opinii publicznej i w blasku jupiterów. Warren Ellis i Bryan Hitch oddają pałeczkę swoim następcom – po dwunastu numerach przestali pisać i rysować „Authority”. Oczywiście szkoda, ale na szczęście kontynuatorzy ich dzieła stanęli na wysokości zadania.

Jenny Sparks, „duch XX stulecia”, zmarła o północy trzydziestego pierwszego grudnia 1999 roku, kiedy to cały świat żegnał odchodzące millenium. Jednocześnie, w innym miejscu świata, urodziła się dziewczynka – ostatnie strony pierwszego tomu „Authority” jednoznacznie sugerują, kim jest i jaką ma rolę do odegrania w przyszłości. A oto i sama grupa – John Hawskmoor, potrafiący „rozmawiać z miastami”; Apollo i Midnighter, czyli homoseksualna para superbohaterów będących jawnym nawiązaniem do Supermana i Batmana; Mechanik, kobieta z ciałem zbudowanym z ciekłego metalu; skrzydlata, supersilna Swift oraz Doktor, „szaman Ziemi”, dysponujący niewyobrażalnymi mocami. Dwudziesty pierwszy wiek należy do nich! Popularni, rozpoznawani, zapraszani do najróżniejszych programów telewizyjnych, pozujący na „ściankach” – to celebryci, którzy po zaprowadzeniu porządku i ukaraniu superłotrów, urządzają sobie suto zakrapiane libacje na swoim statku-bazie, zawieszonym gdzieś między wymiarami uniwersum Wildstorm, między którymi płynie tak zwana „Posoka”. Tak właśnie.


Skąd ta popularność? „Authority” to grupa zupełnie inna niż pozostałe. „Nie jesteśmy drużyną komiksowych bohaterów, którzy co miesiąc naparzają się z superzłoczyńcami tylko po to, aby zachować status quo” – mówi Hawskmoor i nie rzuca słów na wiatr. Rosjanie – wynocha z Czeczenii! Chińczycy – wynocha z Tybetu! I to już – inaczej zostaniecie zmiażdżeni w jednej chwili. Bohaterowie komiksu nie boją się ubrudzić sobie rąk i każdy wie, że nie żartują. Co zrobić z psychopatycznym dyktatorem jakiegoś małego państwa w Azji Południowo-Wschodniej? Można go złapać, postawić przed sądem, uwięzić w zgodzie z zachodnimi, humanitarnymi wartościami i liczyć na to, że jego następca będzie lepszy. No tak – tylko, że nie będzie. Można też odwrócić oczy, kiedy wkroczy Authority i zrobi swoje – posieka na kawałki skorumpowanych przywódców, a dyktatora odda ludowi, który sam wymierzy sprawiedliwość. Źli ludzie u władzy już wiedzą, że Hawskmoor i jego koledzy nie żartują. „Najeźdźca opuścił okupowany kraj wyłączne dzięki sile perswazji” – dobre sobie.

Drugi tom zawiera wszystkie odcinki pierwszej serii „Authority” wydane po odejściu Warrena Ellisa i Bryana Hitcha – od trzynastego (maj 2000) do dwudziestego dziewiątego (lipiec 2002) oraz „Authority Annual 1” z grudnia 2000. Zaczynamy od walki z tak zwanymi „Amerykanami”, czyli grupą nadludzkich złoczyńców na usługach niejakiego doktora Krigsteina (przyjrzyjcie się im dobrze, kogo wam przypominają?). Doktor chce porwać pewne niemowlę, o którym już wspomniałem na początku recenzji – moce bobasa są bez porównania większe, niż te, którymi dysponowała nieobecna już Jenny Sparks. W kolejnych odcinkach dochodzi niemal do apokalipsy – nasza planeta zaczęła w końcu odczuwać skutki uboczne po ataku „materialnego boga” z tomu pierwszego. Obie historie, zawarte w ośmiu odcinkach napisał Mark Millar („Kick-Ass”) a zilustrował Frank Quitely („New X-Men”). Millar znakomicie rozumie ideę „Authority” i pomysł Warrena Ellisa, a Quitely wpasował się swoimi nieco karykaturalnymi rysunkami bezbłędnie. Ale najlepsze dopiero przed nami.


Po krótkiej historii z „Authority Annual”, będącej częścią eventu „Devil’s Night”, który przetoczył się przez wszystkie „annuale” Wildstorm w 2000 roku (przeciętna rzecz stworzona przez autorów mniej znanych w Polsce), wracamy do akcji. Mark Millar i Frank Quitely rozpoczynają ostatnią, najdłuższą i najlepszą opowieść swojego autorstwa – „Nowy wspaniały świat”. Uważni czytelnicy zauważą pewną dziwną rzecz – po pierwszym odcinku z czterech rozpoczyna się nagle inna (również czteroodcinkowa) historia zatytułowana „Przekazanie władzy” (zupełnie inni twórcy), po czym wracamy do „Nowego, wspaniałego świata”, ale już bez Franka Quitely’ego (do spółki z Grantem Morrisonem zabrał się wtedy za „New X-Men” w Marvelu). Perturbacje kadrowe, niezrozumiałe decyzje DC, 11 września 2001 i zbyt śmiałe propozycje scenariuszowe Marka Millara spowodowały to twórcze przetasowanie. Ale nie wpłynęło to w żaden sposób na jakość i spójność ostatnich ośmiu odcinków serii. Nie będę pisał o fabule – naprawdę nie powinienem.

Nadmienię może tylko, że to właśnie w tych ostatnich epizodach członkowie grupy ostatecznie udowadniają, że nie są zwykłymi superbohaterami. Oni zwyczajnie przerażają. Władze najpotężniejszych państw na świecie i megakoropracje nie przejmowały się do tej pory herosami – oni tylko noszą majtki na spodniach i ściągają koty z drzew, a nie bawią się w wpływanie na globalną politykę, masakrowanie przeciwników i przerabianie świata na swoją modłę. Grupa Authority złamała najważniejszą, niepisaną zasadę superbohaterstwa – „Nie uważaj, że jesteś silniejszy od facetów z górą forsy”. Możni tego świata, przy użyciu swych wpływów i przepastnych kont, postanawiają uporać się z herosami.


Mark Millar stwierdził, że seria „Authority” miała zaczynać się tam, gdzie „Liga Sprawiedliwości” i „Avengers” stawiają nieprzekraczalne granice. Miała iść tam, gdzie udał się „Miracleman” Alana Moore’a, ale „wszystko miało skończyć się dobrze”. Droga „Authority” ku obmyślonej wcześniej utopii obfituje bowiem w wydarzenia, których mainstreamowy, amerykański komiks superbohaterski nigdy nie dopuściłby do druku – dlatego właśnie taki Garth Ennis musiał wynosić się do małego wydawnictwa, gdy zaczął pisać „Chłopaków”. Włodarze Detective Comics boleśnie okroili i ocenzurowali pierwotną wizję Marka Millara. Seksualne wykorzystywanie, seksualne podteksty, brutalne gwałty, upokorzenia, groteskowa przemoc, mordowanie dzieci, ludobójstwa na tle etnicznym a nawet nekrofilia – to wszystko musiało zostać złagodzone. Ba, w pierwotnej wersji komiksu, „anonimowy dyktator z Azji Południowo-Wschodniej” nazwany był z imienia i nazwiska. Chodziło o B.J. Habibie, prezydenta Indonezji i jego politykę wobec Timoru Wschodniego.

Tim Miller, autor wstępu, bardzo fajnie charakteryzuje komiks „Authority”. Porównuje go do filmów z Deadpoolem – te, aby działać zgodnie z zamierzeniem, mogły powstać dopiero wtedy, gdy odpowiednio duża ilość odbiorców poznała już i zrozumiała mechanizm tworzenia opowieści w ramach gatunku. Dopiero wtedy możemy zacząć zgłębiać historie, które przełamują schematy, dyskutują z gatunkiem, krytykują go lub parodiują – a my to wiemy, rozumiemy i dostrzegamy. Tak właśnie jest z „Authority”.

Pierwsza seria zakończyła się na odcinku dwudziestym dziewiątym. „Authority” powracało potem jeszcze kilka razu, ale to właśnie te dwa tomy wydane ostatnio przez Egmont zawierają najlepsze historie. Fani komiksu superbohaterskiego muszą to przeczytać – ale reszta niekoniecznie.



Tytuł: Authority. Tom 2
Scenariusz: Paul Jenkins, Mark Millar, Warren Ellis, Tom Peyer, Joe Casey, Doselle Young
Rysunki: Chris Weston, Cully Hammer, Dustin Nguyen, Frank Quitely, Georges Jeanty, John McCrea, Arthur Adams, Gary Erskine
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Tytuł oryginału: Absolute Authority vol. 2
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Detective Comics, Wildstorm
Data wydania: kwiecień 2021
Liczba stron: 504
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: I
ISBN: 9788328149212

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz